czwartek, 18 sierpnia 2016

Alternatywne zakończenie / Wprowadzenie

część 1
Kilka dni później...
*Kościół*
- Lucy, czas na wygłoszenie twojej przysięgi.
- Kochanie. - szepnął Natsu do ucha Lucy,   widząc zapłakaną twarz narzeczonej - Mnie wystarczy że powiesz - TAK.
- Chcę - odszepnęła, po czym otarła łzy by móc widzieć twarz swojego przyszłego męża.- Natsu - zaczęła - jesteś darem o jakim nawet mi się nie śniło i obiecuję udowadniać każdego dnia, że na ten dar zasługuję. Bóg zesłał mi Ciebie, aby mnie podnieść z upadku i dać mi drugą szansę na lepsze jutro. Jesteś mi droższy niż ktokolwiek na świecie i nigdy nie zapomnę tych wszystkich cudownych chwil spędzonych z Tobą. Obiecuję Cię kochać, kochać i jeszcze mocniej kochać, bo to Ty dałeś mi wszystko, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłam. To Ty mnie prowadziłeś i zastępowałeś mi bliskich których nie miałam. To Ty dałeś mi cudowną córkę , która jest największym dowodem naszej miłości a także darem naszej wspólnej życiowej podróży, która mam nadzieję, będzie trwać nawet po naszej śmierci. Twoja na zawsze Lucy. - dokończyła swoją przysięgę załamującym się głosem. Próbowała mrugać oczami, aby zatrzymać  napływające jej do oczu łzy, ale to nic nie dawało. W końcu, spojrzała  Natsu w oczy i zobaczyła w nich blask ogromnej miłości. Chłopak otarł jej łzę z polika i szepnął.
- Zostaw coś na moją przysięgę, bo pomyślę, że była beznadziejna. - pocałował ją w czoło i delikatnie ujął jej rękę, która idealnie wpasowała się w jego dłoń. - Lucy, najdroższa. Nie potrafię wyrazić słowami mojej miłości do Ciebie. Jest ona jak ocean, ogromna, głęboka i nieodkryta. Kiedy wstaję rano i spoglądam na Ciebie, poznaję Cię na nowo i na nowo koduję w swojej pamięci rysy twojej twarzy, żebym nigdy o nich nie zapomniał. Nie wygłoszę przysięgi choć w połowie tak pięknej jak twoja, ale każdego dnia obiecuję udowadniać Ci moją miłość. Będę zawsze o Ciebie walczył w tych dobrych a przede wszystkim w gorszych chwilach naszego wspólnego życia. Kocham Cię Lucy.
- Ja... - załkała - ja Ciebie też! Przysięga była...
- Nawet nie mów. - uśmiechnął się ocierając napływające mu do oczy łzy.
- Idealna.
- A teraz czy ktoś z państwa tu obecnych zgłasza przeszkodę, aby to małżeństwo nie mogło być zawarte. Niech powie teraz lub zamilknie na wieki.
- Ja też chce takiego chłopaka jak Natsu! - krzyknęła uśmiechnięta Erza.
- Nie dla psa kiełbasa. - rzucił Jellal z końca kościoła. Widocznie ich związek, nie był szczęśliwy i trwały.
- Czy ktoś jeszcze chciałby coś powiedzieć? - dodał ksiądz spoglądając po zebranych gniewnie.
- A ja bym chciał taką dziewczynę jak Lucy! Chodzący ideał. - krzyknął Loke puszczając oczko do młodej pary. - Albo takiego chłopaka jak Natsu. W sumie też niezła sztuka.
- Za krótkie nogi na tak wysokie progi. - rzuciła Levy, nawet nie patrząc na Lokego.
- Czy ktoś jeszcze chce coś powiedzieć? - zapytał ksiądz, ale nie dał nikomu dojść do słowa i szybko dodał. - Jeśli nie, to nic nie stoi na przeszkodzie, abym ogłosił was mężem i żoną!  Możesz pocałować pannę młodą.
Natsu złapał delikatnie Lucy za obie dłonie i przyciągnął do siebie. Pocałował ją delikatnie w usta a później niespodziewanie odchylił Lucy łapiąc ją w talii. Wtedy pocałował ją, jakby robił to po raz pierwszy i ostatni.
- Żono. - powiedział szczerząc się do ukochanej.
- Mężu. - odpowiedziała nie mniej szczęśliwa.
.....
część 2
 10 lat później .... 
- Tata obiecał, że zabierze nas na spacer! - krzyknęły bliźniaki oburzone lenistwem rozłożonego na kanapie ojca.
- Tata dużo obiecuje, a mało robi. - rzuciła z kuchni Lucy.
- Żono! Nie oczerniaj mnie w oczach naszych cudownych dzieci.
- Mężu, rusz tyłek i nie oglądaj tyle tej telewizji!
- Choć do mnie to zobaczysz co oglądam.
- Pewnie znowu "Teleekspres" albo "Fakty po faktach".
- Ty człowieku małej wiary. Mówiłem że jestem na odwyku od tego. Od tygodnia nic takiego nie obejrzałem. - powiedział wstając z kanapy i udając się do kuchni. Przytulił swoją żonę, nie dając jej pola do ucieczki.
- Znowu to robisz! - rzuciła buntowniczo - Ściskasz mnie i nie mogę się uwolnić a później zaciągasz do sypialni i nawet nie mogę się słowem odezwać.
- No nie mów, że Ci to nie odpowiada. - dodał łobuzersko całując Lucy po szyi.
- Przestań, mam całe ręce w mące.
- To choć do łazienki, pomogę Ci się umyć.
- Nie dajesz za wygraną co? Chyba powinnam Cię odesłać na inny odwyk.
- Może i powinnaś, ale teraz jest już za późno. - powiedział kierując swoją ukochaną na górę. Lucy stawiała opory i udawała niedostępną, ale dobrze wiedziała że długo nie wytrzyma i w końcu sypnie. Wszyscy sypią. - Chcesz mnie zbałamucić i pozostawić w pozycji małej łyżeczki na łóżku, samą! Twój nikczemny plan za każdym razem wygląda tak samo!
- Nadal masz żal o tą małą łyżeczkę? Serio?
- Jak mnie ładnie przekonasz, to może mi przejdzie. - odpowiedziała kusicielsko odpinając guziczek u swojej bluzki.
- Rozbudziłem w Tobie potwora! - przyparł Lucy do ściany i próbował zacałować na śmierć, jednak w jego nikczemnym czynie przeszkodziła, mu córka.
- Tato, mamo. Proszę was, nie przy małej Rosalie i Ricku, znowu będą mieli koszmary a to jak mam koło nich pokój i to ja odbieram wszystkie bodźce podwójnie!
- Jupiter, moja kochana córeczka! Może chciałabyś wyjść z bliźniakami na plac zabaw, kiedy ja i mama, zajęlibyśmy się... małą Lily albo popracowalibyśmy nad małym Leonkiem...
- Leonkiem? Serio? Myślisz, że dałabym dziecku na imię Leon?
- Przecież to piękne imię! Prawda Jupiter?
- Nawet mnie w to nie wciągajcie! To jest okropne! Nie chce wiedzieć, co będziecie robili i jak nazwiecie swoje dziełko sztuki. Już mamy w tym domu pięć eksponatów waszej twórczości.
- Czas popracować nad szóstym.
- Idę z bliźniakami na plac zabaw.
- Na pewno? A co z Leonem?
- To wy jesteście artystami, ja tylko dziełem.
- Kochamy Cię!
- Wiem, powtarzacie mi to codziennie od 14 lat.
- Zabierz, ze sobą Chucka, za dużo czasu spędza przed tym komputerem!
- Jasne.
- I jakbyś mogła...
- Odebrać Scotta z treningu. Przyjęłam.
- Jesteś niezastąpiona! - powiedział Natsu całując twoją ukochaną córeczkę w czoło.
- W końcu córeczka tatusia! - dodała wychodząc.
- Tekst z nowym dzieckiem zawsze działa. Ale na poważnie, dałbyś dziecku na imię Leon?
- Choć na górę to sama się przekonasz.
......
Następnego dnia, Natsu obudził się z silnym bólem głowy. Nie mógł zwlec się z łóżka, tylko ostatkiem sił przekręcał się z boku na bok, Jakby to miało w jakikolwiek sposób pomóc.
- Nie wierć się tak, bo zdzierasz ze mnie całą kołdrę a sobie robisz kokon.- zaprotestowała zaspana Lucy.
- Przepraszam, nie miłosiernie boli mnie głowa. W ogóle nie mogę wstać, to  chyba jakaś migrena.
- Za dużo pracujesz przed komputerem. Powiedziałam Ci, że 9 godzin to przeginka, nawet jak dla Ciebie. Zaraz wstanę i przyniosę Ci jakieś proszki, tylko już się tak nie wierć.
- Podobno właśnie to pomaga najlepiej.
- Wiara czyni cuda. - dodała po czym poszła po obiecane lekarstwa.
.....
- Skoro się dzisiaj źle czujesz to nie jedź do pracy. Weź sobie wolne i powiedz, żeby Cas Cię zastąpił. - Kontrola z urzędu dzisiaj. Jestem tam...
- Niezbędny jak co dnia. - rzuciła z lekkim współczuciem.
- Kochanie.... - zaczął, ale nie skończył zdania. Poszedł do żony i czule ją pocałował. - Wrócę wcześniej. Obiecuję!
W drodze do pracy nie czuł się najlepiej, dobrze, że stać było go na samochód z autopilotem w tym dniu ta funkcja wydawała mu się nieoceniona. Do budynku gdzie mieściło się jego biuro brakowało może 2 kilometrów, kiedy samochód gwałtownie zjechał na pobocze. Natsu zareagował ze znacznym opóźnieniem i chwycił kierownicę, kiedy auto było na krawędzi spadku. Zahamował w ostatniej chwili i wyłączył samochód. "Było blisko" - pomyślał w duchu. Odetchnął głęboko patrząc za łagodne, ale wysokie zbocze. "Akcja, reakcja" - zakodował w głowie. Z uśmiechem na ustach odpalił samochód, kiedy znikąd pojawił się rozpędzony samochód i z całym impetem uderzył w bok auta Natsu. Dragneel nie miał możliwości ratunku i mógł tylko siedzieć i czekać na nadchodzącą śmierć, kiedy jego samochód dachował spadając przez zbocze. Zawsze zastanawiał się, jak to jest się znaleźć w zastawionej przez kogoś pułapce, teraz mógł tego doświadczyć z dodatkiem, że to była śmiertelna pułapka. Ciągle spadał i z tego punku widzenia trwało to wieczność.  W głowie miał jedno imię "Mary". "Dlaczego mnie rzuciła? Przecież ją kochałem" W końcu nadeszło uderzenie a z nim utrata świadomości.
.....
*Oczami Natsu*
Czułem ogromne uczucie pustki. Nie potrafiłem wyjaśnić czym było ono spowodowane. Nie mogłem otworzyć oczu, poruszyć się ani zaczerpnąć głęboko powietrza. Nie wiedziałem gdzie jestem i co się stało. Jak przez mgłę pamiętałem wypadek samochodowy i kilka imion do których nie mogłem przyporządkować twarzy. Minęło kilka minut a może godzin. Pikanie zegara nie dawało mi spać. Słyszałem stłumione głosy chodzące wokół mnie. W końcu poczułem ukłucie. - Auuuu! Przestańcie, bo to boli! - próbowałem się odezwać, ale nie mogłem z siebie wydusić ani słowa. Kilka razy, słyszałem o sytuacjach paraliżu sennego, ale bez przesady, nie sądziłem, że może to spotkać też mnie. Po jakimś czasie, mogłem już zaczerpnąć głębszy oddech a także podnieść swoje ciężkie powieki, które co chwila opadały na dół.
- Otwiera oczy! - powiedział ktoś ze łzami w oczach.
- Mamo! Natsu się budzi! - krzyknął ktoś inny rozentuzjazmowany.
- Zawołam ją! - dorzucił pierwszy głos i usłyszałem skrzypnięcie drzwi. Otworzyłem oczy i zobaczyłem ..... siebie!?
- On naprawdę się obudził! - rozpłakała się .... mama? Siadając na krześle koło mojego łóżka. - Natsu, kochanie! To jest cud! Wróciłeś do nas. - kobieta, złapała mnie za rękę i całowała po czole. Czułem jej delikatny dotyk na mojej skórze. Patrzyła na mnie z ogromną troską i miłością. To na pewno była mama, pamiętam!
- Jak się czujesz? - zapytał wysoki mężczyzna z ostrymi rysami twarzy i surowym spojrzeniem. Nie było w nim troski, tylko hmm.. pretensja?
Próbowałem odpowiedzieć. Spojrzałem na mamę i chciałem rozchylić usta, ale były jeszcze cięższe od powiek. Chciałem kiwnąć na znak, że rozumiem, ale nie mogę odpowiedzieć, ale nawet nie wiem czy to mi się udało.
- Czemu on nic nie mówi? - zapytał mężczyzna. - Idę po lekarza. Pewnie to jest skutek uboczny tej śpiączki.
Śpiączki? Byłem w śpiączce? Co się stało? Jak długo?
- Kochanie nie martw się, już jesteś z nami. Miałeś wypadek i  wyleciałeś z samochodu. - zaczęła widząc moje rozbiegane ze zdenerwowania oczy - Znalazła Cię rodzina która przejeżdżała tą opustoszałą drogą. Zadzwonili po pogotowie i tam lekarze powiedzieli nam, że zapadłeś w śpiączkę i nie wiadomo czy w ogóle się obudzisz. - powiedziała mama, ciągle gładząc mnie po włosach. Miała łzy w oczach, których nie potrafiła powstrzymać. Była taka młoda. Jak mogła być moją mamą?
- Jak się czuje nasz pacjent?  - zapytał facet w białym kitlu. Taa, to na pewno był lekarz.
- Hrrrwrrraawww...- wybełkotałem  z trudem.
- Okay, czyli jeszcze nie możemy mówić. Spokojnie, to tylko kwestia kilku dni aż chłopak się otrząśnie. - powiedział do mamy a później odwrócił się do ojca, który tylko kiwnął potakująco. - Dobrze, a teraz poproszę państwa o wyjście z pokoju to zbadam śpiącą królewnę.
Badania trwały ponad godzinę zaraz po nich znowu usnąłem. Tym razem budziłem się po godzinie.
- Co się stało? Nie możesz spać? - spytała mama odkładając gazetę.
- Ma...-mo... - wydukałem ochrypłym głosem.
- Natsu! Nic nie mów. Twoje struny głosowe, muszą się przyzwyczaić. Pewnie boli Cię gardło? - potaknąłem. - Powiem pielęgniarce, żeby coś podała. Zaraz wrócę. Niv, zajmij się bratem. - dodała i gdy wstała zobaczyłem znowu siebie! Myślałem że to jakiś omam senny a to była prawda. Miałem cholernego bliźniaka.
- Wróciłeś do nas. Nareszcie. Nudno było bez Ciebie. Ojciec nie miał na kim się wyżywać. - dodał uśmiechając się. "Co za idiotyczna mina? O ile dobrze pamiętam, to go nie lubię!" -pomyślałem.
- Dzięki - jęknąłem.
- Hahaha - śmiech - lepiej nic nie mów, bo brzmisz gorzej niż podczas mutacji. - Uniosłem tylko kciuk w górę, żeby mu uświadomić jakim jest idiotą! Chyba źle to odebrał.
- Wiesz co brat? Fajnie by było gdybyś pobył w takim stanie dłużej niż tydzień. Cisza wydobywająca się z Ciebie jest ukojeniem dla moich uszu. - znowu się zaśmiał. Ach jak ten kujon mnie irytuje. Pamiętam, że przed wypadkiem też mnie denerwował! Właśnie wypadek!
- Wy-pa-pa-pa-dek
- Tak miałeś wypadek. - spoważniał. - Dopóki nie możesz mi przyłożyć to mogę Ci powiedzieć, że przez to co się stało nie mogłem się pozbierać. Czułem się jakbym.... - westchnął - utracił cząstkę siebie.
Przewróciłem oczami a on się tylko obruszył.
- No co? Myślisz że ja bliźniak nic nie czuje kiedy się dzieje z Tobą coś złego? Kurde stary czuje! Wierz lub nie , ale wystraszyłeś co po niektórych na śmierć.
- Śpio- śpiączka.
- Taaaa, należałeś się. - rzucił wzdychając ciężko. Spojrzałem na niego zniecierpliwionym wzrokiem. - Spałeś ponad .... ponad rok czasu Natsu. To jest prawie niemożliwe, że się obudziłeś.
- Dzięki. - wymruczałem.
- Wierzyliśmy z mamą, że się obudzisz! Złego diabli nie biorą! - dodał już promiennie.
Chwilę później przyszła pielęgniarka dała mi coś znieczulającego po czym nie mogłem nawet otworzyć ust. Powoli wszystko sobie przypomniałem i imię Mary paliło jak świeża rana. Jak to możliwe, że mnie zostawiła? Dla tego dresiarza z bloków? I kim była Lucy, której imię zalegało w mojej głowie i nie chciało z niej ulecieć. Miałem tyle pytań, na których odpowiedziedź, dopiero miałem pozdnać. Wiedziałem tylko tyle, że minął rok, że nie pamiętam niektórych rzeczy z mojego życia, że mam brata bliźniaka, kochającą mamę i surowego ojca, który najwyraźniej nie cieszy się z mojego powrotu do żywych i wiedziałem jedno, że tak szybko jak tylko to możliwe muszę się dowiedzieć kim jest tajemnicza Lucy , o której śniłem będąc w śpiączce....


