piątek, 15 lipca 2016

Rozdział XXXXIV - Poranek nowej przygody

Następnego dnia, po wieczorze spędzonym na spacerze po mieście Lucy i Natsu obudzili się później niż zwykle. Była godzina 8:30 a oni nadal leżeli w łóżku. Pierwsza przebudziła się Lucy, chciała wstać, ale żelazny uścisk Salamandra jej na to nie pozwalał.
- Która jest godzina? - zapytała zaspana blondynka.
- Odpowiednia, żeby zrobić sobie drzemkę. 
- Natsu ja nie żartuję. Trzeba sprawdzić co z Jupiter. 
- Nie jest sama. Wstałem wcześniej, żeby zobaczyć czy jeszcze śpi, ale ona bawiła się z ciocią. Możemy jeszcze pospać. 
- Ach, ale z Ciebie leniwy człowiek. 
- Tylko dzisiaj. - powiedział wtulając się w jej plecy.
- Czemu zawsze ja jestem tą mniejszą łyżeczką? - zapytała Lucy wiercąc się na łóżku. 
- Bo jestem facetem a z resztą do tej pory nie przeszkadzało Ci spanie na łyżeczkę. 
- No bo byłam zmęczona i zasnęłabym w każdej pozycji. Choć raz chce być tą większą łyżeczką. 
- Serio Lu? Chcesz być większą łyżeczką? 
- Tak! 
- Jak chcesz. - powiedział i przekręcił się na drugi bok. - Tak lepiej wygodniej? 
- Zadziwiająco tak. 
- Nie ma mowy, ja jestem większą łyżeczką. 
- Żądam równouprawnienia. - odparła przepychając się na łóżku z chłopakiem. 
- Sprzeciw wysoki sądzie w łóżku żądzą faceci. 
- Uchylam. - powiedziała przygważdżając go do łóżka. W tej chwili do pokoju weszła ciocia. 
- Uchylić wam okno? - zapytała, ale widząc młodych w dziwnej pozycji szybko wyszła z pokoju. - Przepraszam. - dodała zza zamkniętych drzwi. 
- Nic nie szkodzi, my tylko .... - przerwała i szepnęła do Natsu. - co my właściwie robiliśmy. 
- Barowaliśmy się? 
- No może być. - powiedział do niego a po chwili krzyknęła do ciotki. - ...barowaliśmy się. Jakkolwiek to brzmi. 
- Uważam, że zabrzmiało dobrze. - powiedział kładąc ją na poduszce i całując.
....
Dzisiaj ciocia znowu miała na drugą zmianę, więc zajęła się Jupiter. W tym czasie Natsu zapowiedział, że kuchnia dzisiaj należy do niego a Lucy przez cały czas powstrzymywała się, żeby nie złożyć życzeń Natsu i nie wycałować go. Z trudem wychodziło jej udawanie, że nie pamięta o jego urodzinach. Jednak jeszcze większy trud sprawiało jej to, że zapomniała swojego prezentu z Magnolii. "Co za idiotka" - pomyślała. Postanowiła wyjść i pójść do sklepu, żeby kupić mu wymarzony prezent. Wiedziała, że jak na razie nie może liczyć na Michelle bo ta jeszcze odsypia po pracy w klubie, włączyła więc laptopa i wyszukała na mapie Google najbliższy potrzebny jej sklepu. Bez problemu znalazła go, teraz pozostało jej tylko opuścić dom, bez żadnego zwracania uwagi. Szepnęła cioci gdzie idzie i poprosiła, żeby coś wymyśliła jak Natsu zapyta gdzie poszła. Była już gotowa do wyjścia i kiedy otwierała drzwi jej torba zaczepiła się o stojak na parasole. Pociągnęła rączkę torby i cały metalowy stojak spadł na podłogę i narobił dużego hałasu. "Nie teraz stojaku!" - pomyślała w duchu. Spojrzała w stronę kuchni i napotkała czujny wzrok Salamandra. 
- Nic się nie dzieje, głupi stojak. 
- Gdzie się wybierasz? - zapytał ciekawy chłopak z uśmiechem na ustach. 
- Yyy... po zakupy. 
- To ciekawe, bo wczoraj byłem na zakupach i przyznam się, że kupiłem prawie połowę towarów.
- Chciałam ogórki. 
- Kupiłem. - dodał z jeszcze szerszym uśmiechem, widząc, że dziewczyna coś kombinuje. 
- No to dobrze, to ja dokupię lody i będzie idealny zestaw dla kobiety w ciąży. 
