środa, 23 grudnia 2015

Rozdział XXXI - Uwolniona rozpacz

5 dni później...
- Bardzo dziękuję, państwu za przybycie. To wspaniale, że aż tyle osób chce razem ze mną pożegnać tatę. Wypada powiedzieć kilka słów o nim jaki był więc zacznijmy od początku.
Chyba jedyną osobą, która tak naprawdę znała tatę była moja mama. Razem byli nie do pokonania. Oddzielnie każde z nich chorowało na ciężką infekcję zwaną tęsknotą. Ta właśnie tęsknota, nie daje mi spać. Ta tęsknota zabija mnie od środka, bo gdyby nie ona nie przeżyłabym w ten sposób śmierci taty. Zastanawiając się nad tym uświadomiłam sobie, że ja nie mogę wytrzymać bez niego 5 dni a ile dni on musiał wytrzymać bez mamy? Bez kobiety swojego życia, bez jedynej opoki i miłości.W pewnym momencie swojego życia tata zaczął popadać w pracoholizm. Nie wiem czym był on spowodowany, może właśnie ową infekcję. Kochałam tatę przez całe moje życie, ale patrzenie jak całe dnie spędza nad papierami do pracy i zapomina o swojej rodzinie było jak upadek z nieba. Dopiero teraz kiedy patrzę na to z innej strony widzę, że ojciec uciekł przez całe swoje życie a jedynym bezpiecznym miejsce w jakim znalazł schronienie była jego praca. Jakieś dwa miesiące przed śmiercią zmienił się na tyle, że nawet ja nie mogłam go poznać, stał się moim przyjacielem i najbliższą mi osobą. Miał on złożony charakter i pewnie osoby, które z nim pracowały mogą to potwierdzić. Był osobą, która publicznie nie umiała wyrażać uczuć, był szorstki i nigdy nie chwalił swoich współpracowników. Nie będę tego ukrywać, bo wszyscy wiemy jaka jest prawda. Dlatego naprawdę bardzo się cieszę, że aż tyle osób pracujących z tatą przyszło. Doświadczyłam tego również na własnej skórze. Nigdy nie pochwalił mnie przy moim przyjaciołach ani przy swoich znajomych. Zostawiał to na czas kiedy byliśmy w domu sami. Wtedy jakby zrzucał maskę strasznego, surowego i doprowadzającego do łez szefa i stawał się prawdziwym kochającym ojcem. Był nim od kiedy pamiętam i pozostał nim do końca. Pomimo drobnych nieporozumień i przykrości które usłyszałam pewnego dnia, nigdy nie zmieniłam zdania o nim. Były chwilę zwątpienia i słabości, ale jako jego córka starałam się ich unikać i ich liczbę ograniczyć do jedności.
Dokładnie nie pamiętam, jak to było kiedy byłam jeszcze niemowlakiem, ale listy rodziców do dziadków przeczytałam chyba 100 razy. Były tak piękne, że nawet nie możecie sobie wyobrazić jak mnie rodzice kochali. Osoby, które znały tatę z zewnątrz, nie mogą powiedzieć, że był wspaniałym człowiekiem, ale ja mogę. Tata zawsze cytował mamie fragmenty PŚ. "Miłość nie pamięta złego", "Miłość wszystko znosi", "Miłość nigdy nie ustaje" i właśnie taką miłość pamiętam z mojego dzieciństwa i taką miłością obdarzaliśmy się nawzajem. Ojciec bardzo często wyjeżdżał, co sprawiało, że musiałam się usamodzielnić, ale zawsze mogłam liczyć na jego wsparcie. Kiedy wyjechał w sprawie biznesowej do Grecji spotkał tam swoją dawną znajomą ze studiów Minervę. Było jej ciężko, gdyż mężczyzna z którym miała wziąć ślub zostawił ją dowiedziawszy się o jej ciąży. Tata na początku dawał jej pewne kwoty pieniężne na utrzymanie, czasami nocował i pomagał jej zajmować się maluchami, jednak ze spotkania na spotkanie coś między nimi zaiskrzyło albo po prostu oboje źle znosili samotność. Postanowili razem zamieszkać i pomimo iż na początku nie dogadywałam się z nią to do dziś dnia mam do niej wielki szacunek. Kiedy zdarzył się wypadek myślałam, że ona i jej dzieci ... moja macocha i moje rodzeństwo zginęło, jednak policja odnalazła ją i zawiozła mnie do niej. Mogłam szczerze z nią porozmawiać i poznać historię ich związku. Nie ukrywam faktu, że wcześniej jej nie lubiłam, wręcz ujmę to tak - nienawidziłam jej - gdyż nie znałam prawdziwego znaczenia tego słowa. Teraz je znam i wiem, że to była przejściowa faza. Minerva okazała się opiekuńczą matką i dobrą osobą. Wszystkie nieprzyjemne słowa, które padły z jej ust, podczas wspólnego mieszkania były wynikiem tragedii, które musiała przejść. Bo zgodnie ze słowami, które kiedyś wyczytałam "W prawdziwym życiu, w odróżnieniu od fikcji, nic nie jest tym, czym się wydaje..."
Uważam, że starta taty, jest ogromna, ale widzę w niej pewną logikę. Rodzice mówili, że "Pan Bóg zabiera człowieka wtedy, gdy widzi, że zasłużył sobie na Niebo". Kilka miesięcy przed śmiercią tata przeżył ogromną wewnętrzną przemianę, która zadecydowała o jego odejściu. Bóg trzymał go na tym świecie, aby ten mógł pogodzić się ze mną i żeby wyjaśnił wszystkie sprawy, aby po śmierci mógł cieszyć się pięknym ogrodem jaki dla niego przygotował. Może niektórzy uznają mnie za nienormalną, ale właśnie tak uważam. Dzisiaj jest ten dzień, kiedy mogę sobie pozwolić na płacz i właśnie teraz mogę pozwolić sobie na chwilę słabości, żeby później móc wrócić do rzeczywistości pełna sił.  Pomimo tego, że los rozdzielił nasze drogi życiowe to wiem, że kiedy nasze zagubione dusze się odnajdą wtedy będziemy razem i nikt nas nie rozdzieli. Tak brzmiała nasza obietnica. - NA ZAWSZE DOPÓKI ŚMIERĆ NAS NIE ROZŁĄCZY!. Dotrzymałeś obietnicy! Byliśmy razem i nie pozwoliłeś nikomu wtrącać się w nasze życie. Dzięki Tobie, nigdy nie brakowało mi niczego i wyrosłam na taką osobę z której mogę być dumna. Ty mnie wychowałeś i Tobie zawdzięczam wszystko co mam, wszystko co kocham.
Głęboko wierzę w to, że "Ci, których kochamy, nie umierają nigdy, bo miłość, to nieśmiertelność". 
Podsumowując moją dość obszerną mowę, chciałabym w tym miejscu i właśnie o tej godzinie kiedy słońce chyli się ku zachodowi i rozświetla jego grób swoim czerwono-żółtym blaskiem, pożegnać wspaniałego businessmana, kierownika, szefa, przyjaciela, syna a przede wszystkim męża i ojca rodziny. Chciałam mu powiedzieć, że kocham go nad życie, tak jak kocha się najwspanialszy kwiat w swoim pełnym rozkwicie. Nigdy nie zapomnę o Tobie i mamie. Mam was w swoim sercu i zawsze jest tam dla was miejsce. Strasznie mi przykro, że zostawiliście mnie kiedy potrzebuje was najbardziej, ale jeśli uważaliście, że sobie poradzę to na pewno tak będzie. Kocham was najmocniej jak potrafię, dziękuję, że zawszy byliście ze mną i że nigdy przenigdy we mnie nie zwątpiliście. "Są chwilę, by działać i takie, kiedy należy pogodzić się z tym co przynosi los". Choć przychodzi to trudno trzeba to zrobić. Trzeba iść dalej nie patrząc wstecz, trzeba przekazać miłość, którą obdarzaliście mnie przez tyle lat dalej, żeby pokazać innym co to słowo naprawdę znaczy. Chciałabym wam mieć zawsze przy sobie, ale skoro to niemożliwe to muszę się z tym pogodzić i czekać aż czas uleczy rany.
"Na tym świecie CIENI I ŚWIATEŁ każdy musi odnaleźć swoją własną drogę..." 
Dziękuję za wszystko i życzę Tobie tato spokojniej podróży do swojego ostatecznego celu, żebyś mógł połączyć się z mamą po swoim odejściu z tego świata. Śpij dobrze, zasłużyłeś na odpoczynek.
....
Blondynka z oczami mokrymi od łez odeszła od mównicy i podeszła do grobu ojca, który czekał na jej przyjście. Trzymała w ręku białą różę do której powiedziała ostatnie słowa zanim ją wrzuciła. Michelle zrobiła to samo po czym stanęła koło Lucy. Zaraz po mniej do grobu zaczęli podchodzić przyjaciele Jude, pracownicy i przyjaciele Lucy. Zanim opuścili cmentarz podchodzili grupkami do Lucy, żeby złożyć jej kondolencje. Dziewczyna ze smutkiem w oczach przyjmowała każde powierzone jej słowa. W pewnym momencie podszedł do niej starszy mężczyzna i powiedział, że chciałby, żeby przyszła jutro do firmy, jakby to nie był dla niej problem. Dziewczyna zgodziła się, po czym mężczyzna wziął bardzo elegancko wyglądającą kobietę pod ramię i przeszli przez cmentarz opuszczając go i odjeżdżając swoją czarną limuzyną. Lucy, nie wiedząc dlaczego nie mogła oderwać od niech wzroku, jakby czuła, że staną się w jej życiu ważnymi osobami. Obudzona z transu przez Michelle, wzdrygnęła się lekko po czym patrzyła na kolejne osoby, które do niej podchodziły. Jako ostatni podszedł Natsu i dziewczyna całkowicie się rozkleiła