Aż chciało by się napisać KONIEC! No ale moi drodzy to dopiero początek xD 
......
Na pewno wrócę do tego opowiadania i nie zostawię go takim nie dokończonym, ale 
na razie nie teraz. Muszę troszkę odpocząć od pisania i zając się nauką, bo matura na mnie czeka. 
 Jednak wiem, że napiszę dalszy ciąg. Nie będzie tak długi jak poprzednie opowiadanie, ale wydaje mi się, że nawet ciekawszy. Pozdrawiam serdecznie :* 

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Rozdział XXXXV - Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest...

część 1
Kilka dni później...
*Kościół*
- Lucy, czas na wygłoszenie twojej przysięgi.
- Kochanie. - szepnął Natsu do ucha Lucy,   widząc zapłakaną twarz narzeczonej - Mnie wystarczy że powiesz - TAK.
- Chcę - odszepnęła, po czym otarła łzy by móc widzieć twarz swojego przyszłego męża.- Natsu - zaczęła - jesteś darem o jakim nawet mi się nie śniło i obiecuję udowadniać każdego dnia, że na ten dar zasługuję. Bóg zesłał mi Ciebie, aby mnie podnieść z upadku i dać mi drugą szansę na lepsze jutro. Jesteś mi droższy niż ktokolwiek na świecie i nigdy nie zapomnę tych wszystkich cudownych chwil spędzonych z Tobą. Obiecuję Cię kochać, kochać i jeszcze mocniej kochać, bo to Ty dałeś mi wszystko, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłam. To Ty mnie prowadziłeś i zastępowałeś mi bliskich których nie miałam. To Ty dałeś mi cudowną córkę , która jest największym dowodem naszej miłości a także darem naszej wspólnej życiowej podróży, która mam nadzieję, będzie trwać nawet po naszej śmierci. Twoja na zawsze Lucy. - dokończyła swoją przysięgę załamującym się głosem. Próbowała mrugać oczami, aby zatrzymać  napływające jej do oczu łzy, ale to nic nie dawało. W końcu, spojrzała  Natsu w oczy i zobaczyła w nich blask ogromnej miłości. Chłopak otarł jej łzę z polika i szepnął.
- Zostaw coś na moją przysięgę, bo pomyślę, że była beznadziejna. - pocałował ją w czoło i delikatnie ujął jej rękę, która idealnie wpasowała się w jego dłoń. - Lucy, najdroższa. Nie potrafię wyrazić słowami mojej miłości do Ciebie. Jest ona jak ocean, ogromna, głęboka i nieodkryta. Kiedy wstaję rano i spoglądam na Ciebie, poznaję Cię na nowo i na nowo koduję w swojej pamięci rysy twojej twarzy, żebym nigdy o nich nie zapomniał. Nie wygłoszę przysięgi choć w połowie tak pięknej jak twoja, ale każdego dnia obiecuję udowadniać Ci moją miłość. Będę zawsze o Ciebie walczył w tych dobrych a przede wszystkim w gorszych chwilach naszego wspólnego życia. Kocham Cię Lucy.
- Ja... - załkała - ja Ciebie też! Przysięga była...
- Nawet nie mów. - uśmiechnął się ocierając napływające mu do oczy łzy.
- Idealna.
- A teraz czy ktoś z państwa tu obecnych zgłasza przeszkodę, aby to małżeństwo nie mogło być zawarte. Niech powie teraz lub zamilknie na wieki.
- Ja też chce takiego chłopaka jak Natsu! - krzyknęła uśmiechnięta Erza.
- Nie dla psa kiełbasa. - rzucił Jellal z końca kościoła. Widocznie ich związek, nie był szczęśliwy i trwały.
- Czy ktoś jeszcze chciałby coś powiedzieć? - dodał ksiądz spoglądając po zebranych gniewnie.
- A ja bym chciał taką dziewczynę jak Lucy! Chodzący ideał. - krzyknął Loke puszczając oczko do młodej pary. - Albo takiego chłopaka jak Natsu. W sumie też niezła sztuka.
- Za krótkie nogi na tak wysokie progi. - rzuciła Levy, nawet nie patrząc na Lokego.
- Czy ktoś jeszcze chce coś powiedzieć? - zapytał ksiądz, ale nie dał nikomu dojść do słowa i szybko dodał. - Jeśli nie, to nic nie stoi na przeszkodzie, abym ogłosił was mężem i żoną!  Możesz pocałować pannę młodą.
Natsu złapał delikatnie Lucy za obie dłonie i przyciągnął do siebie. Pocałował ją delikatnie w usta a później niespodziewanie odchylił Lucy łapiąc ją w talii. Wtedy pocałował ją, jakby robił to po raz pierwszy i ostatni.
- Żono. - powiedział szczerząc się do ukochanej.
- Mężu. - odpowiedziała nie mniej szczęśliwa.
.....
część 2
*oczami Jupiter*
Związek moich rodziców trwał nieprzerwanie 60 lat. Byli tak zakochani, że nie widzieli poza sobą i swoimi dziećmi świata. Wychowali nas i dali nam to czego oni nie zaznali w młodości. Mieli jeszcze czwórkę : Charlesa (Chucka), Scotta, bliźniaki - Rosaline i Ricka a także perełkę w naszym domu Lily. Byliśmy szczęśliwą rodziną a nasz dom był wypełniony miłością. Teraz każdy z nas ma swoją własną rodzinę i dzieci. Rodzice nauczyli nas, że dając miłość innym dajemy cząstkę siebie drugiemu człowiekowi wpuszczając go do swojego życia.
Żałuję, że moje rodzeństwo nie mogło poznać naszego pradziadka, który zmarł dwa lata po ślubie rodziców. Pradziadek, również wiele mnie nauczył, choć nie wiem czy to dobry dobór słów w zamyśle że miałam wtedy 6 lat. Teraz kiedy zamykam oczy, widzę jak mnie przytula, opowiada mi niekończące się historię, które zawsze tak jak nasza historia kończyły się szczęśliwie. Widzę uśmiech dziadka, który opowiada o mamie i tacie. Widzę to spojrzenie, które było czystą miłością.
W wieku 26 lat opuściłam mój rodzinny dom by zamieszkać z moim mężem z którym do tej pory wiodę wspaniałe życie. Mój brat Chuck został geniuszem komputerowym i pracuje w tajnej organizacji rządowej, więcej nie mogę powiedzieć, bo to ściśle tajne. Jak można się domyślić, tam poznał piękną i równie inteligentną jak on agentkę, która po krótkim czasie została jego żoną. Scott, poszedł do szkoły sportowej, gdzie dostrzegł go poszukiwacz młodych talentów i zaprosił do swojej drużyny lacrosse. Kiedy osiągnął odpowiedni wiek został trenerem i założył własną szkołę sportową, gdzie zapoznał piękną mamę jednego ze swoich podopiecznych. Rosaline i Rick zawsze wszystko robili razem, od dzieciństwa byli nierozłączni, tak więc poszli na tą samą uczelnię i skończyli te same studia, teraz pracują jako nauczyciele w tej samej szkole. Gdyby było mało, tej nierozłączności, mieszkają w bliźniaku i obydwoje mają swoją własną rodzinę. No i przyszedł czas na naszą małą Lily.  Lily, jak to zawsze mówił tata była, ostatnim cudem o jaki prosił Boga i który otrzymał. Lily urodziła się gdy mama miała 40 lat, co było bardzo niebezpiecznej zarówno dla mamy jak i dla małej Lily. Była wcześniakiem i lekarze nie dawali jej większych szans na przeżycie. Jednak mała Lily nie poddawała się i walczyła z całych sił o każdy oddech i każde bicie swojego maleńkiego serduszka a my razem z nią. Jak to powtarzał tata, urodziła się żeby wprowadzić światełko do naszego domu, tam gdzie chowała się mrok. Ona oświetliła wszystkie zakamarki, naszych dusz. Choć żyła tylko 8 lat to napełniła cały nasz dom ogromną radością, której nie zapomnę do końca życia. Urodziła się z zespołem wad wrodzonych spowodowanych obecnością dodatkowego chromosomu 21 czyli z Zespołem  Downa. To ona nauczyła nas kochać, każdego bez względu na to jaki jest. Jak na swój wiek, była nad wyraz dojrzała. Najbardziej na świecie pragnęła przystąpić do Pierwszej Komunii Świętej i Bóg wysłuchał jej modlitw. Zmarła 2 miesiące po jej przyjęciu. Nie wiem jak wiele rozumiała, ale wydawało mi się, że o wiele więcej, niż my wszyscy. Była naszym aniołkiem, który urodził się po to, by nas na nowo scalić i zebrać z całego świata znowu w jedno miejsce, do naszego rodzinnego domu. Pewnego dnia mama powiedziała, że nie może się nacieszyć swoimi dziećmi i wnuczętami i prawnukami ale musi w końcu odejść by móc znów spotkać się z Lily. Codziennie jakby to było jej rytuałem całowała jej zdjęcie i obiecywała spotkanie. Tego samego dnia, odeszła by móc znowu przytulić swoją córkę.
Mama kochała tatę do samej śmierci tak jak obiecała z kolei tata tak jak obiecał walczył o mamę każdego dnia udowadniając jej tym swoją miłość. Po jej śmierci, starał się jak mógł by być dobrym tatą, dziadkiem i pradziadkiem, ale też pragnął spotkać się ze swoją córką i żoną za którą tak bardzo tęsknił. W pół roku po śmierci mamy, pożegnaliśmy naszego kochanego tatę, który zmarł siedząc na kanapie jak to niegdyś robił z mamą, trzymając w ręku jej zdjęcie i oglądając nagranie ślubne, które zatrzymało się na słowach przysięgi ,,Twoja na zawsze Lucy."
Kilka razy w roku spotykamy się wszyscy razem na cmentarzu przed grobem rodziców i naszej siostry, trzymając się za ręce i dziękując za dar miłości jaki nam dali abyśmy mogli przekazać go dalej. Mam nadzieję, że ich miłość zainspiruje innych do tak prawdziwego i wiernego oddania się drugiemu człowiekowi z zachowaniem pełnej ufności. Naszym obowiązkiem jest wpajać naszym bliskim to szczere, gorejące uczucie, które, jak w przypadku Lucy i Natsu było w zdrowiu i w chorobie, dopóki śmierć ich nie rozłączyła...
Koniec.
.... 
Kilka słów ode mnie. Dziękuję, że byliście ze mną tak długo. 
Nie podziewałam się tak ogromnego zaangażowania w moje opowiadania, które stały się naszymi opowiadaniami. Nie umie nawet wyrazić tego słowami. Mam nadzieję, że nikogo nie zawiodłam swoją decyzją na zakończenie opowiadania. Od początku chciałam, żeby się ono własnie tak skończyło. 
To miała być historia ich miłości i chciałam doprowadzić ją do końca. 
Mam też dwie nowe wiadomości. Przygotowałam jeszcze jedno alternatywne zakończenie, które bardzo chciałabym, żeby się pojawiło na moim blogu i które miało być wprowadzeniem do nowego opowiadania. 
Niestety ta druga wiadomość jest taka, że prawdopodobnie nie będzie drugiego opowiadania. 
Nie jestem w stanie pogodzić pisania z nauką i na razie muszę sobie zrobić przerwę. 
Nie wykluczam powrotu, w szczególności, że mam szkic kolejnego opowiadania o Lucy i Natsu i nie tylko o nich. Pojawiły by się w nim trzy nowe cudowne postacie takie jak: Lily, James i Niv. 
Mam nadzieję, że kiedyś wypełnię swoje zadanie i napiszę coś więcej.  
 Jak na razie jestem w trakcie pisania alternatywnego zakończenia, które nieźle namiesza wam w głowach. 
 Na ten czas ja się żegnam i dziękuję za 2 lata spędzone ze razem:* 
Dziękuję z całego serca Agnieszka. 