- Lody też są. - odparła ciocia i natychmiast złapała się za buzię. Lucy przewróciła oczami i złapała się za głowę. Natsu stał oparty o próg drzwi, ledwo co opanowując wybuch śmiechu. 
- Założę się, że nie ma lodów z kawałkami ogórka. - powiedziała ewidentnie wkurzona dziewczyna, chcąc jak najszybciej wyjść z domu. 
- No takich zdecydowanie nie ma, ale jak pomieszamy je w blenderze... 
- Nie chce takich! Chce z kawałkami ogóra w środku, czy to jasne? 
- Yyy... - zaczął, ale nie wiedział co ma dalej powiedzieć zamilkł. 
- Nie gniewaj się, ale jestem w ciąży i mam swoje zachcianki. Chce lody z ogórem w środku i mam zamiar je kupić, choćbym przetrząsnęła połowę Chicago. - powiedziała i wyszła. 
- Jak ona ma teraz takie zachcianki to ja nie chcę wiedzieć co było jak była w ciąży z Jupiter. 
- Masz rację, nie chcesz wiedzieć. - powiedziała z uśmiechem ciotka.
.....
Lucy spacerowała ulicami Chicago i patrzyła na ogromne szklane bloki które ją otaczają. Była bardzo zadowolona ze swoich zakupów a szczególnie z prezentu dla Natsu. Kiedy chciała już wracać do domu, przypomniały jej się słowa które wypowiedziała zanim wyszła z domu "...mam zamiar je kupić, choćbym przetrząsnęła połowę Chicago" . Zdawała sobie sprawę, że szybko takich lodów nie znajdzie a jak wróci wcześniej to Natsu domyśli się czegoś. Bez zbędnego gadania ruszyła w poszukiwaniu lodów z kawałkami ogórka w środku. Kiedy weszła do jednego klepu, na wstępnie sprzedawczyni zaprzeczyła, że takich lodów nie znajdzie nigdzie w całym Chicago. Grzecznie podziękowała i wyszła. Dawna Lucy poddałaby się i wróciła do domu, ale nie nowa. Postanowiła zaufać swojemu instynktowi i dalej szukała. Gdy weszła do kolejnego sklepu i zapytała sprzedawcę o upragnione lody, mężczyzna patrzył na nią przez chwilę po czym zapytał głośno:
- Ma pani okres czy jest pani w ciąży. Osobiście obstawiam to pierwsze. 
Wszyscy siedzący w kawiarni zaczęli się śmiać. Lucy tylko przymrużyła oczy i zapytała zaciskając zęby i pięści.
- Pozwoli pan, że też zapytam ma pan erekcje czy obcięli panu przyrodzenie, osobiście obstawiam to drugie, ponieważ normalny mężczyzna jest dżentelmenem a pan jest zwykłym "chujem". Jak pan nie wyrabia w łóżku to próbuje pan nadrobić zaległości w gadce. - powiedziała otwierając portfel i wyciągając z niego wizytówkę. - Proszę się do mnie zgłosić jak będzie miał pan jakiś problem " z tymi sprawami" może moja ciążka pozwoli mi z panem porozmawiać bez zdzirowatych tekstów. Do widzenia i miłego dnia. - rzuciła i wyszła trzaskając drzwiami. " Ale dupkowi dowaliłam" - zaśmiała się w duchu i w podskokach poszła do kolejnej kawiarni. 
Po godzinie chodzenia, która normalnemu człowiekowi by się znudziła Lucy postanowiła wstąpić do ostatniej kawiarni tuż pod blokiem w którym mieszkała ciotka. Już wchodząc spostrzegła ogromną kolejkę. Westchnęła tylko w duchu i zapytała od progu. 
- Chciałam tylko zapytać czy mogłabym dostać tutaj pieprzone lody z kawałkami ogórka, bo przeszłam całe Chicago, żeby je kupić i mnie coś zaraz strzeli jak nie będę ich miała. I tak uprzedzam pana jestem w ciąży i jestem zdenerwowana więc bez głupich teksów pod moim adresem bo jak chcę to potrafię przywalić. I jeszcze jedno. Nie rozumiem tego fenomenu, że nigdzie nie można takich lodów uzyskać. Jestem oburzona takim postępowaniem i zgłoszę to tam gdzie się zgłasza takie sprawy! Do widzenia. - powiedziała otwierając drzwi lecz nagle usłyszała za sobą głos sprzedawcy. 