przytulając się do jego silnych ramion, które ją objęły. Chłopak pocałował ją w czoło i nie zluźniał uścisku, do czasu kiedy Michelle, im nie przeszkodziła wskazując na jeszcze jedną przybyłą osobę. Był to Ethan - policjant, który pomagał w śledztwie. Dziewczyna była nieco zaskoczona obecnością mężczyzny, ale ze
spokojem zapytała:
- Co pan tu robi?
- Dobry wieczór, przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałem przekazać wyrazy bólu i najszczersze kondolencje z powodu straty ojca.
- Dziękuję, miło że pan przybył, ale nie trzeba było się aż tak fatygować, naprawdę. - dodała zmieszana Lucy. Natsu też zrobił się nieufny bo przecież, który policjant przychodzi na pogrzeb, osoby której nie zna. Chwilę później znalazł odpowiedź widząc jak patrzy się on na jego dziewczynę. W żyłach natychmiast krew zaczęła mu szybciej krążyć, ale Lucy delikatnym głosem wyciągnęła go z transu.
- Natsu, możemy już jechać do domu? Proszę...- Salamandrowi, nie trzeba było tego powtarzać dwa razy. Wszyscy którzy zostali, pomodlili się i pożegnali z Jude po czym wrócili do domu.
...
*oczami Natsu*
Przez ostatnie kilka tygodni Lucy dziwnie się zachowywała, potrafiła nie odzywać się do mnie nawet przez kilka dni. Czasami nie miałem pojęcia czym jest to spowodowane. Szukałem winy w samym sobie, pewnie znowu coś źle zrobiłem, zapomniałem o czym albo powiedziałem coś niestosownego. Widziałem w oknie jak wyjeżdżała rano samochodem z garażu i wracała dopiero w nocy. Codziennie dzwoniłem do Levy i Michelle, żeby dowiedzieć się co jest grane, ale żadna nie znała odpowiedzi na moje pytanie. Z dnia na dzień chudła w oczach, teraz można było ją przyrównać do zapałki. Martwiłem się strasznie, że coś jej się stanie, że wpadnie w anoreksję, albo zachoruje. Bałem się, że przez depresje w jaką popadła zostawi mnie na zawsze, zapomni o mnie i o mojej obecności. Czekałem i czekałem. Mój telefon zawsze był przy mnie czekając na odpowiedź, znak życia. W pewnym momencie mojego życia, jej przyjazdy w nocy, nie stanowiły problemu lecz stawały się wybawieniem. Wiedziałem, że nic jej nie jest, że wróciła, że jest na przeciwko. Pewnego dnia postanowiłem ją śledzić i wiem teraz że to była zła decyzja, tego dnia akurat pojechała na cmentarz i kiedy mnie zobaczyła czekającego na nią zdenerwowała się do tego stopnia, że bałem się do niej odzywać przez kolejne kilka tygodni. Jeśli chcecie wiedzieć, to tak pomimo tego, że nie jestem tchórzem bałem się jej jak cholera. Na dodatek, każdy mój krok w jej stronę coraz bardziej zaczął nas od siebie oddalać. Lucy stawała się nieuchwytna dla mnie. Codziennie spotykała się z tym policjantem, ale ufałem jej i wierzyłem, że mnie nie zdradzi. Natomiast problem tkwił w tym, że nie ufałem jemu. Nie mogłem pozwolić, żeby ten idiota coś jej zrobił. Kiedy zobaczyłem ich w barze siedzących jednym stole facet zaczął się do niej dobierać. Dobrze, że przyjechałem na czas, Lucy łapczywie starała się odepchnąć go od siebie, ale nie mogła. Podbiegłem do niech i z całym impetem przypierdoliłem skurwielowi, za to, co próbował zrobić mojej dziewczynie. Nie szczędziłem również słów, jednak Lucy, zaczęła mnie ciągnąć w stronę wyjścia wtedy, kiedy obijałem mu tą wstrętną mordę. Może bym  go nawet zabił gdyby nie ona, ale to nic. Należałoby mu się to. Kiedy wyszliśmy, zamiast powiedzieć coś w stylu " Dziękuję, że jesteś, byłam samotna, próbowałam uciekać, ale nie wiedziałam gdzie... " To powiedziała " Co Ty robisz, do kurwy nędzy! Chcesz go zabić? Czy Ty jesteś poważny?" Wbrew temu co myślicie, zabolały mnie troszkę jej słowa. Liczyłem na coś innego, ale się przeliczyłem. Próbowałem jej coś powiedzieć, ale mi przeszkadzała w końcu zgodziła się, żebym ją podwiózł, ale właśnie ta przejażdżka, była chyba najmniej przyjemnym przeżyciem ostatnich dni. Usłyszałem słowa, które zapadły w mojej pamięci po dziś dzień. Ujęła to dosłownie tak: " Nie myśl sobie, że przez jedno uratowanie mi życia coś się miedzy nami zmieniło. Na pogrzebie potrzebowałam kogoś takiego jak Ty, teraz już  nikogo nie potrzebuje. Romansuj sobie dalej z Michelle i Lisanną i z kim jeszcze tam piszesz i rozmawiasz codziennie. W dupie to mam Ty gnoju. To wszystko przez Ciebie, gdyby nie Ty on by żył. Chciała Ciebie a niego. Nienawidzę Cię, masz mi się więcej na oczy nie pokazywać, bo inaczej nie będę nad sobą panowała tak jak teraz." To sprawiło mi tak niewyobrażalny ból, że do tej pory ciężko mi się z tym pogodzić. Dwa dni później do mojego domu, zapukała Michelle. Dowiedziałem się od niej, że Lucy ją wyrzuciła i powiedziała, że nie chce jej widzieć. Było mi strasznie przykro jak potraktowała swoją siostrę, ale powiedziałem, że nic nie potrafię uczynić w tej sprawie. Pożegnałem ją i życzyłem szczęśliwej i bezpiecznej podróży do domu. Samotność doskwierała zarówno mi jak i Lucy, ale oczywiście nie chciała tego przyznać. W kolejnych dniach po nieprzyjemnej rozmowie, poczułem gorycz jadu jej słów pozostawioną na mojej duszy. Broniłem się jak mogłem, żeby zapobiec poczuciu winy, ale ono jednak wygrało. Toczyłem walkę z samym sobą, ale co noc jej słowa wracały do mnie ze zdwojoną siłą. Nic nie mogłem poradzić, zatracałem się w czeluściach mrocznej strony mojego serca, wracając pamięcią do poprzedniego życia i modląc się, żeby żadne wydarzenie więcej nie wróciło. Pomimo tego, że czułem się winny i że powinienem ją zostawić samą to nie umiałem. Wysyłałem do jej domów aniołów stróżów, którzy mieli sprawować pieczę nad jej życiem. Po kolei wszystkich odrzucała oprócz jednej osoby, której nie znała. Zaufała obcej osobie, która w moim mniemaniu była jej najbliższą rodziną. Skołowałem numer do mężczyzny, który chciał się z nią spotkać w firmie, mówię o facecie, który odjechał limuzyną w dniu pogrzebu. Zadzwoniłem po jej dziadka...
.......................................................................................................................................
1*"W prawdziwym życiu, w odróżnieniu od fikcji, nic nie jest tym, czym się wydaje"-Carlos Ruzi Zafon "Światła września"
2*"Pan Bóg zabiera człowieka wtedy, gdy widzi, że zasłużył sobie na Niebo" - Jan Grzegorczyk
3*"Ci, których kochamy, nie umierają nigdy, bo miłość, to nieśmiertelność" - Emily Dickinson
4*"Są chwilę, by działać i takie, kiedy należy pogodzić się z tym co przynosi los" - Paulo Coelho
5*"Na tym świecie CIENI I ŚWIATEŁ każdy musi odnaleźć swoją własną drogę" - Carlos Ruiz Zafon "Światła września"
....................................................................................................................................................................................
Z okazji nadchodzącego Bożego Narodzenia, pragnę wam życzyć szczęśliwych, pełnych miłości i ciepła rodzinnego świąt. Żeby nikogo nie zabrakło przy rodzinnym stole w Wigilijny wieczór, żeby na waszych twarzach pozostawał uśmiech, zawsze szczery, abyście mogli dzielić się swoją miłością i radością z najbliższymi. Żebyście zawsze mogli liczyć na ich wsparcie i wsparcie waszych przyjaciół. Aby ten Nowy Rok przyniósł wam więcej przyjemnych chwil niż poprzedni. Życzę wam również samych sukcesów w przyszłości, każdy mały sukces bierze się z ciężkiej pracy więc jeśli zaczniecie od nowego roku pracować na niego szybciej go osiągniecie. Mam nadzieję, że wszystkie wasze marzenia oraz postanowienia się wypełnią, że zawsze będziecie mieli przy sobie bliskie wam osoby, dużo kaski, wspaniałych przyjaciół, udanych związków, dużo książek do czytania, dużo Anime do oglądania, prezentów pod choinką i mnóstwa przyjemności. Na koniec powiem, coś co powinno być zawarte na początku! (Brawo ja). Mam nadzieję, że zdrówko was nigdy nie opuści i po świętach naładujecie akumulatory i wrócicie do szkoły, do pracy i we wszystkie inne miejsca z nową siłą, przepełnieni miłością naszego Stwórcy, który narodzi się w naszych sercach. Wesołych świąt i przy okazji szczęśliwego nowego roku moi drodzy przyjaciele, niech wasza radość, szczęście i miłość nigdy was nie opuszcza! :* <3 Agnieszka

sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział XXX - Czas życia

- Zapraszam panno Heratfilia do mojego gabinetu. - rzucił podpisując jakieś przyniesione przez asystenta dokumenty. Za blondynką weszła Michelle i Natsu. Dziewczyny usiadły na krzesłach a chłopak stanął za jeszcze nieco obolałą po upadku blondynką. Komisarz wszedł do pokoju zamykając za sobą drzwi. Podał rękę najpierw panią a później różowowłosemu. - Dziękuję, że tak szybko się pani u nas zjawiła. Mam nadzieję, że dzisiaj pani czuje się lepiej. - poczekał aż dziewczyna pokiwa głową i kontynuował. - Zaprosiłem was do mnie, gdyż mamy pewne dowody, które zostawić bez śledztwa byłoby grzechem. Oczywiście rozumiem, że chcą państwo znać przyczyny wypadku? - ponownie, zadając pytanie czekał na reakcję reszty i dopiero mówił dalej - Także z badań śledczych wynika, że przyczyną wypadku był uszkodzony przewód hamulcowy a także bak z paliwem. Sprawca znał się na rzeczy, gdyż zamontował mały nadajnik, który miał uruchomić resztę trybików i wybuchnąć w odpowiednim momencie. Strasznie mi przykro, ale nie wygląda to na osobę początkującą, co świadczy, że to z pewnością, nie był przypadek, że padło akurat na pani ojca. - po tych słowach, dziewczyna zaczęła się nad wszystkim zastanawiać i prowadzić w głowie swoje własne śledztwo. Przeszkadzało jej łkanie Michelle, która non stop zmieniała chusteczki i wycierała oczy. Próbowała wysilić umysł.  Komu, mogłoby zależeć na śmierci jej ojca...Wcześniej  po dziwnym spotkanie z rodzicami, które nie wiedziała, czy było prawdziwe czy to tylko wymysł jej wyobraźni,  ojciec, coś wspomniał, że się domyślał. Nie! Powiedział, że Natsu go ostrzegł. I powiedział, coś o dziewczynie....
- Mary! - krzyknęła blondynka wracając do rzeczywistości
- Słucham? - zapytał zbity z tropu policjant.
- Mary, była dziewczyna Natsu. Jest dość dziwna, wydaje mi się, że ma zaburzenia psychiczne i zdecydowanie potrzebuje leczenia! To ona musiała to zrobić, nie ma innej opcji. - mówiła gorączkowo, ale racjonalnie Lu.
- No dobrze, a czy jest powód, żeby pani podejrzewała akurat ją? Czy wcześniej padły groźby z jej ust?
- I to nie raz - prychnął Natsu. - Proszę ją sprawdzić, Lucy ma rację. Około 3 tygodnie temu dostałem od niej wiadomość, że coś złego może stać się Lucy, albo jej rodzinie, przez moje zachowanie.
- Prostując...- dodała jąkając się złotowłosa - Natsu, nie chciał do niej wrócić.
- Dobrze, sprawdzimy ją w pierwszej kolejności. Później spiszemy jej dane. Czy podejrzewacie kogoś więcej?
- Panie komisarzu... A Co się stało z Minervą i bliźniętami? Bo nic pan o nich nie mówi, tylko maglujemy sprawę mojego taty... To znaczy, że nic im nie jest? Kiedy wrócą do domu?
- Lucy, tak? Mogę mówić Ci po imieniu?
- Oczywiście
- Także Lucy, pani mama...
- Macocha - poprawiła grzecznie, ale z nutką złości w głosie
- Tak, przepraszam, twoja macoch i jej dzieci zaginęli. Proszę się tylko nie denerwować.Znajdziemy ich najszybciej się da. Już wysłałem ekipę i od 2 godzin ich szukają. Wiemy na pewno, że nie ucierpieli w wypadku, gdyż nigdzie koło samochodu, nie znajdowały się ślady krwi. Musieli w porę opuścić auto.
- Wiem, że je wcześniej opuścili - rzuciła nastolatka. Wszyscy w tej jednej chwili spojrzeli na nią zdziwieni, a ona szybko zrozumiała swój błąd i poprawiła się. - Znaczy, wierzę w to, że wcześniej opuścili samochód. O to mi chodziło! Przepraszam, ale trochę źle się czuje. Upadłam i bardzo boli mnie głowa, czy możemy zrobić chwilę przerwy? - Policjant spojrzał na swój zegarek i wyznaczył ponowne spotkanie za 30 minut. W tym czasie poszedł przekazać informacje jakich się dowiedział, do bazy głównej badającej sprawę. Kiedy Lucy wyszła na zewnątrz podeszła za nią Michelle.
- Jak się czujesz, Lu?
- Źle, ale widzę, że ty jeszcze gorzej, więc się  nie odzywam...
- To jest straszne! To jest wszystko za dużo jak dla mnie! Czemu akurat wujek! Czy ta Mary, naprawdę byłaby zdolna do  czegoś takiego?
- A ty myślisz, że nie? Zastanów się, ona kieruje się tylko jedną zasadą w życiu.
- Niby jaką? - zapytała na skraju wytrzymania złotowłosa
- Zemstą Michelle! Pomyśl, czy nie najłatwiej odegrać się na Natsu krzywdząc rodzinę jego ukochanej. Wtedy wiesz, pomyśli, że na pewno go zostawię, obwinie za wszystko i ona będzie miała wolną drogę, żeby działać dalej. Przejrzałam ją. Nie dam się jej podłym intrygą. Nie zrezygnuje z Natsu, bo ona tego chce!
- Zabije ją jak ją znajdę! - krzyknęła Lobster
- Nie chwal się, tak bo jak znajdą ją martwą to pierwsze podejrzenia padną na Ciebie. - powiedział uszczypliwie blondynka
- Czemu jesteś taka zimna? Myślałam, że się przyjaźnimy, baaa myślałam, że jesteśmy siostrami. - zapytała nie kryjąc napływających jej do oczu łez.
- Bo nie mam już nikogo, nie rozumiesz Michelle? Straciłam rodziców, rodzeństwo, nawet macochę, była mojego chłopaka chce mnie zabić a moja siostra, płacze częściej ode mnie po stracie ojca. Nie wiem co mam o tym sądzić. Nie chciałam Ci tego mówić, ale jak dzisiaj upadłam, to widziałam go! Widziałam jego i mamę, huśtających się. Pytałam ich czemu teraz, czemu akurat teraz musieli zostawić mnie samą. Byłam zła, ale patrząc na nich, cała złość minęła. Pierwszy raz mogłam ich ujrzeć razem. Nawet nie wyobrażasz sobie jaki to był wspaniały widok. Trzymali się za ręce, śmiali się i przytulali. Mówili, że mnie kochają i nigdy nie zostawią, tylko muszę uważać na siebie i na Ciebie. Michelle, nie chce płakać, bo widziałam, jaki tata jest szczęśliwy z mamą i obiecałam mu wtedy, że nie będę płakała z tego powodu. Więc obietnicy zamierzam dotrzymać! Wszystkich obietnic. Będę uważać, nie pozwolę skrzywdzić Ciebie i Natsu, odnajdę Minervę i dzieciaki i schwytam tą małą zdzirę i wszystkie kudły jej powyrywam przyrzekam Ci to teraz! - skwitowała i wpatrywała się w twarz siostry swoimi wielkimi, zimnymi oczami.
- Lucy, zaczynam się Ciebie bać... - dodała zaskoczona i spiorunowana spojrzeniem siostry złotowłosa.
- Nie musisz się mnie bać Michelle!
- Lucy, mu nie jesteśmy takie. Możemy to zrobić w inny sposób.
- Michelle posłuchaj, trzeba jej pokazać, że nie może nami się bawić. Nie będziemy pionkami w jej chorej grze.
- Nawet nie chce o tym myśleć w ten sposób. Niech to się skończy. - powiedziała złotowłosa po czym złapała się z głowę i zaczęła płakać. Lu widząc to schyliła się nad nią i pogłaskała ją po głowie.
- Strasznie Cię kocham! Nic Ci się nie stanie, zapewnię Ci bezpieczeństwo, choćby nie wiem co. Jesteś teraz moją najbliższą rodziną i nie chce Cię stracić.
- Też Cię kocham Lucy! - Spojrzała teraz na nieco łagodniejszą twarz blondynki i przytuliła się mocno do niej. Wydawało się, jakby to wszystko trwało dosłownie chwilkę, jednak na zegarze wybiła 12:40 i Natsu zawołał dziewczyny do środka. W gabinecie trwały rozmowy ze specjalistami, detektywem i śledczym. Na koniec cała trójka podała swoje namiary i nazwiska.
- Teraz Ethan odwiezie was do... - zawahał się, jakby nie chciał zranić uczuć młodej dziewczyny siedzącej naprzeciwko niego.
- Do kostnicy, wiem, gdzie jedziemy. Wystarczy jedna osoba, żeby zidentyfikować zwłoki tak? - zapytała Lucy zimnym tonem. Stojący za nią Salamander zdziwił się, zachowaniem dziewczyny, zawsze łagodna i delikatna, a teraz zimna i bez emocji. Nie sądził, że wypadek zamieni ją w kobitę potwora. Była dosłownie obojętna na wszystko. Skóra na jej dłoniach, straciła swoje dawne kolory i wygląd. Teraz była szorstka i nieprzyjemna. Pomimo tego, chłopak złapał ją mocniej i potarł jej ramiona.
- Ja mogę to zrobić - zaproponował Natsu, chcąc oszczędzić dziewczynie dodatkowego cierpienia.
- Nie trzeba, kochanie. Jestem w stanie to zrobić.
- Ale...
- Wytrzymam. - Rzuciła głosem chłodnym i nieznoszącym sprzeciwu. Dyskusja może trwała by dalej, ale drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł znajomy komisarz.
- Właśnie to jest Ethan, może pamiętasz. Wczoraj odwiedził twój dom.
- Tak pamiętam Cię, szkoda, że będę kojarzyła cię teraz ze złymi wieściami które dostałam. - powiedział smutno dziewczyna.
- Strasznie mi przykro - skwitował, nie podnosząc wzroku z podłogi. - Samochód jest gotowy możemy jechać.
....
- Naprawdę Natsu, wszystko w porządku. Chciałam tylko pobyć sama. - powiedziała dziewczyna otwierając "pałac".
- Wiem, ale ...
- Błagam Cię! Zaufaj mi choć trochę. Wierz we mnie a nie...
- Wierzę Ci i bezgranicznie Ci ufam. Jednak temu palantowi co nas zawoził za grosz!
- Spokojnie, to tylko jedno spotkanie, żeby omówić pewne sprawy plus wizyta u psychologa. Super! Polecam. Pewnie zaraz jeszcze wyślą mnie do psychiatryka.
- Nawet tak nie żartuj!
- Słuchaj Natsu, wiem, że się martwisz, ale naprawdę chciałabym to załatwić sama. Poza tym wszystko odbędzie się w dzień i mogę Ci to ułatwić, jeśli będziesz bardzo chciał mnie zobaczyć to możesz mnie odebrać z tej ulicy, jak jej tam było...
- Fiołkowa 99
- Dokładnie. Zadzwonię, jak wszystko się skończy. Obiecuję. Teraz przepraszam, ale chciałabym wracać do domu.
- Lu... Wiesz, że Cię kocham i jestem zawsze z tobą, prawda?
Dziewczyna odwrócona plecami do chłopaka poczuła wyrzuty sumienia wobec niego i siostry. Wzięła głęboki wdech i odwróciła się patrząc prosto w oczy Salamandrowi.
- Udowodniłeś to dzisiaj mój aniele! - powiedziała po czym podeszła do niego i mocno wtuliła się w jego tors. Poczuła to wspaniałe ciepło, które przepełniało jego ciało. Zawsze miała wrażenie, że w środku znajduje się mały płomień, który nigdy nie gaśnie! Choćby nie wiem co się działo. To była jednak z przyczyn dlaczego go wybrała. Blask w jego oku nie znikał, dostrzegała go nawet teraz i wiedziała, że hamuje swój temperament i dowcipny charakter dla niej, żeby jej było łatwiej. Ten blask był słabszy i słabszy, ale kiedy pocałowała go odzyskał swoje dawne rozmiary.
- Czyli to mój pocałunek jest kluczem do serducha?
- Bęęęk - syknął chłopak. - Prawidłowa odpowiedź brzmi, tylko Ty masz klucz do mojego serca, ale co jest tym kluczem to wiesz, już tylko ty! - rzucił wpatrując się w duże oczy blondynki po czym uśmiechnął się łobuzersko. Dziewczyna myślała, że odwali jak zawsze coś głupiego, co by było standardem u niego, on jednak nachylił się i pocałował się w czoło. - Śpij dobrze księżniczko.
Kiedy Lucy usłyszała ostatnie słowa chłopaka zanim odszedł przypomniała sobie wspaniały ogród i słowa rodziców: "Wspaniałego życia księżniczko". Dziewczyna uśmiechnęła się mimowolnie patrząc w górę ku gwiaździstemu niebu.
- Mamo, czy ja jestem wystawiona na jakąś próbę? Błagam pomóżcie mi, bo sama nie wiem czy dam sobie radę. Staram się być silna, ale przez to zachowuje się jak wiedźma. Chce mi się płakać, ale wiem, że nie mogę, bo przecież tata jest teraz szczęśliwy. Ach . - powiedziała po czym  zamknęła drzwi do "pałacu". Wiedziała, że sama pogodziła się z sytuacją w jakiej się znalazła, teraz musiała pomóc pogodzić się z nią Michelle. - Czeka mnie długa rozmowa - pomyślała i udała się do pokoju siostry...

