sobota, 19 marca 2016

Rozdział XXXVII - Marzenia i koszmary

Była godzina 5:30 kiedy Natsu zsunął się z łóżka i zamkniętymi oczami udał się do łazienki na poranną kąpiel. W połowie zaspany nie omieszkał uderzyć w fotel i narożnik. Syknął z bólu i zapalił świtało zamykając za sobą drzwi. Pomimo tego, że ojciec pozwolił mu, nie przychodzić do pracy dzisiaj to Salamander odczuwał taką potrzebę. Chciał pokazać ojcu, mamie i reszcie pracowników, że nie tylko utrzymał się tam, bo jego ojciec był szefem, ale dlatego, że dużo umie. Jako programista w nowym biurze ojca, miał styczność tylko z komputerami, laptopami i innym sprzętem związanym z elektroniką. Lucy mogła być spokojna, bo jedyną osobą, którą mógłby podrywać czy flirtować z nią była sprzątająca tam 62 letnia konserwatorka powierzchni płaskich. Oni jako pierwszy przybywali do firmy więc różowowłosy znał na wylot całe jej życie. Wiedział ile ma dzieci, w jakim są wieku, do jakiej szkoły chodzą, bo robią w wolnym czasie, co będą robiły kiedy dorosną. Słyszał również o wszystkich chorobach pani Stuu które nawiedziły ją w minionym miesiącu m.in. była to grypa jelitowa, biegunka, mdłości, nadkwasota i wiele innych. Pani Stuu to bardzo otwarta kobieta, nie wstydząca się mówić tego co myśli i czuje - co miejscami irytowało chłopaka.
Ubrał się i przygotował do wyjścia. Zanim wyszedł z sypialni pogładził ukochaną po włosach i pocałował w czoło. Dziewczyna jakby na chwilę się przebudziła i wyszeptała.
- Jedź powoli i ostrożnie. Napij się rano kawy, dobrze?
- Dobrze. - szepnął nachylając się nad nią i chcąc pocałować ją w usta.
- Nie. Nie teraz. -  zacisnęła mocniej usta. - Kocham cię.
- Ja Ciebie też. - uśmiechnął się i otarł nosem o jej nos.
....
- Do jasnej choroby. Nic mi nie wychodzi. Czy kiedy ja gotuje mleko, zawsze musi wykipieć? - mówiąc do siebie Lucy ogarniała bałagan w kuchni. Nie mogąc skupić się na kilku rzeczach na raz, zaczęła od zakręcenia kurka z gazem a później ścierała rozlane mleko z kafelków. Nagle zadzwonił telefon i blondynka chcąc sięgnąć po komórkę, która leżała na szafce obok blatu uderzyła o niego głową. - Cholera! - krzyknęła rozcierając sobie głowę. Spojrzała na wyświetlacz i odebrała. - Halo?
- Cześć Lucy! - krzyknęła do słuchawki jej niebieskowłosa przyjaciółka. Widocznie była pełna energii i entuzjazmu w przeciwieństwie do obolałej Lucy.
- No hej Leviś! Jak tam na wakacjach? Jak pogoda? Kiedy wracacie?
- Wracamy za dwa dni, mam nadzieję, że po wyjeździe się spotkamy, bo muszę Ci coś powiedzieć. To jest bardzo pilne. Pogoda jest wyborna, ale pogodynka przewidywała bardzo silny wiatr nad morzem i nie kazała wychodzić z domów. Dlatego się zbieramy wcześniej, nie chcemy, żeby dopadł nas tutaj jakiś huragan czy coś. Lepiej mów jak u Ciebie, co się ciekawego wydarzyło pod moją nieobecność, poza tym, że się zaręczyłaś i że sypiacie ze sobą jak pełnoprawne małżeństwo. - dodała a w jej głosie słychać było łobuzerską nutę.
- Przestań! Nie będę o tym z tobą rozmawiać! Nie ma  mowy.
- No co Ty ! Ja opowiedziałam tobie wszystko ze szczegółami. Niczego nie pominęłam.
- I właśnie o to chodzi. Wymiotowałam, przez tą twoją relację całą noc. Bałam się, że zwymiotuje żołądek.
- Ahhh.. - westchnęła głośno - Jak wolisz. Jeśli nie od Ciebie to dowiem się od Natsu. Gajeel zaraz do niego zadzwoni.
- O fuuu.. On też wam nic nie powie.
- Założysz się? - rzuciła rozbawiona Levy. - Gajeel umie go podejść.
- Wiesz, co jak rozmowa ma schodzić na ten temat, to chyba nie chce rozmawiać. Idę gotować mleko.