- Proszę, nich pani zaczeka. Ja nie powiedziałam, że nie mamy takich lodów. 
Zakłopotana swoim brakiem kultury dziewczyna spojrzała na tłum stojący przy kasie. Natychmiast zrobiła się czerwona i zawstydzona. 
- Derek!- zawołał sprzedawca - zajmij się państwem a ja pomogę tej pani. - podszedł do Lucy i wskazał jej stolik. - Niech pani sobie usiądzie a ja pani przyniosę lody. 
- Ale tyle osób jest jeszcze przede mną. - powiedziała zdziwiona.
- Zdaje sobie z tego sprawę, ale nie chce, żeby pani cytuję "zgłosiła to tam gdzie się zgłasza takie sprawy". 
- Hahaha, rozumiem. To jak już pan chce mi dać te lody bez kolejki to jedną porcję na teraz a 1,5 l do domu. 
- Rozumiem. - odparł uśmiechnięty. 
- Tylko niech mnie pan nie ocenia. - dodała szybko.
- Nie śmiał bym. 
Chwilę później blondynka dostała swoje lody, których zasadniczo nie chciała, bo zakładała, że są niedobre. Jednak na potrzeby sytuacji, która tego wymagała zjadła je. Chwilę później zamówiła jeszcze szklankę wody. Zamówienie przyniósł jej ta sama osoba, która wcześniej ją obsłużyła. 
- Dla pani. 
- Jestem Lucy i dziękuję. 
- Stiles i to ja powinienem pani podziękować za kupienie tych lodów. Nikt nie ma parcia na lody z ogórkami. 
- Widzi pan ja miałam i to ogromną ochotę. 
- Czyli pani smakowały? 
- Tego bym tak nie ujęła, ale w takich okolicznościach jakie zaistniały kobieta ma różne zachcianki. 
- Nie widać po pani stanu błogosławionego. 
- To dopiero 6 tydzień, później zaczyna się jazda bez trzymanki. 
- Ach tak.  Muszę uwierzyć na słowo. 
- Pan jest właścicielem tej kawiarni? 
- Zgadza się. 
- Od dawna? Nie chce być wścibska, ale byłam już kiedyś w tej części Chicago i nie pamiętam, żeby tu była kawiarnia. 
- Ma pani rację... 
- Lucy. - poprawiła go blondynka. 
- Tak, przepraszam. Lucy, masz rację. Wcześniej był tu sklep monopolowy i straszna melina. Poprzedni właściciel był pijakiem a mnie zależało na tanim zakupie małej przestrzeni i jak znalazł jestem tutaj. 
- Miał pan szczęście. 
- Zdecydowanie. Przepraszam, ale muszę już wracać do pracy. Może jeszcze się kiedyś spotkamy, na kawie? Ja zapraszam. 
- Chciałabym, ale przyjechałam tutaj tylko na tydzień, za dwa dni biorę ślub i wyjeżdżam stąd. 
- Wielka szkoda, bo jesteś bardzo interesującą osobą. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. 
- Nie wiem czy mnie poznasz, bo czas nie sprzyja nikomu w mojej rodzinie. 
- A komu sprzyja? Założę się, że panią poznam, takiej twarzy szybko się nie zapomina. Do zobaczenia. 
- Do widzenia. - powiedziała i wszyła. 
....
- Lucy wróciłaś akurat na obiad. - powiedziała ciocia nakładając jedzenie dla Jupiter. 
- Jestem ciekaw czy kupiłaś to co chciałaś. 
- Kupiłam. 
- Żartujesz? Pokaż, bo Ci nie wierzę. - zadowolona dziewczyna wyjęła pojemnik z lodami. 
- No proszę. Czyli spełniłaś swoją groźbę i przeszukałaś połowę Chicago? 
- Żebyś wiedział Natsu. Żebyś wiedział. 
.....
Słońce zbliżało się ku zachodowi, Lucy bardzo martwiła się, że Michelle nie uda się wszystkiego zorganizować tak jak sobie to zaplanowała. Była cała w nerwach i nie mogła się na niczym skupić. Starała zapomnieć o imprezie i jak najlepiej zająć się córką, gdy nagle usłyszała dźwięk telefonu. Spojrzała na wyświetlacz - Michelle.
- No na nareszcie. Myślałam, że Ciebie UFO porwało czy coś.
- Spokojnie, mam wszystko pod kontrolą. No prawie wszystko.
- Jak to prawie wszystko? Wgl gdzie będzie ta impreza?