*Oczami Lucy*

Nie umiałam z nią rozmawiać. Ona tego nie akceptuje, nie daje sobie nic wytłumaczyć. Zaczynam się zastanawiać, czy moje widzenie, nie było tylko wymyśloną historią mojej głowy. Może to tylko sen albo omam. Teraz już niczego nie jestem pewna. Całe moje życie zmienia się w pustą, czarną głębina w której tonę. Spadam coraz głębiej. Co mam robić? Stawiam sobie to pytanie każdego dnia. Kiedy wstaję rano z łóżka - co mam robić? Wstać i funkcjonować normalnie jeśli takie słowo jeszcze istnieje w moim słowniku? Kiedy robię zakupy - co mam robić? Czy otworzyć się na świat i pozwolić się skrzywdzić kolejny raz czy zamknąć się pod kopułą pałacu i siedzieć i czekać na wybawienie, które nie przychodzi? Co mam robić? Przestaje istnieć. Staję się pustką. Cieniem. Jestem zmęczona choć wiem, że nie taką obiecałam być. Chce żyć lecz nie umiem. Chcę się uśmiechać lecz zapomniałam jak to się robi. Chcę oddychać, choć przychodzi mi to z trudem. Boję się. Boję się wszystkich i wszystkiego co mnie otacza. Zatracam się. Jestem jak tornado, które z ogromną siłą uderza w domu i niszczy rodziny. Zabieram ze sobą części a zostawiam za sobą całość. Krzywdzę wszystkich którzy są w pobliżu, odbierając im prawo do szczęścia. Chce umrzeć lecz nie umiem tego zrobić a przecież to taki proste. 
Siadam przy biurku i piszę. Piszę co czuję. Czuję to wszystko co pisze. Moje życie to paradoks a sytuacja w której się znalazłam jest ironią. Czy chce tak żyć? Czy chce być pionkiem w tej grze? Nie wiem. 
Napisałam. Napisałam mowę na pogrzeb. Został tylko ostatni krok. Muszę ją odczytać. Zrobię to, bo obiecałam a po tym przyjdzie czas na nostalgię, do której tak nieubłaganie zmierzam....

sobota, 21 listopada 2015

Rozdział XXIX - Magiczna wiśnia na Rajskiej Wyspie.

Na zegarze w "Pałacu" wybiła godzina 8.30, jednak dźwięk kukułki nie miał kogo obudzić. Dom był całkowicie pusty. Teraz można było zobaczyć, że bez ludzi w nim mieszkających jest całkowicie martwy. Sofy w salonie były tak czyste i wyglądały, jakby nikt na nich nigdy nie siadał. Na blacie w kuchni nie leżały żadne kuchenne sprzęty. Życie w tym domu jakby zamarło z chwilą kiedy Lucy, Michelle i Natsu wyjechali samochodem chłopaka na komisariat policji "Magnolia Police". Dziewczyna koniecznie chciała spotkać się z komisarzem prowadzącym śledztwo, nie mogąc do końca uwierzyć w to co wczoraj usłyszała. Nadal miała wrażenie, że ktoś robi sobie takie okrutne żarty. Nie mogła powstrzymać napływających jej do oczu łez. Siedziała teraz na korytarzu jednak była obecna na tym świecie tylko ciałem. Reszta jej duszy szybowała gdzieś daleko we wspomnieniach wspaniałej rodziny jaką miała i jaką w mgnieniu oka straciła. Kiedy zamykała oczy widziała scenerie z poprzedniej nocy, kiedy spała. Widziała duży, piękny ogród. Niebo było bezchmurne a słońce mocno grzało, jednak powiewy przyjemnego wietrzyku niwelowały upał. Wszystko wokół  było kolorowe.  Szła po kamiennej ścieżce a ze wszystkich stron otaczały ją wysokie kwiaty w pełnym  rozkwicie. Ogród przypominał labirynt, dziewczyna szybko by się w nim zgubiła, jednak zza żywopłotu wyłoniła się czyjaś ręka a następnie cała sylwetka postawnego, uśmiechniętego od ucha do ucha mężczyzny. Rozpoznając w nim swojego ojca podała mu dłoń i podążyła za nim. Wyjście okazało się być bliżej niż sądziła. Z rodzicami wszystko było łatwiejsze. Wychodząc za ostatniego krzewu zobaczyła swój cel, do którego zmierzała przez cały czas. Zobaczyła swoją mamę huśtającą się na zawieszonej huśtawce na dziwnym tęczowym drzewie. Była ubrana w piękna koronkową białą suknię aż po same kostki. Idealnie pasowała do eleganckiego, ale wygodnego stroju swojego męża.
Blondynka pobiegła co sił do swojej ukochanej mamy i wpadła jej w ramiona. Layla pocałowała ją mocno i machnęła w powietrzu ręką i natychmiast obok pojawiły się jeszcze dwie huśtawki. Lucy wykonała szybki obrót i usiadła obok. Pierwszą rzeczą jaka wpadała jej do głowy, żeby zapytać mamę o to piękne magiczne drzewo. Blondynka nie zdążyła jeszcze otworzyć ust a jej matka, jakby czytała je w myślach powiedziała:
- To Tęczowa Wiśnia skarbie. Pewnie chcesz wiedzieć, czemu jest tak duża i piękna, co? Już Ci wyjaśniam. To drzewo z pozoru normalne jest napędzane ludzką dobrocią i miłością. Oczywiście szczerą. Kiedy weszłaś na Rajską Wyspę rozbłysła chyba do maksimum swoich możliwości. Pokochała Cię. 
- Tęczowa wiśnia... Mamo, co ja tu robię? Co Ty tutaj robisz z tatą? Czemu jest z Tobą a nie ze mną? Błagałam, żebyś mi go tak szybko nie zabierała! 
- Kochanie.. - odezwał się łagodny głos ojca na huśtawce obok. Jude dotknął ramienia swojej małej córeczki i całe ciepło które kumulował wewnątrz siebie przeszło na Lucy. - Teraz jestem szczęśliwy! W końcu mogłem połączyć się z Laylą. Tyle na to czekałem. Nigdy nie chciałem Cię zostawiać, tylko ty mnie trzymałaś po tamtej stronie.  Tylko ciebie miałem. Chcę, żebyś wiedziała, że długo nie cierpiałem. W sumie, to spodziewałem się że kiedyś to nastąpi. Natsu, dzielny chłopak ostrzegł mnie, żebym uważał. Nie chciałem, żeby widział, że się przejmuję, dlatego udawałem, że jest mi obojętne co mówi, ale nie było. Dzięki niemu zdążyłem uratować Minervę i dzieci. Nie chciałem, żeby podzieliły mój losu. 
- Tato... Skoro wiedziałeś, czemu sam nie wysiadłeś i nie uciekłeś? 
- Mam już swoje lata i chęć walki o swoje życie powoli gaśnie. Jak miałem do wybory ich a siebie to wybór był oczywisty wybrałem ich. Jednak mój wybór, nie było do końca bohaterki. Myślałem też o sobie, wiedziałem, że pewnie niedługo przyszedł by na mnie czas, nie chciałem przeciągać tej chwili. Chciałem w końcu zobaczyć światło mojego życia i być z nim na zawsze. - mówiąc to złapał za rękę siedzącą obok żonę. 
- Czyli, Ty .. Ty jesteś szczęśliwy? Nie żałujesz niczego? Nie chciałeś żyć, żeby czegoś naprawić? 
- Tak szczęśliwy jak teraz byłem raz w życiu. Mianowicie wtedy gdy ty przyszłaś na świat. Lucy, żałuję tylko jednego! Żałuję tego, że zacząłem się od Ciebie odizolowywać, żebyś stała się samodzielna. Zacząłem traktować cię przedmiotowo, tego właśnie nie na widzę w sobie... Krzywdziłem Cię swoim zachowaniem i słowami. Wierz mi, nie chciałem tego, ale coś we mnie z dnia na dzień pękało. Może ta dziewczyna, zamiast mnie zabić to tak naprawdę mnie uratowała? To nieważne - dodał szybko widząc zdziwienie na twarzy blondynki. - Chce tylko wiedzieć, żebym mógł zaznać szczęście wieczne, czy Ty mi to wybaczasz, że byłem taki okropny dla Ciebie? Że za późno zrozumiałem swoje błędy...
Po tych słowach Lucy pewnie wybuchłaby płaczem i już się do tego przygotowywała, jednak kiedy chciała otrzeć twarz miała suche ręce. Spojrzała dziwnie na mamę, a ona tylko uśmiechnęła się do niej.
- To jest magiczny świat. Tutaj nie znamy czegoś takiego jak łzy smutku, złość czy nienawiść. Ta dolina charakteryzuje się tym co wspaniałe, tym co jest w naszych duszach. Tak długo czekałam, na twojego tatę. Tak długo czekałam na Ciebie Lucy, ale tak jak twojego tatę, to Ciebie nie mogę zatrzymać. Masz jeszcze przed sobą wspaniałe życie, pełne wielu przygód, szczęścia, ale i przykrości na które jako twoja matka nie mogę patrzeć. To jest zbyt bolesne. Chce, żebyś pamiętała, że słyszę każdy list napisany do mnie. Każdy jest piękny i ma w sobie magię. 
- Kochanie.. - znowu Jude zwrócił się do swojej córki - chce, żebyś uważała na siebie i nie poddawała się tak łatwo. Będziemy tutaj na Ciebie czekać, jednak twoje życie jest tak długie, że nie  wiem czy do tego czasu, nie zanudzimy się z mamą na śmierć. - powiedział śmiejąc się głośno i lekko, ale przyjaźnie klepiąc swoją żonę w ramię.
- Tak, to Ci się udało kochanie.- dodała uśmiechnięta. - zanudzić na śmierć, powiedziała osoba, która spłonęła w samochodzie. Super żartowniś z Ciebie! - dodała kiwając karcąco głową. 
- Przepraszam, ale ja miałem przynajmniej ciekawszą śmierć. Ty umarłaś w szpitalu na stole operacyjnym! - powiedział urażony mężczyzna. 
- Nawet mi tego nie przypominaj, to było straszne. Tak tam śmierdziało i...
- O fu! Przestańcie, to jest okropne. Nie licytujcie się kto "fajniej" umarł. 
- Widzisz Lu, my już się z tym pogodziliśmy! Teraz chcemy, żebyś Ty to zrobiła. Gdy patrzymy na Ciebie to zamiast się cieszyć z takiego życia jakie dostaliśmy to zamartwiamy się o Ciebie. - Wstali i podali dłonie swojej córce. Ucałowali ją w czoło i uczynili błogosławieństwo. Dziewczyna nie chciała ich zostawiać, jednak oni nalegali i tłumaczyli że czas jej spotkania dobiega końca. 
- Mamo, powiedz mi tylko jedno, czemu dopiero teraz?
- Czemu dopiero teraz się spotkałyśmy? - zapytała i poczekała aż Lucy kiwnie głową na potwierdzenie, po czym odpowiedziała - Bo dopiero teraz przyszedł odpowiedni czas, ale pamiętaj kochanie, że pomimo tego, że nas nie będzie z Tobą tam na dole, to jesteśmy tutaj - wskazała na miejsce, gdzie znajduje się serce dziewczyny. -Rozumiesz, mnie? Kiedy jesteś rozdarta i nie wiesz co zrobić, wsłuchaj się w głos tam głęboko a nas usłyszysz. 
- Dziękuję mamo! Tak bardzo was kocham! 
- My Ciebie też księżniczko! 
- Czy to już pożegnanie? - zapytała czekając na przeczące słowa, jednak Jude pokiwał głową. - Odprowadzicie mnie? Inaczej znowu się zgubię... 
- Nie możemy iść dalej. Jesteśmy tylko duszami, a tamtą drogą podążają tylko ludzkie egzystencje. Ale wiedz jedno, nie zgubisz się. Tam już ktoś niecierpliwie na Ciebie czeka. Wręcz strasznie się denerwuje. Musisz do niego iść i nieco go uspokoić. - rodzice uśmiechnęli się do dziewczyny a ona natychmiast się zaczerwieniła. 
- Jeszcze o tyle rzeczy miałam się was zapytać. 
- Kochanie, teraz już nie zdążysz, ale chce Cię poprosić o jedną rzecz! Dbaj o siebie i zaopiekuj się Michelle. Ona strasznie ciężko znosi to wszystko. Tylko udaje twardą. I jeszcze jedno, najważniejsze!  Nie chce żebyś po mnie płakała. 
- Nie będę. Pomimo tego, że strasznie cierpię, że nie ma Cię z nami to wiem, że tutaj jesteś szczęśliwy. Zaopiekuję się nią obiecuje! Tato jeszcze jedno! - dodała pospiesznie blondynka czując jak nogi same prowadzą ją do labiryntu. - Wybaczam Ci! Zawsze Cię kochałam i nigdy nie przestałam. Nigdy! 
- Wiem skarbie! A teraz w drogę mała! 
- Papa! TAK BARDZO WAS KOCHAM! - krzyknęła i pomachała na pożegnanie swoim rodzicom. 
- Do zobaczenia kochanie! Wspaniałej życiowej podróży! Niech Bóg ma Cię w swojej opiece! 
Kiedy blondynka weszła z powrotem na krętą ścieżkę, głosy jej rodziców powoli ucichły, jednak słyszała niektóre wymienione między nimi zdania i ich głośny śmiech. Ostatnią rzeczą jaką udało jej się wychwycić, zanim czyjaś ciepła dłoń wyciągnęła ją na ziemię były słowa taty: " Nawet nie wiesz, ile dałaś mi szczęście wydając Lucy na świat. Po twojej śmierci stała się dla mnie najważniejsza!". Po tym dziewczyna nagle otworzyła oczy, lekko przyćmiona i nieświadoma obrotu sprawy obudziła się na zimnej podłodze policyjnego komisariatu. W pewnym momencie blondynka zdała sobie sprawę, że wróciła do rzeczywistości, jednak nie chciała tu być. Ten świat był nieidealny i niepoukładany. Nie było tu szczęścia, chyba, że sobie ktoś je narysował. Jednak jedyną osobą, która dzieliła ją od tamtego stanu był chłopak, który właśnie pomagał jej wstać, obejmując jej biodra silnymi, gorącymi rękami. Wiedziała, że tylko jego obecność trzyma ją przy życiu. Dziewczyna wstała tak szybko jak szybko upadła, jednak tym razem miała przy sobie swojego obrońcę, swojego różowowłosego anioła stróża i wiedziała, że już nigdy więcej nie da jej upaść. 
- Dziękuję, że przy mnie jesteś! - szepnęła mu do ucha, znajdując się w jego objęciach. 
- Jestem na zawsze, tylko twój! 
.....
Już się tłumaczę. Miałam niedobór fantastyki w moich rozdziałach więc musiałam dodać coś co mi w duszy grało od dłuższego czasu. Pewnie więcej taki rozdział się nie przytrafi, ale jak wam się spodoba, to czemu nie :D Rozdział mega spontaniczny, miało go nie być, a na jego miejsce powinien pojawić się już prosto z komisariatu, ale taka mała odskocznia. Dziękuję, że ze mną jesteście <3 Klette

