- Bardzo dziękuję, państwu za przybycie. To wspaniale, że aż tyle osób chce razem ze mną pożegnać tatę. Wypada powiedzieć kilka słów o nim jaki był więc zacznijmy od początku.
Chyba jedyną osobą, która tak naprawdę znała tatę była moja mama. Razem byli nie do pokonania. Oddzielnie każde z nich chorowało na ciężką infekcję zwaną tęsknotą. Ta właśnie tęsknota, nie daje mi spać. Ta tęsknota zabija mnie od środka, bo gdyby nie ona nie przeżyłabym w ten sposób śmierci taty. Zastanawiając się nad tym uświadomiłam sobie, że ja nie mogę wytrzymać bez niego 5 dni a ile dni on musiał wytrzymać bez mamy? Bez kobiety swojego życia, bez jedynej opoki i miłości.W pewnym momencie swojego życia tata zaczął popadać w pracoholizm. Nie wiem czym był on spowodowany, może właśnie ową infekcję. Kochałam tatę przez całe moje życie, ale patrzenie jak całe dnie spędza nad papierami do pracy i zapomina o swojej rodzinie było jak upadek z nieba. Dopiero teraz kiedy patrzę na to z innej strony widzę, że ojciec uciekł przez całe swoje życie a jedynym bezpiecznym miejsce w jakim znalazł schronienie była jego praca. Jakieś dwa miesiące przed śmiercią zmienił się na tyle, że nawet ja nie mogłam go poznać, stał się moim przyjacielem i najbliższą mi osobą. Miał on złożony charakter i pewnie osoby, które z nim pracowały mogą to potwierdzić. Był osobą, która publicznie nie umiała wyrażać uczuć, był szorstki i nigdy nie chwalił swoich współpracowników. Nie będę tego ukrywać, bo wszyscy wiemy jaka jest prawda. Dlatego naprawdę bardzo się cieszę, że aż tyle osób pracujących z tatą przyszło. Doświadczyłam tego również na własnej skórze. Nigdy nie pochwalił mnie przy moim przyjaciołach ani przy swoich znajomych. Zostawiał to na czas kiedy byliśmy w domu sami. Wtedy jakby zrzucał maskę strasznego, surowego i doprowadzającego do łez szefa i stawał się prawdziwym kochającym ojcem. Był nim od kiedy pamiętam i pozostał nim do końca. Pomimo drobnych nieporozumień i przykrości które usłyszałam pewnego dnia, nigdy nie zmieniłam zdania o nim. Były chwilę zwątpienia i słabości, ale jako jego córka starałam się ich unikać i ich liczbę ograniczyć do jedności.
Dokładnie nie pamiętam, jak to było kiedy byłam jeszcze niemowlakiem, ale listy rodziców do dziadków przeczytałam chyba 100 razy. Były tak piękne, że nawet nie możecie sobie wyobrazić jak mnie rodzice kochali. Osoby, które znały tatę z zewnątrz, nie mogą powiedzieć, że był wspaniałym człowiekiem, ale ja mogę. Tata zawsze cytował mamie fragmenty PŚ. "Miłość nie pamięta złego", "Miłość wszystko znosi", "Miłość nigdy nie ustaje" i właśnie taką miłość pamiętam z mojego dzieciństwa i taką miłością obdarzaliśmy się nawzajem. Ojciec bardzo często wyjeżdżał, co sprawiało, że musiałam się usamodzielnić, ale zawsze mogłam liczyć na jego wsparcie. Kiedy wyjechał w sprawie biznesowej do Grecji spotkał tam swoją dawną znajomą ze studiów Minervę. Było jej ciężko, gdyż mężczyzna z którym miała wziąć ślub zostawił ją dowiedziawszy się o jej ciąży. Tata na początku dawał jej pewne kwoty pieniężne na utrzymanie, czasami nocował i pomagał jej zajmować się maluchami, jednak ze spotkania na spotkanie coś między nimi zaiskrzyło albo po prostu oboje źle znosili samotność. Postanowili razem zamieszkać i pomimo iż na początku nie dogadywałam się z nią to do dziś dnia mam do niej wielki szacunek. Kiedy zdarzył się wypadek myślałam, że ona i jej dzieci ... moja macocha i moje rodzeństwo zginęło, jednak policja odnalazła ją i zawiozła mnie do niej. Mogłam szczerze z nią porozmawiać i poznać historię ich związku. Nie ukrywam faktu, że wcześniej jej nie lubiłam, wręcz ujmę to tak - nienawidziłam jej - gdyż nie znałam prawdziwego znaczenia tego słowa. Teraz je znam i wiem, że to była przejściowa faza. Minerva okazała się opiekuńczą matką i dobrą osobą. Wszystkie nieprzyjemne słowa, które padły z jej ust, podczas wspólnego mieszkania były wynikiem tragedii, które musiała przejść. Bo zgodnie ze słowami, które kiedyś wyczytałam "W prawdziwym życiu, w odróżnieniu od fikcji, nic nie jest tym, czym się wydaje..."