- Wszystko zobaczysz w swoim czasie, mam tu idealną osobę do pomocy, więc nie masz się co martwić.
- No dobra, wierzę na słowo. No tak jak masz wszystko pod kontrolą, to po co dzwonisz?
- Powiedziałam, że prawie wszystko. Problem jest w tym, że cukiernia nie zdąży zrobić tortu na dzisiaj.
- Jak to?
- Za dużo zamówień, no nie ważne. Mogłabyś coś skołować?
- Zabije Cię.
- Wiem, wiem. Słuchaj, obok mnie mieszka taki fajny młody chłopak i on jest cukiernikiem. Może upiekł by nam szybko jakiś tort. Zapukaj i powiedz, że jesteś ode mnie.
- Jaja sobie robisz? Mam iść do obcej osoby, żeby prosić ją o upieczenie tortu dla narzeczonego?
- Dokładnie tak.
- Oszalałaś.
- Trochę inicjatywy siostra. Na spontanie, na spontanie. Luźno bez spiny!
- Ja Ci dam.... Halo! Halo! Nie rozłączaj się. Ty małpo.
Po rozłączeniu się siostry, Lucy postanowiła wykazać się swoim urokiem osobistym i pójść do sąsiada i poprosić o upieczenie tortu. "Czyż to nie szaleństwo?" - pomyślała w duchu. Poprosiła Natsu o zajęcie się małą, bo musi wyjść na zewnątrz i porozmawiać z dziadkiem. Bujda na kółkach, ale jakoś przeszło. Każdy mądry facet wie, że kobiet w ciąży się nie wkurza. Wyszła z domu i spojrzała na klatkę schodową. Na przeciwko niej stały drewniane drzwi z karteczką, kto tam mieszka. Nie czytając nazwisk zauważyła 5 osób. "No pięknie, to kto jest tym cukiernikiem?" Zapukała do drzwi, zrobiła głęboki wdech i przed sobą zobaczyła młodego i przystojnego blondyna.
- Witam, my się chyba nie znamy. Uważam jednak, że to nic straconego. Jestem Zack.
- Heej, ja Lucy. Jestem siostrą Michelle...
- Siostra Mich? No od razu można by się było zorientować. Wejdź. Właśnie zrobiliśmy sobie z chłopakami męski wieczór przy piwie. Napijesz się?
Lucy nawet nie zdążyła zapytać go o tajemniczego cukiernika, kiedy ten wprowadził ją do środka. Ku swojemu zdziwieniu w pokoju było naprawdę czysto. Po pięciu chłopakach spodziewała się jeżdżącego burdelu na kółkach a tu proszę, miłe zaskoczenie.
- Panowie - powiedział blondyn. - Przyprowadziłem siostrę Mich. To jest Lucy.
- Siemka! - krzyknął jeden z kanapy, nie odrywając wzroku od ekranu telewizora.
- Witamy! - powiedział czarnowłosy, podszedł do niej i dał jej buziaka w policzek.
- Hej. - powiedziała lekko zakłopotana Lucy.
- Resztą się nie przejmuj to nerdy. Tylko gry i telewizor im w głowie. Napijesz się czegoś?
- Wody.
- Woda dla szanownej pani. - powiedział po czym podał jej szklankę wody.
- Dziękuję. Tak naprawdę, przyszłam tu w innym celu niż oglądanie z wami meczu.
- Zapewne. - mruknął rudzielec siedzący na kanapie i krzywo na nią spoglądający.
- Podobno mieszka tu jakiś chłopak, który jest cukiernikiem i mógłby upiec mi tort na teraz. Właśnie jego szukam.
- Stiles, ktoś do Ciebie! - krzyknął blondyn. - Zawsze miał szczęście do fajnych dziewczyn.
- Ta fajna dziewczyna ma narzeczonego. - odparł Stiles wychodząc z pokoju w samych bojówkach. - Miło Cię znowu spotkać.
Lucy nadal nie mogła wyjść z podziwu, jak chłopak może genialnie wyglądać w samych bojówkach. Był umięśniony i wysportowany, co znaczyło, że dużo ćwiczył. Spodobało jej się to. Nadal się wpatrywała w jego ciało i pewnie robiłaby to cały dzień, ale wiedziała, że nie po to tu przyszła, że cieszyć oko takim widokiem.
- Mam sprawę. - powiedziała rumieniąc się.
- Jestem do twojej dyspozycji.
- Cieszę, się jednak muszę z przykrością oświadczyn, że zanim mi pomożesz, koniecznie włóż koszulkę bo mnie rozpraszasz.