sobota, 7 listopada 2015

Rozdział XXVIII - Ponowne narodziny prawdziwego zła!

W ciągu ostatnich kilkunastu dni Lucy i Natsu spędzali coraz więcej czasu razem. Odwiedzali wspólnie swój nowy dom, do którego Lucy zaczęła nabierać przekonania, urządzali ogniska, imprezowali wspólnie u swoich znajomych. Byli praktycznie nie rozłączni. Różowowłosy, chcąc ostrzec ojca dziewczyny prze chorą grą Mary, powiedział o wiadomości jaką otrzymał. Jude kiedy dowiedział się jaki obrót przybrała sytuacja, wręczył Natsu list, który napisał dla swojej córki w razie gdyby coś mu się stało. Chłopak miał nadzieję, że szybko nie będzie musiał go przekazać. Jednak mylił się. Ta noc przyniosła wszystkim więcej rozpaczy niżby mogło się wydawać. 
Jednak wróćmy do początku....

4 dni wcześniej...
- Lucy skarbie, gdzie położyłaś moje dokumenty odnośnie kupna nieruchomości Pana Waltera? - dopytywał się ojciec jedzącej z dzieciakami śniadanie blondynce.
- Leżą na drugim regale w trzeciej szufladzie w szóstej przegródce po lewej stronie prawej części przegródki. - powiedziała, bez zastanowienia dziewczyna robiąc Haru i Ellie kanapki na podróż.
- Lucinko słońce a gdzie są papiery potwierdzające umowę wyrzeczenia się, przez Panią Walter....
- W komodzie naprzeciwko dużej szafy w piątej szufladzie po lewej stronie prawej przegródki.
- Dziękuję ślicznie.
- Ale tata jest dzisiaj roztrzepany! - powiedziały bliźnięta jedząc płatki owocowe.
- Tata chce żeby wszystko się udało. Musicie go zrozumieć.
- Dzień dobry droga młodzieży. - powiedziała schodząc ze schodów Michelle. - Jak tam gotowi na podróż życia. Do stolicy nudziarzy i wstrętnych zgredów?
- Wszystko słyszałam Michelle i muszę Ci powiedzieć, że nie jestem nudziarzem! A co najważniejsze wstrętnym zgredem! - krzyknął z gabinetu Jude.
- Tak se tłumacz - powiedziała pod nosem złotowłosa. - Lu, może dzisiaj wyskoczysz ze mną i Karrym do kina i oczywiście zgarniesz po drodze Natsu, hmm?
- Wszystko, pięknie, ładnie, ale kim jest Karry?
- Taki przyjeb, że daj spokój, ale zapłacił mi, żebym z nim poszła. No cóż w normalnych okolicznościach bym nie się nie zgodziła, ale no sama wiesz. Chodziłam z dupkiem, nerdem, nudziarzem, gejem to czemu z przyjebem nie spróbować? - zapytała posyłając Lucy znaczące spojrzenie.
- Jesteś nienormalna! - powiedziała kiwając głową blondynka.
- A ty ... A ty .. A ty jesteś dziewicą! - krzyknęła na cały dom Michelle. Lucy natychmiast spaliła buraka. Nawet Minerwa, która pakowała swoje dokumenty w salonie zaprzestała swojej pracy i spojrzała pytająco na Heartfilie.
- No co .. Co w tym złego, że nią jestem? Ja po prosu się nie spieszę....
 - Dobrze, kochanie to się chwali! Jestem z Ciebie dumny, że wytrzymujesz tak ogromną presje. - powiedział ojciec dziewczyny który wszedł do kuchni po mleko.
- To chyba Natsu musi wytrzymywać, żeby mu nie wyskoczyło pod ciśnieniem. Ten to ma dopiero nie fajnie!
- Jakie napięcie? - zapytała Ellie.
- Nie słuchajcie jej, gada jakieś głupoty. - szybko sprostowała sytuację mama.
- Dobra kanapki gotowe. Śniadanie zjedzone. Walizki spakowane. To tylko umyć zęby i zakładać buty.
- Ja też już wszystko spakowałam a Ty skarbie?
- No prawie. Jeszcze tylko...
- Dokumenty o sprzedaż działki Lamia Scale znajdują się w twoim sejfie w schowku numer 117. - dokończyła za ojca dziewczyna.
- Ach, co ja bym bez Ciebie zrobił? - zapytał otwierając sejf. - Ja już mam wszystko. Reszta rodzinki gotowa? No świetnie! To ruszamy, nie? Chodźcie do mnie moje piękne dziewczynki. Pod moją nieobecność, proszę nie sprowadzać mi żadnych gachów ani innych no jak to powiedzieć frajerów, bo jak się dowiem to im nogi z du... - miał dokończyć, ale spojrzał na zaciekawione twarze dzieci i zrezygnował. - z duszy nogi powyrywam. Właśnie z duszy, no a teraz buziaka zgredowi i do swoich zajęć.
- Pa tatuś! - powiedziały siostry.
- Lu, zrobimy, przytulaśne misie? - zapytała Ellie
- Pewnie! - dziewczyna złapała bliźnięta i wyściskała je najmocniej jak mogła. Na drogę wręczyła lizaka i dała buziaka. - Do zobaczenia Minerwo. - Powiedziała dziewczyna i lekko ale przyjaźnie objęła macochę. Ta zamiast jak zawsze stawiać opór lekko odwzajemniła uścisk.
- Zostawiłam wam w kuchni 600 zł. Nie będzie nas tydzień, także żeby wam starczyło. No to trzymajcie się i nie rozwalcie domu pod naszą nieobecność!
- Postaramy się! - rzuciła z uśmiechem Lucy.
- To akurat nie było śmieszne! - skwitowała zamykając drzwi Michelle. - To podchodziło pod taką... no jakby to nazwać... ukrytą groźbę.
- Powiem tak, śmieszne to może nie było, ale chciała być uprzejma i powiedzieć coś zanim wyjdzie. A że padły takie słowa jakie padły, no to nie jej wina. Poza tym, to nie była ukryta groźba, tylko jawna i to jak cholera! - dodała ze śmiechem dziewczyna po czym poszła do salonu obejrzeć telewizję.
Tego samego dnia wieczorem umówiła się z Natsu i razem jak wcześniej była mowa poszli z Michelle i jej przyjebem do kina. Naprawdę był walnięty ten koleś. Podrywał wszystko co się porusza i nie szczędził zbędnych komentarzy na temat wyglądu Lucy, co zdecydowanie nie podobało się Salamandrowi. Cała impreza się skończyła, kiedy owy "koleś" imieniem Karry, podszedł i złapał Lu za tyłek. Żart się skończyły, dostał  soczysty prawy sierpowy od różowowłosego i już po tym nie mógł się podnieść. Michelle próbowała jeszcze zeskrobać go z ziemi, ale po pewnym czasie twierdziła, że to nie ma sensu i kopnęła go na "do widzenia". Dragneel odwiózł dziewczyny do domu, po czym dostał zaproszenie zostania na noc na co oczywiście się zgodził. W między czasie kiedy musieli chodzić do szkoły chłopak zawoził i odwoził siostry. Spędzał z Lucy każdą wolną chwilę, kiedy trzy dni później zadzwonił dzwonek do drzwi...
- Lucy tym razem ty otwierasz, ja robiłam popcorn a Natsu kolację! - powiedziała przytulona do poduszki złotowłosa, najwidoczniej przerażona po obejrzeniu horroru. 
- Ale srasz w majty Mich! - rzuciła wstając i idąc do holu. Poprawiła ubrania i przygładziła włosy. Kiedy po drugiej stronie zobaczyła funkcjonariusza policji mocno się zdziwiła. - Dobry wieczór! Chyba nie byliśmy na tyle głośno, żeby komuś przeszkadzać prawda? - zapytała uśmiechając się do młodego i mega przystojnego policjanta. 
- Mam przyjemność z panią Lucy Heartfilia? 
- Tak, to ja. Przepraszam, czy coś się stało? 
- Mam dla pani złą wiadomość. Znaleźliśmy ciało pani ojca w samochodzie jadącym w stronę Berlina.... 
Dziewczyna zrobiła się tak biała jak ściana w przedpokoju. Po ciele przeszły jej dreszcze i natychmiast zrobiło jej się słabo. Czuła, że ziemi rozpada się pod jej stopami, jak niebo w którym była rozpada się na milion kawałków i rozsypuje po całym świecie pozostawiając po sobie tylko czarną plamę. Zachwiała się, ale silne ręce Salamandra ją podtrzymały. Dziewczyna straciła przytomność. Chłopak natychmiast położył ją na sofie znajdującej się w salonie. Zaprosił komisarza do środka i poprosił o wyjaśnienie zajścia. 
- O wypadku dowiedzieliśmy się 5 godziny temu. Zanim przyjechałem poinformować córkę denata o tragedii musiałem mieć pewność, że ofiarą jest na pewno ta osoba. Strasznie przykro mi to mówić, ale po samochodzie nie zostało praktycznie nic. Ciało było tak zmasakrowane, że ciężko było je zidentyfikować. Teraz czekamy na analizę przyczyn wypadku, ale ze wstępnych ustaleń wiem, że przyczynom wypadku a raczej jedną z przyczyn był przecięty przewód hamulcowy. - powiedział ze spokojem policjant spoglądając na leżącą blondynkę. - Nie chciałem aż tak brutalnie tego powiedzieć. Nie wiedziałem, że może stać się taka sytuacja. Jestem nowy na służcie i pierwszy raz musiałem mówić o takich strasznych rzeczach tak młodej, pięknej i delikatnej dziewczynie. 
- Ta piękna, delikatna młoda dziewczyna to moja dziewczyna, która przeszła w ostatnim czasie więcej niżby się to komuś wydawało! Dopiero co odzyskała ojca a teraz znowu go straciła. To jest dla niej tragedia. 
- Domyślam się, strasznie mi przykro. Nie będę dłużej zajmował czasu.  Chciałbym tylko żeby przekazał pan, jeśli pana dziewczyna poczuje się lepiej, żeby przyjechała na komisariat w celu złożenia zeznać. Jeśli nie będzie w stanie... Proszę zadzwonić to ja przyjadę. Niedługo również odwiedzą państwa kryminolodzy i detektywi. Na ten czas, zostawię numer telefonu, proszę się ze mną skontaktować jak tylko panienka poczuje się lepiej. 
- Tak, tak... Dobrze. Odprowadzę pana. - kiedy pożegnał funkcjonariusza, mocno oparł się plecami o drzwi i schował głowę w dłonie. Był załamany. Nie wiedział co ma powiedzieć, zrobić, nie wiedział dokładnie jak teraz będzie wyglądało jego życie. Lucy straciła wszystko. Rodziców, rodzeństwo, dziadków. Został jej tylko on i Michelle. Szybko ogarnął się, otarł łzy i poszedł do salonu. Światło było zgaszone a w kącie siedziała kiwając się na boki złotowłosa. Chłopak zobaczył, że Michelle wcale nie jest w lepszy stanie. Traktowała Jude jak własnego ojca. Równie mocno przeżyła jego stratę jak Lucy. Salamander podszedł do niej i mocno ją przytulił. Dziewczyna nie mogła opanować płaczu. Na początku wyrywała się z objęć chłopaka, ale on tylko zacieśniał uścisk. W końcu dała spokój i odpuściła wtulając się ciepłe ciało chłopaka. Stała wtulona w niego dobry kawałek czasu, non stop próbując coś powiedzieć. Wszytko co wyszło z jej ust, było nielogiczne i nieskładne. Różowowłosy, kazał dziewczynie pójść spać do swojego pokoju, ale natychmiast odmówiła, tłumacząc się opieką nad Lucy. 
- Ja się nią zajmę Mich. Idź do swojego pokoju. Proszę Cię! 
- Natsu, ja tam nie usnę. Ja... ja zostanę tu z wami. Przenocuje na kanapie. Dobrze?
- W porządku. Może lepiej, jak będę miał wzgląd na was dwie. - w mgnieniu oka dziewczyna usnęła. Różowowłosy przykrył Lobster kocem i usiadł obok swojej śpiącej królewny. Salamander nie miał pojęcia, co ma powiedzieć kiedy się przebudzi. Chciał żeby to wszystko było tylko złym snem.Jednak życie nie jest bajką i teraz miał tego idealny przykład. W pewnym momencie dziewczyna obróciła się na bok i mruknęła przez sen "Kocham Cię tato. Proszę - nigdy mnie już nie zostawiaj!" ...