piątek, 15 lipca 2016

Rozdział XXXXIV - Poranek nowej przygody

Następnego dnia, po wieczorze spędzonym na spacerze po mieście Lucy i Natsu obudzili się później niż zwykle. Była godzina 8:30 a oni nadal leżeli w łóżku. Pierwsza przebudziła się Lucy, chciała wstać, ale żelazny uścisk Salamandra jej na to nie pozwalał.
- Która jest godzina? - zapytała zaspana blondynka.
- Odpowiednia, żeby zrobić sobie drzemkę. 
- Natsu ja nie żartuję. Trzeba sprawdzić co z Jupiter. 
- Nie jest sama. Wstałem wcześniej, żeby zobaczyć czy jeszcze śpi, ale ona bawiła się z ciocią. Możemy jeszcze pospać. 
- Ach, ale z Ciebie leniwy człowiek. 
- Tylko dzisiaj. - powiedział wtulając się w jej plecy.
- Czemu zawsze ja jestem tą mniejszą łyżeczką? - zapytała Lucy wiercąc się na łóżku. 
- Bo jestem facetem a z resztą do tej pory nie przeszkadzało Ci spanie na łyżeczkę. 
- No bo byłam zmęczona i zasnęłabym w każdej pozycji. Choć raz chce być tą większą łyżeczką. 
- Serio Lu? Chcesz być większą łyżeczką? 
- Tak! 
- Jak chcesz. - powiedział i przekręcił się na drugi bok. - Tak lepiej wygodniej? 
- Zadziwiająco tak. 
- Nie ma mowy, ja jestem większą łyżeczką. 
- Żądam równouprawnienia. - odparła przepychając się na łóżku z chłopakiem. 
- Sprzeciw wysoki sądzie w łóżku żądzą faceci. 
- Uchylam. - powiedziała przygważdżając go do łóżka. W tej chwili do pokoju weszła ciocia. 
- Uchylić wam okno? - zapytała, ale widząc młodych w dziwnej pozycji szybko wyszła z pokoju. - Przepraszam. - dodała zza zamkniętych drzwi. 
- Nic nie szkodzi, my tylko .... - przerwała i szepnęła do Natsu. - co my właściwie robiliśmy. 
- Barowaliśmy się? 
- No może być. - powiedział do niego a po chwili krzyknęła do ciotki. - ...barowaliśmy się. Jakkolwiek to brzmi. 
- Uważam, że zabrzmiało dobrze. - powiedział kładąc ją na poduszce i całując.
....
Dzisiaj ciocia znowu miała na drugą zmianę, więc zajęła się Jupiter. W tym czasie Natsu zapowiedział, że kuchnia dzisiaj należy do niego a Lucy przez cały czas powstrzymywała się, żeby nie złożyć życzeń Natsu i nie wycałować go. Z trudem wychodziło jej udawanie, że nie pamięta o jego urodzinach. Jednak jeszcze większy trud sprawiało jej to, że zapomniała swojego prezentu z Magnolii. "Co za idiotka" - pomyślała. Postanowiła wyjść i pójść do sklepu, żeby kupić mu wymarzony prezent. Wiedziała, że jak na razie nie może liczyć na Michelle bo ta jeszcze odsypia po pracy w klubie, włączyła więc laptopa i wyszukała na mapie Google najbliższy potrzebny jej sklepu. Bez problemu znalazła go, teraz pozostało jej tylko opuścić dom, bez żadnego zwracania uwagi. Szepnęła cioci gdzie idzie i poprosiła, żeby coś wymyśliła jak Natsu zapyta gdzie poszła. Była już gotowa do wyjścia i kiedy otwierała drzwi jej torba zaczepiła się o stojak na parasole. Pociągnęła rączkę torby i cały metalowy stojak spadł na podłogę i narobił dużego hałasu. "Nie teraz stojaku!" - pomyślała w duchu. Spojrzała w stronę kuchni i napotkała czujny wzrok Salamandra. 
- Nic się nie dzieje, głupi stojak. 
- Gdzie się wybierasz? - zapytał ciekawy chłopak z uśmiechem na ustach. 
- Yyy... po zakupy. 
- To ciekawe, bo wczoraj byłem na zakupach i przyznam się, że kupiłem prawie połowę towarów.
- Chciałam ogórki. 
- Kupiłem. - dodał z jeszcze szerszym uśmiechem, widząc, że dziewczyna coś kombinuje. 
- No to dobrze, to ja dokupię lody i będzie idealny zestaw dla kobiety w ciąży. 
- Lody też są. - odparła ciocia i natychmiast złapała się za buzię. Lucy przewróciła oczami i złapała się za głowę. Natsu stał oparty o próg drzwi, ledwo co opanowując wybuch śmiechu. 
- Założę się, że nie ma lodów z kawałkami ogórka. - powiedziała ewidentnie wkurzona dziewczyna, chcąc jak najszybciej wyjść z domu. 
- No takich zdecydowanie nie ma, ale jak pomieszamy je w blenderze... 
- Nie chce takich! Chce z kawałkami ogóra w środku, czy to jasne? 
- Yyy... - zaczął, ale nie wiedział co ma dalej powiedzieć zamilkł. 
- Nie gniewaj się, ale jestem w ciąży i mam swoje zachcianki. Chce lody z ogórem w środku i mam zamiar je kupić, choćbym przetrząsnęła połowę Chicago. - powiedziała i wyszła. 
- Jak ona ma teraz takie zachcianki to ja nie chcę wiedzieć co było jak była w ciąży z Jupiter. 
- Masz rację, nie chcesz wiedzieć. - powiedziała z uśmiechem ciotka.
.....
Lucy spacerowała ulicami Chicago i patrzyła na ogromne szklane bloki które ją otaczają. Była bardzo zadowolona ze swoich zakupów a szczególnie z prezentu dla Natsu. Kiedy chciała już wracać do domu, przypomniały jej się słowa które wypowiedziała zanim wyszła z domu "...mam zamiar je kupić, choćbym przetrząsnęła połowę Chicago" . Zdawała sobie sprawę, że szybko takich lodów nie znajdzie a jak wróci wcześniej to Natsu domyśli się czegoś. Bez zbędnego gadania ruszyła w poszukiwaniu lodów z kawałkami ogórka w środku. Kiedy weszła do jednego klepu, na wstępnie sprzedawczyni zaprzeczyła, że takich lodów nie znajdzie nigdzie w całym Chicago. Grzecznie podziękowała i wyszła. Dawna Lucy poddałaby się i wróciła do domu, ale nie nowa. Postanowiła zaufać swojemu instynktowi i dalej szukała. Gdy weszła do kolejnego sklepu i zapytała sprzedawcę o upragnione lody, mężczyzna patrzył na nią przez chwilę po czym zapytał głośno:
- Ma pani okres czy jest pani w ciąży. Osobiście obstawiam to pierwsze. 
Wszyscy siedzący w kawiarni zaczęli się śmiać. Lucy tylko przymrużyła oczy i zapytała zaciskając zęby i pięści.
- Pozwoli pan, że też zapytam ma pan erekcje czy obcięli panu przyrodzenie, osobiście obstawiam to drugie, ponieważ normalny mężczyzna jest dżentelmenem a pan jest zwykłym "chujem". Jak pan nie wyrabia w łóżku to próbuje pan nadrobić zaległości w gadce. - powiedziała otwierając portfel i wyciągając z niego wizytówkę. - Proszę się do mnie zgłosić jak będzie miał pan jakiś problem " z tymi sprawami" może moja ciążka pozwoli mi z panem porozmawiać bez zdzirowatych tekstów. Do widzenia i miłego dnia. - rzuciła i wyszła trzaskając drzwiami. " Ale dupkowi dowaliłam" - zaśmiała się w duchu i w podskokach poszła do kolejnej kawiarni. 
Po godzinie chodzenia, która normalnemu człowiekowi by się znudziła Lucy postanowiła wstąpić do ostatniej kawiarni tuż pod blokiem w którym mieszkała ciotka. Już wchodząc spostrzegła ogromną kolejkę. Westchnęła tylko w duchu i zapytała od progu. 
- Chciałam tylko zapytać czy mogłabym dostać tutaj pieprzone lody z kawałkami ogórka, bo przeszłam całe Chicago, żeby je kupić i mnie coś zaraz strzeli jak nie będę ich miała. I tak uprzedzam pana jestem w ciąży i jestem zdenerwowana więc bez głupich teksów pod moim adresem bo jak chcę to potrafię przywalić. I jeszcze jedno. Nie rozumiem tego fenomenu, że nigdzie nie można takich lodów uzyskać. Jestem oburzona takim postępowaniem i zgłoszę to tam gdzie się zgłasza takie sprawy! Do widzenia. - powiedziała otwierając drzwi lecz nagle usłyszała za sobą głos sprzedawcy. 
- Proszę, nich pani zaczeka. Ja nie powiedziałam, że nie mamy takich lodów. 
Zakłopotana swoim brakiem kultury dziewczyna spojrzała na tłum stojący przy kasie. Natychmiast zrobiła się czerwona i zawstydzona. 
- Derek!- zawołał sprzedawca - zajmij się państwem a ja pomogę tej pani. - podszedł do Lucy i wskazał jej stolik. - Niech pani sobie usiądzie a ja pani przyniosę lody. 
- Ale tyle osób jest jeszcze przede mną. - powiedziała zdziwiona.
- Zdaje sobie z tego sprawę, ale nie chce, żeby pani cytuję "zgłosiła to tam gdzie się zgłasza takie sprawy". 
- Hahaha, rozumiem. To jak już pan chce mi dać te lody bez kolejki to jedną porcję na teraz a 1,5 l do domu. 
- Rozumiem. - odparł uśmiechnięty. 
- Tylko niech mnie pan nie ocenia. - dodała szybko.
- Nie śmiał bym. 
Chwilę później blondynka dostała swoje lody, których zasadniczo nie chciała, bo zakładała, że są niedobre. Jednak na potrzeby sytuacji, która tego wymagała zjadła je. Chwilę później zamówiła jeszcze szklankę wody. Zamówienie przyniósł jej ta sama osoba, która wcześniej ją obsłużyła. 
- Dla pani. 
- Jestem Lucy i dziękuję. 
- Stiles i to ja powinienem pani podziękować za kupienie tych lodów. Nikt nie ma parcia na lody z ogórkami. 
- Widzi pan ja miałam i to ogromną ochotę. 
- Czyli pani smakowały? 
- Tego bym tak nie ujęła, ale w takich okolicznościach jakie zaistniały kobieta ma różne zachcianki. 
- Nie widać po pani stanu błogosławionego. 
- To dopiero 6 tydzień, później zaczyna się jazda bez trzymanki. 
- Ach tak.  Muszę uwierzyć na słowo. 
- Pan jest właścicielem tej kawiarni? 
- Zgadza się. 
- Od dawna? Nie chce być wścibska, ale byłam już kiedyś w tej części Chicago i nie pamiętam, żeby tu była kawiarnia. 
- Ma pani rację... 
- Lucy. - poprawiła go blondynka. 
- Tak, przepraszam. Lucy, masz rację. Wcześniej był tu sklep monopolowy i straszna melina. Poprzedni właściciel był pijakiem a mnie zależało na tanim zakupie małej przestrzeni i jak znalazł jestem tutaj. 
- Miał pan szczęście. 
- Zdecydowanie. Przepraszam, ale muszę już wracać do pracy. Może jeszcze się kiedyś spotkamy, na kawie? Ja zapraszam. 
- Chciałabym, ale przyjechałam tutaj tylko na tydzień, za dwa dni biorę ślub i wyjeżdżam stąd. 
- Wielka szkoda, bo jesteś bardzo interesującą osobą. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. 
- Nie wiem czy mnie poznasz, bo czas nie sprzyja nikomu w mojej rodzinie. 
- A komu sprzyja? Założę się, że panią poznam, takiej twarzy szybko się nie zapomina. Do zobaczenia. 
- Do widzenia. - powiedziała i wszyła. 
....
- Lucy wróciłaś akurat na obiad. - powiedziała ciocia nakładając jedzenie dla Jupiter. 
- Jestem ciekaw czy kupiłaś to co chciałaś. 
- Kupiłam. 
- Żartujesz? Pokaż, bo Ci nie wierzę. - zadowolona dziewczyna wyjęła pojemnik z lodami. 
- No proszę. Czyli spełniłaś swoją groźbę i przeszukałaś połowę Chicago? 
- Żebyś wiedział Natsu. Żebyś wiedział. 
.....
Słońce zbliżało się ku zachodowi, Lucy bardzo martwiła się, że Michelle nie uda się wszystkiego zorganizować tak jak sobie to zaplanowała. Była cała w nerwach i nie mogła się na niczym skupić. Starała zapomnieć o imprezie i jak najlepiej zająć się córką, gdy nagle usłyszała dźwięk telefonu. Spojrzała na wyświetlacz - Michelle.
- No na nareszcie. Myślałam, że Ciebie UFO porwało czy coś.
- Spokojnie, mam wszystko pod kontrolą. No prawie wszystko.
- Jak to prawie wszystko? Wgl gdzie będzie ta impreza?
- Wszystko zobaczysz w swoim czasie, mam tu idealną osobę do pomocy, więc nie masz się co martwić.
- No dobra, wierzę na słowo. No tak jak masz wszystko pod kontrolą, to po co dzwonisz?
- Powiedziałam, że prawie wszystko. Problem jest w tym, że cukiernia nie zdąży zrobić tortu na dzisiaj.
- Jak to?
- Za dużo zamówień, no nie ważne. Mogłabyś coś skołować?
- Zabije Cię.
- Wiem, wiem. Słuchaj, obok mnie mieszka taki fajny młody chłopak i on jest cukiernikiem. Może upiekł by nam szybko jakiś tort. Zapukaj i powiedz, że jesteś ode mnie.
- Jaja sobie robisz? Mam iść do obcej osoby, żeby prosić ją o upieczenie tortu dla narzeczonego?
- Dokładnie tak.
- Oszalałaś.
- Trochę inicjatywy siostra. Na spontanie, na spontanie. Luźno bez spiny!
- Ja Ci dam.... Halo! Halo! Nie rozłączaj się. Ty małpo.
Po rozłączeniu się siostry, Lucy postanowiła wykazać się swoim urokiem osobistym i pójść do sąsiada i poprosić o upieczenie tortu. "Czyż to nie szaleństwo?" - pomyślała w duchu. Poprosiła Natsu o zajęcie się małą, bo musi wyjść na zewnątrz i porozmawiać z dziadkiem. Bujda na kółkach, ale jakoś przeszło. Każdy mądry facet wie, że kobiet w ciąży się nie wkurza. Wyszła z domu i spojrzała na klatkę schodową. Na przeciwko niej stały drewniane drzwi z karteczką, kto tam mieszka. Nie czytając nazwisk zauważyła 5 osób. "No pięknie, to kto jest tym cukiernikiem?" Zapukała do drzwi, zrobiła głęboki wdech i przed sobą zobaczyła młodego i przystojnego blondyna.
- Witam, my się chyba nie znamy. Uważam jednak, że to nic straconego. Jestem Zack.
- Heej, ja Lucy. Jestem siostrą Michelle...
- Siostra Mich? No od razu można by się było zorientować. Wejdź. Właśnie zrobiliśmy sobie z chłopakami męski wieczór przy piwie. Napijesz się?
Lucy nawet nie zdążyła zapytać go o tajemniczego cukiernika, kiedy ten wprowadził ją do środka. Ku swojemu zdziwieniu w pokoju było naprawdę czysto. Po pięciu chłopakach spodziewała się jeżdżącego burdelu na kółkach a tu proszę, miłe zaskoczenie.
- Panowie - powiedział blondyn. - Przyprowadziłem siostrę Mich. To jest Lucy.
- Siemka! - krzyknął jeden z kanapy, nie odrywając wzroku od ekranu telewizora.
- Witamy! - powiedział czarnowłosy, podszedł do niej i dał jej buziaka w policzek.
- Hej. - powiedziała lekko zakłopotana Lucy.
- Resztą się nie przejmuj to nerdy. Tylko gry i telewizor im w głowie. Napijesz się czegoś?
- Wody.
- Woda dla szanownej pani. - powiedział po czym podał jej szklankę wody.
- Dziękuję. Tak naprawdę, przyszłam tu w innym celu niż oglądanie z wami meczu.
- Zapewne. - mruknął rudzielec siedzący na kanapie i krzywo na nią spoglądający.
- Podobno mieszka tu jakiś chłopak, który jest cukiernikiem i mógłby upiec mi tort na teraz. Właśnie jego szukam.
- Stiles, ktoś do Ciebie! - krzyknął blondyn. - Zawsze miał szczęście do fajnych dziewczyn.
- Ta fajna dziewczyna ma narzeczonego. - odparł Stiles wychodząc z pokoju w samych bojówkach. - Miło Cię znowu spotkać.
Lucy nadal nie mogła wyjść z podziwu, jak chłopak może genialnie wyglądać w samych bojówkach. Był umięśniony i wysportowany, co znaczyło, że dużo ćwiczył. Spodobało jej się to. Nadal się wpatrywała w jego ciało i pewnie robiłaby to cały dzień, ale wiedziała, że nie po to tu przyszła, że cieszyć oko takim widokiem.
- Mam sprawę. - powiedziała rumieniąc się.
- Jestem do twojej dyspozycji.
- Cieszę, się jednak muszę z przykrością oświadczyn, że zanim mi pomożesz, koniecznie włóż koszulkę bo mnie rozpraszasz.
- Z przykrością?
- Tak z przykrością. - dodała zarumieniona. Zawsze miała słabość do wysportowanych facetów. Natsu też był wysportowany, ale nie tak jak Stiles. Nie chciała kusić losu.
- No widzisz, mieliśmy się spotkać i proszę bardzo. Jak na zawołanie.
- Przypadek? Nie sądzę. - rzuciła z uśmiechem.
- No to mi się podoba. Dobra to teraz mów, czego Ci potrzeba a moje cudowne rączki zdziałają cuda.
- Złota rączko, potrzebuje tortu, dokładnie na za 2 godziny.
- No to wcześnie przychodzisz, nie ma co.
- Lubię poczuć adrenalinę, to dlatego wszystko robię na ostatnią chwile.
- Mówiłem Ci już, że jesteś bardzo ciekawą osobą?
- Coś tam wspominałeś. - powiedziała z uśmiechem.
- No to powtórzę, żebyś pamiętała.
- Spokojnie, będę.
.....
Lucy powiedziała Stilesowi, że w tort ma być nasączony jakimś alkoholem i żeby był czymś przekładany i tyle. Resztę pozostawiła do jego własnej inwencji twórczej. Porozmawiała z nim jeszcze kilka minut, wypiła kawę a później pozwoliła mu pracować a sama wróciła do narzeczonego. Zanim wyszła, zaprosiła go na imprezę urodzinową i Stiles powiedział, że chętnie wpadnie. Około godziny 20 ciocia wróciła z pracy i powiedziała, że już mogą jechać a ona zajmie się Małą. Lucy podziękowała jej i zadzwoniła do Michelle, gdzie mają przyjechać. Dostała wskazówki, napisała smsa Stilesowi, gdzie ma podjechać z tortem, zapakowała prezent i zaprosiła Natsu na krótką przejażdżkę. Chłopak był nieco zdziwiony, ale z chęcią wsiadł do samochodu. Kiedy jechali, męczył Lucy, że słyszy jakiś dziwny dźwięk dochodzący z bagażnika i bardzo chciał sprawdzić co to jest. Wkurzona Lucy, powiedziała, żeby siedział na tyłku, bo zaraz dojadą na miejsce i ona się tym zajmie. Zaparkowali kilka minut później przy jakiejś restauracji. Lucy otworzyła bagażnik i wyjęła z niego pudełko. Szybko je zamknęła i weszła z chłopakiem do środka. Okazało się, że Michelle zarezerwowała cały ogród tylko dla nich. Kiedy przeszli na tyły, zauważyli dwie osoby, siedzące przy sadzawce.
- Mich, jesteśmy. - powiedziała Lucy. Michelle złapała swojego chłopaka za rękę i podeszli do nich. Lucy i Natsu byli w lekkim szoku i nie wiedzieli co powiedzieć. Pierwszy przerwał ciszę nieznajomy.
- Michelle. - powiedział śmiertelnie poważnie. - Nie mówiłaś, że twoja siostra jest biała. - Lucy pobladła patrząc na czarnoskórego chłopaka.
- Derek żartował Lu. Ogarnij się. - dodała z uśmiechem patrząc na białą jak ściana blondynkę.
- To Ci się udało. - rzucił Natsu podając rękę chłopakowi. - Jestem Natsu i nareszcie miło Cie widzieć. Tyle o Tobie słyszeliśmy a nie mieliśmy okazji zobaczyć.
- Mnie również jest miło, poznać rodzinę Mich. Tyle o was opowiadała.
- No to co? Jesteśmy wszyscy, możemy świętować 23 urodziny naszego przystojniaka?
- Jeszcze czekamy na jedną osobę.
- Zaprosiłaś kogoś?
- Jedną osobę, ale ona chyba się spóźni. Zacznijmy bez niej później do nas dołączy.
Wszyscy złożyli życzenia i wyściskali się. Lucy przyznała, że już nie mogła wytrzymać i od rana pilnowała się, żeby nic nie powiedzieć. Natsu zaczął się śmiać i pogratulował wytrzymałości swojej narzeczonej. Mocno ją przytulił i podziękował za wszystko. Przyznał, że na początku myślał, że nikt nie pamięta o jego urodzinach, bo sam zapomniał. Przypomniało mu się, kiedy Jupiter dała mu laurkę a ciocia złożyła życzenia.
Sceneria była wyjątkowa. W pięknej białej altance, oświetlonej starymi lampami stał nakryty stół. Wszystkie kwiaty były świeże i pachnące. Od altanki wychodziły dwie ścieżki, jedna prowadziła do restauracji a druga do pięknej starej sadzawki, otoczonej kwiatami i kamieniami. Z tyłu sadzawki znajdowała się mała fontanna, która nadawała jej uroku. W tle leciały ulubione kawałki Lucy i Natsu.
Chłopak nie krył zachwytu, tak pięknym miejscem. Był bardzo szczęśliwy i wiedział, że nie mógł sobie lepiej tego wymarzyć. Kiedy przyszedł czas na otwieranie prezentów, na twarzy Salamandra pojawił się jeszcze większy uśmiech. Od Dereka i Michelle dodał klisze do jego ukochanego aparatu, poradnik dla początkujących tatusiów, zatyczki do uszu, żeby maleństwo które się urodzi nie budziło go w nocy, ramkę w której było zdjęcie Lucy, Natsu i małej Jupiter nad fontanną i wino. Był tak bardzo zadowolony z prezentu, że serdecznie wyściskał oboje. Lucy zapowiedziała, że jej prezent będzie mniejszy, bo 1/3 zostawiła w Magnolii, 1/3 będzie czekała na niego w domu  więc teraz dostanie 1/3. Chłopak zaczął się śmiać i już nie mógł doczekać się ten części w domu. Otworzył pierwszą paczkę, w której był wykupiony pakiet na siłownię, troszkę go to zdziwiło, bo myślał, że jest wystarczająco wysportowany. Widocznie się mylił. Postanowił, nie brać tego do siebie i otwierać dalej. W drugiej torebce były bojówki w kolorze khaki. Zawsze mu się takie podobały, ale uważał, że będzie w nich wyglądał głupio bo jest niski. Lucy widocznie uważała inaczej. Ostatnie pudełko było dziwnie zapakowane, wręcz odpakowane. Natsu przyglądał mus się z zewnątrz, nie mogąc zrozumieć co to wgl jest. Heartfilia nie mogąc już wytrzymać, powiedziała do ukochanego.
- Otwórz już to, bo te biedactwo się udusi. - Natsu szybko spełnił życzenia Lucy i jego oczom ukazał się piękny, mały i niebieski kotek. Zawsze jego marzeniem było żeby mieć niebieskiego kota, którego nikt inny mieć nie będzie.
- Skąd wiedziałaś, że chciałam mieć zwierzaka? - zapytał czule tuląc się do kociaka. - Od mamy prawda?
- Kobiety ze sobą rozmawiają, nie to co faceci.
- Wiedziałem, że od mamy.
- No dobra od mamy. Chciałam, żebyś dostał coś o czym zawsze marzyłeś.
- I dostałem. Dziękuję. - powiedział i wyściskał blondynkę.
Kilka minut później wjechał tort a wraz z nim przyszedł Stiles. Wtedy Natsu zrozumiał po co są mu bojówki i pakiet na siłownię. Przywitał się z napakowanym kolegą i podziękował za tort. Cała piątak siedziała, gadała i tańczyła na przemian także nie było nudno. Natsu polubiła Dereka i Stilesa więc jak tylko dziewczyny poszły na parkiet faceci mieli o czym pogadać. Tak razem spędzili najlepsze urodziny jakie mógł sobie tylko wymarzyć. Kiedy Lucy tańczyła z Derekiem, Michelle ze Stilesem to Natsu wyjął Kociaka z Klatki i tańczył z nim zastanawiając się jak go nazwać. Kiedy wrócili do domu Jupiter miała już dla niego imię, które spodobało się wszystkim.
- Nazwijmy go "Happpy".
- Witamy w rodzinie Happy. 

