niedziela, 16 lipca 2017

Opowiadanie 2 Rozdział 3 - Spróbować od nowa

* Oczami Natsu*
Gdy odjechali, rozejrzałem się po mieście i spostrzegłem że wylądowałem przed samymi drzwiami biblioteki. Może to jest jakiś znak? - pomyślałem i wszedłem do środka.
Wewnątrz panował zaduch, czuć było starością, zmurszałym drewnem i pleśnią? Oby moje zmysły się myliły, bo mózg podpowiadał, że zostanę tu jakiś czas. Przeszedłem przez korytarz na którego końcu znajdowała się recepcja. Okienko wyglądało na brudne i dawno nie otwierane. Zerknąłem do środka, ale nikt nie siedział w małej komórce więc udałem się dalej, gdzie było rozwidlenie na trzy sale. Zerknąłem przez okienko pierwszej z niej i spostrzegłem stare komputery przy których pracowała grupa nastolatków. Nie miałem ochoty wchodzić do środka bo właściwie co miałbym tam robić, skoro mam lepszy sprzęt w domu?  Zrobiłem kilka kroków do tyłu i skręciłem w prawo, przez małe okienko dostrzegłem wielki na całą ścianę stary ekran. Był zniszczony jak pomieszczenie w którym się znajdował. Kurz po wejściu piekł w oczy i w błony śluzowe więc długotrwałe przebywanie w tym pomieszczeniu astmatykom nie wróżyło przedłużenia życia. Wychodząc odwróciłem głowę i ostatni raz spojrzałem na zakurzone i zapuszczone pomieszczenie i zatęskniłem za starym dobrym kinem. Może dałoby się coś z tym zrobić? - pomyślałem i udałem się w stronę ostatniego pomieszczenia. Z nadzieją, że w bibliotece odnajdę w końcu jakieś książki. Nie pomyliłem się.
W trzecim pokoju znajdowała się ich masa. Przy jednej ścianie znajdowały się regały ustawione praktycznie jedno na drugim a z drugiej strony krzesła nie wyglądające na zbyt wygodne i zniszczone stoliki. Przy jednym z nich zauważyłem znajomą twarz i z uśmiechem na ustach udałem się w tamtą stronę.
- Znowu się spotykamy. - zagadałem. Levy wyglądała na przestraszoną, ale szybko na jej twarz wrócił uśmiech.
- Bardzo miło Cię widzieć, zresztą jak zawsze. - dodała z uśmiechem i spojrzała czule na swojego towarzysza. - To jest Haru mój brat. - pokiwał do mnie głową. - Haru, to jest mój przyjaciel Natsu. Pamiętasz go?
- Tak, pamiętam te różowe włosy. - wyszczerzył się gdy zmierzwiłem jego czarne włosy.
- Mogę się przysiąść czy będę przeszkadzał?
- Możesz, ale najpierw wypożycz jakąś książkę, żeby ludzie nie gapili się na Ciebie jak na wariata. - przygryzła wargę i dała znak, żebym rozejrzał się po sali. Z początku nie dostrzegłem ich wszystkich, ale teraz zauważyłem, że poza nami w pomieszczeniu znajdowało się jeszcze z 10 osób. Udałem się za radą, podszedłem do póki "Starożytność - poznaj prawdę". Po chwili znalazłem "Antygonę" i "Króla Edypa" gdyż znajdowali się pod tym samym nazwiskiem autora, co do reszty, to wiedziałem, że ma sensu brać więcej bo i tak bym nie przeczytał. Skierowałem się do starszej pani siedzącej w kąciku i przepisującej karty członków biblioteki.
- Chciałbym to wypożyczyć. - położyłem na stole dwie książki i spojrzałem i uśmiechem na starszą panią.
- Pracuje tu od wielu lat i zazwyczaj nie pytam o nazwiska gdyż znam stałych bywalców ale Ciebie widzę tu pierwszy raz. Nie przypominasz mi nikogo, kto by tu był choć raz, bo na pewno zapamiętałabym te bujne różowe włosy. - rzuciła mi zaciekawione spojrzenie i podparła się na łokciach o ławkę.