Uważam, że starta taty, jest ogromna, ale widzę w niej pewną logikę. Rodzice mówili, że "Pan Bóg zabiera człowieka wtedy, gdy widzi, że zasłużył sobie na Niebo". Kilka miesięcy przed śmiercią tata przeżył ogromną wewnętrzną przemianę, która zadecydowała o jego odejściu. Bóg trzymał go na tym świecie, aby ten mógł pogodzić się ze mną i żeby wyjaśnił wszystkie sprawy, aby po śmierci mógł cieszyć się pięknym ogrodem jaki dla niego przygotował. Może niektórzy uznają mnie za nienormalną, ale właśnie tak uważam. Dzisiaj jest ten dzień, kiedy mogę sobie pozwolić na płacz i właśnie teraz mogę pozwolić sobie na chwilę słabości, żeby później móc wrócić do rzeczywistości pełna sił. Pomimo tego, że los rozdzielił nasze drogi życiowe to wiem, że kiedy nasze zagubione dusze się odnajdą wtedy będziemy razem i nikt nas nie rozdzieli. Tak brzmiała nasza obietnica. - NA ZAWSZE DOPÓKI ŚMIERĆ NAS NIE ROZŁĄCZY!. Dotrzymałeś obietnicy! Byliśmy razem i nie pozwoliłeś nikomu wtrącać się w nasze życie. Dzięki Tobie, nigdy nie brakowało mi niczego i wyrosłam na taką osobę z której mogę być dumna. Ty mnie wychowałeś i Tobie zawdzięczam wszystko co mam, wszystko co kocham.
Głęboko wierzę w to, że "Ci, których kochamy, nie umierają nigdy, bo miłość, to nieśmiertelność".
Podsumowując moją dość obszerną mowę, chciałabym w tym miejscu i właśnie o tej godzinie kiedy słońce chyli się ku zachodowi i rozświetla jego grób swoim czerwono-żółtym blaskiem, pożegnać wspaniałego businessmana, kierownika, szefa, przyjaciela, syna a przede wszystkim męża i ojca rodziny. Chciałam mu powiedzieć, że kocham go nad życie, tak jak kocha się najwspanialszy kwiat w swoim pełnym rozkwicie. Nigdy nie zapomnę o Tobie i mamie. Mam was w swoim sercu i zawsze jest tam dla was miejsce. Strasznie mi przykro, że zostawiliście mnie kiedy potrzebuje was najbardziej, ale jeśli uważaliście, że sobie poradzę to na pewno tak będzie. Kocham was najmocniej jak potrafię, dziękuję, że zawszy byliście ze mną i że nigdy przenigdy we mnie nie zwątpiliście. "Są chwilę, by działać i takie, kiedy należy pogodzić się z tym co przynosi los". Choć przychodzi to trudno trzeba to zrobić. Trzeba iść dalej nie patrząc wstecz, trzeba przekazać miłość, którą obdarzaliście mnie przez tyle lat dalej, żeby pokazać innym co to słowo naprawdę znaczy. Chciałabym wam mieć zawsze przy sobie, ale skoro to niemożliwe to muszę się z tym pogodzić i czekać aż czas uleczy rany.
"Na tym świecie CIENI I ŚWIATEŁ każdy musi odnaleźć swoją własną drogę..."
Dziękuję za wszystko i życzę Tobie tato spokojniej podróży do swojego ostatecznego celu, żebyś mógł połączyć się z mamą po swoim odejściu z tego świata. Śpij dobrze, zasłużyłeś na odpoczynek.
....
spokojem zapytała:
- Co pan tu robi?
- Dobry wieczór, przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałem przekazać wyrazy bólu i najszczersze kondolencje z powodu straty ojca.