czwartek, 30 czerwca 2016

Rozdział XXXXIII - Magia w blasku księżyca

- Niespodzianka! - krzyknęła Lucy wchodząc do mieszkania cioci.
- Moja kochana Lucy. Jak Ty pięknie wyglądasz. - powiedziała gładząc blondynkę po policzku i ocierając łzę. - Jest i mój mały szkrab. Ale Ty wyrosłaś. - dodała kierując wzrok na Jupiter.
- Jestem duża!
- Ale nie za duża na zabawki, nie? - powiedziała pokazując jej nową lalkę.
- Oczywiście, że nie. - odpowiedziała dziewczynka biorąc lalkę i idąc w głąb domu.
- Jest i nasz przystojniak, wejdź i pokaż mi się tutaj. Niech no ja Cię zobaczę.
- Dzień dobry. - przywitał się Natsu dając ciotce buziaka.
- U nas w Ameryce mówi się "Witamy". Aleś Ty wyprzystojniał i ta nieskazitelna buzia.
- Ciociu. - dodała szeptem Lucy widząc zarumienionego Natsu.
- Już dobrze, już dobrze. Wy młodzi nie umiecie przyjmować komplementów. Docenicie to jak będziecie w moim wieku. A teraz zapraszam do środka.
- Natsu, wszystko już wyniosłeś z taksówki?
- Jeszcze została moja walizka i torba z lekami Jupiter. - widząc, że blondynka chce iść na dół i mu pomóc, szybko dodał. - Spokojnie, sam to wniosę na górę. - powiedział i dał jej buziaka.
- Dziękuję.
- No no siostra, z tą ciążą jeszcze ci ładniej.
- Tak myślisz? To chyba jak urodzę musimy postarać się o następne.
- Uważaj bo domu dla nich nie wystarczy. - powiedziała z uśmiechem Michelle przytulając blondynkę. - Tak się cieszę, że jesteście tu wszyscy. Stęskniłam się za wami.
- Wiem. My też. Od kilku dni Jupiter mówiła tylko o wyjeździe.
- Zostawcie swoje rzeczy w pokoju gościnnym a Jupiter w moim. - powiedziała Michelle. - I uprzedzam z góry, że Jupiter śpi ze mną, bo tak się za nią stęskniłam, że nie odstąpię jej nawet na krok.
- W porządku, ale nie przyzwyczajaj jej tak do siebie, bo nie będziemy mogli stąd odjechać. - dodała blondynka uśmiechając się. - No chyba, że pojedziesz z nami. - dodała po chwili. Na twarzy małej dziewczynki bawiącej się wystąpił szeroki uśmiech.
- Tak ciociu, jedź z nami. Będzie fajnie.
- Pomyślimy nad tym a teraz rozpakowujemy rzeczy, bo wieczorem idziemy na spacer.
- Jupi!
....
- Obiad smakował? - zapytała ciekawa Michelle. - Mam nadzieję, że poprawiłam moje zdolności kulinarne. Nie otruliście się?
- Było pyszne Michelle. Naprawdę. - powiedział uspokajająco Natsu.
- Ufff... Kamień z serca.
- Zaraz idę do pracy, bo mam na drugą zmianę. - powiedziała ciocia. - A jeszcze o tyle rzeczy chciałam was zapytać.
- Spokojnie zostajemy jeszcze tydzień. Jeśli oczywiście to nie kłopot?
- No skądże znowu! Nawet nie wiecie jak tu jest pusto jak was nie ma.
- Cieszymy się, że możemy wypełnić puste miejsce i pomóc wam opróżnić lodówkę. W tym jesteśmy dobrzy. - powiedział uśmiechnięty chłopak, puszczając oczko do Lucy.
- Zwłaszcza ja. Jestem w tym najlepsza od kiedy jestem w ciąży.
- Właśnie wgl który to tydzień, bo my nic nie wiemy. Nic nam nie mówicie.
- 6 tydzień a ja zjadłam już tyle, że chyba pęknę zanim urodzę.
- Może to ciąża urojona albo spożywcza. - powiedziała ze śmiechem złotowłosa.
- No naprawdę zabawne Mich. - skarciła ją ciotka. Masz 22 lata a zachowujesz się jak 15 - latka. Do tego nie masz chłopaka.
- Auć.- rzuciła Lucy.
- Dla twojej wiedzy mamo, mam kogoś.
- Doprawdy? Czemu się nim nigdy nie pochwaliłaś? - zapytała zaciekawiona ciotka.
- No, bo jakoś nie było okazji. - dodała zakłopotana Michelle.
- Okazja jest zawsze.
- Nie było odpowiedniej.
- Yyy... - zaczęła Lucy widząc narastające napięcie. - Ja pozmywam, Natsu pójdzie na zakupy, Michelle zostanie z Jupiter a ciocia idzie do pracy. Wszystkim pasuje?
- Jak najbardziej. - powiedziała Lobster.
- No to do roboty.
Kilka minut później Lydia poszła do pracy zostawiając młodzież samą w domu. Natsu tak jak zapowiedziała Lucy poszedł na zakupy, do których listę wcześniej sporządziła. Michelle bawiła się z małą w salonie a Heartfilia zmywała naczynia. Mich włączyła telewizor akurat kiedy leciała bajka "My little pony". Nie trzeba było dwa razy przekonywać Jupiter, żeby ją obejrzała. W tym czasie złotowłosa postanowiła wykorzystać wolny czas i porozmawiać z siostrą.
- Serio masz chłopaka?
- Ty też mi nie wierzysz? - zapytała przegryzając musli
- Oczywiście, że Ci wierzę. Myślałam, że po tych wszystkich nieudanych związkach skończyłaś z chłopakami. Zresztą sama tak powiedziałaś.
- Bo skończyłam.
- Czy ja dobrze rozumiem...- powiedziała po chwili zastanowienia - czy Ty chcesz mi powiedzieć, że jesteś lesbijką?
- A nawet gdyby to co?
- Nic, oczywiście, że nic. Ja nie mam z tym problemu.- dodała szybko, żeby jej słowa nie mogły zranić siostry - ale wiesz że ciocia to konserwatystka. Dlatego jej nie mówiłaś tak?
- Lucy, ja żartuje. Nie jestem homo. Spokojnie.
- No co mi ku*wa mówisz, że jesteś. - powiedziała czują jak z serca spada jej ogromny ciężar.
- Mamo. - krzyknęła z salonu Jupiter. - Co to jest "ku*wa"?
- Chyba kto. - zażartowała Michelle.
- Nawet nie zaczynaj. - rzuciła patrząc się na Lobster. - Jest za mała.
- To bardzo nie ładne słowo, którego mamusia nie powinna powiedzieć.
- Ale powiedziałaś.
- Bo się zdenerwowałam na ciocię, ale Ty nie możesz tego powtarzać.
- Dlaczego?
- Bo nie możesz i tyle.
- Ku*wa, ku*wa, ku*wa. Widzisz mamusiu mogę. Chyba wiek nie ma ograniczenia. - powiedziała odkrywczo Jupiter.
- No pięknie. - dodała ze śmiechem Michelle.
- I wychowuj tu dziecko w takiej rodzinie. - powiedziała Lucy wracając do sprzątania w kuchni. - Jupier, lepiej przestań tak gadać bo tata jak to usłyszy zabierze Ci lalkę.
- Już nie będę.
Po chwili drzwi wejściowe się otworzyły i do salonu wszedł Natsu trzymając w rękach po 10 toreb z zakupami. Michelle chciała wstać, żeby wziąć od niego połowę, ale w tej chwili jedna z nich wypadła mu z ręki i słoik z powidłami potłukł się na śnieżno białym dywanie.
- Ku*wa! - krzykną zdenerwowany i zmęczony Natsu.
- Tylko nie dywan. - dodała łapiąc się za głowę Lucy. Za to Jupiter chyba spodobała się zaistniała sytuacja bo szybko zeszła z fotela i zaczęła bawić się powidłami mówiąc w kółko.
- Ku*wa, ku*wa, ku*wa.
- Brawo tatusiu, dopiero co ją tego oduczyłam.
- Jupiter nie mów tak bo... zabiorę ci pilot od telewizora. - pogroził Salamander.
- Teraz tatusiu to przesadziłeś. - zostawiła powidła i usiadła z powrotem na kanapie.
Kiedy reszta domowników otrząsnęła się, Lucy poszła wytrzeć zabrudzoną dżemem dziewczynkę, Michelle zajęła się zmywaniem dywanu a Natsu pakowaniem zakupów do lodówki i do szafek kuchennych. Kiedy dywan wyglądał już przyzwoicie, postanowili położyć tam jakąś zabawkę różowowłosej, żeby ciocia nie zauważyła plamy, która została pomimo największych starań jej zmycia. Cała trójka usiadła razem w kuchni i rozmawiała przy kawie.
- No to w końcu, masz tego chłopaka czy nie masz?
- No mam.
- No to mów, kto to jest? Znam go?
- Nie znasz. Poznałam go w barze, gdzie jestem barmanką.
- Długo jesteście już razem?
- Od dwóch lat.
- Czemu nie powiedziałaś mi tego wcześniej?
- Czym tu się chwalić? To tylko chłopak.
- Michelle, coś przed nami ukrywasz. Co się dzieje?
- Nic po prostu.... nic.
- Mich.- powiedziała blondynka łapiąc siostrę za rękę. - Zachowujesz się jakoś inaczej. Nie jesteś tą samą osobą co kiedyś, która zmieniała chłopaków jak rękawiczki i mówiła otwarcie o swoich uczuciach.
- Bo ja chce, żeby tym razem to było coś poważnego.
- Myślisz, że jak nikomu o was nie powiesz, to tak właśnie będzie? Poznałaś w ogóle jego rodzinę?
- On nie ma rodziny. Jego rodzice zginęli a rodzeństwa nie miał. Jest jedynakiem.
- Skądś to znam. - powiedziała współczująco Lucy.
- Masz nas. - dodał Natsu, gładząc Lu po plecach.
- Wiem. - odpowiedziała uśmiechając się. - Wiesz co Mich wydaje mi się, że najwyższy czas żebyśmy go poznali.
- Ale on jest.... aktorem.
- No i co w związku z tym?
- Nic. - odparła szybko Lobster. - Może wybierzemy się na jakiś spacer, bo później będę musiała iść do pracy.
- Pewnie, gdzie proponujesz?
- Znam jedno bardzo fajnie miejsce, ale lepiej zapakujcie ubrania na zmianę.
- No to w drogę.
....
- Co to jest tato?
- To jest fontanna, ale nie mam pojęcia jak się nazywa. Może ciocia nas oświeci.
-  Buckingham  Fountain. Tak się nazywa. Czyż nie jest piękna?
- Jest wspaniała. - szepnęła Lucy, na której fontanna zrobiła ogromne wrażenie.
- Mamo chodź bliżej.
- Zaraz pójdę, tylko porozmawiam z ciocią, dobrze? Niech tata z tobą pójdzie a ja was dogonię.
- Chodź Mała idziemy się zamoczyć troszkę.
Kiedy odeszli dziewczyny znalazły sobie wolną ławkę, która była sucha i usiadły. Rozmawiały o chłopaku Michelle i o jej planach na przyszłość. Lucy zaczęła ją namawiać do przyjazdu do Magnolii razem z chłopakiem, ale Mich stawiała opór.
- Dlaczego tak się przed tym bronisz?
- Czuję, że tu jest moje miejsce. Tu w Chicago. Kiedyś najchętniej bym stąd uciekła a teraz zrobię wszystko, żeby tu zostać.
- To przez niego?
- Nie wiem. Wydaje mi się, że znalazłam tu swoją bezpieczną przystań.
- Michelle, jaki z Ciebie romantyk.
- Lucy... zastanawiałam się...
- Tak?
- Nie boisz się?
- Hahahah, czego Mich? - zapytała rozbawiona. - Chyba nas tu nikt nie zabije.
- Nie o to chodzi. Nie boisz się przed ślubem?
- Ani trochę. - powiedziała bez wahania. - Nie mam żadnych wątpliwości, że kocham Natsu. Tyle czekałam na ten dzień i wprost nie mogę uwierzyć, że to już za 4 dni. - dodała patrząc na bawiących się dalej bliskich. - Zobacz jak on ją kocha? Czy mogłabym wymarzyć sobie lepszą osobę do spędzenia wspólnie życia?
Po słowach Lucy, Michelle zebrało się na płacz. Z trudem powstrzymywała łzy mocno zaciskając zęby. Żeby się nie rozkleić przy siostrze, zmieniała temat rozmowy.
- Może zrobimy niespodziankę Natsu? W końcu jutro ją jego urodziny? Chyba, że planowałaś randkę we dwoje.
- Jak już to w troje, bo dzieciątko w brzuszku wybrałoby się z nami. - powiedziała rozbawiona gładząc swój nadal płaski brzuch. - Jednak myślałam, że po prostu zrobię pyszną kolację dla nas wszystkich.
- To tandetne. - powiedziała Mich. - Natsu lubi robić szalone rzeczy. Pamiętasz jak kiedyś rozwalił automat szkolny, bo nie chciały Ci wylecieć żelki? Albo kiedy wyskoczył przez okno w sali biologicznej, bo zapomniał się nauczyć na klasówkę? Albo kiedy wbiegł do damskiej przebieralni żeby powiedzieć Ci, że Cię kocha i że tęskni, pomimo tego, że mieliście siedzieć razem na następnej lekcji? Albo to, że wybaczył Ci po 4 latach twojej nieobecności i kłamstwa? To ostatnie było chyba najbardziej szaloną rzeczą zrobioną przez niego. Musimy pomyśleć coś takiego, żeby zapamiętał ten dzień na całe życie.
- Co niby? - powiedziała zrezygnowana Lucy, która wiedziała, że nie jest typem osoby zdolnej do wymyślania szalonych rzeczy.
- Dziewczyno, to jest Ameryka, tu wszystko ma własne życie. - odparła puszczając oczko siostrze.
- Michelle, chyba nie chce usłyszeć tego co wymyśliłaś.
- Zdaj się na mnie, już ja mu zorganizuje urodziny, których nie zapomni do końca życia.
- Mamo! - krzyknęła Jupiter. - Chodź do nas, zobacz jak tu fajnie.
- Już idę Słonko. - pomachała dziewczynce i wstała z ławki. - Ufam Ci, ale bez żadnych gołych panienek.
- Jedna?
- Zero! Ja mu muszę wystarczyć. - odparła uśmiechając się i idąc w stronę dziewczynki.
Michelle postanowiła posiedzieć chwilę sama i przemyśleć kilka ważnych dla niej spraw. Wpatrywała się w bawiącą się, szczęśliwą rodzinę. Patrzyła jak jej siostra przeżywa miłość do Natsu z każdym dniem coraz mocniej i mocniej, jakby z każdym dniem dowiadywali się o sobie nowych rzeczy, jakby odkrywali się na nowo. Oparła się na ławce i poczuła wibracje w kurtce. Wyjęła telefon i spojrzała na wyświetlacz. - Dylan.
- Cześć Skarbie. - przywitała chłopaka
- Witam najpiękniejszą kobietę na całym świcie i chce jej oznajmić że strasznie za nią tęsknię.
- Ta kobieta, choć nie najpiękniejsza chce Ci powiedzieć, że również tęskni, nawet nie wiem czy nie bardziej od Ciebie.
- Wątpię, ale ustąpię. Dzwonię, bo jestem ciekawy, czy przyjechała do Ciebie siostra, czy jednak zrezygnowała?
- Przyjechała i mówiła, że chce Ciebie poznać.
- Brzmi zachęcająco, ale powiedz jej,  że jestem wolny za miesiąc. Do tego czasu pojedzie tak?
- Nie chcesz jej poznać?
- Przecież wiesz, że chcę. Tylko Ty nie chcesz, żebym poznał twojej mamy, to co dopiero mówić o siostrze.
- Zmieniałam zdanie. Chcę, żeby poznał Cię cały świat. Chcę, żeby wszyscy wiedzieli, że jesteśmy razem.
- Co to za nagła zmiana? To ona tak na Ciebie działa?
- Możliwe.
- To koniecznie muszę poznać dziewczynę, która wprowadza tak radykalne zmiany w twoim życiu.
- Dasz radę przyjechać jutro?
- Już jutro? Nawet nie dasz mi czasu na mentalne przygotowanie się do tego?
- Już miałeś za dużo tego czasu.
- Racja. - powiedział rozbawiony. - Całe dwa lata.
- No więc? Pasuje?
- Powiedz tylko gdzie i kiedy. Strasznie Cię kocham i dziękuję.
- To ja dziękuję Tobie i Ty doskonale wiesz za co....