- Zgadza się, jestem tu pierwszy raz. Nazywam się Natsu Dragneel.
- Pierwszy raz słyszę i imię i nazwisko. Więc domyślam się, że nie masz u nas karty Złociutki. - powiedziała promiennie siwowłosa pracownica i wyjęła czystą kartę. - Zapytam oczywiście, jak wszystkich. Czy chcesz zostać tu stałym bywalcem czyli członkiem kółka literatów i kinomanów czy raczej jednorazowe odwiedziny i tylko w celach wypożyczenia dzieł?
- Hmmm... - westchnąłem przeczesując włosy ręką. Zawsze tak robiłem gdy miałem trudności z powiedzeniem prawdy albo gdy nie chciałem komuś robić przykrości. Tej pani na pewno nie chciałem jej zrobić, bo wiem że liczyła, że zostanę nowym członkiem tej ruiny. - Trudno powiedzieć. Przyszłość pokażę. Na razie poproszę zostawić moją kartę przy szafce z napisem "Złociutki - słodziutki jeszcze się zastanawia" w porządku? - wyszczerzyłem zęby do staruszki a ona zaskrzeczała jak stare deski. Wydaje mi się, że to był jej śmiech, ale nie jestem pewny.
- Już Cię lubię Złociutki - Słodziutki. Mam nadzieję, że szybko podejmiesz decyzję bo to miejsce potrzebuje kogoś takiego jak Ty. Idealnie byście się zgrywali z tą piękną, małą, ale zadziorną niebieskowłosą dziewczyną. - dodała wskazując na Levy.
- Dziękuję serdecznie za zaproszenie i na pewno niedługo dam odpowiedź, ale w takim towarzystwie to aż chcę się zostać.
- Mam nadzieje, że mówisz o mnie. - zaskrzeczała aż biurko przy którym siedziała zaskrzypiało.
- O nikim innym nie pomyślałem. - puściłem do niej oczko, wziąłem książki i usiadłem przy stoliku Levy i jej brata.
- Haru, jeśli nie nauczysz się płynnie czytać to nie wróży Ci to dobrej przyszłości. - powiedziała niebieskowłosa a jej uśmiech znacznie się zmniejszył. Teraz Natsu widział, jak była zmęczona i wychudzona. W świetle dnia aż tak się jej nie przyglądał, ale teraz miał idealną ku temu okazję.
- Mam dopiero 6 lat. - zaprotestował mały, uderzając piąstkami w stół i krzyżując ręce na piersi.
- 6 czy 5 czy 4 to bez znaczenie. Bez podstawowych umiejętności między innymi czytania, nie ruszysz z niczym. A chyba chcesz czytać książki jak ja, prawda?
- Chcę, żebyś Ty mi je czytała. - rzucił zasmucony.
- Haru, przez całe życie, nie będę mogła tego dla Ciebie robić, więc musisz się usamodzielnić w końcu. Ja nauczyłam się czytać mając 5 lat. I widzisz na kogo wyrosłam, więc jak ja byłam od Ciebie młodsza to Ty też w tym wieku dasz sobie radę.
- Levy - zagadałem. - Może chwile odpoczniecie. Obydwoje wyglądacie na zmęczonych.
Levy spojrzała na mnie i westchnęła.
- Może masz rację. Chwila przerwy nie zaszkodzi. Haru, możesz się chwilkę pobawić, ale zaraz przyjdź, dobrze?
- Tak! - zakrzyknął mały chłopiec i poszedł na tyły biblioteki a po sali zabrzmiało gromkie. "Ciśśśśśś"
- Co ja z nim mam. - westchnęła głośno i spuściła głowę na stół. Poklepałam ją po ramieniu pocieszająco i pociągnąłem za mały warkoczyk na jej włosach. Wzdrygnęła się i spojrzała na mnie. - Zawsze tak robiłeś, żeby mnie pocieszyć. - dodała z taką czułością w głosie, że miałem ochotą ją przytulić za to.