- Daj spokój Lu.
- Nie no mówię poważnie, muszę napić się kawy, bo zasypiam na stojąco.
- To się połóż a nie pij tego świństwa.
- Odezwała się co w roku szkolnym, żeby się ze wszystkim wyrobić piła codziennie 3. Muszę Levy, bo dzisiaj jadę na miasto - trzeba jakoś wyglądać.
- Ty zawsze pięknie wyglądasz.
- Szkoda, że mnie dzisiaj nie widzisz. Dobra Levy naprawdę muszę lecieć. Później zadzwonię albo napiszę. Strasznie Cię kocham. Baw się dobrze i korzystaj z chwili.
- Wzajemnie - dodała niebieskowłosa z nutą wesołości. - Trzymaj się. - kiedy dziewczyny się rozłączyły, Lu zaparzyła kawę, wzięła prysznic i ubrała się do wyjścia. Zanim wyjechała do podłączyła telefon do samochodu, żeby się naładował. Postanowiła najpierw udać się do banku i wypłacić pieniądze a później na pocztę odebrać przesyłkę. Obrała trasę i udała się nią.
....
Godzinę później, obładowana zakupami wyszła z supermarketu i udała się w stronę samochodu. Otworzyła bagażnik i zaczęła wszystko chować, kiedy podeszła do niej Erza.
- Hej mała! - powiedziała entuzjastycznie szkarłatnowłosa. - Jejku, jak ja ciebie dawno nie widziałam. - dodała i mocno przytuliła blondynkę.
- Ciebie też bardzo miło spotkać. Jak tam wakacje? Jak Ci się układa z Jellalem?
- Wakacje pełne wrażeń, jak to zawsze u mnie. Prawie codziennie gdzieś jestem. Jak nie na plaży, to w termach, w saunie, na treningach i na meczach. Zawsze coś ciekawego się dzieje. A z Jellalem - bardzo dobrze. Nawet bardzo bardzo. - dodała uradowana. - Lepiej powiedz mi jak u Ciebie, gdzieś wyjeżdżacie z Natsu?
- Yyy - zaczęła Heartfilia, rozważając możliwość skłamania, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie. - Nie wyjeżdżamy nigdzie, bo Natsu pracuje w biurze rodziców i nie ma za dużo wolnego.
- Żartujesz? Tata nie daje mu wolnego?
- Na pewno, gdyby o to poprosił to by je dostał. - powiedziała z lekkim żalem w głosie, na myśl, że Natsu kocha spędzać tyle czasu w pracy i woli to niż spędzanie czasu w domu. Zupełnie jak jej ojciec. - Po prostu bardzo mu na tym zależy, żebyśmy mieli jako taką zapewnioną przyszłość.
- Mówisz jakbyście byli małżeństwem - rzuciła rozbawiona.
- Spokojnie. Jak na ten czas tylko narzeczeństwem. - uniosła w górę rękę i pokazała pierścionek.
- Nie gadaj! - krzyknęła Erza. - O ja pierdziele! Co za farciara z Ciebie. Masz 18 lat i już narzeczonego. Zazdroszczę.
- Wierz, mi nie ma czego. - Lucy pomyślała o ojcu, mamie, cioci która jest za granicą, o dziadku który mieszka dłuższy kawałek drogi stąd. Został jej tylko Natsu i Lu doskonale zdawała sobie sprawę, że gdyby nie on było by krucho. Nagle poczuła ukłucie w brzuchu - bolesne ukłucie. Wzdrygnęła się, ale szybko opamiętała, myśląc, że to zwykły nerwoból. Nieprzyjemne uczucie jednak nie przestawało dawać o sobie znać. Postanowiła wrócić do domu i chwilę odpocząć.
- Przepraszam Cię Erza, ale muszę lecieć. Natsu będzie dzisiaj wcześniej i obiecałam, że zrobię jakiś porządny obiad.
- Rozumiem, obowiązki narzeczonej. Szkoda, że na krótko się spotkałyśmy, ale cieszę się, że wgl. To do zobaczenia. Trzymaj się zdrowo! - dodała i uścisnęła koleżankę. Lucy wpakowała do samochodu jeszcze trzy wody i znowu uderzyła ją fala bólu przeszywająca całe ciało. Zgięła się w pół i przykucnęła na parkingu. Złapała się za brzuch i spuściła głowę. "Tylko oddychaj" Spokojnie, to tylko nerwoból" "Zdarza się" - powtarzała w myślach jak mantrę. Zaczęła głęboko oddychać i po chwili nadal obolała wstała i weszła do samochodu. Zacisnęła zęby i ruszyła z parkingu do domu. W trakcie jazdy zadzwonił jej telefon. Spojrzała na wyświetlacz - Natsu. Nie chciała sprawiać mu przykrości ani dawać mu powodów do zmartwień. Zawahała się przez chwilę a później odrzuciła połączenie. Ból nie ustępował, wręcz przemieszczał się po całym ciele. Nie mogąc się nic zrobić, pojechała do szpitala.