piątek, 17 czerwca 2016

Rozdział XXXXII - Jak być ślepym na te łzy?

Do kolejnego spotkania Lucy i Natsu doszło następnego dnia po południu, kiedy chłopak po całej nocy przemyśleń postanowił ponownie zobaczyć się ze swoją córką. Przez ten krótki czas jaki spędzili razem poprzedniego wieczora był pewien, że nie chce stracić z nimi kontaktu. Zamienił z Lucy kilka słów, które były dla niego trudne, ale potrzebne. Wiedział, że nie widzi świata poza nią więc nie ma sensu znowu jej unikać. Nie chciał, znowu jej stracić kiedy właśnie ona sama pozwoliła się odzyskać. Właśnie przeglądał zdjęcia, które wczoraj zrobił z córką i uśmiechał się mimowolnie. "Jaka ona jest piękna i na całe szczęście podobna do niej. No dobra włosy ma po mnie" . Nie dowierzał, że przez tyle lat zadręczał się tym, że zabił ich maleństwo i skrzywdził ukochaną  sobie osobę. Los jednak zgotował mu inne życie. Dał mu drugą szansę, którą zamierzał w pełni wykorzystać. Po wczorajszej rozmowie wiedział, gdzie ma jej szukać. Pojechał do domu jej dziadka. Zapukał a drzwi niemal od razu się otworzyły.
- Dzień dobry, zastałem Lu?
- Jak to wspaniale brzmi, myślałem, że w ciągu tych 4 lat nigdy tego nie doczekam. Oczywiście, że jest, ale jeszcze się ubiera, poczekaj w salonie. Dotrzymałbym Ci towarzystwa, ale muszę jechać do pracy i zawieźć Jupiter do szkoły.
- Ja to zrobię.
- Co? Pojedziesz za mnie do pracy? No wiesz chętnie, ale ...
- Panu jak zawsze trzyma się żarcik.
- Ach synu, gdybym nie żartował to bym dawno nie żył.
- Tata? - zawołał dziecięcy głos z wnętrza domu a chwilę później słychać było tupot małych stóp na posadzce.
- Jupiter?
- Jesteś! Wiedziałam, że przyjdziesz! - Podbiegła do niego i objęła go za szyję dając buziaka w usta. Natsu poniósł ją i mocno objął. - Choć pokarzę Ci moje zabawki.
- Widzę, że  już nie jestem potrzebny. - dodał z uśmiechem starszy pan po czym dał prawnuczce buziaka w czółko. Bawcie się dobrze. Jupiter, pamiętaj o śniadaniu. - wychodząc uścisnął Natsu rękę i pojechał do szpitala.
- Tato, tu mam kucyki pony. Zobacz. Te dwa dostałam od dziadka, te dwa od mamy a te dwa od cioci.
- Piękne są i te kolorowe skrzydła. A wiesz? Ja też coś dla Ciebie mam.
- Ja kocham prezenty!
- Każdy je kocha. Proszę.
- Czy to domek dla kucyków? Domu jeszcze nie mam!
- Teraz już masz! - dodał głaskając ją po główce.
- Ja nic dla Ciebie nie mam.
- Ja niczego nie potrzebuje już mam wszystko.
- Ale powiedziałeś, że kochasz prezenty.
- Już dostałem najlepszy prezent na świecie. Ciebie.
- Podoba Ci się?
- Prezent?
- Tak.
- Bardzo. Lepszego nie mogłem sobie wymarzyć. - powiedział i objął dziewczynkę a ona dała mu buziaka po czym ugryzła w szyję. - Ała! Gryzoniu mały !
- Jupiter, mówiłam Ci, że masz nikogo nie gryźć.  - powiedziała Lucy schodząc schodami. Podbiegła do dziewczynki i wzięła na ręce podrzucając do góry. - Tym razem Cię, nie złapię. - groziła dziewczynce za każdym porzuceniem co wywołało w małej tyle śmiechu co nie miara. Natsu siedzący obok wpatrywał się ze szczerym uśmiechem. Po chwili odłożyła różowowłosą na dywanik i pozwoliła jej się bawić. Nastąpiła krępująca chwila, kiedy przyszedł czas przywitać się ze swoim narzeczonym. Lucy spojrzała na niego i chciała dać mu buziaka w policzek jak on zrobił to wczoraj jednak on miał inne plany. Kiedy dziewczyna zbliżyła usta do jego policzka on szybko się odwrócił tak że trafiła prosto w usta.
- Zachowujesz się jak dziecko. - powiedziała zadowolona.
- Każdy ma w sobie coś z dziecka. Masz dzisiaj czas?
- Cały dzień, przygotowany specjalnie dla Ciebie, choć troszkę się obawiam, że nie dotrwam nawet do drugiej rundy starcia.
- Kto tu mówi, że będzie jakieś starcie? Ja nie zamierzam na Ciebie napadać. Chcę tylko dowiedzieć się tylu rzeczy, co robiłaś przez ten czas, gdzie byłaś, jak się czułaś w ciąży, jak znalazłaś pracę. Chcę po prostu uzupełnić lukę w naszej historii informacjami o Tobie i Małej.
- Przepraszam. Po prostu byłam pewna, że będziesz krzyczał, złościł się i kłócił za to wszystko co zrobiłam a ja nawet nie mam logicznego argumentu aby się obronić. Przez co ogarnia mnie niemoc.
- Nie po to was odzyskałem, żeby teraz was stracić. Nigdy do tego nie dopuszczę.
- Nie dopuść. - powiedziała obdarzając go ciepłym uśmiechem.
- Może zrobię jakieś śniadanko? - zapytał unosząc na zmianę swoje brwi na znak zachęty.
- Czy Ty chcesz mi powiedzieć, że przez te 4 lata nauczyłeś się gotować?
- Dokładnie to chciałem Ci powiedzieć. Dumna?
- A jakże miałabym  nie być. Skoro taki z Ciebie kucharz, to kuchnia jest twoja a ja spakuje Jupy do żłobka.
- Nie może zostać w domu z nami? - zapytał zawiedziony.
- A chcesz, żeby została?
- No to już było pytanie z serii tych głupich.
- Spadaj. - rzuciła uśmiechając się. - Nie chcemy się narzucać.
- Jupiter zostaje, ja robię śniadanie a Ty.... hmm...
- Przyniosę coś z sypialni. - dopowiedziała wstając z kanapy.
- Dobra myśl, ale z tym mogłabyś zaczekać na mnie. Chętnie obejrzę całą a w szczególności łóżko.
- Poczekajmy do wieczora. Zmieniłam już pościel. - dodała kokieteryjnie puszczając mu oczko. Salamander zaczerwienił się i szybko poszedł do kuchni, żeby nie wyjść na jakiegoś napalonego zboka.
....
- A na tym zdjęciu jestem z Jupy w Ameryce u Michelle.
- Mamo co to Ameryka?
- Hmm... zrozumiesz jak będziesz starsza. Nie mam pojęcia jak Ci to wytłumaczyć.
- Dobra, ale pamiętam, że tam było fajnie.
- Tak? - zapytał Natsu. - Podobało Ci się? To może jeszcze kiedyś tam pojedziemy, co?
- Tak! - krzyknęła dziewczyna wskakując mu na kolana.
- A tutaj pierwsza wizyta u lekarza.
- Bolała mnie rączka. Nie chce tam więcej iść.
- Jak będzie trzeba to pójdziemy jeszcze raz.
- Nie! - zaprotestowała dziewczyna.
- Tak kochanie, dziadek starał się jak mógł, żeby Cię nie bolało.
- Bolało.
- Ach, zawsze musi zaboleć, żeby później mogło przestać.
- Wrrr - warknęła dziewczyna. - idę się bawić. Nie będę tego oglądać.
- To nie oglądaj jeśli nie chcesz cwaniaro. Zobaczysz jeszcze mnie kiedyś poprosisz, żebym Ci je pokazała.
- Nie!
- Łobuz. Ooo a to jest moje ulubione zdjęcie, jak byliśmy w zoo i Jupy pogłaskała małpkę.
- Cieszę się, że wszystko udokumentowałaś. Teraz czuję się jakbym niczego nie opuścił. Jakbym zawsze był z wami.
- Zawsze byłeś. - powiedziała zarumieniona i rozpięła guzik koszuli żeby wyjąć naszyjnik pod nią schowany. Był w kształcie serca a gdy się go otworzyło ukazywały się dwie osoby - Natsu i Jupiter. - Kiedy miałam zły dzień i nie mogłam sobie z niczym poradzić, zawsze czułam że jesteś ze mną. Wystarczyło tylko otworzyć serduszko i widziałam twoją rozpromienioną twarz. Przez te 4 lata tylko tym żyłam, twoim jednym zdjęciem. Czekałam aż dodasz coś na Fb, żeby móc zobaczyć jak wyglądasz obecnie, ale domyśliłam się, że wycofałeś się z wirtualnego świata. Nie mogąc już wytrzymać bez Ciebie musiałam jak najszybciej zaangażować nasze spotkanie. - dodała i do oczu napłynęły jej łzy.
- Lucy..
- Nic nie musisz mówić. Zmarnowałam Ci życie a teraz nagle się zjawiam nie wiadomo po co. Natsu chcę żebyś wiedział, że niczego od Ciebie nie oczekuje. Nie mam do niczego prawa. Chciałam, żebyś wiedział, że masz córeczkę i chciałam żeby Jupiter wiedziała, że ma ojca.
- Lu...
- Poczekaj. Chcę powiedzieć, że sobie damy radę i jeśli ułożyłeś już sobie życie z kimś innym to nie będę miała do Ciebie pretensji, bo wiesz.... miałeś prawo. Zostawiłam Cię i oszukałam. Wiedz, że nie będę zła jak no ten wiesz...
- Oj Lucy zamknij się już. - powiedział i namiętnie pocałował przyciągając ją coraz bliżej siebie - tak, że nie było wolnej przestrzeni między nimi. Ledwo co zdołali się opanować, kiedy kątem oka spostrzegli, że różowowłoda dziewczyna stoi z boku z pochyloną głową i wpatruje się w nich. Natychmiast odsunęli się od siebie i uśmiechnęli się do niej szeroko.
- Co tam skarbie, już się nie bawisz?
- Co robicie?
- Hmmm, dziękujemy sobie i przepraszamy się. - powiedziała Lucy.
- Okazujemy sobie miłość. - uzupełnił Natsu.
- To jest złe. - powiedziała z obrzydzeniem dziewczynka.
- Nie to wcale nie jest złe, jeśli obie osoby tego chcą.
- To jest złe jeśli mała dziewczyna na to patrzy. - rzuciła Jupiter i skrzyżowała ręce.
- Zadzwonię po nianię, żeby zawiozła ja do żłobka.
- Dobry pomysł.
....
- Dziękuję Lizz, że przyjechałaś. Zawieziesz ją do żłobka? No chyba, że masz tyle czasu, żeby pójść z nią na spacer albo do Bajlandii.
- Bajlandia. - krzyknęła dziewczynka.
- No to chyba nie mam wyboru. - powiedziała opiekunka. - A pieniądze?
- A tak pieniądze. Zapomniałam o nich. Już Ci daje.
- Ja zapłacę i nie Lucy - powiedział widząc, że dziewczyna chce się sprzeciwić. - nie zabronisz mi. Proszę.100 zł wystarczy?
- Damy radę. - dodała kobieta z uśmiechem i wyszła z domu.
- Nie musiałeś.
- Ale chciałem. Możemy wracać do tego co zaczęliśmy.
- Zapomniałam na czym skończyliśmy.
- Myślę, że możemy zacząć od początku.
- Dobra myśl. Salon czy sypialnia.
- Kuchnia. - rzucił uśmiechnięty. - Tam nas jeszcze nie było.
.....
- Nie wiem jakim sposobem z kuchni znaleźliśmy się w sypialni na górze.
- Ze mną wszystko jest magiczne. - dodał gładząc jej brzuch.
- Oj tak. Prawdziwy z Ciebie czarodziej.
- Możesz zostać moją asystentką.
- Ależ z Ciebie łaskawca. Muszę się zastanowić czy chce być dalej wykorzystywana przez szefa.
- To zastanów się szybko, bo wyczuwam drugą rundę.
- Nie dość, że czarodziej to jeszcze jasnowidz.

Miesiąc później....
- Jupiter. Podjęliśmy z mamą decyzje, że po powrocie z Ameryki przeprowadzamy się do naszego starego domu.
- Tato zamieszkasz z nami?
- Zgadza się. - powiedział z uśmiechem.
- Jupi! - krzyknęła dziewczyna rzucając się na szyję Salamandrowi. Przytuliła go mocno a po chwili puściła, żeby objąć jeszcze Lucy. - Kocham was.
- My Ciebie też Słoneczko.
- Z wyjątkiem tego, że mnie gryziesz, kopiesz, plujesz na mnie groszkiem przy obiedzie
- Lucy!
- Mamo!
- No co? Tego w Tobie nie kocham. - powiedziała z uśmiechem.
- Za to ja kocham w Tobie wszystko. - dodał dumnie Salamander.
-  Znalazł się. Zobaczymy co powiesz, jak Ty będziesz musiał wcisnąć jej groszek do buzi.
- Ja zamiast groszku zaproponuje hamburgera i frytki.
- Tak!
- Nie ma mowy! Nie w moim domu.
- Poczekamy zobaczymy. - rzucił różowowłosy puszczając oczko do Lu. - Proponuje, żebyśmy się spakowali, bo samolot nam ucieknie.
- To przyjadę po Ciebie jak się już spakujemy z małą.
- Nie, spokojnie ja przyjadę. Spakuję się pierwszy.
- Jak chcesz, tylko pamiętaj, żeby wyjąć z samochodu dziadka fotelik małej.
- Jasna sprawa. To pa moje Słonka. - powiedział czule i dał buziaka swoim dziewczynom.
- Przecież zaraz się widzimy.
- To nie zmienia faktu, że mogę pełnoprawnie dawać wam buziaki.
- Jupiter tak, mnie jeszcze nie. - dodała drocząc się z nim.
- Jeszcze tydzień i będę twoim pełnoprawnym mężem. A tym czasem jestem tylko wielkim fanem.
- Zboczonym fanem, przez którego spóźnimy się na samolot, jeśli zaraz nie wyjdzie.
- Do zobaczenia za godzinę.
- Do zobaczenia kochanie.

piątek, 27 maja 2016

Rozdział XXXXI - Za wszelką cenę

Za wszelką cenę każdy człowiek dąży do ocalenia. Poszukuje go gdzieś daleko a nie zauważa że tym ocaleniem mogą być osoby znajdujące się najbliżej. Ocalenie nie musi jednoznacznie kojarzyć się z przeżyciem cielesnym. Ratunkiem jest spokój duszy. Dopóki nie zrozumiemy i nie sprawimy, żeby była ona zdrowa nic nam nie pomoże. Aby osiągnąć spokój i życiową siłę, musimy spełniać swoje marzenia i zamierzenia. Nie ważne czy są szalone czy głupie. Marzenia to marzenia. Nie szukajmy niepotrzebnych, nieistniejących przeszkód. Nie tłumaczmy się, że nie udało nam się to bo to i tamto. Nie! Od dzisiaj tak nie będzie. Nie dajmy wmówić sobie, że nie jesteśmy czegoś warci. Nie pozwólmy nikomu nas krzywdzić, nawet głupim spojrzeniem. Wiemy ile potrafimy i na ile nas stać. Bóg nas stworzył takimi a nie innymi. Jeśli coś w naszym życiu przytrafia się tragicznego np. nasza choroba, śmierć najbliższej nam osoby, wypadek samochodowy, kalectwo, to pomimo tego, że to ciężkie do zaakceptowania to musimy sobie uświadomić, że Bóg na nasze barki nie daje więcej niż możemy udźwgnąć...