sobota, 24 października 2015

Wyrwana kartka z pamiętnika

Miesiąc później... 
z pamiętnika Lucy....
Kochana mamo! 
      Wszystko układa się jak z bajki! Sama nie wierzę, że może być tak pięknie i kolorowo... Czuję się jak prawdziwa księżniczka. Tato chyba pokochał mnie na nowo, albo przypomniał sobie, że mnie kocha. Jest bardzo miły dla mnie, pozwala mi wchodzić do swojego gabinetu a nawet pomagać mu w pracy. Powiedzieliśmy mu o kupionym przez Natsu domu. O dziwo był zachwycony, że myślimy o naszym związku na poważnie. Jest takim tatą jakiego pamiętam z przeszłości. Wczoraj pojechaliśmy, aby go obejrzeć. Domek jest mały, ale przytulny. Chyba właśnie kupił idealny dla mnie. W końcu będę znała wszystkie pomieszczenia w nim. Bo w naszym domu, nadal się gubię. Minerva stała się milsza, choć ma swoje moje. Muszę czasami przemilczeć jej zachowanie. Co poradzić? Ludzi nie można zmienić od tak sobie. Potrzeba czasu i chęci drugiej osoby do zmiany. Bliźniaki są kochane. Przyznaje czasami mnie denerwują, ale lubię spędzać z nimi czas. Są dla mnie odskoczniom od codziennej rutyny. Dzięki nim zapominam o problemach nastolatek a przypominam sobie o problemach młodości. Ostatnio w Ellie podkochuje się jakiś chłopczyk a Haru jest zazdrosny o siostrę i boi się, że ten chłopak mu ją odbierze. Te dzieciaki... Życie w Magnolii płynie bardzo powoli. Coś nowego się zaczyna coś starego kończy. Michelle daje sobie radę w naszym liceum i już pierwszego dnia kiedy przyszła do szkoły miała tłum dosłownie tłum chłopaków obok siebie. O dziwo Loke się do niej nie kleił. Chyba zdał sobie sprawę, że byłoby to śmieszne. Levy układa się idealnie z Gajeelem. On też myśli na poważnie o ich związku. Ostatnio kiedy wychodziliśmy ze szkoły z Natsu i Gajeelem zauważyliśmy czekającą na nas Levy z Jetem i Droyem. Ci nieco odważnie zachowywali się w stosunku do mojej przyjaciółki. Sama skarżyła mi się, że już ma powoli ich dosyć, bo jak to mawiają, co za dużo to niezdrowo. Redfox pilnuje jej jak najcenniejszego skarbu, także mogę spać spokojnie o jej bezpieczeństwo. Kiedy już o szkole mowa, to na ustach wszystkich jest jeden temat mianowicie : Mira i Laxus. Podobno ta dwójka całkowicie różnych od siebie osób zaczęła się spotykać. Moja kochana Mira - człowiek aniołek w końcu znalazła sobie chłopaka. Strasznie się cieszę! Jak już jesteśmy przy moich przyjaciołach to Gray`owi i Juvii układa się, jak w małżeństwie. Czyli dobrze oczywiście. Tworzą genialną parę. Są w siebie zapatrzeni jak w obrazek. Moje dawne stosunki z Juvią się poprawiły. Mogę powiedzieć, że powoli odzyskuje przyjaciółkę którą utraciłam parę lat temu. Wiem, że najbardziej i tak interesuje Cię moje życie, ale wiesz, jak nie lubię mówić o sobie. Mi wystarcza do szczęścia, szczęście innych. Bycie z nimi w tych dobrych i złych chwilach. Tak mi przykro, że nie mogłaś mnie poznać a ja że nie mogłam poznać Ciebie. 
Mamo... nie pokoi mnie jednak jedna sprawa. Od czasu kiedy Salamander wyszedł ze szpitala i kiedy dostał wiadomość od Mary wszystko ucichło. Może dziewczyna tylko się wygłupiała, ale nic na to nie wskazywało. Nie wiem co bym zrobiła gdyby coś się stało komuś w rodzinie. W szczególności Natsu. On jest miłością mojego życia. Boję się, że go stracę. Niby wgl się nie kłócimy, chociaż od czasu kiedy odzyskał w pełni swoje wspomnienia w dniu kiedy pomagał tacie to zmienił się. Inaczej podchodzi do życia. Zawsze taki pełen życia, tak zwany "bad boy" motor, skóra, okulary i jedziemy... A teraz boi się wsiadać na motor. Nie bije alkoholu (dzięki Bogu!). 
Non stop mnie przeprasza, za najdrobniejsze rzeczy. Choć do tej pory dokładnie nie wiem co się wydarzyło to ufam mu i chcę mu dać czas. Na tym chyba polega miłość prawda? Żeby, wytrwale czekać na swoją drugą połowę...Żeby kochać aż do śmierci. Tak jak ty i tata. Mam nadzieję, że nie zabierzesz mi go tak szybko.
Dziękuję, że jak zawsze potrafisz mnie wysłuchać. Strasznie Cię kocham, mamusiu! Śpij dobrze! 
Twoja ukochana córka
Lucy

