sobota, 19 marca 2016

Rozdział XXXVII - Marzenia i koszmary

Była godzina 5:30 kiedy Natsu zsunął się z łóżka i zamkniętymi oczami udał się do łazienki na poranną kąpiel. W połowie zaspany nie omieszkał uderzyć w fotel i narożnik. Syknął z bólu i zapalił świtało zamykając za sobą drzwi. Pomimo tego, że ojciec pozwolił mu, nie przychodzić do pracy dzisiaj to Salamander odczuwał taką potrzebę. Chciał pokazać ojcu, mamie i reszcie pracowników, że nie tylko utrzymał się tam, bo jego ojciec był szefem, ale dlatego, że dużo umie. Jako programista w nowym biurze ojca, miał styczność tylko z komputerami, laptopami i innym sprzętem związanym z elektroniką. Lucy mogła być spokojna, bo jedyną osobą, którą mógłby podrywać czy flirtować z nią była sprzątająca tam 62 letnia konserwatorka powierzchni płaskich. Oni jako pierwszy przybywali do firmy więc różowowłosy znał na wylot całe jej życie. Wiedział ile ma dzieci, w jakim są wieku, do jakiej szkoły chodzą, bo robią w wolnym czasie, co będą robiły kiedy dorosną. Słyszał również o wszystkich chorobach pani Stuu które nawiedziły ją w minionym miesiącu m.in. była to grypa jelitowa, biegunka, mdłości, nadkwasota i wiele innych. Pani Stuu to bardzo otwarta kobieta, nie wstydząca się mówić tego co myśli i czuje - co miejscami irytowało chłopaka.
Ubrał się i przygotował do wyjścia. Zanim wyszedł z sypialni pogładził ukochaną po włosach i pocałował w czoło. Dziewczyna jakby na chwilę się przebudziła i wyszeptała.
- Jedź powoli i ostrożnie. Napij się rano kawy, dobrze?
- Dobrze. - szepnął nachylając się nad nią i chcąc pocałować ją w usta.
- Nie. Nie teraz. -  zacisnęła mocniej usta. - Kocham cię.
- Ja Ciebie też. - uśmiechnął się i otarł nosem o jej nos.
....
- Do jasnej choroby. Nic mi nie wychodzi. Czy kiedy ja gotuje mleko, zawsze musi wykipieć? - mówiąc do siebie Lucy ogarniała bałagan w kuchni. Nie mogąc skupić się na kilku rzeczach na raz, zaczęła od zakręcenia kurka z gazem a później ścierała rozlane mleko z kafelków. Nagle zadzwonił telefon i blondynka chcąc sięgnąć po komórkę, która leżała na szafce obok blatu uderzyła o niego głową. - Cholera! - krzyknęła rozcierając sobie głowę. Spojrzała na wyświetlacz i odebrała. - Halo?
- Cześć Lucy! - krzyknęła do słuchawki jej niebieskowłosa przyjaciółka. Widocznie była pełna energii i entuzjazmu w przeciwieństwie do obolałej Lucy.
- No hej Leviś! Jak tam na wakacjach? Jak pogoda? Kiedy wracacie?
- Wracamy za dwa dni, mam nadzieję, że po wyjeździe się spotkamy, bo muszę Ci coś powiedzieć. To jest bardzo pilne. Pogoda jest wyborna, ale pogodynka przewidywała bardzo silny wiatr nad morzem i nie kazała wychodzić z domów. Dlatego się zbieramy wcześniej, nie chcemy, żeby dopadł nas tutaj jakiś huragan czy coś. Lepiej mów jak u Ciebie, co się ciekawego wydarzyło pod moją nieobecność, poza tym, że się zaręczyłaś i że sypiacie ze sobą jak pełnoprawne małżeństwo. - dodała a w jej głosie słychać było łobuzerską nutę.
- Przestań! Nie będę o tym z tobą rozmawiać! Nie ma  mowy.
- No co Ty ! Ja opowiedziałam tobie wszystko ze szczegółami. Niczego nie pominęłam.
- I właśnie o to chodzi. Wymiotowałam, przez tą twoją relację całą noc. Bałam się, że zwymiotuje żołądek.