"W czar­nych chmu­rach, pełnych kro­pel deszczu, nałado­wanych pioru­nami, 
on widział nadzieję, gdy in­ni ucieka­li w po­goni za oca­leniem życia."
....
*oczami Natsu*
Stoję już pół godziny pod domem Minervy i mam ogromne opory przed tym, żeby wejść.  Jak to możliwe skoro jestem świadomy tego, że za drzwiami mogę spotkać moją ukochaną? Czy to właśnie ta świadomość hamuje mnie przed zrobieniem kolejnego kroku. To uczucie, kiedy czegoś pragniesz, ale nie możesz tego dostać, bo jesteś za słaby. Bo nie jesteś wystarczająco dojrzały aby to osiągnąć. Czekałem na nią cztery lata, wyglądałem, szukałem a ona mnie znalazła. Więc w czym problem, przecież ją kocham... Zamknąłem oczy i w myślach powtarzałem słowa modlitwy, czekając aż moje nogi zrobią kolejny krok. Czekałem i modliłem się o siłę . W końcu otworzyłem oczy, nie wiedząc kiedy znalazłem się tuż pod drzwiami. Wystarczyło tylko wcisnąć dzwonek. Głęboki wdech. Przycisk. Dzwonek. Kroki za drzwiami. Szybszy puls. Serce w gardle. Minerva.
- Natsu, co tutaj robisz? Nie zaglądałeś do nas kilka lat. Dzieciaki nie mogły się doczekać, żeby się z tobą pobawić. Wejdziesz?
- Oczywiście. - wszedłem do środka. Żyłem. Wszystko w środku pachniało nią. Jej perfumami. Na każdym meblu czułem jej obecność. Wszystko było takie jej, jakby zawsze tu mieszkała, bez żadnej przeprowadzki.
- To co Cię do nas sprowadza?
- Przyszedłem porozmawiać o Lucy.
- Tak też myślałam. Nie mam teraz za dużo czasu, bo powinnam jechać do pracy, ale zadzwonię, że się chwilę spóźnię.
- Dziękuję.
.....
- Nie mogę i nie potrafię odpowiedzieć Tobie na te wszystkie pytania. Sama nie mówiła mi wielu rzeczy, ale to prawda przychodziła tu przez te cztery lata i zajmowała się mną i dzieciakami.
- Nie mogę w to uwierzyć. Mieszkałem na przeciwko dokładnie 30 kroków od tego domu, w którym przebywała. To jakaś paranoja.
- Nie mów tak. Nie wiedziałeś. Przyszedłeś tutaj po jej zniknięciu kilka razy, pamiętasz? Za każdy tym razem mówiłam Ci, że jej tu nie ma i nie kłamałam. Nie było. Pojawiła się w drzwiach tego domu dopiero 6 miesięcy później. Nie spodziewałam się, że będę jedną z tych osób którym poświęci swój czas. A jednak.
- Czemu pani mnie nie zawiadomiła? Wiedziała pani jak mi zależy.
- Wiem. Ale wiedziałam, jak jej na tym zależy żebyś nie wiedział. Miała  w tym swój cel. Po roku kiedy przekonaliśmy się o czymś, namówiłam ją, żeby się z tobą skontaktowała, ale odmówiła. Mi też nie kazała dzwonić do Ciebie.
- O czym się przekonaliście? Co się stało? Czy Lucy jest chora?
- Nie nie, to nie o to chodzi. Skoro Ci jeszcze tego nie powiedziała, to ja też nie mam prawa tego robić.
- Muszę z nią porozmawiać i to jak najszybciej. Gdzie może być teraz. Proszę mi powiedzieć na pewno pani wie.
- Wiem. Ale najpierw jedz do jej dziadka i porozmawiaj z nim. On na pewno powie Ci więcej co Cię zainteresuje a jej dasz czas, żeby przygotowała się na spotkanie z tobą.
....
- Skąd te wszystkie tajemnice? - zdenerwowany ciągłą grą i odsyłaniem mnie w przeróżne miejsca nakrzyczałem na dziadka Lucy.
- Natsu, tłumaczyłem Ci z Lucy nie było najlepiej. To wydarzenie bardzo ją zestresowało a wiesz, że ona ma słabe serce. Była bardzo chora, ale udało nam się to wszystko naprawić. Postanowiłem, że powinna wyjechać do ciotki do Ameryki. Micheel była uradowana z jej wizyty. Ten odpoczynek bardzo dobrze jej zrobił. Zapomniała o tym wszystkim. Oderwała się od rzeczywistości lecz jak to na Heartfiliów przystało, nie potrafiła tak żyć. Ciągnęło ją tutaj. Nie mogłem nic zrobić. Dałem jej schronienie, pózniej pomogłem znalezć pracę. W miedzy czasie obmyślaliśmy sposoby walki z kryzysem w twojej firmie. To co wymyśliła z Castielem przeszło moje oczekiwania. Dla ratowania Ciebie poświęciła wszystko co miała, cały swój majątek. a gdyby ten szalony plan nie wypalił? Nic by jej nie zostało oprócz...
- Wiem. To było niepoważne z jej strony. Jestem na nią za to wściekły. Nigdy bym o nic takiego nie poprosił.
- Ona doskonale o tym wiedziała, ale czy nie na tym polega prawdziwa miłość? Żeby pomagać osobą, które nawet o to nie proszą?
- Chce z nią o tym pogadać. Proszę już tyle czekam.
- A czy czekanie pomogło zrozumieć Ci siebie samego?
- Znowu filozoficzne myśli... Każdy to samo, najpierw Minerva, później pana sekretarka teraz pan. Czy to jest jakaś wskazówka od niej?
- Zastanów się. Usiądź i poukładaj wszystkie kawałki. - z braku sił na dalszą przepychankę słowną zrobiłem jak polecił. Usiadłem w poczekalni i składałem wszystko do kupy.
1. Jutro może nie nadeJść a my nadal tkwimy w tym przeświadczeniu, że ono musi nastąpić. - cytat z książki, którą mi czytała.
2. Uszy wytęż i słUchaj co szepcze Ci wiatr. - wiatr nic nie szepcze do cholery jasnej. Wiatr to wiatr. Dajcie spokój jestem tylko facetem.
3. Powoli, kroczek za kroczkiem udaje się tam gdzie sPędzaliśmy wsPólnie czas. - Super wskazówka, byliśmy chyba we wszystkich miejscach w Magnolii -.-
4. I stopnIowo zapadam sIę, głębIej i głębIej aż w końcu pozostanIe po mnIe wspomnIenIe tych cudownym chwIl.
5. "Tupot małych sTóp. "
6. Echo dawnEgo i nowEgo życia tętni tu. Starzy oddają miejsca młodym.
7. Rozumienie samego siebie znaczyna się w tym miejscu, jeśli tu nie zdasz sobie sprawy kim jesteś, nie uda Ci się zrobić kolejnego kroku. - Może jestem jakiś nie tego, ale w ogóle  jej nie rozumiem. Z frustracji zacząłem rwać włosy z głowy.
- Myśl młody człowieku. Ona nie będzie tam wiecznie na Ciebie czekać. Dała Ci już chyba dość jasne wskazówki.
- Pan żartuje z tego nic nie wynika.
- Bo patrzysz zbyt ogólnikowo na nie. Nie widzisz w nich nawiązania do swojego życia.
- Co te wskazówki mają na celu?
- To chyba jasne. Wyznaczają cel i miejsce spotkania.
- .....
- Młody człowieku, spójrz na to normalnie, racjonalnie, nie szukaj drugiego dna
- Ja nawet pierwszego nie znalazłem.
- Przestań się nad sobą użalać. Czytasz to na opak. Spójrz na to w kolejności i czytaj od góry do dołu.
- Przecież to robię.
- Jeśli nadal będziesz taki powolny to ją stracisz.
- Znajdę ją, słyszysz? - wykrzyknąłem zdenerwowany.
- No to zrób to. Ps. spadła Ci jeszcze jedna karteczka. - po jego słowach spojrzałem w dół, ale tam niczego nie było. Zdenerwowany na staruszka miałem mu nakopać do .... no wiecie czego, ale jego już nie było. Tam gdzie stał, na podłodze leżała karteczka.
"Zabawa to sposób na życie. To oderwanie się od rzeczywistości. Tam możesz zapomnieć o wszystkim co Cię dotyka. I przypomnieć sobie imię, które masz w pamięci."
- Imię, które mam w pamięci.... Zabawa to sposób życia.... oderwanie od rzeczywistości. Wiem! Przecież to najłatwiejsza rzecz pod słońcem!
1. Jest to cytat z książki jaką mi czytała to fakt. Jednak ważne jest tu, gdzie mi ją czytała. Zawsze w tym samym miejscu.
2. Szum wiatru, zawsze tak wspaniały tylko w jednym miejscu.
3. Jest to drugie najwspanialsze miejsce w Magnolii, gdzie uwielbialiśmy razem przesiadywać.
4. Zawsze uwielbiała zakopywać stopy w piasek. A istniało jedno miejsce, gdzie to zawsze robiła.
5. Tupot małych stóp to faktycznie film który oglądaliśmy z bliźniakami, jednak to chodzi o tupot małych dzieci. Zawsze najintensywniejszy jest w tym miejscu.
6. Tu przecież nie chodzi o szkołę. Kiedyś były tam dzieci, ale one wyrosły i są już dorosłe, więc tam, nie chodzą.
7. Jeśli będąc dziećmi nie zdamy sobie sprawy kim jesteśmy w dorosłym życiu nie będziemy umieli tego zrobić.
Wszystko sprowadza się do dzieci. A gdzie najczęściej przebywają dzieci z Magnolii. W parku z placem zabaw. To było nasze ukochane miejsce spotkań, oczywiście oprócz łóżka w sypialni. Ono było o niebo przyjemniejsze.
 A co z tym imieniem? Ono jest moim celem?
Imię, które ma w pamięci. Mam w pamięci tylko jej imię. Poza tym to musi mieć związek z tymi literami.
....
....
...
 Czytaj od góry do dołu.....
J
U
P
I
T
E
R
......
*oczami Lucy*
Słońce chyliło się ku zachodowi i powoli robiło się zimno. Spojrzałam w stronę bawiących się dzieci i szeroko uśmiechnęłam się do pięknej różowowłosej dziewczynki. Pomimo ogromnego smutku spowodowanego jego nieobecnością starałam trzymać się w ryzach. Nie chciałam dać po sobie poznać rozczarowania, żeby nie zawieść Jupiter. Siedziałam na huśtawce i przyłapałam się na tym że zagrzebuje nogi w piasek. Zawsze to robiłam. Nawet nie wiedziałam kiedy podbiegła do mnie moja córka.
- Mamusiu kiedy przyjdzie tata?
- Chyba wgl nie przyjdzie. Pewnie coś mu wypadło.
- Ale obiecałaś...
- Wiem i przepraszam. To nie był dobry pomysł. Wracamy do domu, co?
- Jeszcze nie! - oburzyła się ślicznotka i tupnęła nóżkami.
- Kotku musimy wracać. Jest już zimno.
- Jeszcze nie!
- No już Jupier zbieraj się. - powiedziałam stanowczo wstając z huśtawki.
- Jeszcze nie! - krzyknęła po czym uciekła do grupy dzieciaków.
- Jupier, choć szybko do mnie. Musisz założyć sweterek. - zdjęłam z siebie wełniany sweterek, założyłam jej przez głowę i zawinęłam rękawki. - Jeszcze 10 minut i idziemy. - Przystanęłam oparta o karuzelę i patrzyłam na moją córeczkę gdy nagle odezwał się głos za mną.
- Upór ma po tobie. - zamarłam. Od razu rozpoznałam ten głos i te ciepło jego ciała. Przeszedł mnie dreszcz, który nie chciał ustąpić. Bałam się odwrócić i spojrzeć mu w oczy. Wiedziałam, że otrzymam cios, który zaboli milion razy mocniej niż wszystko inne. Chyba domyślił się, co czuję, bo sam obszedł mnie i stanął twarzą twarz ze mną. - Ale włosy po mnie.
- Włosy zdecydowanie są po tobie.
- Cześć. - powiedział urokliwie.
- Hej. - rzuciłam pilnując serca, żeby nie wyskoczyło mi z piersi przy każdym słowie.
- Czy to znaczy, że mam córeczkę?
- Wszystkie znaki na Niebie i Ziemi na to wskazują. - dodałam powstrzymując się od płaczu.
- Czy ja mogę, no wiesz..?
- Chcesz do niej pójść?
- Yyy.. tak.
- Od dawna na to czekała. - powiedziałam i rozpłakałam się jak małe dziecko. Zanim podszedł do niej, obdarował mnie pocałunkiem w policzek i swoją kurtką. Potem odwrócił się i powolnym krokiem udał się w jej stronę. Patrzyłam jak moja córeczka uśmiecha się i rozmawia ze swoim tatą. Patrzyłam jak mój ukochany bawi się z naszą córką. Czy może być coś piękniejszego w świecie jak miłość ojca do córki? Jak miłość od pierwszego spojrzenia?