- Chyba wracają niektóre nawyki. - wyszczerzyłem się a ona przygryzła dolną wargę.
- Nawet nie wiesz, jak się z tego powodu cieszę.
- Uwierz, że ja bardziej.
- Wierzę. - rzuciła i szturchnęła mnie delikatnie w bark. - Nawet nie zapytałam co Cię tu sprowadza. Tu. Do biblioteki. Miejsca pełnego książek!
- Wiem co to biblioteka Levy. - przewróciłem oczami. - I wiem co tu się robi. Ale szczerze, nie potrafię Ci odpowiedzieć, co ja tu robię. To było przeczucie, że powinienem tu wejść.
- Zawsze się nim kieruj a znajdziesz to czego w danej chwili szukasz.
- Zauważyłem, że nie lubisz odpowiadać o mojej przeszłości, skąd się znamy i kim właściwie dla mnie byłaś, bo czuję, że było między nami coś więcej niż tylko znajomość, ze względu na mojego przyjaciela.
- Dobra uwaga, nie lubię o tym mówić. Wolę, żebyś sam sobie wszystko przypomniał, przez małe gesty jak teraz.
- Ale gdybyś mi pomogła byłoby łatwiej.
- Wiele osób, będzie próbowało namieszać Ci w głowie dla swojej korzyści. Wiele będzie kłamało Ci w żywe oczy w nadziei że sobie nic nie przypomnisz i pójdziesz za nimi. Ja nie chcę być jedną z nich, chcę żebyś sam miał swoją wersję a nie żył wersją innych. Bo w każdej wypowiedzi znajdzie się małe kłamstewko. - powiedziała a jej uśmiech przygasł.
- Jestem w stanie to wybaczyć gdyż jesteś jedyną osobą w szkole której ufam. W sumie chyba jedyną której w ogóle ufam. Czuję jakby moja rodzina mnie okłamywała a mój brat nie mówił wszystkiego czego powinien.
- Właśnie o tym mówiłam. Mogę Ci pomóc odzyskać wspomnienia w inny sposób niż słowami. Mogę Ci je pokazać.
Spojrzałem na nią wnikliwie i wiedziałem, że była dla mnie kimś bardzo ważnym przed tym wypadkiem, kimś kto miał zarezerwowane miejsce w moim sercu, kto w nim gościł dłuższy czas.
-  Zabiorę Cię w miejsca związane z twoją przeszłością. Tam gdzie spędzałeś najwięcej czasu i tam gdzie było twoje schronienie.
- Dobra, ale w zanim chcę zaproponować coś od siebie. Czy nie chciałabyś z Haru przyjść do mnie na kolację?
- To raczej nie jest dobry pomysł. - zaprzeczyła i zaczęła zbierać książki.
- Proszę - dotknąłem jej ręki i spotkałem się z przyjemnym ciepłem jej dłoni. - To dla mnie ważne. Przy Tobie będę czuł się pewnie, nie będę sam. Niv, zaprosił Lucy a ja zostanę sam.
Levy spojrzała w niebo i zaczęła wymawiać słowa jakiejś modlitwy.
- Dobra, niech Ci będzie, ale najpierw odprowadzimy Haru do domu, bo mama się wścieknie jak go zabiorę ze sobą.
- Jak sobie życzysz pani!. - spakowałem jej książki, podałem rękę i poszliśmy po Haru.
......
 Było już po znacznie po 17, ale nie chciałem zerkać na telefon, żeby nie dostać większego ataku serca niż teraz. I ten był wystarczająco uciążliwy.
- Co miała twoja mama na myśli mówiąc: "Nie kręć się wokół tego chłopaka i jego rodziny bo to chodzące kłopoty, którzy nie znoszą takich jak my" ?  Znaczy, tę część związaną ze mną rozumie, ale z moją rodziną i tym kim jesteś już nie do końca. - zapytałem gdy przepuszczałem Levy przez furtkę.
- Troszeczkę nabroiłeś przed wypadkiem i miałam z tego tytuły nieprzyjemności, ale to już przeszłość a o niej mamy nie gadać prawda? - dodała puszczając mi oczko. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami, ale ja nie mogłem ich otworzyć. Przyjaciółka dostrzegła moje zmieszanie.