- Ahhh.. - westchnęła głośno - Jak wolisz. Jeśli nie od Ciebie to dowiem się od Natsu. Gajeel zaraz do niego zadzwoni.
- O fuuu.. On też wam nic nie powie.
- Założysz się? - rzuciła rozbawiona Levy. - Gajeel umie go podejść.
- Wiesz, co jak rozmowa ma schodzić na ten temat, to chyba nie chce rozmawiać. Idę gotować mleko.
- Daj spokój Lu.
- Nie no mówię poważnie, muszę napić się kawy, bo zasypiam na stojąco.
- To się połóż a nie pij tego świństwa.
- Odezwała się co w roku szkolnym, żeby się ze wszystkim wyrobić piła codziennie 3. Muszę Levy, bo dzisiaj jadę na miasto - trzeba jakoś wyglądać.
- Ty zawsze pięknie wyglądasz.
- Szkoda, że mnie dzisiaj nie widzisz. Dobra Levy naprawdę muszę lecieć. Później zadzwonię albo napiszę. Strasznie Cię kocham. Baw się dobrze i korzystaj z chwili.
- Wzajemnie - dodała niebieskowłosa z nutą wesołości. - Trzymaj się. - kiedy dziewczyny się rozłączyły, Lu zaparzyła kawę, wzięła prysznic i ubrała się do wyjścia. Zanim wyjechała do podłączyła telefon do samochodu, żeby się naładował. Postanowiła najpierw udać się do banku i wypłacić pieniądze a później na pocztę odebrać przesyłkę. Obrała trasę i udała się nią.
....
Godzinę później, obładowana zakupami wyszła z supermarketu i udała się w stronę samochodu. Otworzyła bagażnik i zaczęła wszystko chować, kiedy podeszła do niej Erza.
- Hej mała! - powiedziała entuzjastycznie szkarłatnowłosa. - Jejku, jak ja ciebie dawno nie widziałam. - dodała i mocno przytuliła blondynkę.
- Ciebie też bardzo miło spotkać. Jak tam wakacje? Jak Ci się układa z Jellalem?
- Wakacje pełne wrażeń, jak to zawsze u mnie. Prawie codziennie gdzieś jestem. Jak nie na plaży, to w termach, w saunie, na treningach i na meczach. Zawsze coś ciekawego się dzieje. A z Jellalem - bardzo dobrze. Nawet bardzo bardzo. - dodała uradowana. - Lepiej powiedz mi jak u Ciebie, gdzieś wyjeżdżacie z Natsu?
- Yyy - zaczęła Heartfilia, rozważając możliwość skłamania, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie. - Nie wyjeżdżamy nigdzie, bo Natsu pracuje w biurze rodziców i nie ma za dużo wolnego.
- Żartujesz? Tata nie daje mu wolnego?
- Na pewno, gdyby o to poprosił to by je dostał. - powiedziała z lekkim żalem w głosie, na myśl, że Natsu kocha spędzać tyle czasu w pracy i woli to niż spędzanie czasu w domu. Zupełnie jak jej ojciec. - Po prostu bardzo mu na tym zależy, żebyśmy mieli jako taką zapewnioną przyszłość.
- Mówisz jakbyście byli małżeństwem - rzuciła rozbawiona.
- Spokojnie. Jak na ten czas tylko narzeczeństwem. - uniosła w górę rękę i pokazała pierścionek.
- Nie gadaj! - krzyknęła Erza. - O ja pierdziele! Co za farciara z Ciebie. Masz 18 lat i już narzeczonego. Zazdroszczę.
- Wierz, mi nie ma czego. - Lucy pomyślała o ojcu, mamie, cioci która jest za granicą, o dziadku który mieszka dłuższy kawałek drogi stąd. Został jej tylko Natsu i Lu doskonale zdawała sobie sprawę, że gdyby nie on było by krucho. Nagle poczuła ukłucie w brzuchu - bolesne ukłucie. Wzdrygnęła się, ale szybko opamiętała, myśląc, że to zwykły nerwoból. Nieprzyjemne uczucie jednak nie przestawało dawać o sobie znać. Postanowiła wrócić do domu i chwilę odpocząć.