- Dziękuję, miło że pan przybył, ale nie trzeba było się aż tak fatygować, naprawdę. - dodała zmieszana Lucy. Natsu też zrobił się nieufny bo przecież, który policjant przychodzi na pogrzeb, osoby której nie zna. Chwilę później znalazł odpowiedź widząc jak patrzy się on na jego dziewczynę. W żyłach natychmiast krew zaczęła mu szybciej krążyć, ale Lucy delikatnym głosem wyciągnęła go z transu.
- Natsu, możemy już jechać do domu? Proszę...- Salamandrowi, nie trzeba było tego powtarzać dwa razy. Wszyscy którzy zostali, pomodlili się i pożegnali z Jude po czym wrócili do domu.
...
*oczami Natsu*
Przez ostatnie kilka tygodni Lucy dziwnie się zachowywała, potrafiła nie odzywać się do mnie nawet przez kilka dni. Czasami nie miałem pojęcia czym jest to spowodowane. Szukałem winy w samym sobie, pewnie znowu coś źle zrobiłem, zapomniałem o czym albo powiedziałem coś niestosownego. Widziałem w oknie jak wyjeżdżała rano samochodem z garażu i wracała dopiero w nocy. Codziennie dzwoniłem do Levy i Michelle, żeby dowiedzieć się co jest grane, ale żadna nie znała odpowiedzi na moje pytanie. Z dnia na dzień chudła w oczach, teraz można było ją przyrównać do zapałki. Martwiłem się strasznie, że coś jej się stanie, że wpadnie w anoreksję, albo zachoruje. Bałem się, że przez depresje w jaką popadła zostawi mnie na zawsze, zapomni o mnie i o mojej obecności. Czekałem i czekałem. Mój telefon zawsze był przy mnie czekając na odpowiedź, znak życia. W pewnym momencie mojego życia, jej przyjazdy w nocy, nie stanowiły problemu lecz stawały się wybawieniem. Wiedziałem, że nic jej nie jest, że wróciła, że jest na przeciwko. Pewnego dnia postanowiłem ją śledzić i wiem teraz że to była zła decyzja, tego dnia akurat pojechała na cmentarz i kiedy mnie zobaczyła czekającego na nią zdenerwowała się do tego stopnia, że bałem się do niej odzywać przez kolejne kilka tygodni. Jeśli chcecie wiedzieć, to tak pomimo tego, że nie jestem tchórzem bałem się jej jak cholera. Na dodatek, każdy mój krok w jej stronę coraz bardziej zaczął nas od siebie oddalać. Lucy stawała się nieuchwytna dla mnie. Codziennie spotykała się z tym policjantem, ale ufałem jej i wierzyłem, że mnie nie zdradzi. Natomiast problem tkwił w tym, że nie ufałem jemu. Nie mogłem pozwolić, żeby ten idiota coś jej zrobił. Kiedy zobaczyłem ich w barze siedzących jednym stole facet zaczął się do niej dobierać. Dobrze, że przyjechałem na czas, Lucy łapczywie starała się odepchnąć go od siebie, ale nie mogła. Podbiegłem do niech i z całym impetem przypierdoliłem skurwielowi, za to, co próbował zrobić mojej dziewczynie. Nie szczędziłem również słów, jednak Lucy, zaczęła mnie ciągnąć w stronę wyjścia wtedy, kiedy obijałem mu tą wstrętną mordę. Może bym go nawet zabił gdyby nie ona, ale to nic. Należałoby mu się to. Kiedy wyszliśmy, zamiast powiedzieć coś w stylu " Dziękuję, że jesteś, byłam samotna, próbowałam uciekać, ale nie wiedziałam gdzie... " To powiedziała " Co Ty robisz, do kurwy nędzy! Chcesz go zabić? Czy Ty jesteś poważny?" Wbrew temu co myślicie, zabolały mnie troszkę jej słowa. Liczyłem na coś innego, ale się przeliczyłem. Próbowałem jej coś powiedzieć, ale mi przeszkadzała w końcu zgodziła się, żebym ją podwiózł, ale właśnie ta przejażdżka, była chyba najmniej przyjemnym przeżyciem ostatnich dni. Usłyszałem słowa, które zapadły w mojej pamięci po dziś dzień. Ujęła to dosłownie tak: " Nie myśl sobie, że przez jedno uratowanie mi życia coś się miedzy nami zmieniło. Na pogrzebie potrzebowałam kogoś takiego jak Ty, teraz już nikogo nie potrzebuje. Romansuj sobie dalej z Michelle i Lisanną i z kim jeszcze tam piszesz i rozmawiasz codziennie. W dupie to mam Ty gnoju. To wszystko przez Ciebie, gdyby nie Ty on by żył. Chciała Ciebie a