- Zipiesz głośniej niż maratończyk wbiegający na metę po setkach kilometrów za sobą. Co jest?
- To wszystko tak na mnie działa. Spotkanie z surowym ojcem, idealnym bratem i nadopiekuńczą mamą. To za dużo na chłopaka, który jest chodzącym kłopotem z amnezją.
- Nie użalaj się nad sobą twardzielu. - szturchnęła mnie z ramię. - Po pierwsze mogłeś trafić gorzej z rodziną, po drugie mogłeś się w ogóle nie wybudzić a po trzecie to mogłeś tu przyjść sam, ale masz mnie a ja nie zamierzam się tylko najeść, ale wspierać Cię cokolwiek by się nie działo.
- Mogę.... no wiesz...- zawahałem się i moja dłoń stanęła w połowie drogi do jej. Spojrzałem na nie a ona podążyła za moim wzrokiem.
- Oczywiście, ale ostrzegam, że to nie wzbudzi aprobaty u nikogo w twoim domu. Jesteś pewny?
- Tego - złapałem jej dłoń - Jestem pewny najbardziej. - i drugą ręką otworzyłem drzwi do domu.
Przepuściłem Levy w drzwiach jakbym to robił milion razy i nie puszczając jej dłoni zamknąłem za sobą drzwi nieco mocniej niż się spodziewałem. Sekundę później z salonu wyleciała mama chodząca jak trybiki u swojego iRobota.
- Już zaczęłam obdzwaniać szpitale w mieście. - rzuciła się, żeby mnie przytulić. Kiedy zdołałem się oderwać z uścisku który dodam na marginesie był stalowy, mama dodała - Nigdy więcej masz mi tego nie robić rozumiesz? Nie wziąłeś telefonu ze sobą? Czemu nie wróciłeś z Nivem i Lucy? Gdzie byłeś?
Spojrzałem na nią i delikatnie skierowałem wzrok na Levy, żeby spostrzegła, że nie tylko mnie trzeba przywitać, gdyż przyprowadziłem gościa. Mama niecierpliwie przewróciła oczami i poddała się.
- Dzień dobry Levy, miło, że do nas zawitałaś. - rzuciła całkiem nie szczerze po czym nie czekając na jej odpowiedź spojrzała wyczekująco na mnie.
- Mamo, wszystko Ci wyjaśnię, ale po kolacji, bo jestem strasznie głodny i zrobi mi się słabo jak zaraz czegoś nie zjem. - Jej mina natychmiast złagodniała jak dowiedziała się, że rzekomo źle się czuję.
- To biegnę do kuchni odgrzać wam lazanię. - i naprawdę pobiegła.
Kiedy zostaliśmy sami, spojrzałem na Levy która nie dowierzając patrzyła w kierunku w którym pobiegła mama.
- Mówię już że jest nadopiekuńcza? - zapytałem zawadziacko
- Coś wspominałeś. - prychnęła śmiechem. - Idziemy powitać resztę rodziny?
- Zdecydowanie, ale z resztą już tak dobrze, nie pójdzie. To było jedyne miłe powitanie w tym domu i drugie takie się nie powtórzy, także bądź gotowa.
- Chodźmy szybciej bo masz już tak spocone ręce, że nie wiem ile Cię jeszcze utrzymam. - rzuciła z uśmiechem i udaliśmy się do salonu, gdzie siedziała już cała rodzina.
Stół był duży, ale z tego co pamiętam, każdy miał przydzielone swoje miejsce. Wiedziałem, że moje jest z daleka od ojca, tego nikt mi nie musiał przypominać. Zerknąłem niepewnie na ojca a później na Niva i Lucy, którzy wgapiali się na mnie i Levy z szeroko otwartymi ustami. Ścisnąłem mocniej dłoń przyjaciółki i podszedłem do stołu odsuwając jej krzesło. Usiadła z uśmiechem a ja widziałem, że przez chwilkę mogła poczuć się jak księżniczka. Usiadłem koło niej a tym samym na przeciwko Lucy. Natychmiast odwróciła swój wzrok i spojrzała na Niva, który położył jej dłoń na ramieniu.