- Przepraszam Cię Erza, ale muszę lecieć. Natsu będzie dzisiaj wcześniej i obiecałam, że zrobię jakiś porządny obiad.
- Rozumiem, obowiązki narzeczonej. Szkoda, że na krótko się spotkałyśmy, ale cieszę się, że wgl. To do zobaczenia. Trzymaj się zdrowo! - dodała i uścisnęła koleżankę. Lucy wpakowała do samochodu jeszcze trzy wody i znowu uderzyła ją fala bólu przeszywająca całe ciało. Zgięła się w pół i przykucnęła na parkingu. Złapała się za brzuch i spuściła głowę. "Tylko oddychaj" Spokojnie, to tylko nerwoból" "Zdarza się" - powtarzała w myślach jak mantrę. Zaczęła głęboko oddychać i po chwili nadal obolała wstała i weszła do samochodu. Zacisnęła zęby i ruszyła z parkingu do domu. W trakcie jazdy zadzwonił jej telefon. Spojrzała na wyświetlacz - Natsu. Nie chciała sprawiać mu przykrości ani dawać mu powodów do zmartwień. Zawahała się przez chwilę a później odrzuciła połączenie. Ból nie ustępował, wręcz przemieszczał się po całym ciele. Nie mogąc się nic zrobić, pojechała do szpitala.
- Dzień dobry, była pani umówiona z doktorem Brownem?
- Nie byłam, ale bardzo źle się czuję i muszę z nim porozmawiać.
- Ja rozumiem, ale doktor Brown, nie może pani przyjąć, jeśli nie jest pani pacjentką tego szpitala. Musi pani udać się po skierowanie na pogotowie a później...
- Proszę pani, proszę mnie posłuchać. Nie mam dzisiaj ochoty na kłótnie z panią. Jestem córką Jude`a Heartfilii najbogatszego człowieka w tym kraju, więc jeśli pani nie zadzwoni po doktora przysięgam, że wykupię tą placówkę, przerobię ją na sklep mięsny a pani nie zatrudnię nawet jako sprzątaczki. Co więcej dam pani takie referencje, że nigdzie pani nie znajdzie pracy, więc lepiej niech pani wykona ten pieprzony telefon, zanim ja spełnię swoje żądania. - pielęgniarka wyglądała na tak przerażoną, że natychmiast chwyciła za telefon i z pamięci wybiła numer doktora.
- Zaraz przyjdzie, do tego czasu niech pani usiądzie i poczeka.
- Można? Można. Dziękuję. - po minucie zjawił się lekarz i spojrzał na Lucy wielkimi oczami. - Dziadku! Tak się cieszę, że Cię widzę.
- Ja też wnusiu, ale wolałbym Cię spotkać w innym miejscu niż to. Wejdź do gabinetu. Gabriela przynieś dwie herbaty i kup mi ciastka, umieram z głodu.
- Oczywiście panie doktorze.
- Płochliwa dziewczyna. - rzuciła Lucy kiedy zobaczyła wybiegającą z placówki dziewczynę.
- Oj tak. Bardzo jej zależy na tej pracy. Jest bardzo kompetentna, ale całkowicie pozbawiona poczucia humoru.
- Zauważyłam. - dodała siląc się na uśmiech.
- Co Cię boli skarbie?
- Dzisiaj rano wszystko było dobrze. Poza tym, że nie mogłam się skupić na dwóch rzeczach na raz, przypaliłam mleko, wsypałam do kawy sól zamiast cukru i do tego rano bolała mnie głowa. Pojechałam do sklepu a kiedy włożyłam zakupy do bagażnika myślałam, że pęknie mi  brzuch. Czułam taki silny nacisk. Nie mogłam wytrzymać.
- A teraz? Co Cię teraz boli?
- Brzuch już przestał, ale mam migrenę. Rano wymiotowałam.
- Hmm... a dużo czasu spędzasz przed komputerem?
- Sporo, piszę książkę. Muszę ją realizować elektronicznie, także na pewno 6 godzin dziennie z małą przerwą.
- To zdecydowanie za dużo. A zakupy były ciężkie? Może się przedźwigałaś?
- Nie dziadku, to nie to.
- Jesteś bardzo blada. Powinniśmy zbadać krew.