- Z przykrością?
- Tak z przykrością. - dodała zarumieniona. Zawsze miała słabość do wysportowanych facetów. Natsu też był wysportowany, ale nie tak jak Stiles. Nie chciała kusić losu.
- No widzisz, mieliśmy się spotkać i proszę bardzo. Jak na zawołanie.
- Przypadek? Nie sądzę. - rzuciła z uśmiechem.
- No to mi się podoba. Dobra to teraz mów, czego Ci potrzeba a moje cudowne rączki zdziałają cuda.
- Złota rączko, potrzebuje tortu, dokładnie na za 2 godziny.
- No to wcześnie przychodzisz, nie ma co.
- Lubię poczuć adrenalinę, to dlatego wszystko robię na ostatnią chwile.
- Mówiłem Ci już, że jesteś bardzo ciekawą osobą?
- Coś tam wspominałeś. - powiedziała z uśmiechem.
- No to powtórzę, żebyś pamiętała.
- Spokojnie, będę.
.....
Lucy powiedziała Stilesowi, że w tort ma być nasączony jakimś alkoholem i żeby był czymś przekładany i tyle. Resztę pozostawiła do jego własnej inwencji twórczej. Porozmawiała z nim jeszcze kilka minut, wypiła kawę a później pozwoliła mu pracować a sama wróciła do narzeczonego. Zanim wyszła, zaprosiła go na imprezę urodzinową i Stiles powiedział, że chętnie wpadnie. Około godziny 20 ciocia wróciła z pracy i powiedziała, że już mogą jechać a ona zajmie się Małą. Lucy podziękowała jej i zadzwoniła do Michelle, gdzie mają przyjechać. Dostała wskazówki, napisała smsa Stilesowi, gdzie ma podjechać z tortem, zapakowała prezent i zaprosiła Natsu na krótką przejażdżkę. Chłopak był nieco zdziwiony, ale z chęcią wsiadł do samochodu. Kiedy jechali, męczył Lucy, że słyszy jakiś dziwny dźwięk dochodzący z bagażnika i bardzo chciał sprawdzić co to jest. Wkurzona Lucy, powiedziała, żeby siedział na tyłku, bo zaraz dojadą na miejsce i ona się tym zajmie. Zaparkowali kilka minut później przy jakiejś restauracji. Lucy otworzyła bagażnik i wyjęła z niego pudełko. Szybko je zamknęła i weszła z chłopakiem do środka. Okazało się, że Michelle zarezerwowała cały ogród tylko dla nich. Kiedy przeszli na tyły, zauważyli dwie osoby, siedzące przy sadzawce.
- Mich, jesteśmy. - powiedziała Lucy. Michelle złapała swojego chłopaka za rękę i podeszli do nich. Lucy i Natsu byli w lekkim szoku i nie wiedzieli co powiedzieć. Pierwszy przerwał ciszę nieznajomy.
- Michelle. - powiedział śmiertelnie poważnie. - Nie mówiłaś, że twoja siostra jest biała. - Lucy pobladła patrząc na czarnoskórego chłopaka.
- Derek żartował Lu. Ogarnij się. - dodała z uśmiechem patrząc na białą jak ściana blondynkę.
- To Ci się udało. - rzucił Natsu podając rękę chłopakowi. - Jestem Natsu i nareszcie miło Cie widzieć. Tyle o Tobie słyszeliśmy a nie mieliśmy okazji zobaczyć.
- Mnie również jest miło, poznać rodzinę Mich. Tyle o was opowiadała.
- No to co? Jesteśmy wszyscy, możemy świętować 23 urodziny naszego przystojniaka?
- Jeszcze czekamy na jedną osobę.
- Zaprosiłaś kogoś?
- Jedną osobę, ale ona chyba się spóźni. Zacznijmy bez niej później do nas dołączy.
Wszyscy złożyli życzenia i wyściskali się. Lucy przyznała, że już nie mogła wytrzymać i od rana pilnowała się, żeby nic nie powiedzieć. Natsu zaczął się śmiać i pogratulował wytrzymałości swojej narzeczonej. Mocno ją przytulił i podziękował za wszystko. Przyznał, że na początku myślał, że nikt nie pamięta o jego urodzinach, bo sam zapomniał. Przypomniało mu się, kiedy Jupiter dała mu laurkę a ciocia złożyła życzenia.