- Dzień dobry, była pani umówiona z doktorem Brownem?
- Nie byłam, ale bardzo źle się czuję i muszę z nim porozmawiać.
- Ja rozumiem, ale doktor Brown, nie może pani przyjąć, jeśli nie jest pani pacjentką tego szpitala. Musi pani udać się po skierowanie na pogotowie a później...
- Proszę pani, proszę mnie posłuchać. Nie mam dzisiaj ochoty na kłótnie z panią. Jestem córką Jude`a Heartfilii najbogatszego człowieka w tym kraju, więc jeśli pani nie zadzwoni po doktora przysięgam, że wykupię tą placówkę, przerobię ją na sklep mięsny a pani nie zatrudnię nawet jako sprzątaczki. Co więcej dam pani takie referencje, że nigdzie pani nie znajdzie pracy, więc lepiej niech pani wykona ten pieprzony telefon, zanim ja spełnię swoje żądania. - pielęgniarka wyglądała na tak przerażoną, że natychmiast chwyciła za telefon i z pamięci wybiła numer doktora.
- Zaraz przyjdzie, do tego czasu niech pani usiądzie i poczeka.
- Można? Można. Dziękuję. - po minucie zjawił się lekarz i spojrzał na Lucy wielkimi oczami. - Dziadku! Tak się cieszę, że Cię widzę.
- Ja też wnusiu, ale wolałbym Cię spotkać w innym miejscu niż to. Wejdź do gabinetu. Gabriela przynieś dwie herbaty i kup mi ciastka, umieram z głodu.
- Oczywiście panie doktorze.
- Płochliwa dziewczyna. - rzuciła Lucy kiedy zobaczyła wybiegającą z placówki dziewczynę.
- Oj tak. Bardzo jej zależy na tej pracy. Jest bardzo kompetentna, ale całkowicie pozbawiona poczucia humoru.
- Zauważyłam. - dodała siląc się na uśmiech.
- Co Cię boli skarbie?
- Dzisiaj rano wszystko było dobrze. Poza tym, że nie mogłam się skupić na dwóch rzeczach na raz, przypaliłam mleko, wsypałam do kawy sól zamiast cukru i do tego rano bolała mnie głowa. Pojechałam do sklepu a kiedy włożyłam zakupy do bagażnika myślałam, że pęknie mi  brzuch. Czułam taki silny nacisk. Nie mogłam wytrzymać.
- A teraz? Co Cię teraz boli?
- Brzuch już przestał, ale mam migrenę. Rano wymiotowałam.
- Hmm... a dużo czasu spędzasz przed komputerem?
- Sporo, piszę książkę. Muszę ją realizować elektronicznie, także na pewno 6 godzin dziennie z małą przerwą.
- To zdecydowanie za dużo. A zakupy były ciężkie? Może się przedźwigałaś?
- Nie dziadku, to nie to.
- Jesteś bardzo blada. Powinniśmy zbadać krew.
....
- Wyniki wszystkich badań będą za dwa dni. Wstępnie wykluczyłem twoje problemy sercowe, grypy też nie masz, jedzenie które jesz jest w porządku. Niepokoi mnie tylko jedna myśl...
- Co takiego dziadku?
- Kiedy ostatnio miałaś okres? - zapytał zmartwiony patrząc na wnuczkę. Blondynka momentalnie zrobiła się czerwona. Czuła jak pieką ją policzki i jak szczypie ją skóra. Czy dziadek na poważnie myślał o ciąży? Przecież to chyba niemożliwe? Prawda?
- yyy...
- Powinnaś udać się do ginekologa. Napiszę adres na kartce, nie martw się to niedaleko. Pojechałby z tobą, ale mam jeszcze pacjentów. Tylko się nie martw, wszystko będzie dobrze. Może to chwilowe złe samopoczucie, ale wszystko trzeba brać pod uwagę zważywszy, że ty no .. no..
- Tak wiem, dziadku. Dziękuję.
....
Lucy nadal przerażona w związku z wizytą u ginekologa, weszła do domu, rzuciła torebkę na szafkę.