....
- Wyniki wszystkich badań będą za dwa dni. Wstępnie wykluczyłem twoje problemy sercowe, grypy też nie masz, jedzenie które jesz jest w porządku. Niepokoi mnie tylko jedna myśl...
- Co takiego dziadku?
- Kiedy ostatnio miałaś okres? - zapytał zmartwiony patrząc na wnuczkę. Blondynka momentalnie zrobiła się czerwona. Czuła jak pieką ją policzki i jak szczypie ją skóra. Czy dziadek na poważnie myślał o ciąży? Przecież to chyba niemożliwe? Prawda?
- yyy...
- Powinnaś udać się do ginekologa. Napiszę adres na kartce, nie martw się to niedaleko. Pojechałby z tobą, ale mam jeszcze pacjentów. Tylko się nie martw, wszystko będzie dobrze. Może to chwilowe złe samopoczucie, ale wszystko trzeba brać pod uwagę zważywszy, że ty no .. no..
- Tak wiem, dziadku. Dziękuję.
....
Lucy nadal przerażona w związku z wizytą u ginekologa, weszła do domu, rzuciła torebkę na szafkę.
- Lucy to Ty kochanie? - usłyszała znajomy głos narzeczonego, po chwili wychylił się z fartuchem na sobie, widząc rozkojarzoną blondynkę podszedł do niej i objął ją ramieniem. - Wszystko dobrze? Dzwoniłem do Ciebie chyba 5 razy, czemu nie odbierałaś? Co się stało?
Dziewczyna spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem i rzuciła.
- Tak, przepraszam zamyśliłam się. Nie odbierałam bo spotkałam Erze a później odwiedziłam dziadka. Przykro mi, że tak wyszło.
- To nic kochanie. Po prostu się martwiłem, ale mogłem pomyśleć, że jesteś zajęta. Zdejmij buty i choć do jadalni, zrobiłem kolacje.
- Oj, nie Natsu, nie jestem głodna. Zjadłam na mieście - kłamstwo - posiedzę z tobą a Ty spokojnie zjesz, później porozmawiamy, dobrze?
- No skoro nie chcesz. Muszę Ci tyle powiedzieć. - dodał uśmiechnięty.
- Oj uwierz mi, że ja tobie też. - westchnęła głęboko i usiadła przy stole.
- Padniesz jak to usłyszysz. Poważnie, dawno nie słyszałaś takich rzeczy. - dodał uradowany.
- Żebyś się nie zdziwił. - rzuciła i pomyślała o tym, jak ona powie swoją nowinę Salamandrowi. - Kochanie, chciałabym się odświeżyć, bo byłam u dziadka a wiesz, dziadek pracuje w szpitalu i nadal od siebie czuję ten zapach. Ty w tym czasie spokojnie sobie zjesz. Jak skończę to zejdę na dół i pogadamy w salonie, dobrze?
- Jasne, tylko się pośpiesz!
- Dobrze, zaraz wracam. Smacznego.
Weszła na górę ale zamiast do łazienki udała się do pokoju dziecięcego przygotowanego rzekomo dla jej rodzeństwa. Stanęła przy łóżku i zaczęła płakać. Gładząc kojec i przewieszone zabawki pogładziła swój brzuch. Nie wie ile tam siedziała, ale usłyszała zniecierpliwiony głos Natsu, którego roznosiło szczęście.
- Już idę! - krzyknęła i poszła do sypialni. Przebrana w piżamę zeszła na dół.
- Ty w piżamie? No co Ty kochanie! Noc jeszcze młoda a my będziemy dzisiaj świętować. - podszedł do niej i wziął ją na ręce.
- Co Ty taki w skowronkach? Odłóż mnie na ziemię i mi opowiedz.
- Siedziałem w swoim biurze i przyszła sekretarka taty i powiedziała, że ojciec prosi mnie do gabinetu, poszedłem bez słowa. Rodzice stali przy oknie i uśmiechnęli się do mnie kiedy wszedłem. Wchodzili sobie w słowo i nie rozumiałem na początku co do mnie mówią, ale po chwili tata wziął inicjatywę i powiedział, że chce mianować mnie kierownikiem firmy. Rozumiesz? Zgodziłem się natychmiast.