Sceneria była wyjątkowa. W pięknej białej altance, oświetlonej starymi lampami stał nakryty stół. Wszystkie kwiaty były świeże i pachnące. Od altanki wychodziły dwie ścieżki, jedna prowadziła do restauracji a druga do pięknej starej sadzawki, otoczonej kwiatami i kamieniami. Z tyłu sadzawki znajdowała się mała fontanna, która nadawała jej uroku. W tle leciały ulubione kawałki Lucy i Natsu.
Chłopak nie krył zachwytu, tak pięknym miejscem. Był bardzo szczęśliwy i wiedział, że nie mógł sobie lepiej tego wymarzyć. Kiedy przyszedł czas na otwieranie prezentów, na twarzy Salamandra pojawił się jeszcze większy uśmiech. Od Dereka i Michelle dodał klisze do jego ukochanego aparatu, poradnik dla początkujących tatusiów, zatyczki do uszu, żeby maleństwo które się urodzi nie budziło go w nocy, ramkę w której było zdjęcie Lucy, Natsu i małej Jupiter nad fontanną i wino. Był tak bardzo zadowolony z prezentu, że serdecznie wyściskał oboje. Lucy zapowiedziała, że jej prezent będzie mniejszy, bo 1/3 zostawiła w Magnolii, 1/3 będzie czekała na niego w domu  więc teraz dostanie 1/3. Chłopak zaczął się śmiać i już nie mógł doczekać się ten części w domu. Otworzył pierwszą paczkę, w której był wykupiony pakiet na siłownię, troszkę go to zdziwiło, bo myślał, że jest wystarczająco wysportowany. Widocznie się mylił. Postanowił, nie brać tego do siebie i otwierać dalej. W drugiej torebce były bojówki w kolorze khaki. Zawsze mu się takie podobały, ale uważał, że będzie w nich wyglądał głupio bo jest niski. Lucy widocznie uważała inaczej. Ostatnie pudełko było dziwnie zapakowane, wręcz odpakowane. Natsu przyglądał mus się z zewnątrz, nie mogąc zrozumieć co to wgl jest. Heartfilia nie mogąc już wytrzymać, powiedziała do ukochanego.
- Otwórz już to, bo te biedactwo się udusi. - Natsu szybko spełnił życzenia Lucy i jego oczom ukazał się piękny, mały i niebieski kotek. Zawsze jego marzeniem było żeby mieć niebieskiego kota, którego nikt inny mieć nie będzie.
- Skąd wiedziałaś, że chciałam mieć zwierzaka? - zapytał czule tuląc się do kociaka. - Od mamy prawda?
- Kobiety ze sobą rozmawiają, nie to co faceci.
- Wiedziałem, że od mamy.
- No dobra od mamy. Chciałam, żebyś dostał coś o czym zawsze marzyłeś.
- I dostałem. Dziękuję. - powiedział i wyściskał blondynkę.
Kilka minut później wjechał tort a wraz z nim przyszedł Stiles. Wtedy Natsu zrozumiał po co są mu bojówki i pakiet na siłownię. Przywitał się z napakowanym kolegą i podziękował za tort. Cała piątak siedziała, gadała i tańczyła na przemian także nie było nudno. Natsu polubiła Dereka i Stilesa więc jak tylko dziewczyny poszły na parkiet faceci mieli o czym pogadać. Tak razem spędzili najlepsze urodziny jakie mógł sobie tylko wymarzyć. Kiedy Lucy tańczyła z Derekiem, Michelle ze Stilesem to Natsu wyjął Kociaka z Klatki i tańczył z nim zastanawiając się jak go nazwać. Kiedy wrócili do domu Jupiter miała już dla niego imię, które spodobało się wszystkim.
- Nazwijmy go "Happpy".
- Witamy w rodzinie Happy. 

5 komentarzy:

  1. Jak suuuuper 😁 uroczy rozdział :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Do następnego :*. Sorki że tak krótko,ale w pracy siedzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. WOW. No po prostu świetne. Obawiam się troszkę znajomości ze Stilesem, ale ufam Lucy. Już czekam na kontynuację historii.
    Pozdrawiam i życzę weny 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Oawww... Taaaaki kochany rozdział, cudnie. Mnie się tam wszystko podoba, żadnych zastrzeżeń nie mam, jestem zachwycona i tyle mam do powiedzenia, życzę wenki i wysyłam dużo buziaków i przytulasków :** :D

    OdpowiedzUsuń
  5. oops! jaki słodki rozdział, tyle w nim miłości czemu moje życie takie nie jest? :( :3

    OdpowiedzUsuń