- Lucy to Ty kochanie? - usłyszała znajomy głos narzeczonego, po chwili wychylił się z fartuchem na sobie, widząc rozkojarzoną blondynkę podszedł do niej i objął ją ramieniem. - Wszystko dobrze? Dzwoniłem do Ciebie chyba 5 razy, czemu nie odbierałaś? Co się stało?
Dziewczyna spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem i rzuciła.
- Tak, przepraszam zamyśliłam się. Nie odbierałam bo spotkałam Erze a później odwiedziłam dziadka. Przykro mi, że tak wyszło.
- To nic kochanie. Po prostu się martwiłem, ale mogłem pomyśleć, że jesteś zajęta. Zdejmij buty i choć do jadalni, zrobiłem kolacje.
- Oj, nie Natsu, nie jestem głodna. Zjadłam na mieście - kłamstwo - posiedzę z tobą a Ty spokojnie zjesz, później porozmawiamy, dobrze?
- No skoro nie chcesz. Muszę Ci tyle powiedzieć. - dodał uśmiechnięty.
- Oj uwierz mi, że ja tobie też. - westchnęła głęboko i usiadła przy stole.
- Padniesz jak to usłyszysz. Poważnie, dawno nie słyszałaś takich rzeczy. - dodał uradowany.
- Żebyś się nie zdziwił. - rzuciła i pomyślała o tym, jak ona powie swoją nowinę Salamandrowi. - Kochanie, chciałabym się odświeżyć, bo byłam u dziadka a wiesz, dziadek pracuje w szpitalu i nadal od siebie czuję ten zapach. Ty w tym czasie spokojnie sobie zjesz. Jak skończę to zejdę na dół i pogadamy w salonie, dobrze?
- Jasne, tylko się pośpiesz!
- Dobrze, zaraz wracam. Smacznego.
Weszła na górę ale zamiast do łazienki udała się do pokoju dziecięcego przygotowanego rzekomo dla jej rodzeństwa. Stanęła przy łóżku i zaczęła płakać. Gładząc kojec i przewieszone zabawki pogładziła swój brzuch. Nie wie ile tam siedziała, ale usłyszała zniecierpliwiony głos Natsu, którego roznosiło szczęście.
- Już idę! - krzyknęła i poszła do sypialni. Przebrana w piżamę zeszła na dół.
- Ty w piżamie? No co Ty kochanie! Noc jeszcze młoda a my będziemy dzisiaj świętować. - podszedł do niej i wziął ją na ręce.
- Co Ty taki w skowronkach? Odłóż mnie na ziemię i mi opowiedz.
- Siedziałem w swoim biurze i przyszła sekretarka taty i powiedziała, że ojciec prosi mnie do gabinetu, poszedłem bez słowa. Rodzice stali przy oknie i uśmiechnęli się do mnie kiedy wszedłem. Wchodzili sobie w słowo i nie rozumiałem na początku co do mnie mówią, ale po chwili tata wziął inicjatywę i powiedział, że chce mianować mnie kierownikiem firmy. Rozumiesz? Zgodziłem się natychmiast.
- To cudowna wiadomość. - powiedziała ze spokojem w głosie blondynka. - Czy to jednak nie oznacza, że będziemy jeszcze rzadziej się widywać?
- Na początku będzie trudno. Ale później niekoniecznie. Zatrudnię asystenta a tata przydzieli mojego zastępcę. Nie cieszysz się? Przecież zawsze o tym marzyłem...
- Wiem, kochanie i bardzo się cieszę. - zmusiła się na uśmiech i pocałowała narzeczonego.
- Ale?
- Nie ma ale.
- Kochanie, to tylko kilka miesięcy takiej harówki a później będę w domu częściej niż w pracy. Zatrudnię najbardziej kompetentnych ludzi.
- Z pewnością.
- A teraz twoja kolej - powiedział podając jej szampana. - Co chciałaś i powiedzieć?
Spojrzała na niego zmieszana i ogarniając swój chaos w głowie przełknęła ślinę.
- To może poczekać. Dzisiaj Ty jesteś najważniejszy!
- Tak się cieszę, nawet nie spodziewałem się, że to wszystko wyjdzie tak szybko....
Natsu gadał i gadał a Lucy cierpliwie słuchała i przytakiwała. Była rozkojarzona i jedyną rzeczą na jaką miała ochotę to położyć się do łóżka i pójść jak najszybciej spać.
- Czemu, nic nie pijesz? Jeden mały łyczek za moje zdrowie, proszę...