- Jak zawsze: spóźniony, roztargniony, brudny, nie sam i nie na swoim miejscu. Mam wymieniać dalej?
- Obędzie się, wiem, że jestem spóźniony ale to dlatego, że uczyłem się w ... - zawahałem się. Nie chciałem zdradzić gdzie to było, bo czułem że to moje miejsce, moje nowe schronienie, z daleka od niego, od rodziny od ponurej rzeczywistości tego miasteczka.  A wszystko co było dla mnie ważne on niszczył u podstaw. Levy chyba widziała moje zawahanie i dokończyła za mnie.
- Uczyliśmy się w parku. Poszliśmy najpierw do biblioteki a później pooddychać na świeżym powietrzu, to wspomaga umysł i zapamiętywanie.
- Dziękuję Levy McGarden, ale uważam, że mój syn posiada jeszcze zdolność do mówienia czy do tego stopnia Cię upośledził ten wypadek, że nie tylko pamięć straciłeś, ale i język w gębie? - zacisnąłem pięści pod stołem gotowy wstać i odejść. Wszyscy wyczuli niepokojącą ciszę i atmosferę która zawisła w powietrzu. Jakby nad naszym stołem kłębiły się chmury burzowe i wystarczy jedna iskra żeby spowodować wyładowanie. Dobrze jednak że nie byłem tam sam, była ze mną przyjaciółka.
-Nie chciałabym przeszkadzać, choć wiem że już to robię aczkolwiek kolacja to raczej przyjemne spotkanie rodzinne i możliwość porozmawiania o spędzonym dniu. - widać było, że ojciec, chce jej odpowiedzieć, ale niebieskowłosa spryciula była szybsza. - Fakt, spóźniliśmy się, ale jest wiele przyjemniejszych rzeczy do robienia niż kłótnia.
- Na przykład co? - warknął ojciec.
- Na przykład, pana praca. Bardzo chętnie się dowiem, co taki człowiek sukcesu codziennie działa w swojej firmie.  Zawsze mnie to ciekawiło, finanse i rachunkowość to moja pasja a pan jest taką ważna osobą od której można się tylko uczyć co raz to nowych rzeczy. Chyba wszyscy się ze mną zgodzą, prawda? - wszyscy skinęli głową a ja posłusznie dodałem.
- Tak, w tej dziedzinie ojciec jest mistrzem.
Moja słowa i przemowa Levy całkowicie go miękczyły. Stał się potulny jak baranek, ale rogi miał mocne i ostre, jedno niewłaściwe słowo a mogliśmy stać się jego wrogami. Ojciec zagadywał Lucy i Levy na śmierć o swojej pracy a ja dziobałem widelcem moją porcję lazanii, nie rejestrując żadnego wypowiedzianego przez niego słowa. W pewnym momencie napotkałem spojrzenie Lucy która uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco. Teraz dostrzegłem, że miała wyprostowane włosy tak, że żaden nie odważył się wywinąć, miała nowy strój, zupełnie inny niż ten do szkoły i nałożyła makijaż. Wyglądała pięknie, ale ja wolałem tę szkolną wersję, w której nie było cienia sztuczności. Gdyby ubierała się tak codziennie do szkoły miałaby niezłe branie, choć coś czuję że nawet bez tego krążyło koło niej kolesi. Nie rozumiem, co widziała w moim bracie, że wybrała jego.
Gdy felerna kolacja dobiegła końca wszyscy odeszliśmy do stołu. Lucy zaproponowała, że pozmywa naczynia, ale mama ze szczerym uśmiechem na ustach i wdzięcznością odmówiła, twierdząc, że i tak nie ma co robić a my na pewno chcemy pogadać między sobą. Gdy wychodziła spojrzała na mnie i skinęła głową co jednym słowem ujmując znaczyło "przesłuchanie".