niego. Nienawidzę Cię, masz mi się więcej na oczy nie pokazywać, bo inaczej nie będę nad sobą panowała tak jak teraz." To sprawiło mi tak niewyobrażalny ból, że do tej pory ciężko mi się z tym pogodzić. Dwa dni później do mojego domu, zapukała Michelle. Dowiedziałem się od niej, że Lucy ją wyrzuciła i powiedziała, że nie chce jej widzieć. Było mi strasznie przykro jak potraktowała swoją siostrę, ale powiedziałem, że nic nie potrafię uczynić w tej sprawie. Pożegnałem ją i życzyłem szczęśliwej i bezpiecznej podróży do domu. Samotność doskwierała zarówno mi jak i Lucy, ale oczywiście nie chciała tego przyznać. W kolejnych dniach po nieprzyjemnej rozmowie, poczułem gorycz jadu jej słów pozostawioną na mojej duszy. Broniłem się jak mogłem, żeby zapobiec poczuciu winy, ale ono jednak wygrało. Toczyłem walkę z samym sobą, ale co noc jej słowa wracały do mnie ze zdwojoną siłą. Nic nie mogłem poradzić, zatracałem się w czeluściach mrocznej strony mojego serca, wracając pamięcią do poprzedniego życia i modląc się, żeby żadne wydarzenie więcej nie wróciło. Pomimo tego, że czułem się winny i że powinienem ją zostawić samą to nie umiałem. Wysyłałem do jej domów aniołów stróżów, którzy mieli sprawować pieczę nad jej życiem. Po kolei wszystkich odrzucała oprócz jednej osoby, której nie znała. Zaufała obcej osobie, która w moim mniemaniu była jej najbliższą rodziną. Skołowałem numer do mężczyzny, który chciał się z nią spotkać w firmie, mówię o facecie, który odjechał limuzyną w dniu pogrzebu. Zadzwoniłem po jej dziadka...
.......................................................................................................................................
1*"W prawdziwym życiu, w odróżnieniu od fikcji, nic nie jest tym, czym się wydaje"-Carlos Ruzi Zafon "Światła września"
2*"Pan Bóg zabiera człowieka wtedy, gdy widzi, że zasłużył sobie na Niebo" - Jan Grzegorczyk
3*"Ci, których kochamy, nie umierają nigdy, bo miłość, to nieśmiertelność" - Emily Dickinson
4*"Są chwilę, by działać i takie, kiedy należy pogodzić się z tym co przynosi los" - Paulo Coelho
5*"Na tym świecie CIENI I ŚWIATEŁ każdy musi odnaleźć swoją własną drogę" - Carlos Ruiz Zafon "Światła września"
....................................................................................................................................................................................
Z okazji nadchodzącego Bożego Narodzenia, pragnę wam życzyć szczęśliwych, pełnych miłości i ciepła rodzinnego świąt. Żeby nikogo nie zabrakło przy rodzinnym stole w Wigilijny wieczór, żeby na waszych twarzach pozostawał uśmiech, zawsze szczery, abyście mogli dzielić się swoją miłością i radością z najbliższymi. Żebyście zawsze mogli liczyć na ich wsparcie i wsparcie waszych przyjaciół. Aby ten Nowy Rok przyniósł wam więcej przyjemnych chwil niż poprzedni. Życzę wam również samych sukcesów w przyszłości, każdy mały sukces bierze się z ciężkiej pracy więc jeśli zaczniecie od nowego roku pracować na niego szybciej go osiągniecie. Mam nadzieję, że wszystkie wasze marzenia oraz postanowienia się wypełnią, że zawsze będziecie mieli przy sobie bliskie wam osoby, dużo kaski, wspaniałych przyjaciół, udanych związków, dużo książek do czytania, dużo Anime do oglądania, prezentów pod choinką i mnóstwa przyjemności. Na koniec powiem, coś co powinno być zawarte na początku! (Brawo ja). Mam nadzieję, że zdrówko was nigdy nie opuści i po świętach naładujecie akumulatory i wrócicie do szkoły, do pracy i we wszystkie inne miejsca z nową siłą, przepełnieni miłością naszego Stwórcy, który narodzi się w naszych sercach. Wesołych świąt i przy okazji szczęśliwego nowego roku moi drodzy przyjaciele, niech wasza radość, szczęście i miłość nigdy was nie opuszcza! :* <3 Agnieszka