- Chciałabym kochanie, ale nie mogę, nie dzisiaj. Bardzo boli mnie głowa i chyba idę się położyć.
- No dobrze. Dołączę do Ciebie, ale oddzwonię do Gajeela bo chciał porozmawiać.
- Tylko mu nic nie mów o tym jak się kochaliśmy. Nie dawaj Levy satysfakcji, że mnie przechytrzyła. - dodała z uśmiechem, pocałowała różowowłosego w czoło i poszła na górę.
Wzięła gorący prysznic i położył się na łóżku. Sen długo nie przychodził, leżała zapłakana i przestraszona. Miała mieć dziecko w wieku 18 lat, nie skończywszy studiów i nie powiedziawszy nic swojemu chłopakowi. "Nawet nie jest moim mężem" - pomyślała. Obróciła się na drugi  bok i westchnęła głęboko zastanawiając się jak od teraz będzie wyglądać jej przyszłość. Obraz Natsu bawiącego się z małym dzieckiem w ogrodzie pojawił się w jej głowie i na tą myśl uśmiechnęła się do siebie i strach zniknął jak mydlana bańka.

czwartek, 3 marca 2016

Rozdział XXXVI - Prawo do miłości

*2 miesiące później*
Całe liceum do którego uczęszczali Lucy i Natsu świętowało zdanie wszystkich egzaminów. Tylko nieliczni nie mili tyle szczęścia. Lu udało się nadrobić cały materiał, który straciła przez swoje złe samopoczucie psychiczne. Odzyskała kontakt ze wszystkimi z klasy i była bardzo z tego powodu zadowolona.
Z problemami, które pozostały pomagał jej dziadek i Natsu. Levy i Gajeel wyjechali za zasłużone wakacje zafundowane im przez Salamandra. Redfox długo nie chciał się zgodzić na taką pożyczkę od kumpla, ale uległ gdy zobaczył zmęczoną całą sytuacją z gangiem Levy. Pomimo tego, że byli bardzo młodzi nie mieli lekko. Wszystko ruszyło do życia i płynęło dawnym rytmem. Życie Lucy stawało się z dnia na dzień zwykłą codziennością i rutyną. Czyli wszystko wróciło do normy.
....
- Natsu, kochanie. - zawołała Lucy z salonu. - Będziesz musiał mi pomóc z gotowaniem dzisiaj.
Salamander spojrzał na nią znad laptopa i zrobił zdziwioną minę.
- W porządku. Nie wiedziałem, że ktoś do nas przyjeżdża. - powiedział szczerze zaskoczony.
- Nie wiedziałeś, bo nie masz czasu już ze mną rozmawiać, przez tę pracę. - zrobiła smutne oczy, ale szybko się uspokoiła bo wiedziała, że staż w pracy u ojca wiele dla niego znaczył. Potrzebował oderwania się od szarej nudnej rzeczywistości jak ona. - Przepraszam, głupio się ostatnio zachowuje. Nie wiem co mi jest.
- Nie, masz absolutną rację. Zachowuje się jak dupek. Przepraszam. Nigdy już nie będę przedkładał pracy ponad moją rodzinę. - powiedział uśmiechając się przepraszająco. Zdjął laptopa z kolan i podszedł do niej i delikatnie musnął jej usta. Lucy poczuła na całym ciele dreszcze i przyjemne ciepło, które biło od chłopaka. - Nie mogę się przez Ciebie na niczym skupić. Jak mam gotować, to nie możesz być w kuchni, bo zamiast cukru do ciasta dodam sól. - powiedział nadal kokietując z dziewczyną.
- Wgl wiesz, kto dzisiaj przyjeżdża?
- Kto? - zapytał z niekrytym zaciekawieniem.
- Dziadek, twoi rodzice i Minerva z dzieciakami. Zaprosiłam Michelle i ciocię, ale chyba nie dadzą rady się pojawić.
- Cudownie. Jak ma być tyle osób, to trzeba będzie dużo jedzenia przygotować. Zaraz się za to zabieram.
- Twoja mama również zaproponowała pomoc. Powiedziała że przywiezie zapiekankę z makaronem, sernik i własnoręcznie wypiekane ciasteczka.
- No nie! Własnoręcznie wypiekane ciasteczka mojej mamy są cudowne ! - powiedział z rozmarzeniem.
- No to Natsu masz poprzeczkę postawioną bardzo wysoko. Działaj!
.....
- Bardzo miło, że przyjechaliście wszyscy. Nie spodziewałam się, że znajdziecie dla nas tyle czasu. - powiedziała a swoje słowa skierowała przede wszystkim do cioci i Michelle.