niedziela, 11 października 2015

Rozdział XXVII - Przyszłość pędząca ku rozpaczy

Od operacji minęły 2 dni. Lekarze, powiedzieli, że trzeba dać Natsu czas na wybudzenie się. A więc rodzice nie odchodzili od niego nawet na krok. Chcieli być od razu po jego przebudzeniu. Lucy też chciała, jednak zawarła taką umowę z Mary, że nie miała prawa tam wejść. Nie chciała jej się narażać poza tym, wolała, żeby Natsu nie widział jej posiniaczonej po bójce w Korpusie Legionu. Reszta jej przyjaciół z którymi była też nieźle oberwali. Z wyjątkiem Erzy. Ona nie miała nawet zadrapania. Kiedy Lucy się zapytała gdzie się nauczyła tak bić, w  odpowiedzi zyskała krótkie wyjaśnienie: " Życie mnie tego nauczyło i zmarnowane lata dzieciństwa z moim przybranym rodzeństwem. Życie w zamknięciu to jedna z gorszych rzeczy, ale życie na ulicy wśród ludzi to coś najgorszego. Życie wśród ludzi, którzy tobą pomiatają i których nie obchodzisz jest jak zetknięcie się  w upalny dzień z zimną wodą. Dla nich jesteś nikim. Musiałam się nauczyć żyć w takim społeczeństwie a żeby nauczyć się tam żyć musiałam opanować walkę po całości.". Słowa które usłyszała blondynka zapadły je w pamięć. Myślała, że zna swoją koleżankę, myślała, że jest jej przyjaciółką, ale tak naprawdę, nic o niej nie wie. Lu zdała sobie sprawę, jak mało czasu poświęca dla najbliższych. Postanowiła być otwarta na innych dopóki ma przyjaciół. Mogą przyjść takie czasy, że już jej nikt nie zostanie, tylko wspomnienia spowite mgłą, wspomnienia dawnych wspaniałych lat. Siedziała w domu i zaczęła sprzątać, zabawki rozrzucone przez bliźnięta starając nie myśleć o Natsu. W tym samym czasie w szpitalu chłopak odzyskał przytomność. O dziwo po dość ciężkiej operacji czuł się dobrze, poczuł zimną dłoń trzymającą go za rękę, w pierwszej chwili pomyślał że to Lu, ale jej dłonie są małe, zgrane i delikatne. Odsunął swoją dłoń od nieznanej dłoni towarzyszki i próbował spojrzeć się kto siedzi koło jego łóżka. Gdy jego wzrok przestał już wywijać mu kawały, nie mógł uwierzyć w to co widzi. Nad jego łóżkiem bezczelnie siedziała i wpatrywała się z uśmieszkiem Mary, jego była dziewczyna. Chłopak nie dowierzając zaczął przecierać oczy.
- Spokojnie kotku, twoje piękne oczy się nie mylą. To ja twoja piękna Mary.
- Co do twojej urody mógłbym spekulować. - prychnął chłopak
- Oj, a Ty zabawny jak zawsze. Jak się czujesz?
- Nie twoja sprawa.
- Od teraz moja. Jesteś mój a w twoich żyłach płynie moja krew.
- Chyba Cię pogrzało, albo już do reszty ogłupiałaś przez ten alkohol. Wynoś się stąd.
- Nie takim tonem do mnie Natsu! Kiedyś było tak miło. Przypomnij sobie te wspaniałe czasy, kiedy można było po jednym zastrzyku odlecieć. To były emocje. Ach..  nie zrozumiesz. Stała się z Ciebie ważna osoba. Nie jestem w twojej lidze. A szkoda, bo uratowałam Ci życie.
- Ty, mi? Chyba w snach?
- Kiedy dowiedziałam się, że miałeś "wypadek" od razu przyjechałam na miejsce przestraszona o twoje zdrowie. Dowiedziałam się, że pilnie potrzebujesz krwi, ale masz tak rzadką grupę i są małe szanse, że w czas znajdzie się dla Ciebie honorowy krwiodawca. Twoja przyjaciółka taka blond ździra była tu, ale się zmyła. Zobaczyła w jakim jesteś stanie i chyba nie umiała sobie poradzić z tym nerwowo. Albo może nie chciała mieć takiej sieroty jak ty.
- Nie mów tak o niej! Ona nie jest Tobą! Ty być uciekła ona nie!
- Naprawdę? To zadzwoń do niej! No dzwoń! Zobaczysz, że nawet nie odbierze.
- Śmieszna jesteś! Oczywiście, że zadzwonię! Ale jak Ty stąd wyjdziesz!
- Ja się nigdy nie wybieram. Mam do Ciebie teraz całkowite prawo. Nie po to oddałam krew, żeby teraz nic z tego nie mieć.
- Wynocha! - Salamander krzyknął i wcisnął guzik przy łóżku wzywający pielęgniarki. Jedna z nich weszła chłopak od razu kazał wyprowadzić fioletowowłosą z sali. Dziewczyna się szarpała, ale w końcu opuściła pomieszczenie a do sali natychmiast wpadli rodzice.
- Skarbie, jak się czujesz?
- Mamo, jak się cieszę, że Cię widzę.... Co się stało, wgl? Skąd ona się tu wzięła? Gdzie jest Lucy?
- Nie za dużo, jak na jeden raz? Powinieneś odpoczywać. - powiedziała ze łzami w oczach Jasmine.
- Mamo, czemu płaczesz? Co się wydarzyło?
- Kochanie! - powiedziała tuląc głowę chłopaka - Myślałam, że już Cię starce. Byłeś w domu Lucy i podobno pomagałeś jej tacie a później upadłeś. Dobrze, że tata Lu zajął się Tobą. Wezwał karetkę  a później ułożył Cię w pozycji bezpiecznej. Jednak non stop krew leciała Ci z uszu i nosa. Karetka przyjechała chwilę później. Dokładniej przyleciał helikopter, bo karetka była dopiero za 30 minut. Okazało się, że masz guza o którym nikt z nas nie wiedział. Potrzebna była natychmiastowa operacja i krew, ale skarbie masz taką rzadką grupę krwi. Wszyscy głowiliśmy się skąd ją wziąć. Dzwoniliśmy po wszystkich znajomych, jednak to dzięki Lucy żyjesz. Ona dzwoniła nieustannie do wszystkich aż w końcu ktoś powiedział, że Mary ma taką grupę jak ty.... - Jasmine opowiadała wszystko bardzo dokładnie, aby chłopak zrozumiał, jak poświęciła się dla niego jego dziewczyna i jakiego poświęcenia dokonała. - Bez zastanawiania się pojechała tam. Na początku uprała się, że zrobi to sama, jednak pojechali z nią przyjaciele. Erza, Gray i Gajeel. Ta mała niebieskowłosa dziewczynka mocno się spierała, żeby jechać z nimi, ale reszta się nie zgodziła. - mówiła uśmiechając się do syna. - Pojechali i Lucy udało się przywieść Mary tutaj, ale ona nie chciała tego zrobic bezinteresownie. Jej warunkiem było, aby Lucy nie pojawiła się więcej w szpitalu i żeby więcej z Tobą nie rozmawiała. Kazała mi.... mi kazała ją wygonić. Natsu, ja nie chciałam. Wiesz jak kocham Lu, ale musiałam, żeby Cię ratować. Wiem, że nie jest na mnie zła, bo pewnie postąpiła by tak samo ratując syna. - powiedziała płacząc w pościel łóżka. - Przepraszam....
- Mamo....- zaczął ze łzami w oczach chłopak. - Pozwól mi się z nią zobaczyć...
- Nie mogę kochanie...Ona wszystko widzi... Wścieknie się.. Wiesz jaka ona jest! Nie mogę stracić Cię po raz kolejny.
- Synu - odezwał się smutnym głosem Igneel. - Dla jej dobra, lepiej będzie jak na jakiś czas, nie będziecie się widywać. Do czasu kiedy nie wymyślimy z mamą sposobu jak się jej pozbyć.
- Pozwól mi przynajmniej zobaczyć się z przyjaciółmi. Chce zobaczyć moich przyjaciół.
- Dobrze, mama z tobą zostanie a ja ich zawołam. Jednak powiedz od razu kogo, bo jest ich tyle, że nie zmieszczą się do tego pokoju. - powiedział uśmiechając się do syna. Chłopak słysząc to rozchmurzył się, że wszyscy o nim pamiętają i martwią się o niego. Jednak chciał teraz widzieć tylko jedną osobę...
- Zawołaj Gajeel`a, Gray`a, Erzę, Levy i jak jest to Michelle. Ojciec poszedł i zaraz później do pokoju wpadają jego przyjaciele.
- Stary, jak żyjesz?
- Dobrze wyglądasz!
- Dziękuję, o niebo lepiej! Czemu jesteście tacy potłuczeni? - zapytał zdziwiony Salamander.
- Yyy... to takie małe nieporozumienie..
- Pobiliście się?
- No, jakoś tak wszyło. Nie celowałem w Gray`a ale nawinął się i przy okazji dostał.
- Okey, muszę uważać jak wyjdę ze szpitala, żebym przypadkiem sam się gdzieś nie nawinął i żebym nie dostał. - powiedział uśmiechając się. Od razu atmosfera zrobiła się przyjemniejsza, jednak różowowłosy zauważył smutek wyryty na twarzach swoich kolegów. Rozmowa trwała i trwała, ale coś nie dawało mu spokoju. - Czy mógłbym porozmawiać z Levy?
- Yyyy... pewnie, ale my mieliśmy się zaraz zbierać - powiedział z naciskiem Gajeel.
- Ja nigdzie z Tobą nie jadę!
- Spokojnie, ja ją odwiozę. - rzuciła Erza. - Lev, będę czekała na korytarzu z Mirą.
- Dobrze... - gdy wszyscy wyszli, Levy usiadła na krześle koło łóżka chłopaka.
- Levy wiem, że nie umiesz kłamać. Powiedz mi proszę co się dzieje. Przecież widzę, że coś nie gra. Pokłóciłaś się z Gajeelem?
- Natsu, tylko się nie denerwuj. Powiem Ci coś, ale się nie denerwuj. Nie mogę patrzeć jak oni wszyscy oszukują Cię, że niby dla twojego i Lucy dobra. Gówno-prawda. Lucy siedzi teraz w domu i pewnie płacze. Pojechała tam, po tą dziewuchę dostała łomot od miejscowych i została wyrzucona przez twoją mamę. Gdyby nie Gajeel, Gray i Erza to pewnie byłaby w grobie przed tobą. Nie pozwolili mi jechać, zostałam tu i włamałam się do systemu głównego. Usunęłam całą kartotekę Mary, bo inaczej nie mogłaby oddać krwi. Natsu, ona się dla Ciebie tak poświęciła. Tak chciała tu być. Nie wiem co mam teraz zrobić. Nie odbiera ode mnie telefonów. Boję się, że coś jej się stało.
- Levy, nie mów tak! Nic jej nie jest! Wykradłaś się do systemu dla mnie?
- Jesteś moim przyjacielem, nie? Wiem, że zrobiłbyś dla mnie to samo.
- Jesteś cudowna! A teraz musisz mi pomóc w jeszcze jednej rzeczy. Tylko to będzie wymagało wielkiej odwagi.
- Spokojnie, jak bawiłam się w hakera to teraz sobie nie dam rady?
- No to lepiej słuchaj uważnie.....
....
Blondynka była w kiepskim stanie. Bolały ją żebra i brzuch 2 dni temu została nieźle poturbowana. Właśnie skończyła robić kolację, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Pomyślała, że może tata zapomniał kluczy więc szybkim krokiem przeskoczyła kuchnię i pobiegła otworzyć. Jej oczom ukazał się człowiek na którego czekała.
- Natsu? - zapytała, ale nie zdążyła powiedzieć nic więcej. Chłopak widząc twarz dziewczyny podskoczył do niej i objął dłońmi jej bladą i posiniaczoną twarz. Ucałował każde fioletowe miejsce na niej twarzy i na koniec pocałował ją w usta. Dziewczyna oniemiała. Była na początku spięta, ale później się rozluźniła dając upust swoim emocją. Chłopak objął ją delikatnie w pasie i przyciągnął do siebie opierając jej brzuchem o swoje ciało. Dziewczyna jęknęła z bólu i odsunęła się od chłopaka.
- Przepraszam, nie mogę. - dodała pospiesznie ocierając łzę.
- Lucy... Słyszałem co dla mnie zrobiłaś. Uratowałaś mi życie.
- To Mary je uratowała.
- Nie, ona zrobiła to tylko dla kasy. Jesteś moją bohaterką. Lucy... co oni Ci zrobili... - powiedział wskazując na ciało dziewczyny. - Zbije ich! Pójdę tam i nakopie im do tych cholernych tyłków! Wszystkim po kolei.
- To nic. Prawie nie boli. - mówiła spokojnie blondynka. Może chcesz coś zjeść właśnie zrobiłam kolację? Poza tym, nie powinieneś być teraz w szpitalu?
- Powinienem, ale nie mogę nic poradzić, że przyciągasz mnie jak magnes. Pewna mała wróżka pomogła mi zwiać. Zawsze wiedziałaś, że jestem złym chłopcem w głębi duszy. - dodał z łobuzerskim uśmiechem
- Tak za tobą tęskniłam. Nie umiem dłużej Cię odpychać. Nie chcę Cię odpychać. Kocham Cię Natsu.
- Ja Ciebie też! Tyle na Ciebie czekałem. Nic mi teraz nie przeszkodzi przed byciem z Tobą. Moja ukochana Lucy, mam do Ciebie jedno małe pytanie... Naprawdę krótkie a odpowiedź brzmi - "TAK"
Lucy Heartfilio miłości mojego życia, czy chciałabyś zostać moją żoną? - zapytał Natsu klękając na jednym kolanie. Dziewczyna widząc co chłopak robi cała oniemiała. Poczuła spływające po jej policzku łzy i nie wahając się odpowiedziała.
- Natsu Dragneel, odpowiedź na to pytanie już znasz! - uśmiechnięta pobiegła do niego i rzuciła się na jego szyję. Chłopak objął ją w pasie i zaczęli się namiętnie całować. Poszedł z nią na górę do jej pokoju i położył na łóżku. Zaczął zdejmować koszulę najpierw sobie później dziewczynie na zmianę całując ją coraz niżej zaczynając od szyi a kończąc na brzuchu. Blondynka przymrużyła oczy delikatnie dotykając włosów chłopaka. Pewnie by doszło do czegoś więcej, ale tą namiętną scenę, przerwała im wiadomość do Natsu od Mary. Chłopak wskazał na wyświetlacz dziewczynie po czym otworzył wiadomość. To co przeczytał zszokowała go.
- Ze mną się nie zadziera Dragneel. Jeszcze przez Ciebie posypie się czyjeś żyjcie i istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że padnie na tą blond ździe.... 
C.D.N

sobota, 19 września 2015

Rozdział XXVI - To nie może, skończyć się dobrze!