Postanowiliśmy spędzić trochę czasu we czwórkę zanim każdy będzie chciał zostać sam ze swoim partnerem. Jednak Levy odmówiła dalszej części spotkania wymawiając się późną godziną.
- Idziecie? - zawołał Niv.
- Zaraz, odprowadzę najpierw Levy a później do was dołączę.
Wyszliśmy z domu i gdy tylko zamknąłem drzwi odetchnąłem z ulgą.
- Cudowne to świeże powietrze po tej gęstej atmosferze w domu.
- Było całkiem sympatycznie. - dodała promiennie niebieskowłosa. - Jakbyś kiedyś mnie jeszcze potrzebował to daj znać, chętnie skosztuję jeszcze raz tej pysznej lazanii.
- Potrzebuję Cię ciągle i jak teraz odejdziesz nie wiem czy dam radę.
- Ty? Nie wiesz czy dasz radę? To kto by miał dać? Poza tym widziałam, jak Lucy patrzyła się na Ciebie przez całą kolację. Na pewno chciała Ci coś powiedzieć. O czymś z Tobą porozmawiać.
Poczerwieniałem na chwilkę na samą myśl o tym, ale zaraz sie opanowałem, gdy przypomniałem sobie, że jest dziewczyna mojego brata.
- Chciała mnie pocieszyć nic więcej, to dziewczyna mojego brata więc i tak nie ma dla nas przyszłości. Może kiedyś byłem dupkiem, ale teraz nie zrobiłbym mu czegoś takiego.
Levy wyglądała na zaskoczoną i o mało nie zakrztusiła się śliną.
- To dziewczyna twojego brata? - prychnęła. - Od kiedy jeśli mogę wiedzieć, bo widzę, że mnie dużo ominęło.
- Nie wiem, nie pytałem jeszcze o to, ale nie zaprzeczyli, kiedy powiedziałem, że są razem.
- A to ciekawe.
- Dlaczego?
- Nie próbuj tego ze mnie wydusić, przeszłość to temat tabu, jasne?
- Będę musiał sam się dowiedzieć?
- Otóż to. - uśmiechnęła się.
- Czy Ty zawsze się uśmiechasz?
- A co? Chcesz żebym płakała? Lepiej chyba obdarzać innych uśmiechem niż łzami.
- One też są potrzebne, jeśli masz jakiś problem, to jestem ja ....
- Natsu. - powiedziała i stanęła przy mnie na palcach tak że styknęliśmy się nosami. - Zawsze byłam rodzajem samotnika, więc samotnie rozwiązuje swoje problemy, ale Ty masz brata bliźniaka i jestem pewna, że jeśli pogadasz z nim szczerze to będziesz mógł pół noszonego ciężaru zrzucić na niego i odwrotnie. Wiem, że jemu też jest ta rozmowa potrzebna.
- Ze mną?
- Przede wszystkim z Tobą.
Pożegnałem Levy przy drzwiach, gdyż nie chciała, żebym odprowadził ją dalej. Wszedłem na górę ale zanim wszedłem do pokoju brata zapukałem, bojąc się, że nakryję ich w dwuznacznej pozycji.
- Natsu, Ty nigdy nie pukasz, nawet jak się przebieram. - rzucił rozbawiony.
- To inna sytuacja, teraz jesteś z Lucy i wiesz, nie chciałem wam ... no wiesz przeszkadzać.
Lucy spaliła buraka, co spowodowało, że wyglądała jeszcze bardziej słodko niż kiedykolwiek wcześniej. Pięknie wyglądała taka zawstydzona i ze zmytym makijażem.
- Raczej nic innego niż rozmowę i przytulasy nie zobaczysz z naszym udziałem w tej sypialni ani nigdzie indziej, ale nie ważne. Siadaj, pogadamy o tym i owym.
Zrobiłem jak kazał mając w pamięci jego słowa i ich relację. I tak rozmawialiśmy. Normalnie. Jak bracia. Jednak dzięki Levy wiem, że w każdej wypowiedzi kryje się małe kłamstewko i nasz przypadek nie był wyjątkiem od tej reguły.