- Kochanie, dla Ciebie wszystko. - powiedziała ciocia.
- Dla was wszystko. - poprawiła ją Michelle. - Piękny dom. W okolicy, nikt nie ma tak wywalonej chaty. Siostra, ale trafiłaś.
- Masz racje trafiłam idealnie. - odezwała się Lu wtulona w Salamadra.
- A czemu zawdzięczamy tą kolację? - zapytała ze szczerym uśmiechem Jasmine. - Czyżby był ku temu jakiś ważny powód? - momentalnie wszyscy zebrani się na nich spojrzeli. Lucy poczuła się się rumieni. Natsu jednak odpowiedział pewnie.
- Tak. Chciałem, żeby zjawili się tu wszystkie nam ważne osoby. Bo muszę powiedzieć coś bardzo ważnego. - odsunął krzesełko i wstał z miejsca. Rzucił okiem na zebranych i napotkał spojrzenie ojca, które miało dodać mu odwagi. Kiwną lekko głową i skierował swój wzrok na ukochaną. - Lucy Heartfilio. - powiedział poważnym tonem klękając na jedno kolano. Blondynka zamarła wbita w oparcie krzesła. - Miłości mojego życia, wynajmująca mieszkanie w moim sercu, czy zechcesz je wykupić na własność? Czy zechcesz być moją towarzyszką na prostej, usłanej różami drodze do szczęścia? Czy chcesz połączyć się na zawsze z zakompleksionym, kłótliwym, zazdrosnym nawet o kota sąsiada mężczyzną? Lucy, czy zostaniesz moją żoną i jedynką kobietą mojego życia?  - zapytał różowowłosy słysząc drżenie w swoim głosie. Lu nadal patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami nie mogąc powstrzymać napływających jej do oczu łez. Nie tylko ona płakała wszystkim zebranym łza w oku się zakręciła. Heartfilia wstała i podała rękę Salamandrowi. Ujęła jego twarz w dłonie i oparła czoło o jego czoło.
- Chce! Chce! Zawsze chciałam! - powiedziała uszczęśliwiona i wtedy chłopak włożył jej na palec piękny, ale skromny złoty pierścionek. Wszyscy zaczęli bić brawo a para pocałowała się delikatnie w usta. Resztę postanowili zostawić na później, kiedy przyjdzie noc.
....
- Minervo nawet nie wiesz ile dla mnie znaczyło, żebyś pojawiała się. Ty i dzieciaki.
- Mnie na tym również zależało. Jesteś wyjątkową osobą. Żałuję, że wcześniej zachowywałam się jak jędza. Przepraszam, ale źle Cię oceniałam.
- Wiem, ale to jest teraz nieważne. Ja też nie byłam święta. Cieszę się, że teraz wszystko się zmieniło. Mam dla was prezent, dla ciebie i bliźniaków. Nie chce żebyście znowu musieli wyjeżdżać. To by było dla nich trudne. Tu jest grób taty, tu mają mnie i tu mają dom pełen wspomnień. Chcę Ci go dać. - powiedziała i podała kobiecie klucze od domu. - Chcę, żebyś zamieszkała w domu taty.
- Nie, absolutnie nie mogę się na to zgodzić. - dodała szybko i delikatnie odsunęła kluczę. Lucy wiedziała, że Minerva potrzebuje domu, wiedziała, że dzieci będą szczęśliwe w miejscu które znają.
- Jak nie dla mnie czy dla siebie to zrób to dla dzieci. Muszą mieć zapewnioną przyszłość. Chcę, żebyś tam zamieszkała i zaopiekowała się domem. To dla mnie ważne. W innych okolicznościach musiałabym go sprzedać. Tego jednak wolę uniknąć.
- Lucy, jesteś dla mnie za dobra. Zdecydowanie, za dobra.
- Chcę waszego szczęścia a wiem, że nowy dom może je wam zapewnić. Proszę weź je. - spojrzała na kluczę.
- Dziękuję - Minerva zbliżyła się do niej i objęła ją mocno. - Nigdy Ci tego nie zapomnę. Jesteś dla mnie jak córka. Wiesz, że zawsze będziesz mogła przyjechać.
- Dziękuję, Ciebie, Ellie i Haru tyczy się to samo. W naszym domu jesteście mile widziani. - kiedy Minerva i dzieciaki wyszły do dziewczyny podeszła Michelle i ciocia.
- Skarbie. Ogromnie się cieszę z twojego szczęścia. Już dawno nie widziałam Ciebie takiej rozpromienionej.