Witam! Zanim zaczniecie czytać, możecie włączyć piosenkę (link poniżej), która idealnie pasuje do tego rozdziału i popłakać razem ze mną kiedy go pisałam. Dziękuję.
https://www.youtube.com/watch?v=P2hM9CLAMu4
......
Karetka zabrała nieprzytomnego Natsu do szpitala. Lucy po telefonie ojca szybko pojechała razem z Michelle na miejsce, gdzie mieli go przywieźć. Wchodząc widziała tylko jak zabierają go do sali i wstrzykują mu coś dożylnie.
- Tato, co się stało? - zapytała gorączkowo blondynka.
- Nie wiem... Poprosiłem go o pomoc w znoszeniu kartonów z gabinetu. Zgodził się, a później po pewnym czasie zasłabł. Nie wiedziałem, że ma problemy ze zdrowiem.
-Bo nie ma! Przynajmniej tak mówił. Teraz to nie jest ważne. Michelle, weź mój telefon i zadzwoń do jego rodziców. Później do Gajeel`a, Gray`a. Levy, Erzy i w sumie to wszyscy. Nie chce, żeby zebrała się tu cała szkoła. Najważniejsze, żeby były najważniejsze dla niego osoby. 
- Dobra. - powiedziała Michelle i rzuciła się w wir dzwonienia. Nie wiedziała jak inaczej może się przydać a bardzo chciała pomóc w jakiś sposób. W tym czasie, blondynka pobiegła do lekarza i chciała zapytać się o stan zdrowia swojego ukochanego, ale panowała wokół niego niesamowita wrzawa. Już miała kogoś zawołać, ale usłyszała słowa, które do końca ją załamały. 
-TRACIMY GO!  - krzyknął lekarz z sali gdzie leżał różowowłosy. Lucy natychmiast pobladła. "Wisiała" na szybie i tylko przyglądała się, jak lekarze go ratują. Zaczęła głośno płakać wręcz krzyczeć. Zauważyła się pielęgniarka i szybko do niej wyszła. 
- Kto panią tu wpuścił? Proszę stąd iść. To nie miejsce przedstawienia. 
- Ale to mój narzeczony. 
- Ale nie mąż więc proszę stąd iść. Natychmiast! - krzyknęła rudowłosa i zaraz po tym ochrona wyprowadziła szarpiącą się Lucy. 
- Zostawcie mnie, sama potrafię iść. 
- Lucy! - krzyknęła od progu mama chłopaka
- Jasmine! - pobiegła i przytuliła się do matki chłopaka. - Nie wiem co się z nim dzieje. Nie chcą mnie wpuścić i nic powiedzieć. Z tego co usłyszałam, jego stan jest krytyczny. 
- Jezu! Co ty mówisz? Przecież nic mu się nie działo. 
- Idę zapytać co się dzieje - rzucił Igneel i pobiegł do rudowłosej pielęgniarki. 
- Wiesz co się stało wgl? Miał wypadek?
- Nie, po prostu zaczął pomagać mojemu tacie znosić kartowy i nagle upadł. 
- Może to ze zmęczenia...
- Nie sądzę. Tata powiedział, że jak stracił przytomność to z nosa i uszu zaczęła lecieć mu krew. Nie wiem czy wiedziałaś, ale wydaje mi się, że to przez te nawroty pamięci. Non stop jak coś sobie przypominał to od razu tracił przytomność, albo upadał. 
- Lucy, wiesz ile razy mu się to zdarzyło....
- Z tego co mi mówił i sama widziałam może jakieś 7 razy...
- Jasmine! - krzyknął Igneel. - Nasz syn  umiera! Potrzebna jest krew ABRh-. 
- No to na co czekamy... 
- Jasmine, ty nie możesz oddać krwi. 
- Mogę i ją oddam. 
- Jesteś za słaba. Poza tym twoja krew się nie nadaje. Robiłaś badania tydzień temu i dwa dni temu je odebrałem. Masz poważne problemy z krwią. Musimy znaleźć kogoś innego. 
- Nie znajdziesz teraz drugiej takiej osoby z tą grupą. A ty Lucy...
- BRh+.... ale podzwonię do wszystkich! Obdzwonię wszystkich znajomych! Znajdę dla niego tą krew, choćbym miała podpisać cyrograf z diabłem! - powiedziała i udała się na hol alby wykonać telefon.
- Nasz syn ma guza w głowie. To przez ten wypadek! Chcą go natychmiast operować. Podpisałem wszystkie potrzebne papiery. Podtrzymują jego życie, ale ta krew musi być dzisiaj oddana inaczej nie ma szans. 
- Nawet tak nie mów, że nie ma on szans! Nawet tak nie myśl! Zabraniam Ci! 
- Przepraszam! Jasmine, zostań tu. Ja zadzwonię do kogoś z rodziny. To jest znikoma szansa, ale warto próbować. 
- Dobrze.
.....
- Rozumiem Mira, dziękuję... Dobrze, dobrze. Jak będę coś więcej wiedziała to napisze! Nie nie musisz przyjeżdżać i tak jest tu spore zamieszanie. Przepraszam Cię, ale muszę jeszcze zadzwonić do jednej osoby.- Lucy się rozłączyła i na ekranie wyświetlił jej się już jeden numer. - Loke
- Cześć Loke, słuchaj, mam do Ciebie pytanie.
- Jeśli chodzi o to czy wrócę do Ciebie, odpowiadam - TAK. Tęskniłem i zrozumiałem...
- Nie o to mi chodziło!!! Mam inne pytanie! Będę szczera i nie będę owiać w bawełnę ... Jaką masz grupę krwi? 
- Czemu pytasz? Coś Cię się stało? 
- Raczej, jakby mi się coś stało, to chyba bym nie była w stanie zadzwonić! Chodzi o Natsu. Natychmiast potrzebuje krwi. I to nie jest czas na kłótnie czy urazy z przeszłości potrzebuje ABRh-. 
- Lu... zdajesz sobie sprawę, że to jest rzadka grupa krwi? 
- Loke, nie musisz mi o tym przypominać. Trochę się w tym orientuje. Czyli jaką masz grupę?
- ARh+... przykro mi... naprawdę...
- Dobra już sobie daruj! - powiedziała wściekła
- Lucy, zaczekaj! Chyba znam kogoś z taką grupą krwi.- dziewczyna już miała się rozłączać, jednak szybko chwyciła z powrotem za słuchawkę.
- Kto to jest? 
- Lu... nie chce Ci dawać nadziei. Ale jestem pewien, że ona ma tą samą grupę co Natsu. Tylko będzie mały problem. 
- W tej chwili, zrobię wszystko o co mnie by nie poprosiła w zamian! 
- No się musisz być na to przygotowana, bo ona zawsze odbiera to co jest jej! 
- Kto to? 
- Natsu pewnie kojarzy tą osobę. Chodzi o Mary! - Lucy usłyszawszy imię dziewczyny pobladła. 
- Yyy.... Okey, dziękuję że mi pomogłeś. 
- Lu, nie jedź tam sama! To jest niebezpieczna dzielnica! 
- Dziękuję, za pomoc. Trzymaj się! 
- Luuuu..... 
....
- Wiem kto ma taką grupę krwi! - krzyknął dziewczyna do zapłakanej matki chłopaka. Kiedy ona to usłyszała natychmiast wstała i  podbiegła do niej! 
- Kto to jest? Pomoże nam?
- Tego nie wiem! Wiem tylko tyle, że jest taka osoba i wydaje mi się, że jeśli jej zapłacę to się zgodzi. 
- Kto to? 
- Mary. 
- Jaka Mary? Tylko nie mów mi, że....
- Właśnie ta! Ale wierzę, że dam radę. Przekonam ją i pomoże nam! 
- Lucy, to jest zły pomysł. Nie znasz jej, poza tym, nie wydaje mi się, żeby jej krew była do jakiegokolwiek użytku. 
- Warto spróbować. - powiedział Igneel. - W końcu sama powiedziałaś, że nie warto tracić nadziei. Lucy pojadę z Tobą. 
- Nie! Lepiej będzie jak państwo tu zostaną. Sama to zrobię. 
- Nie ma mowy. To jest niebezpieczna dzielnica! - dodał Gajeel. - Znam takich co tam mieszkają. To sami menele, prostytutki, narkomani. 
- Gdyby Cię tam zobaczyli, nie skończyłoby się to dobrze...- dodał Gray. - Ja na pewno nie puszczę Cię samej! 
- Dobra nie ma czasu na debaty. To kto ze mną pojedzie? - Kiedy Lucy zadała pytanie ręka Gray`a, Gajeel`a, Erzy i Levy widniała w górze. Kiedy Gajeel zauważył Levy od razu kiwnął głową. 
- Ty tu zostajesz. Nigdzie nie jedziesz! 
- Ale dlaczego?! - zapytała zdenerwowana dziewczyna
- Dlatego! Jesteś mała a tam jest niebezpiecznie! Nie będę Cię narażał. 
- Sama umiem o sobie zadbać. 
- Z pewnością, ale nie w takim miejscu. - Lucy zobaczyła wściekłą Levy i tylko położyła jej rękę na ramieniu. 
- Gajeel, ma rację. Levy tam będzie zbyt niebezpiecznie poza tym, mus być miejsce, żeby zabrać do samochodu Mary. Mam dla Ciebie lepsze zadanie. Prawda, że jesteś dobra z informatyki? 
- A co ma teraz informatyka do tego w takiej sytuacji? 
- Uwierz mi, że mnóstwo..... 
....
- Jakie jej dałaś zadanie? 
- Jeszcze trudniejsze od naszego! Nie może dać się złapać. 
- Cooo? W co ty ją wciągnęłaś?
- Spokojnie. Poradzi sobie. Poza tym widziałam jak patrzy się na nią ten student.
- Jaki znowu student? Zostawić was na chwilę. 
- Spokojnie Gajeel. Troszkę go pobajeruje i włamie się do systemu głównego. 
- Co zrobi? - wszyscy jak jeden mąż odwrócili się patrząc w osłupieniu na Lucy. 
- Po pierwsze Gray, natychmiast się odwrócić i patrz na drogę. Po drugie, potrzebuje pewnej informacji o pacjencie tego szpitala. 
- Kogo?
- Mary Hughes! 
....
Wbrew sprzeciwu przyjaciół Lucy przebrnęła przez zapuszczoną dzielnicę zwaną Korpus Legionu i weszła do drzwi o numerze 69. Wszystko było stare w domu unosił się nieprzyjemny zapach. Mało tego, gdzie się nie spojrzało wszędzie było pełno brudu. Śmieci leżały porozrzucane po całym pokoju. Lu, nie mogąc dłużej na to patrzeć, weszła po schodach na górę. Uchyliła jedyne znajdujące się tam drzwi i zobaczyła leżącą na łóżku pół nagą fioletowowłosą dziewczynę. Ona usłyszawszy skrzypiącą podłogę wstała i wrzuciła się na dziewczynę. 
- Co ty do cholery robisz? Kim jesteś? - krzyczała i uderzyła w twarz blondynkę. Ona szybko się podniosła, uderzyła Mary w żebra i popchnęła na podłogę. Przygwoździła ją i sprowadziła do parteru. 
- Jestem Lucy Heartfilia i chyba znam twojego byłego chłopaka.
- Jaśniej? 
- Nastu Dragneel. - powiedziała dziewczyna i puściła Hughes wolno. 
- Takiej damy, nie nauczyli w domu, że kiedy wchodzi się do innych trzeba zapukać?
- Nie bądź już taka drobiazgowa. Nie przyszłam się z Tobą spierać. Mam sprawę, która nie może czekać. 
- No proszę, a może ja właśnie miałam iść do pracy?
- Już w niej jesteś, śpiąc koło tego starucha! Nikt by Ci nie dał innej pracy. Nie wierzę, że Natsu mógł kiedykolwiek być z Tobą! 
- Oj, ty jeszcze nie wiesz, jaki on wcześniej był. Nieźle umiał się zabawić! 
- Możesz sobie darować. I tak mnie do niego nie zniechęcisz! Jestem tu w innej sprawie! 
- Ty, masz do mnie sprawę? No proszę, zamieniam się w słuch!
- Potrzebuje twojej krwi! 
- Jaka bezpośrednia. Proszę, proszę! A kto miałby być tym szczęśliwcem z moją krwią? 
- Nasz wspólny znajomy. 
- Och, mój ukochany Natsu! Hhahahah, śmieszna jesteś, wierząc, że tu przychodząc osiągniesz cel. 
- Zapłacę tyle, że będziesz mogła zacząć życie od nowa! Będziesz mogła kupić sobie dom, załatwić sobie fałszywe papiery i wyjechać z kraju. 
- No proszę, znalazł sobie, bogatą dziewczynkę. I co spełniasz jego zachcianki? Kupujesz, mu alkohol, papierosy, narkotyki? 
- Nie, on się zmienił! Nie jest taki, jakim go pamiętasz! 
- Natsu się zmienił.... to ciekawe... Chciałabym go zobaczyć odmienionego! 
- Ile chcesz kasy?
- Słucham? Ty tylko myślisz o pieniądzach. A może, jestem bardzo uczciwą obywatelką i oddam krew dobroczynnie bez żadnego ale... No powiedzmy, że na wzgląd dawnej znajomości.
- Jakoś Ci, nie wierzę. 
- No dobra, będę szczerza. Wcale nie widzi mi się to oddawanie dla niego krwi. Mógłby zdechnąć jak dla mnie, ale widzę tu pewną korzyść dla siebie więc. Zgadzam się! 
- Tak po prostu? No to co to za haczyk?
- Zerwiesz z nim, tak abym ja mogła do niego wrócić. I zapłacisz mi 10 000 tysięcy, a co. W końcu jesteś bogata. 
- Coooo? To jest chyba jakiś żart.
- Cicho bo obudzisz tego starucha i wtedy zrobi się nieprzyjemnie. Powiedziałam, że to jest mój warunek. Pod innym się nie zgodzę. A ty chyba nie masz wyboru, pewnie jego czas się kończy. Po co go marnować, na głupią kłótnię. Załatwmy sprawę od ręki. Zgadzasz się?
Lucy tak zależało na Natsu, że nie mogła odmówić. Wolała widzieć go żywego u boku innej dziewczyny, niż tylko jego grób. Mogła nawet oddać swoje życie za to, żeby on mógł żyć. Był dla niej wszystkim.
- Zgoda. - Heartfilia wyszła sama, bo Mary, musiała jeszcze coś wziąć. Przechodząc przez ulice zaczepiło ją kilku bezdomnych dopominając się pieniędzy. Dziewczyna rzuciła im 100 zł i przyspieszyła kroku. Zaraz koło niej pojawili się inni i zaczęli żądać tego samego. Dziewczyna próbowała się wyrwać, ale nie mogła. Poczuła, silną dłoń na swoich plecach. Zgięła się i wylądowała na ziemi. Później poczuła piekący ból na policzku, twarzy, brzuchu. Widziała kilka osób nad sobą. Jedna zaczęła zdejmować z niej ubrania. Wszyscy się śmiali. Jedynym wyjściem na jakie Lucy miała jeszcze siłę, był krzyk. Chwilę później zjawili się jej przyjaciele. Gray i Gajeel zabrali się za 4 typków a Erza zaczęła tłuc się z jakąś kobietą. Lucy teraz mogła zobaczyć, jaka jej przyjaciółka jest silna. Wcale jej teraz nie dziwiło, że w gimnazjum mówili na nią Tytania. Szkarłatnowłosa pomogła jej wstać. Wzięła za ramię i odprowadziła do samochodu. Sama wróciła się, żeby pomóc kolegom. Kilka chwil później wszyscy byli już w samochodzie czekając na Mary. 
- Wiedziałem, że tak będzie kiedy puścimy Cię samą! Jak się czujesz? Jeśli tak jak wyglądasz, to cieszę, się, że jedziemy prosto do szpitala. - powiedział Gray
- Co Cię boli? - zapytała przejęta stanem zdrowia blondynki - szkarłatnowłosa. - Możesz chodzić? 
- Ja nie jestem teraz ważna. Liczy się tylko Natsu. Nic więcej nie ma znaczenia. 
- Kiedy przyjdzie ta Mary, bo nie mamy czasu - zaraz po tym drzwi się otworzyły i do auta wsiadła fioletowowłosa. 
- No to na co czekamy. Chyba musimy uratować mojego chłopaka? 

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział XXV - Wędrówka przez sen