- To cudowna wiadomość. - powiedziała ze spokojem w głosie blondynka. - Czy to jednak nie oznacza, że będziemy jeszcze rzadziej się widywać?
- Na początku będzie trudno. Ale później niekoniecznie. Zatrudnię asystenta a tata przydzieli mojego zastępcę. Nie cieszysz się? Przecież zawsze o tym marzyłem...
- Wiem, kochanie i bardzo się cieszę. - zmusiła się na uśmiech i pocałowała narzeczonego.
- Ale?
- Nie ma ale.
- Kochanie, to tylko kilka miesięcy takiej harówki a później będę w domu częściej niż w pracy. Zatrudnię najbardziej kompetentnych ludzi.
- Z pewnością.
- A teraz twoja kolej - powiedział podając jej szampana. - Co chciałaś i powiedzieć?
Spojrzała na niego zmieszana i ogarniając swój chaos w głowie przełknęła ślinę.
- To może poczekać. Dzisiaj Ty jesteś najważniejszy!
- Tak się cieszę, nawet nie spodziewałem się, że to wszystko wyjdzie tak szybko....
Natsu gadał i gadał a Lucy cierpliwie słuchała i przytakiwała. Była rozkojarzona i jedyną rzeczą na jaką miała ochotę to położyć się do łóżka i pójść jak najszybciej spać.
- Czemu, nic nie pijesz? Jeden mały łyczek za moje zdrowie, proszę...
- Chciałabym kochanie, ale nie mogę, nie dzisiaj. Bardzo boli mnie głowa i chyba idę się położyć.
- No dobrze. Dołączę do Ciebie, ale oddzwonię do Gajeela bo chciał porozmawiać.
- Tylko mu nic nie mów o tym jak się kochaliśmy. Nie dawaj Levy satysfakcji, że mnie przechytrzyła. - dodała z uśmiechem, pocałowała różowowłosego w czoło i poszła na górę.
Wzięła gorący prysznic i położył się na łóżku. Sen długo nie przychodził, leżała zapłakana i przestraszona. Miała mieć dziecko w wieku 18 lat, nie skończywszy studiów i nie powiedziawszy nic swojemu chłopakowi. "Nawet nie jest moim mężem" - pomyślała. Obróciła się na drugi  bok i westchnęła głęboko zastanawiając się jak od teraz będzie wyglądać jej przyszłość. Obraz Natsu bawiącego się z małym dzieckiem w ogrodzie pojawił się w jej głowie i na tą myśl uśmiechnęła się do siebie i strach zniknął jak mydlana bańka.

4 komentarze:

  1. Tak się cieszę, że zostaną rodzicami (mam nadzieję, że wszystko będzie w pożądku i nie będzie komplikacji). Teraz jeszcze tylko wezmą ślub i będą żyli długo i szczęśliwie :D Czekam na następny rozdział. Pozdrawiam i życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest świetny.
    Lucy w ciąży?... nie jest to jeszcze potwierdzone, jeśli tak będzie, mam nadzieję ze strach Lucy jest nie potrzebny, a gdy Natsu się dowie o ciąży, więcej czasu będzie spędzał z Lucy i będzie przy niej.

    Pozdrawiam i życzę weny oraz czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  3. BUHAHAHAHAHA Ja od początku rozdziału to przeczuwałam, wiedziałam, wiedziałam!!!!! Natsu i Lucy będą mieli dzidzię!!! *.* (tylko ani myśl o uśmierceniu tego małego stworzonka, bo ukatrupię cię własnymi rękami i tak, to jest groźba... -.-). Nie mam nic więcej do powiedzenia, tylko BĘDZIE BABY :D No no, ciekawe co będzie dalej :D Weny życzę pani szanowna

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam mieszane uczucia co do tego rozdziału :/
    Nie mam pojęcia jak go skomentować.
    Naserio musiałaś użyć imienia Stuu? Moja koleżanka truje mi życie gadając jakim to on jest wspaniałym yootuberem.
    Pozdrawiam Amelka :-*
    P.s przepraszam, że tak późno komentuję

    OdpowiedzUsuń