- Oj tak. Jeszcze nigdy tak się nie cieszyłam. To chyba jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu.
- Zdecydowanie siostra. Wyglądasz pięknie. - powiedziała wskazując na nową sukienkę Lucy.
- Dziękuję za wszystko. Szczególnie tobie M., że nie chowasz do mnie urazy, za to jak się zachowałam wobec ciebie.
- Żartujesz? To co było to minęło. Zawsze będę Cię kochać nieważne co się stanie. Jesteśmy w końcu siostrami. - dodała z uśmiechem na twarzy. - Zastałybyśmy dłużej, ale zaraz zamkną nam hotel.
- Zostajecie jeszcze w kraju? Czemu nic nie mówiłyście? Mamy wolny pokój. Ten dom jest ogromny. Zmieścicie się.
- Nie, kochanie. Dopiero co się wprowadziliście, musicie odpocząć i to po takiej dawce emocji. My przenocujemy w hotelu i zostaniemy kilka dni. Chce jeszcze odwiedzić cmentarz i pojechać do przyjaciółki. Wiedz, że będziemy tu jeszcze przez około 2 tygodnie, także zawsze możesz do mnie zadzwonić - powiedziała ciocia, głaszcząc Lucy po policzku. - Jesteś tak samo piękna jak ona. - dodała ze łzami w oczach.
- Mamo, powinnyśmy już iść. - przytuliła siostrę na pożegnanie i wyszła pod rękę z mamą.
....
- Dziadku, mówiłam, żebyś przenocował u nas. Nie będziesz po nocach włóczył się.
- Wnusiu zamówiłem taksówkę. Zaraz powinna być. Spokojnie podwiezie mnie pod same drzwi domu. - uspokajał przejętą blondynkę. - Jestem bardzo zadowolony z tego jak układa się twoje życie. Zawsze jak będziesz czegoś potrzebowała to zadzwoń, albo przyjedź. Mój dom  jest zawsze przed tobą otwarty. - ucałował na pożegnanie blondynkę i mocno uścisnął dłoń Natsu. - Tylko mi o nią dbaj. - rzucił z uśmiechem i wyszedł.
- No to co kochanie, zostaliśmy znowu sami.
Dziewczyna spojrzała na niego swoimi wielkimi, brązowymi oczami. W tym spojrzeniu chłopak widział całe swoje życie. Rozmarzony ujął jej dłonie w swoje i przyciągnął do siebie. Delikatnie pocałował ją najpierw w prawy policzek, później w lewy, w czoło a później musnął jej ust. Lucy poczuła ogarniającą ją fale gorąca i dreszcze na kręgosłupie. Salamander wierzchem dłoni delikatnie masował jej plecy, aż ciężko jej było powstrzymać wyrywające się z jej ust westchnienie. Uśmiechnęła się i odwzajemniła pocałunek, który stał się coraz bardziej gwałtowny i nie do powstrzymania.Pomógł jej zdjąć bluzkę a ona w tym samym pomogła jemu. Jego palce zaczęły się przesuwać, bo jej plecach aż dotarły do zapięcia stanika. Spojrzał na nią pytająco, czy ma kontynuować, w odpowiedzi dostał tylko grad pocałunków. Odebrał to jako odpowiedź twierdzącą więc zdjął jej stanik i musnął wierzchem dłoni jej piersi. Lucy oblała się ogromnym rumieńce, nieco zawstydzona całą sytuacją. Nigdy tego nie robiła a widząc po wprawie z jaką on to robił domyśliła się, że nie był to jego pierwszy raz. Pragnienie czegoś więcej i namiętność jaka ją przepełniała wzięły górę i w jednej chwili znaleźli się już na kocu przed kominkiem.
- Wszystko przygotowałeś, tak? Ten kominek, ten koc? - wyszeptała lekko odrywając się od niego.
- Masz rację, wszystko uknułem. - dodał z uśmiechem i wrócił do zdejmowania jej spodni. Chwilę później on też został ich pozbawiony i położył się delikatnie na niej. Nie chciał jej sprawiać bólu, bo wiedział, że wcześniej tego nie robiła. Przykrył ich kocem i wsłuchiwał się w jej westchnienia i chwilami jęki. Patrzył na nią jak na największy cud jaki go spotkał. Przygładził jej włosy i wyszeptał jej imię do ucha.
....