piątek, 6 maja 2016

Rozdział XXXX - Papierowe miasta

*oczami Lucy*
Wróciłam, oddycham i żyję. W końcu żyję. Tyle czekałam na te chwilę, po 4 latach życia bez niego mogłam w końcu go ujrzeć. Zmienił się. Jest stanowczy, gotowy wskoczyć na głęboką wodę, odpowiedzialny za swoje czyny słowa i za osoby którymi zarządza. Zmienił się również wizualnie. Jest jeszcze przystojniejszy, bardziej podobny do ojca, ale pozostała mu delikatność jego mamy. Jest piękny, taki którego mogłabym rysować nocami. Mogłabym o nim pisać wiersze. To była tylko godzina a ja czułam się jakbym widziała go tylko sekundę. Chcę więcej i częściej go widywać.
Ukrywałam się w tym samym miejscu przez 4 lata wspierana przez mojego dziadka i rzadziej, ale jednak przez moją babcię. Z Minerwą i dzieciakami mam stały kontakt odkąd mieszkają w naszym starym domu. Bywałam u nich prawie codziennie z wyjątkiem krótkiej wizyty za granicą u cioci i Michelle. Rozmawiałam również kilkakrotnie z Levy, ale widziałam, że prędzej czy później wygadałaby moje miejsce zamieszkania i moją tajemnicę to ucięłam z nią kontakt. Co dzień patrzyłam na to samo miasto z góry wieżowca i widziałam tych wszystkich ludzi, którzy codziennie wykonywali te same rutynowe czynności. Wstawali, jedli śniadanie, żegnali się z dziećmi, jechali do pracy, stali w korku, trąbili, jechali do pracy i siedzieli w tej powalonej korporacji. Po czym wracali zmęczeni po całym dniu zdejmując z siebie wszelkie troski i zrzucając obawę, że ktoś wbije Ci nóż w plecy. Wracali do swojego jedynego schronienie na tym świecie jakim była rodzina. Przytulali dzieci, całowali żonę, jedli obiad, oglądali wspólnie film, przeglądali papiery z pracy i zasypiali i tak codziennie. W kółko i w kółko powtarzał się ten sam schemat, jakby nie umieli inaczej. Przyzwyczajeni do obecnego stanu rzeczy godzili się na wszystko co zostawił dla nich los. Nie próbowali nawet z tym walczyć, nie broni się lecz poddali. Ja nie chciałam się poddać dlatego tu trafiłam. W tym miejscu widziałam cały ten mechanizm działania papierowych miast. Nic co się wydawało prawdziwe nim nie było. Każdy człowiek był jak kawałek papieru, który przy lekkim wietrze mógł odlecieć daleko i już nigdy nie wrócić. Kiedy tylko zarabialiby więcej, nie zostawaliby przy swoich rodzinach tylko wyjeżdżali i się spełniali, gdyby zarabiali więcej, wyjeżdżaliby żeby odpocząć ale nie z rodziną tylko z pracownikami, gdyby zarabiali więcej popadali by w nałogi, gdyby zarabiali więcej jeździli by lepszymi samochodami i zatruwali wszelką roślinność wokół siebie. Byli papierowi. Jak małe żołnierzyki wykonujące czyjeś rozkazy, byli nijacy. Nie chciałam  taka być i nie chciałam aby nasza rodzina taka była a właśnie do tego nieuchronnie zmierzała. Pewnego dnia, gdy siedziałam i patrzyłam przez okno znajdujące się kilkanaście metrów nad ziemią widziałam jego samochód, na pewno był to on. Krążył i jakby czegoś szukał. Serce zamarło mi kiedy zatrzymał się przed budynkiem w którym przebywałam. Widziałam jak wchodził i zniknął w środku. Bałam się przedwczesnej konfrontacji ale byłam gotowa. Wstałam i przygładziłam włosy, wiedziałam, że wjedzie na moje piętro bo zawsze to robił, bo tu miał najwięcej spraw do załatwienia. Zostawiłam dokumenty od Castiela, stanęłam przy biurku i czekałam aż przejdzie korytarzem i zobaczy mnie. Cała ściana była szklana nie mógł by mnie nie zauważyć a jednak, nie zauważył. Przeszedł obok mojego pomieszczenia, z nieobecnym wzrokiem skupionym na jednym punkcie. Był nieobecny duchem. Czekałam aż się odwróci  lecz on przystanął i się uśmiechnął. Byłam pewna że cofnie się i wbiegnie do mojego biura, wtedy go przytulę i ucałuję i przeproszę za wszystko co mu zrobiłam. Ale on tylko uśmiechnął się, uścisnął komuś dłoń i przekazał papiery do podpisu. Był tuż pod moim nosem, ale wiedza o tym co mu zrobiłam, co przed nim zataiłam była moją niemocą. Nie mogłam zrobić kroku w przód choć bardzo chciałam, wiedziałam, że on musi mnie znaleźć pierwszy. To było bardzo ważne. 
Widywałam go jeszcze kilkakrotnie. Jedno z takich spotkać odbyło się wtedy, kiedy podjechałam do jego ulubionego sklepu plastycznego, gdzie zawsze kupował szkicownik, najlepsze ołówki i węgiel. Stanęłam przy półce z kolorowymi kredkami, widziałam w nich nie tylko zwykłe kredki, ale piękno tego świata. Kolory, które na nim są, ale ludzie przez swój egoizm ich nie widzą. Ja je widziałam, widziałam je bo nie byłam już trybikiem w chorej grze jaką sobie ludzkość wymyśliła. Nie byłam już częścią szarych papierowych miast. Oderwałam się od schematu. Kiedy tak stałam i patrzyłam się na kredki poczułam znajome ciepło za moimi plecami. Bałam się odwrócić, bałam się że go zobaczę. Nie teraz, nie tutaj, nie tak. Wiedziałam, że to on. Wszędzie poznałabym te włosy, szybko uciekłam na drugą stronę sklepu. Nie pozwoliłam by mnie zauważył, nie tutaj i nie teraz. 
Innym miejscem w którym go widziałam był park. Kiedyś tutaj spacerowaliśmy. Tu znajdowało się nasze liceum i podstawówka mojego rodzeństwa. Zdjęłam buty i stanęłam delikatnie na piasku. Był sypki i zimny. Usiadłam na huśtawce a końce stóp zakopałam w podłożu. Patrzyłam na bawiące się dzieci. Podchodziły do mnie i chciałby żebym się z nimi bawiła. Uścisnęłam je i popędziłam za nimi do piaskownicy żeby lepić zamki z pasku. Wtedy wydawało mi się, że po ścieżce idzie Natsu. Nie mogłam go rozpoznać, szedł z głową w papierach. Trzymając 10 teczek w jednym ręku, kawę i torbę w drugim szedł zmęczony po pracy. Szedł jakby zaraz  miał podstawić głowę pod siekierę kata. Wyglądał tak jakby przybyło mu 30 lat. Gdy go ujrzałam aż serce mi się ścisnęło. Wiedziałam, że to nie jest dobry moment, ale pragnęłam do niego podbiec i pocałować i uciec.
Ostatnim razem kiedy go widziałam szedł z Lissaną. Poczułam bolesne ukłucie w sercu, mówiąc szczerze byłam bardzo o niego zazdrosna. Tego dnia miał odbyć się ślub Castiela, a ja musiałam skompletować strój. Weszłam do pobliskiego sklepu z bielizną chcąc kupić rajstopy. Wtedy zauważyłam go jak patrzył na damską bieliznę a u jego boku stała Lissana. Miałam wielką ochotę wyciągnąć jak za kudły i pokazać kto tu rządzi, ale tego nie zrobiłam. Nie miałam odwagi. Nie miałam prawa. Zniknęłam. Nie byłam już częścią jego życia więc nie miałam prawa w nie ingerować. Wróciłam do domu, ubrałam się na ślub a po powrocie zaniosłam się płaczem, który mogła uspokoić tylko jedna osoba.
Tęskniłam z każdym dniem coraz bardziej, kiedy przyszedł czas aby w końcu się spotkać i powrócić na arenę papierowych miast wiedziałam że muszę być silna. To zdążyliśmy ustalić z Castielem. Mam być silna a on ma mnie w tym umacniać. W końcu był ważną osobą w moim życiu oraz mojej rodziny. Dzięki niemu zachowałam się w ryzach, żeby nie podejść do Salamandra i go nie przytulić. Zakochanemu człowiekowi nie potrzeba wiele aby z miłości zrobić jakieś głupstwo. Szczególnie najłatwiej nam przychodzi robić rzeczy, które mogą wpłynąć na dalsze życie, nie tylko nasze, ale i naszych najbliższych....
Odzyskałam go i nie mam zamiaru go drugi raz stracić. Będę walczyć o niego i wygram w końcu tego nauczyły mnie te 4 lata spędzone tułaczką.


*oczami Natsu*
Moje serce zamarło. Poczułem, że wszystko wewnątrz mnie stanęło i przestało prawidłowo funkcjonować. Krew nie dopływała mi do mózgu i nie mogłem racjonalnie myśleć. W mojej podświadomości ten moment widziałem inaczej. Myślałem, że zobaczę ją jako uśmiechniętą, pełną życia kobietę z 5 dzieci i mężem. Cieszę się, że jej takiej nie zobaczyłem. Moja wyobraźnia troszkę przesadziła z czego jestem bardzo zadowolony. Pierwsze wrażenie jakie odniosłem to to, że wyładniała, wyszczuplała i zmężniała. Gdyby nie oni wszyscy tam zebrani, porwałbym ją do miejsca gdzie nikt i nic nie mogłoby nam przerwać. Chciałem się z nią całować, wielbić ją i wznosić ponad wszystko inne. Chciałem ją mieć znowu dla siebie, jak dawniej. Nadal tego chce i do tego będę dążył, nie wiem co przede mną ukrywa, ale dowiem się. Nie spocznę póki jej nie znajdę zanim ona się ze mną skontaktuje. Nie będę czekał cierpliwie, bo w tym czasie może się jeszcze wiele wydarzyć. Moja miłość nawet na chwilę nie zmalała, kocham ją jeszcze bardziej niż wcześniej. Chce spróbować tym razem na poważnie. Budując stałe i solidne fundamenty rozpocząć nowe życie, pełne radości, szczęścia i rodzinnego ciepła. Mieć z nią gromadkę dzieci i prawdziwy dom. Jesteśmy starsi i mądrzejsi o doświadczenia jakie zostawił nam los. Muszę się z nią spotkać i dowiedzieć się wielu rzeczy o których mi nie powiedziała. To godzinne spotkanie z nią uświadomiło mnie tylko w tym, że mógłbym z nią spędzić całe życie.
Zanim zobaczyłem ją w dzień konferencji wydawało mi się, że już wcześniej się minęliśmy i ta myśl i to wrażenie spowodowało, że zacząłem jej szukać. Jeździłem przez kilka dni po całym mieście i zaglądałem w najciemniejsze zakamarki jakie to miasto ukrywało. Po 20 dniach samotnego poszukiwania poddałem się i wróciłem do obowiązków. W między czasie zaczęła jej szukać policja, ale oni też nic nie wskórali. Podjechałem pod najwyższy wieżowiec w tym mieście, gdzie na najwyższym piętrze pracują największe szychy. Musiałem im zawieźć pewne firmowe dokumenty do podpisania. Chciałem to zrobić osobiście, bo odczuwałem taką potrzebę. W głębi duszy czułem, że jak podaję jeszcze raz wokół miasta to ją znajdę, ale tak się nie stało. Kiedy dotarłem windą na sam szczyt nie od razu ujrzałem szefa, postanowiłem pójść prosto korytarzem bo zawsze zachwycał mnie widok z tych okien na całe miasto. Patrzyłem przed siebie, zamyślony, nieobecny. Z jednego z pokoi przebijały się na korytarz silne promienie słoneczne i pomimo tego, że chciałem spojrzeć na nie nie mogłem. Myślałem, że przywidziało mi się, ale w tych silnych promieniach zauważyłem piękną blondwłosą kobietę. Stała tyłem a zachodzące słońce mocno świeciło. Nie mogłem jej poznać. Odpuściłem, bo wiedziałem, że popadam w paranoje. Pożegnałem szefa i wyszedłem. Porażka.
Innym razem kiedy potrzebowałem kupić nowy szkicownik i węgiel, wszedłem do mojego ulubionego sklepu plastycznego i tam przy dziale z kredkami i flamastrami minąłem dziewczynę o różanym zapachu perfum, który niegdyś używała Lucy, gdy odwróciłem się dziewczyny już nie było a w miejscu gdzie stała zobaczyłem małą uśmiechniętą od ucha do ucha dziewczynkę. Podszedłem do niej i zapytałem się jak ma na imię a ona szybciutko i wyraźnie odpowiedziała.
- Jupiter.
Powiedziałem, jej że to piękne imię i dałem jej kupione dla mojej mamy czekoladki. O mało nie wyjąłem bielizny, którą kupiłem w imieniu taty na jej urodziny. Uśmiechnęła się, pomachała mi i powiedziała, że musi uciekać bo ktoś na nią czeka. Taka mała a taka mądra. Poczułem z nią pewną więz i ogromne ciepło bijące z jej serduszka. Może dlatego, że miała takie piękne, kolorem podobne do moich włosy. Wydawało mi się, że widziałem później tą dziewczynkę w parku, ale tego już nie byłem pewien. Byłem zmęczony i właśnie szedłem na samobójczą misję. Musiałem wrócić do domu, gdzie czekali na mnie inwestorzy za granicy. Wracałem i myślałem, że przydałaby się Lucy, ona zawsze była świetna w językach obcych. Angielski traktowała jak język ojczysty o hiszpańskim i niemieckim nie wspominając. Ach, jak to dobrze było mieć ją zawsze blisko siebie. Gdyby zobaczyła mnie takiego natychmiast kazałaby mi wszystko odłożyć, przygotowałaby mi kąpiel a później spędzilibyśmy piękną noc razem. Ale jej nie było i nie miałem co marzyć, o tym że jeszcze kiedykolwiek ją zobaczę, więc szedłem. Szedłem bez celu. Bo jak można chodzić, oddychać i żyć bez kawałka siebie. To tak jakby ktoś zapomniał, zgubił albo został okradziony z kawałka serca, mózgu czy płuca. Bez nich nasze życie jest praktycznie niemożliwe. Moje takie było. Snułem się ale sensu ie widziałem. Tak było dopóki się nie zjawiła w moim życiu po raz kolejny.
Powinienem już rozmawiać z tatą i doradcami firmy, aby załagodzić sytuację z panem Strauss, ale nie miałem na to głowy. Wiedziałem, że tata mniej emocjonalnie do tego podchodzi i lepiej to załatwi. Ja pozwoliłem sobie odpocząć a następnego dnia zabrać się za śledzenie mojej ukochanej. Postanowiłem rozpocząć je od odwiedzin jej macochy, która mieszkała na przeciwko domu rodziców....
.....................
Z góry zaznaczam iż wiem, że liczbę 40 piszemy nie jako XXXX lecz jako IL ale to drugie tak nieładnie wygląda więc postanowiłam nie popadać w skrajność i wybrać to co ładniejsze :* 

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Rozdział XXXIX - Przeżyć dla niej