Ze słonecznej pogody zrobił się momentalnie deszcz. Zaraz po tym jak Juv wyszła na zewnątrz i zaczęła płakać z nieba spadły pierwsze od bardzo dawna krople deszczu. Wszystkie skupiły się właśnie w miejscu, gdzie siedziała. Wyglądało to jakby obdarzona nadnaturalną mocą wzywała je do siebie, aby ukryć swoje łzy. (Wcale tu nie nawiązałam do Anime/ Mangi - wcale xd) Gdy tak siedziała podszedł i usiadł koło niej Lyon.Widząc swoją ukochaną w deszczu od razu zdjął kurtkę i przykrył nią dziewczynę. Lekko zdezoriętowana przytuliła ją lekko do siebie, jednak gdy poczuła inni niż znany jej wcześniej zapach perfum czarnowłosego odepchnęła ją delikatnie. Nawet nie spojrzała na chłopaka. Jej serce nie było dla niego. Jej serce biło tylko dla jednej osoby dla Gray`a Fullbustera. Było ono jak mechanizm, każde jego słowo, spojrzenie dawało jej siły na lepsze dziś, jutro... na lepszą przyszłość. Gdy zobaczyła go dzisiaj tańczącego z Michelle załamała się. Nawet na nią nie spojrzał. Był tak pochłonięty nową zdobyczą i jej siostrą czyli miłością swojego życia. Jasno postawił sprawę. Jednak dlaczego w pamiętniku jest napisane coś innego, niż to co robi? Czemu, nie może powiedzieć tego co potrafił napisać. Oczywiście... jakże inaczej z zamyśleń musiał wyrwać ją Lyon.
- Juv, czemu tu siedzisz? Coś się stało? Przemokniesz cała!
- To nic. Ja... uwielbiam deszcz.
- Tak? Ale co w nim jest takiego magicznego?
- Cały jest magiczny! Spójrz tylko jak z w górę, jakby z nieba spadały łzy. Jakby płakało.
- Czemu miało by to robić? - dziewczyna już chciała mu powiedzieć co miała na mysli, ale szybko dodała.
- Nie zrozumiesz...
- Pozwól mi spróbować...
- Jej chodziło o to, że kiedy wychodzisz na zewnątrz i jesteś strasznie smutny, wręcz załamany, to wtedy z nieba zaczyna padać deszcz. Jest to znak, że Niebo płaczę jak widzi swojego ukochanego anioła, który upada. Z dnia na dzień staje się coraz mniej wyrazisty i coraz mniej uśmiechnięty. Z dnia na dzień szarzeje i jak z balonu ucieka z niego powietrze. Niebo płaczę, bo taka piękna istota jak ona uroniła swoją łzę. Niebo płaczę bo nie może nic zrobić - powiedział Gray, coraz bardziej zbliżając się do Juvii - bo jedyny sprawca tego wszystkiego tańczy sobie z jakąś pijaną laską i ma w dupie taki skarb. Ma w dupie, coś to w głębi duszy jest dla niego najcenniejsze. Bo ten totalny idiota, nie umie poradzić sobie ze swoimi uczuciami i nie może odróżnić miłości od przyjaźni. Ten kretyn jest nie miły, nie czuły i beznadziejnie w niej zakochany. Oszukuje siebie, przyjaciół, swoją ukochaną, tylko po to, żeby życie było mniej skomplikowane. Myśli, że będąc z Lucy wszystko będzie proste, łatwe i przyjemne, Wyznaje te pieprzoną miłość non stop nie tej osobie co potrzeba. Wie, że bycie z Tobą - teraz mówił olewając  po całości stojącego obok Lyona i zwracając się do konkretnej osoby stojącej przed nim. - będzie pełne konfliktów, niezgodny, niezrozumienia. Bycie z Tobą będzie jak powrót po wakacjach do szkoły. Bycie z Tobą, będzie najpiękniejszym co mnie w życiu spotkało. W szkole poznałnem najwspanialszych przyjaciół i miłość mojego życia. Dlatego tutaj krąg się zamyka. Chciałem Ci powiedzieć, że w mojej karierze, powiedziałem "Kocham Cię" dwom osobą z czego jedno było powiedziane prawdziwie ... Te powiedziane do Ciebie. Juvio, wiem, że zachowywałem się jak skończony palant. Możesz mnie uderzyć za to! Należy mi się. Jednak byłem tak cholernie zazdrosny, że nie mogłem patrzeć na Ciebie i Lyona! Siedzieliście obok mnie i on Cię obejmował a ja nie mogłem tego znieść.
- Nawet tego nie zauważyłam.... - powiedziała szepcząc, nie mogąc wydusić z siebie nic więcej.
- Widzisz a ja to widziałem. Słyszałem każdy żart, który Ci opowiadał. Wiedziałem dokładnie w której sali masz próby baletu i próby tańca na bal razem z nim. Wiedziałem o której godzinie się zaczynają o której się kończą. Znam twój numer na pamięć, choć nie mam Cię w szybkim wybieraniu. Zamiast Ciebie mam Lucy. Jednak to nie do niej chce dzwonić co wieczór. To nie z nią chce się spotykać codziennie. Chce to wszystko robić z Tobą! Musiałem być takim kretynem, żeby zadać sobie z tego sprawę dopiero teraz! Musiała mi w tym pomoc Lucy! Wiesz co Mi powiedziała.... "Jeśli w twoim życiu pojawią się dwie kobiety i nie będziesz wiedział, którą wybrać to zawsze wybierz tą drugą, bo gdybyś prawdziwie kochał tą pierwszą, nigdy być nie spojrzał na tą drugą" Juvio, zostawiłem Cię dla Lu, bo nie chciałem zaczynać od nowa, nie chciałem od nowa budować zaufania, bo wiedziałem, że wszystko będzie prostsze. Co się okazało nie było. Zacząłem chodzić z Lucy, ale chodząc z nią to właśnie dla Ciebie straciłem głowę. Zgodnie z tym co mi powiedziała, gdybym ją kochał prawdziwie, nie widział bym świata poza nią! A ja widzę mój cały świat w Tobie. Jestem...
- Przestań już proszę...- powiedziała zapłakana niebieskowłosa
- Zostaw ją Fullbuster, to nie twój czas. Przestań się upokarzać i sprawiać ból innym.
- Chciałem Ci tylko powiedzieć, że jestem cholernie w Tobie zakochany odkąd Cię pozanałem, czyli mniej więcej od 5 lat. - mówił dalej nawet nie patrząc na wściekłego i trzęsącego się białowłosego. - Myślałem, że ona zgaśnie, po tym jak przestaniemy się widywać, ale to pragnienie Ciebie dręczyło mnie tak, że musiałem podążyć twoją drogą. Wiem, że to jest ten moment, w którym Lyon mnie pobije, a ty mnie zostawisz i uciekniesz, ale jestem na niego przygotowany. Przygotowywałem się na niego przez półtora roku.
- Przez te wszystkie lata, mnie kochałeś?
- ZAWSZE! - po tych słowach Juvia rzuciła się na szyję ukochanego a on ją złapał w pasie i uniósł do góry. Wściekły Lyon tylko uderzył w metalowy kontener i udał się z powrotem na salę, żeby już doszczętnie się upić.
- Ja go nie kochałam. - powiedziała drżącym głosem Lockser.
- To wszystko wyglądało inaczej! Pewnie dlatego, że byłem wściekły na was oboje. On jest w Tobie zakochany po uszy, a ja krocząc ślepo w tej nienawiści do całego świata za zło obwiniałem Ciebie. W pewnym momencie dosłownie czułem do Ciebie nienawiść. Byłem takim idiotą, który nie potrafił poradzić sobie ze swoimi problemami.
- Już, ciiiś! Nic już nie mów! Chce, żeby ta chwila trwała wiecznie.
- Od teraz i na zawsze taka będzie. - powiedział całując niebieskowłosą w usta.

Sala balowa
Natsu nadal wywijał na parkiecie, non stop zmieniając partnerki. Raz tańczył z Mirą powodując złość u siedzącego i przyglądającego się Laxusa, później z Erzą, która notabene była zadowolona, bo widziała, że wzbudza tym zazdrość Jellala no a później z kim popadnie. Dosłownie, kto mu się nawinął na drodze. Od jakiego czasu był tak wcięty, że nawet zaprosił Macarova do tańca. Oczywiście, nie było mowy, żeby się zgodził, ale za to wszyscy mieli z niego ubaw! Gdy Lucy przyszła ze spaceru od razu podbiegła do niej Levy i Gajeel.
- Gdzie byłaś? Czemu jesteś taka przemoczona? - zapytała lekko zdezorientowana McGarden.
- Musiałam załatwić pewną sprawę. - odpowiedziała uśmiechając się tajemniczo. - Co się działo ciekawego jak mnie nie było?
- Praktycznie nic, oprócz tego.... - powiedział czarnowłosy, wskazując głową na różowowłosego.
- Okey... Rozumiem. - dodała kiwając głową. - Wypada go stąd zabrać.
- Wiesz, co Levy idź otworzyć samochód, kluczyki są w kieszeni a my z Lu, zabierzemy go i przyprowadzimy na parking. 
- Jasne, nie ma problemu. - Levy tylko skinęła głową i wyszła z sali. 
- Ale będzie miał jutro kaca.
- Oj będzie. Co Ty na to, żeby rano zrobić mu małą niespodziankę... - rzucił zadowolony Redfox.
- Gajeel, ja wiem jak miłujesz się w tych żarcikach na skacowanych, ale może odpuść jutro Natsu, bo naprawdę nie wiem czy wstanie.
- No dobra - dodał z miną zbitego psa czarnowłosy. - Ej Ty picuś glancuś, zbieraj te swoje zwłoki i do auta. - powiedział kierując słowa do przyjaciela.
- Jacuś Gacuś... - zaczął mamrotać Salamander. - Jacuś..? Jacuś! - zaczął krzyczeć na całą salę - Czy ktoś szukał Jacusia, bo Gaj chyba go znalazł!
- Matko, ale wstyd robisz Dragneel. Zbieraj dupe, bo Cię wykpię!
- Ja nie mam dupy! Ja mam najjędrniejsze pośladki z całej szkoły! Chcesz zobaczyć!
- No nie wierzę! Chyba muszę użyć siły!
- Poczekaj.. Ja spróbuję. Natsu, kochanie Ty moje jedyne! - powiedziała łapiąc chłopaka za policzki.
- Lucy, skarbie.
- Jeśli, sam nie wyjdziesz z tego pomieszczenia w ciągu 5 sekund obiecuję, że jutro tak Ci nakopię do tych jędrnych pośladeczków, że nawet twoja własna rodzona matka ich nie pozna. Rozumiesz, kochanie?
- Ty zła kobieto! - Krzyknął w biegu mijając salę jadalną.
- Mówiłam...
- Uwierz mi ja też się przestraszyłem. - rzucił Redfox.
Kiedy już ubrani wyszli na zewnątrz, zobaczyli jak Levy pomaga Jet i Droy w wniesieniu Natsu do samochodu. Gajeel, gdy ich zobaczył nie specjalnie się ucieszył. Wiedział, że obydwoje podkochują się w niej od 4 klasy. Przyspieszył krok i natychmiast znalazł się obok ukochanej. 
- Dobra, odsuńcie się. Z nim nie można się patyczkować. Właź do tego samochodu, albo sam Cię do niego wepchnę! - krzyknął zdenerwowany czarnowłosy.
- Ty zły mężczyzno! - powiedział z miną zbitego psa (po raz tysięczny).
Lucy, usiadła na tyle z różowowłosym a Jet i  Droy wyżebrali od Levy buziaka w policzek, na co Redfox nie zareagował z uśmiechem.
....
- Moja głowa. - szepnął zaspany Salamander trzymając się za głowę.
- Dzień dobry słoneczko! - powiedziała Lucy, głaszcząc chłopakowi jego różowe włosy.
- Aniele. Daj mi wody, błagam.
- Znaj moją litość niegodziwcze.
- Czemu tak?
- Bo wczoraj mi wstyd przyniosłeś. Z resztą nie tylko mi!
- To znaczy, że nieźle zabalowałem... Przepraszam..
- Nie no wszystko byłoby spoko, gdybyś nie wyrywał wszystkiego co się rusza i gdybyś nie śmiał się z po raz 100 wyznanej mi miłości przez Gray`a.
- Cooo? Wróć! Wyrwałem wszystkie laski? Serio? To chyba mój urok osobisty tak na nie działa.
- Idiota! - rzuciła Lucy wylewając naszykowane wiaderko wody na twarz chłopaka - Ochłoń ogierze, bo zaraz nie powiem co się stanie. Powiedziała wychodząc z pokoju.
- Dziękuję, Ty zawsze wiesz czego mi trzeba. 
- Widzimy się później. 
...
- Dzień dobry młodzieńcze, do której mojej pięknej córeczki przyszedłeś? - zapytał Jude otwierając drzwi Salamandrowi. 
- O ile jeszcze pamiętam... No to ma pan jedną córkę. - powiedział zmieszany chłopak
- Zyyyyyyy... zła odpowiedź! Mam trzy córki młody człowieku. Jednak jedna wyszła, właśnie tak na której Ci zależy więc żebyś się nie nudził to mi pomożesz. 
- Yyyy.. Ja panu? 
- Tak, Ty mi... Czy widzisz w tym coś dziwnego? 
- Ależ skąd. 
- To świetnie. - powiedział z tajemniczym uśmiechem Jude. - Zakasuj rękawy i zabieraj się za przenoszenie tych kartonów z papierem do salonu. Troszkę zrobił mi się bałagan w tym biurze, ale Ty to chyba już wiesz, nie? - zadał przelotnie pytanie, na które znał odpowiedź. Lucy sama, nie wykradłaby sukienki z jego gabinetu. 
- Yyyy... No bo to było tak.... 
- Mniej gadania, więcej pracy. Ruszaj się, czas to pieniądz. - rzucił przechodząc z pokoju do pokoju i segregując dokumenty. 
- Tak jest! 
Na samym początku praca, nie wyglądała na lekką, ale Natsu wiedział, że sobie z nią poradzi. Jednak gdy przyszło mu przekładać kartony z miejsca na miejsce, zaczął się nudzić. W ramach odpoczynku, przystanął i spojrzał na zdjęcia w najpiękniejszej ramce. 
- Piękna była prawda? 
- Tak. Śliczna, jak pana córka. 
- Prawidłowa odpowiedź. One są takie same. I pod względem charakteru i wyglądu. Pamiętam, że przez pewien czas, mówiłem do Lucy, Layla... Jak musiało był jej ciężko. Nie chciałem dla niej takiego życia jakie miała. Chciałem jak najlepiej a wyszło jak zawsze. Nie powinienem dotykać się do niczego, bo psują wszystko na mojej drodze.
- Nieprawda. - powiedział ze spokojem Natsu. - Lucy to skarb a z pod ziemia się nie wziął. - skwitował śmiejąc się. Jude załapał żart i tylko kiwnął głową. Klepnął chłopaka po plecach i powiedział. 
- Już niedługo zazna spokoju. 
- Co? Kto? O co chodzi? - zapytał nieco zdziwiony odpowiedzią. 
- Do pracy rodacy. Chciałeś pomóc to dawaj, nie obijaj się. 
Chodzili i przenosili to chyba przez następne 15 minut lecz w pewnym momencie Natsu poczuł silny ból głowy. Złapał się za krzesło i przystanął na chwilę. Kiedy myślał, że mu przeszło z nosa zaczęła kapać mu krew. Salamandrowi zakręciło się w głowie i upadł na podłogę.
 'Chwilę później zobaczył Mary chodzącą po pokoju. Wstał, nie wiedział dlaczego ale był bardzo zdenerwowany. Zaczął krzyczeń na nią. Ona nie chcąc pozostawać mu dłużna nadarła się na niego i zaczęła go popychać. Krzyczała coś o jakiś narkotykach, alkoholu, zdradzie i co najdziwniejsze o jakimś Kobrze. Cały pokój przypominał jakąś melinę. Brudny, śmierdzący gdzieniegdzie widać było ślady krwi. Po takim krajobrazie, Natsu nie zdziwił widok strzykawek. Spojrzał na siebie i był oszołomiony. Wyglądał jak menel, bezdomny, żebrak, najgorszy pijak. To było straszne. Do pokoju wszedł jakiś chłopak pocałował namiętnie Mary a ona pomimo tego, że chodziła z Natsu odwzajemniła pocałunek. Różowowłosy rzucił się na chłopaka i zaczęli się okładać pięściami. Przeciwnik, nie dawał za wygraną szybko wydostać się z uchwytu Dragneela i wstał. Wziął go za kołnierz i dosłownie rzucił na ścianę. Później ledwo trzymającego się zapakował do samochodu. Mary zaczęła protestować, żeby się opanował, ale to nie trwało długo, bo albo narkotyki zaczęły działać albo dziewczyna bała się że jej nowy chłopak ją uderzy. Wsiadł szybko włączył silnik i rozpędził się tak szybko jak mógł. Po jakimś czasie jazdy włączył automatyczną jazdę i przesiadł się do tyłu. Szybko otworzył tylne drzwi, mówiąc do Salamandra. 
- Pieprzyć to tylko jak mogę tą dziwke! - krzyknął i wypchnął chłopaka z pędzącego samochodu. - Dobranoc, leszczu! - rzucił i zamknął za sobą drzwi. Po tym Natsu nie czuł już nic...`