*dwa tygodnie później*
Lucy siedziała na kanapie w salonie popijając kawę i czytając nowo zakupioną książkę Johna Greena "Szukając Alaski". Wciągnęła się w nią natychmiast, gdyż miała słabość do twórczości tego autora. Przeżywała wszystkie emocje razem z bohaterami i w połowie czytania zaczęła płakać, dowiedziawszy się, że bohaterka ginie w wypadku samochodowym. Była wrażliwą osobą, ale nigdy aż tak bardzo. Nie mogąc powstrzymać łez pobiegła po chusteczki do toalety. W tym czasie do domu wrócił Natsu po całym dniu stażu w firmie. Zobaczył ją kiedy wychodziła z toalety zalana łzami. Natychmiast do niej podbiegł i przejęciem zapytał co się stało.
- Nic mi nie jest.
- Przecież widzę, że płaczesz. O co chodzi? Coś się stało? Ktoś dzwonił? Ktoś jest w szpitalu? Coś Cię boli? - pytał zmartwiony szukając odpowiedzi w jej twarzy.  Jednak żądna z możliwych nie była  poprawna.
- Alaska nie żyje. - powiedziała próbując nabrać powietrza.
- Kto, nie żyje? - zapytał ponownie nie wiedząc czy się nie przesłyszał.
- Alaska.
- Kim do cholery jest Alaska? - ujął jej twarz w swoich dłoniach i popatrzył zmartwiony. "Kolejna osoba, nie żyje, teraz to na pewno życie sobie ułożą" - pomyślał pełen smutku i wściekłości. Odetchnął nieco kiedy usłyszał odpowiedź.
- To bohaterka książki do cholery! - dodała z oburzeniem blondynka. - A kim ma być?
- Płaczesz, bo nie żyje bohaterka książki? - uśmiechnął się lekko wyrażając tym rozbawienie sytuacją w jakiej Lu go postawiła. - Czy Ty sobie, żartujesz?
- A wyglądam, jakbym żartowała? - rzuciła z oburzeniem. - Nie śmiej się. To nie jest śmieszne. Polubiłam ją.
- No dobrze, już dobrze. usiądziemy i wszystko mi opowiesz, co się stało, dobrze?
- Ale nie będziesz się już więcej śmiał?
- Obiecuję. - powiedział, ale kącik ust mu lekko drgnął.
Usiedli razem na kanapie a Heartfilia opowiadała mu co się stało i jak do tego doszło. Chłopak cały czas trzymał się za głowę i udawał przejęcie i smutek, ale w duchu zadawał sobie pytania. "O co z tym chodzi? Nigdy nie płakała jak bohaterowie książek umierali.. Może to przez to ile przeszła?" Postanowił więc wysłuchać do końca opowieści z nadzieją, że usłyszy morał, ale tak jednak się nie stało. Nadal nie wiedział dlaczego Lu tak zareagowała na to, ale godzinę później ucieszył się kiedy zobaczył ją śpiewającą w kuchni i szykującą kolację dla ich dwojga. "Chwilowe zawahanie nastroju. Zdarza się" - pomyślał. Oby tylko nie za często. Nie czekając długo podszedł do niej i przytulił ją  z całym sercem aby poczuć jej bliskość.
- Tylko mi nie mów, że ta historia Alaski tak na Ciebie podziałała.
- To ty tak na mnie działasz. Choć przyznam historia smutna.
- Utożsamiam się z jej przyjaciółmi. To taka sytuacja, jak u mnie... - przerwała widząc smutek malujący się w oczach chłopaka na wspomnienie przykrych chwil z ich życia. - Zapomnijmy. Cieszmy się chwilą i tym co mamy. Cieszmy się sobą, dopóki mamy siebie.
- Moja dusza romantyka. Za to Cię kocham.
- Szkoda, że tylko za to... - zaczęła zaczepnie.
- Nie, nie nie. Nie tylko za to. Mogę Ci zaprezentować wachlarz twoich przymiotów zaczynając od twojej pięknej figury, kończąc na wspaniałych cechach charakteru.
- Lepiej nie przedstawiaj mi tego wachlarza bo dowie się o czymś, czego wiedzieć nie chce.
- Tak? No to zaczynam. Piękna twarz, przyciągające, duże oczy. Cudowne lśniące włosy. Wybitna inteligencja, piękne te, noooo... - zająknął się patrząc na piersi dziewczyny.
- No co?
- No to. - wskazał na nie palcami.
- Cycki?
- Piersi.
- Biust?
- Właściwie, chodziło mi o stanik. Masz bardzo ładny stanik.
- Salon,  czy sypialnia? - zapytała rozbawiona nieśmiałością chłopaka.
- Sypialnia - odpowiedział z ulgą Salamander.
....