Natsu zabiłeś nasze dziecko, nasze dziecko zabiłeś je! Tak bardzo chciałam je mieć a Ty je zabiłeś. Nie potrafię Cię kochać, po takim czymś. - widząc jak dziewczyna odchodzi z walizkami i zamyka za sobą drzwi chciał zareagować, ale nogi miał jakby przymocowane do podłogi. Nie mógł się ruszyć, nieważne jak bardzo by chciał.
- Nie odchodź! Przepraszam Lucy, wiesz jak bardzo Cię kocham! Nie zostawiaj mnie samego! Nie teraz! - krzyczał i miotał się nie mogąc zrobić kroku w końcu coś z hukiem uderzyło o ścianę. Natsu nie był już w domu, który kupił dla siebie i Lucy, ale w starym pokoju w domu rodziców.
- Kochanie, to tylko zły sen. Już spokojnie - dodawała mu otuch mama, która w piżamie wbiegła do jego pokoju i przytuliła go, gładząc jego włosy. - to tylko koszmar...
- Jestem mordercą. Zabiłem swoje dziecko.
- Kotku, nie wiedziałeś, że Lucy jest w ciąży.
- Boże, czemu jestem takim potworem?
- Kochanie, to przeszłość. Zapomnij o tym. Weź tabletki, leżą na stoliku nocnym.
- Miał albo miałaby już 4 lata.
- Śpij..
- Moja Lucy. Tak ją kocham.
- Kochanie, minęły 4 lata. Nie wiedziałeś jej przez 4 lata.
- Zawsze będę ją kochał. Jak powiedziałem, moje serce należy tylko do niej. Wolę się zabić niż być z kimś innym.
- Przestań wciąż to powtarzać. Pomyśl o nas. Kochamy Cię! Wiesz jak przeżywałam to jak chciałeś podciąć sobie żyły... Jak Cię znalazłam w tym domu samego, całego we krwi. Wiesz jak cierpiałam. Jeszcze chwila a straciłabym Cię na zawsze. Wiem że cierpisz, ale nie rób tego więcej. Matczyne serce tego nie wytrzyma. Nie moje.
- Przepraszam mamo. Ja po prostu..
- Wiem kochanie, wiem. Jeśli kocha Cię naprawdę to wróci. Daj jej czas.
- Minęły 4 lata, nawet nie wiem czy żyje. Boże, nic nie wiem. Policja przeszukała cały kraj i nic.
- Ona wróci...
.....
Po wspólnym rodzinnym śniadaniu Natsu z rodzicami udali się do rodzinnej firmy, która miała już nowy szyld i nową załogę. Dzisiaj miała odbyć się konferencja i kolacja, na której miał być powitany nowy udziałowiec - Strauss. Człowiek, który podczas 2 lat zdobył ogromną popularność i wniósł swój kapitał w podtrzymanie firmy. Jednak firma wyszła ze wszystkich poprzednich problemów z pomocą tajemniczego inwestora, który wniósł swój kapitał wartości dwóch milionów złotych. Jednak ani rodzina Dragneel ani Strauss nie wiedzą, kto to jest. Udziałami, które stanowią 40 procent kieruje jedna osoba, znana pod pseudonimem Castiel. Pojawia się tylko podczas ważnych uroczystości, podpisywaniu istotnych kontraktów czy wspólnych konferencji. Jasmine i Igneel, których udział łącznie stanowi 20 % nie mają pojęcia, cóż za bogaty człowiek stoi za inwestowaniem pieniędzy w ich upadający biznes.
Kiedy nadszedł czas konferencji w pomieszczeniu przy ogromnym stole zasiedli Jasmine, Igneel, pan Strauss, jego córka Lissana, tajemniczy udziałowiec i dwóch prawników przestrzegających przepisów. Natsu wszedł jako ostatni i usiadł na miejscu prezesa. Poprawił fotel i poważnie spojrzał na Castiela, po chwili wstał i zwrócił się do zebranych.
- Jak sami państwo już wiecie ten oto dystyngowany i wysokiej klasy mężczyzna wraz ze swoją córką dzisiaj zostaną oficjalnymi działaczami w naszej firmie. Zaraz dojdzie do podpisania dokumentów, proponuje je dokładnie przeczytać zanim je państwo podpiszą. Oczywiście wszystko pieczołowicie sporządzał prawnik więc wątpię, żeby była tam jakaś pomyłka lub uchybienie. Mam nadzieję, że postawione warunki są korzystne dla państwa i zawiążemy dzisiaj oficjalnie współpracę. - po swojej przemowie różowowłosy usiadł i wrócił do przyglądania się tajemniczemu mężczyźnie. Miał wrażenie, że zna go, że dobrze go zna. Nie wiedział jednak skąd. Wpatrywał się w niego a mężczyzna chcąc uniknąć tego przenikliwego spojrzenia założył okulary przeciwsłoneczne. Z transu wyrwała go koperta położona przez Lisannę. Zdziwiony szybkim podpisem jaki złożyła, zapewne nie przeczytawszy do końca zasad, uwag i warunków, wstał i odsunął jej krzesło.
- Bardzo się cieszę, za zaufanie. Zapraszam razem z rodzicami na uroczystą kolację, która odbędzie się jutro wieczorem.
- Bardzo mi mi... - zaczęła Lissana wdzięcząc się do Salamandra, jednak jej flirt przerwał jej Castiel wstając ze swojego miejsca.
- Przykro mi, jednak ja oraz moja przełożona nie będziemy w stanie przybyć na miejsce, ponieważ jej samolot przylatuje dopiero w piątek.
- Yyy... Słucham? - zapytał zdziwiony śmiałością udziałowca. - Że kto przyjeżdża w piątek?
- Wasz główny udziałowiec. No chyba młody człowieku, nie myślałeś, że to ja jestem nim? A jednak! - powiedział, widząc oniemiały wyraz twarzy Natsu. - Muszę Cię zmartwić, to nie ja zarządzam tymi 40%, to moja szefowa, na której zlecenie działam. Przyjeżdża w piątek i chce się spotkać ze sztabem firmy, to chyba pana nie dziwi, prawda?
- Oczywiście, że nie. Z chęcią poznamy naszego Anioła Stróża. - dodała pospiesznie Jasmine, aby zatuszować zdziwienie syna. Uścisnęła rękę Castielowi i zaprowadziła go do wyjścia...
....
- Przyjeżdża w piątek... bla bla bla. Musi być na kolacji... bla bla bla, to wasz ANIOŁ STRÓŻ. - powtarzał Natsu w drodze do domu rozmawiając przez telefon z Gajeel`em. - Kim on do cholery jest ten anioł? Nie wierze w anioły. Nie wierze w nie! I do tego ta jego wyniosłość, co to miało być?
-  Daj spokój jemu. Pomyśl tylko: JAKI PAN TAKI SŁUGA. Wydaje mi się, że w piątek poznasz gorszą osobę niż ten pryszcz Castiel.
- Nie jest pryszczaty - sprostował Natsu.
- Stary to nieważne. Tak się tylko mówi. - westchnął zmęczony rozmową Gajeel.
- Czy ty nie jesteś zmęczony naszymi rozmowami? Nie uważasz, że dzwonię za często? W końcu do 3 raz dzisiaj...
- Nie... nie przejmuj się tym... I tak nie mam co robić.... ciekawszego! - dodał czarnowłosy z ironią. - Nie mówię, że mógłbym ten czas spędzić z moją dziewczyną czy coś. Nie, wcale.
- Dzięki... - rzucił Salamander skręcając w dzielnicę Magnolii. - Czy ja słyszałem? - obudził się nagle słysząc szum wody. - No tylko nie gadaj, że podczas naszej rozmowy siedziałeś na kiblu?
- No co, przycisnęło mnie. Co miałem zrobić? Musiałem tam iść.
- Stary! To Ja Ci się zwierzam, serce wykładam na dłoni a Ty do cholery srasz w tym czasie?
- No... tak ( xDDDDD)
- Super! - dodał uśmiechając się w duchu różowowłosy. - Jak będziesz uprawiał sex z Levy to mnie uprzedź to zadzwonię i weźmiesz na głośnomówiący.
- Ble! To było tak obleśne jak to co zrobiłem przed chwilą.
- Ty głupi pojebie! Nara.
- Trzymaj się Laska. - Dragneel rozłączył się i zaczął się śmiać sam do siebie. (Debil- pomyślał)
Piątek
- Spotkanie rozpoczyna się o 17. Mam nadzieję, że pan i pana szefowa przybędą na czas....Tak....Tak.. Bylibyśmy zobowiązani.... Dobrze.... Dziękuję za telefon. Do widzenia. 
- Igneel, Natsu, gotowi? - zapytała czekająca przy wyjściu Jasmine. - No dłużej stoicie przed lusterkiem w łazience niż ja. Ruszcie się panowie!
- Przepraszam skarbie. - odpowiedział Igneel dając buziaka swojej żonie. - Jestem gotowy i bardzo zmęczony. Mam dosyć tych gierek i tych tajemnic. Dobrze, że to wyjaśnimy w końcu.
- Zgadzam się, tylko panowie bez nerwów. Nie można niczego załatwiać krzykiem. Dyplomacja. Zostawcie to mnie. 
- Nie wiem czy to dobry pomysł. - rzucił Natsu zakładając buty. 
- Najlepszy! Kobieta zawsze kobitę zrozumie. I pozna co jej w duszy gra. 
- Skoro tak twierdzisz.
....
- Godzina 17:00. Czemu ich jeszcze niema. - dodał zirytowany Natsu siedząc przy stole w restauracji, obok Lissany.Chłopak bardzo się niecierpliwił i już wszystkie trybiki w jego głowie ruszyły. Lissana próbowała z nim rozmawiać, jednak był on zbyt zdenerwowany. 
- Natsu czy Ty mnie w ogóle słuchasz? - zapytała szepcząc mu do ucha. Salamander się wzdrygnął spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem i tylko kiwnął lekko głową.
- Szczerze to nie. A coś ciekawego mówiłaś o czym bym nie wiedział?
- Czemu jesteś taki niemiły?
- Ach... przepraszam. Po prostu bardzo się denerwuje tym spotkaniem. Nie wiem kogo mam się spodziewać a przecież dzięki niemu albo niej mamy tę firmę. Ten anioł nas uratował i coś na pewno będzie chciał w zamian. I tu nasuwa się pytanie, co?
- I tu nasuwa się odpowiedź NIC. - w czasie kiedy chłopak rozmawiał z Lissaną do pomieszczenia weszła szczupła, niska blondynka, w wysokich szpilkach, eleganckiej czarnej spódniczce ze złotymi koralami zawieszonymi na szyi. On od razu poznał jej głos, nie od razu jednak się odwrócił. Pozwolił aby jego wyobrażenie jej osoby, kiedy ostatni raz ją widział powróciło do niego. Poczuł jej dłoń na swoim ramieniu i pragnął  tylko uściskać ją mocno i nigdy więcej nie wypuszczać ze swoich objęć. Spojrzał na nią a ona patrzyła na niego. Ich oczy się odnalazły, ich serca znowu zaczęły bić jednym rytmem, dla  siebie.
- To przeznaczenie. - Wyszeptał.
- To tylko interesy. - Powiedział Castiel stojąc obok nieco zmieszanej blondynki. Dotknął jej pleców i odprowadził na jej miejsce. Usiadła i chwilę jeszcze wpatrywała się w Salamandra po czym poczuła czyjąś lodowatą dłoń na udzie. Wzdrygnęła się i przeszła do sprawy.
- Także chyba nie muszę się przedstawiać, bo wszyscy mnie tutaj znają, niektóry nawet za dobrze. - I tu ewidentnie spojrzała na wpatrzonego w nią różowowłosego, który nie mógł wydusić z siebie słowa. - Wsparłam tą firmę, bo od zawsze w nią wierzyłam, od zawsze ją wspierałam i ją podziwiałam. Cztery lata temu zanim zdarzyło się to co się zdarzyło, byłam w tej firmie i rozmawiałam z niejednym pracownikiem. Jednak spotkanie z jednym z nich uświadomiło mi cały mechanizm działania tej branży. Oczywiście to co robicie podobało mi się bardzo jednak sposób wykonywania nijak się miał do postawionego celu. Więc jeśli nie mogłam wam pomóc tam chciałam wam pomóc tu. Tak naprawdę wiedziałam dzięki Castielowi, waszemu pracownikowi z działu informatyki i informacji, że firma prędzej czy później zbankrutuje. Wiedziałam, że nie dacie sobie pomóc bo macie założone różowe okulary i nie myślicie racjonalnie...
- Młoda damo - przerwał ojciec Lissany. - Nie wydaje mi się aby takie słowa przystały w rozmowie z dorosłymi, doświadczonymi biznesmenami. Więc..
- Nie przerywaj jej proszę, niech mówi. Ma absolutną rację. - dodał szybko Igneel, po czym dał znak aby kontynuowała.
- Tak więc przez to co się stało miałam powód aby wyjechać więc to zrobiłam. Z bólem serca zostawiając jedyną rodzinę jaką miałam czy mojego narzeczonego Natsu i was. Moich przyszłych - niedoszłych teściów i moich przyjaciół. - kiedy Lucy wypowiedziała te słowa, Salamander spojrzał na jej palec na którym zawsze nosiła pierścionek i zobaczył, że nadal tam jest. Nieruszony, jakby wgl nie zmienił nawet o milimetr miejsca od chwili kiedy go tam włożył. - Jest mi przykro, że  opuściłam was bez słowa. W tym czasie i tak nie miałyby one znaczenia. Postawiłam sobie jeden jedyny cel, wytrwałam w nim a teraz mam swoje owoce. To był sukces nas wszystkich ale naprawdę nie udał by się od bez wsparcia Castiela, pośrednika, przyjaciela, pomocnika i doradcy, który naprawdę ma ogromną wiedzę a którego zwolniliście. Zniszczyliście sobie drogę wyjścia a on ją odbudował. Także uważam że całe brawa należą się jemu, ja byłam tylko człowiekiem, który mu w pełni zaufał i zainwestował wszystkie swoje pieniądze w jego szalone plany. Chciałabym tylko z tego miesca, tu i teraz odkupić reszte udziałów od rodzinny Strauss i zakończyć naszą współpracę na tym etapie. Płacę z góry, umowę oficjalną przygotowałam. Mam nadzieję, że to nie robi państwu różnicy czy podpiszemy to tutaj czy w biurze?
- Słucham? - wzburzył się - Dziecko. - dodał prześmiewczo - Nie masz nawet grama mojej wiedzy na temat biznesu i zarządzania. Co zamierzasz zrobić? Zainwestować w jakieś podrzędną reklamę, rozdać biednym czy kupić sobie coś ładnego? hmm?
- Skończyła pan? - wtrącił się Natsu. - Nie chce być niegrzeczny, ale ja jako największy udziałowiec zaraz po Lucy i jako właściciel mam do tego prawo zgodnie z umową podpisaną pana nazwiskiem. Prosiłbym o większą cierpliwość, więcej pokory i cierpliwe wysłuchanie. Te 5 minut pana nie zbawi a jednak może dać więcej światła na tematy poruszane. Także proszę usiąść i się nie gorączkować. A i zanim ja usiądę, prosiłbym aby pan przeprosił Lucy. - ostatnie słowa Dragneel wypowiedział tak stanowczo, że nawet jego mama która wpatrywała się w niego ze współczuciem poczuła lekki dreszczyk.
- Doprawdy cóż za brak kultury i dobrego wychowania młody człowieku. Wielce się tobie dziwię, mając na względzie twoich rodziców, których obdarzam głębokim szacunkiem.
- Powtórzę to co wcześniej powiedziałem. Chce aby pan przeprosił.
- Nie trzeba Natsu. - dodała lekko drżącym głosem, patrząc na niego znad okularów, które dopiero teraz zauważył. - Wolałabym szybko to skończyć tak aby można było wrócić do innych spraw. Mogę dalej?
Tak więc życzyłabym sobie aby pan to podpisał, umowa rezygnacji jest tak sporządzona aby wyszedł pan żegnając się z nami z zyskiem większym niż pan wniósł czterokrotnie. Doprawdy zapewniam pana, że lepszej oferty pan by nie dostał nigdzie.
- Mój ojciec się nie zgadza. Dociera to do twojej małej blond główki? Czy już wszystko Ci wyżarło to poczucie winy?
Na słowa obelgi wypowiedziane przez Lissane, Lucy się wzdrygła, przygryzła wargi i trzymając się mogno za oparcie krzesła podniosła się. Natsu wpatrywał się w nią, ale nie mógł poznać dawnej Lucy. Był pewien, że już jej nigdy nie odzyska.
- Jak to jest możliwe, że jesteś taką wredną, egoistyczną, zakłamaną dziewuchą kiedy twoja siostra to anioł w ludzkiej postaci? Jak powiedz mi? Jak można dać tak sobą sterować? Kiedyś trzeba powiedzieć nie tatusiowi! Chyba, że to właśnie od tatusia jest się uzależnionym. Hmm? Może nie od tatusia tylko jego pieniędzy? - powiedziała kąśliwe, rzucając na białowłosą wściekłe spojrzenie.
- Ty szmato, jakim prawem wtrącasz się w moje życie? Jak możesz mnie krytykować samemu nie będąc lepszą. Zabiłaś swoją matkę, ojca a teraz dziecko. W międzyczasie zabiłaś jeszcze babcię i dziadka czy ich oszczędziłaś? - dodała zadowolona z siebie. - Ja nie jestem mordercą.
Lucy zastygła w bezruchu. Nie wiedząc co odpowiedzieć na tak bolesną prawdę zaciskała zęby i głęboko oddychała aby się nie rozpłakać.  - Nie teraz. Proszę nie płacz. Ona na Ciebie liczy, czeka w domu i liczy na Ciebie! Nie zepsuj tego. - powtarzała sobie w głowie. Nawet nie poczuła jak ktoś o ciepłych dłoniach obejmuje ją i podtrzymuje.
- To co wymieniłaś Lissano, to wszystko moja wina. Nie Lucy i ty doskonale o tym wiesz. Tylko mnie być nie potrafiła tego powiedzieć, bo się we mnie podkochujesz i widzisz w Lucy swoją konkurencję. Otóż nie powinna nią być. - odpowiedział Natsu zniżając głos. Lucy poczuła, że jej szansa już zgasła z chwilą kiedy odjechała i go zostawiła. Była pewna, że teraz liczy się dla niego tylko Lissana, jednak wtedy Salamander dokończył swoje słowa. - Ona nigdy nie była twoją konkurencją, bo ja Ciebie nigdy nie kochałem. Zawsze kochałem, kocham i będę kochać tylko ją. Z mojej strony nie masz na co liczyć, bo nie widzę świata poza nią. - Blondynka spojrzała mu prosto w oczy i z ogromną siłą powstrzymywała się żeby go nie pocałować. Zacisnęła pięści i próbowała być twarda. - Chciałbym żebyśmy zakończyli te obrady, bo wszyscy są zdenerwowani. - kontynuował patrząc tylko na nią, jakby nikt inny nie istniał na tym świecie. - Także uważam nasze spotkanie za zakończone, o kolejnym zostaną państwo poinformowani korespondencyjnie. - Po tych słowach oburzony Strauss i jego córka opuścili salę rzucając na prawo i lewo niestosowne komentarze. Kiedy wyszli do Lucy natychmiast podbiegła Jasmine i przytuliła ją mocno, dziewczyna nadal lekko oszołomiona odwzajemniła uścisk a Igneel poszedł do syna i poklepał go po plecach.
- Dobrze sobie z tym poradziłeś. Bardzo chciałbym porozmawiać z Lucy i tajemniczym ratownikiem ale wydaje mi się, żeby chcielibyście zostać sami, więc może zostawimy was.
- Możemy porozmawiać, czy po tylu latach nie chcesz mieć już ze mną nic wspólnego? - zapytał zrezygnowany zdając sobie sprawę w jakiej jest beznadziejnej sytuacji.
- Nie wydaje mi się, żeby... - zaczął Castiel, ale Lucy mu przerwała.
- Chcę.
- To my was zostawimy i skontaktujemy się może w milszych okolicznościach. Co powiecie na obiad?
- Chętnie. - uśmiechnęła się dziewczyna, po czym spojrzała na Natsu.
- Lucy... ja...
- Nic nie mów. To tylko i wyłącznie moja wina. Znienawidzisz mnie po tym jak Ci coś powiem.
- Ciebie? Nigdy? Cokolwiek byś nie zrobiła nigdy Cię znienawidzę! Kocham Cię i oddałbym wszystko aby być z Tobą! Tylko z Tobą!
- Natsu ja wszystko zepsułam. Zawaliłam rozumiesz? Te cztery lata bez Ciebie były jak najgorsza kara. Przy życiu utrzymywała mnie tylko jedna osoba i jedna myśl.... Musze ci coś powiedzieć. To bardzo ważne.
- Lucy! - powiedział z naciskiem Castiel. - Musimy JUŻ iść. Teraz!
- Yyy...Nie widzisz, że rozmawiamy? Naprawdę wszystko inne może poczekać. Wgl  bardzo Ci dziękuję za to co zrobiłeś, ale to co jest w pracy zostaje w pracy. Teraz próbujemy odbudować to co się zawaliło. - szybko dodała patrząc na chłopaka stojącego za nimi. Lucy też na niego spojrzała i chyba odczytała spojrzenie jakie jej posłał.
- On ma racje. Muszę iść.
- Ale dlaczego? Lucy dopiero co się odnaleźliśmy a teraz.
- Wiem i przepraszam. Naprawdę muszę iść. Zadzwonię albo napiszę.
- To powiedz przynajmniej gdzie mieszkasz.
- Nie mogę.
- Lucy, nie zostawiaj mnie znowu. - zawołał za nią błagalnie, kiedy znajdowała się przy wyjściu.
- Obiecuję, że już nigdy tego nie zrobimy....
...................
Aż się boję waszych komentarzy. Nie przeczytam ich za bardzo się, że mnie zwinczujecie. A na pewno to zrobicie. Po prostu musiałam to zrobić. Nie mogłam inaczej. Czytajcie dalej, bo akcja się dopiero rozkręca :* Kocham was, ale się was boję xDDD