sobota, 21 listopada 2015

Rozdział XXIX - Magiczna wiśnia na Rajskiej Wyspie.

Na zegarze w "Pałacu" wybiła godzina 8.30, jednak dźwięk kukułki nie miał kogo obudzić. Dom był całkowicie pusty. Teraz można było zobaczyć, że bez ludzi w nim mieszkających jest całkowicie martwy. Sofy w salonie były tak czyste i wyglądały, jakby nikt na nich nigdy nie siadał. Na blacie w kuchni nie leżały żadne kuchenne sprzęty. Życie w tym domu jakby zamarło z chwilą kiedy Lucy, Michelle i Natsu wyjechali samochodem chłopaka na komisariat policji "Magnolia Police". Dziewczyna koniecznie chciała spotkać się z komisarzem prowadzącym śledztwo, nie mogąc do końca uwierzyć w to co wczoraj usłyszała. Nadal miała wrażenie, że ktoś robi sobie takie okrutne żarty. Nie mogła powstrzymać napływających jej do oczu łez. Siedziała teraz na korytarzu jednak była obecna na tym świecie tylko ciałem. Reszta jej duszy szybowała gdzieś daleko we wspomnieniach wspaniałej rodziny jaką miała i jaką w mgnieniu oka straciła. Kiedy zamykała oczy widziała scenerie z poprzedniej nocy, kiedy spała. Widziała duży, piękny ogród. Niebo było bezchmurne a słońce mocno grzało, jednak powiewy przyjemnego wietrzyku niwelowały upał. Wszystko wokół  było kolorowe.  Szła po kamiennej ścieżce a ze wszystkich stron otaczały ją wysokie kwiaty w pełnym  rozkwicie. Ogród przypominał labirynt, dziewczyna szybko by się w nim zgubiła, jednak zza żywopłotu wyłoniła się czyjaś ręka a następnie cała sylwetka postawnego, uśmiechniętego od ucha do ucha mężczyzny. Rozpoznając w nim swojego ojca podała mu dłoń i podążyła za nim. Wyjście okazało się być bliżej niż sądziła. Z rodzicami wszystko było łatwiejsze. Wychodząc za ostatniego krzewu zobaczyła swój cel, do którego zmierzała przez cały czas. Zobaczyła swoją mamę huśtającą się na zawieszonej huśtawce na dziwnym tęczowym drzewie. Była ubrana w piękna koronkową białą suknię aż po same kostki. Idealnie pasowała do eleganckiego, ale wygodnego stroju swojego męża.
Blondynka pobiegła co sił do swojej ukochanej mamy i wpadła jej w ramiona. Layla pocałowała ją mocno i machnęła w powietrzu ręką i natychmiast obok pojawiły się jeszcze dwie huśtawki. Lucy wykonała szybki obrót i usiadła obok. Pierwszą rzeczą jaka wpadała jej do głowy, żeby zapytać mamę o to piękne magiczne drzewo. Blondynka nie zdążyła jeszcze otworzyć ust a jej matka, jakby czytała je w myślach powiedziała:
- To Tęczowa Wiśnia skarbie. Pewnie chcesz wiedzieć, czemu jest tak duża i piękna, co? Już Ci wyjaśniam. To drzewo z pozoru normalne jest napędzane ludzką dobrocią i miłością. Oczywiście szczerą. Kiedy weszłaś na Rajską Wyspę rozbłysła chyba do maksimum swoich możliwości. Pokochała Cię. 
- Tęczowa wiśnia... Mamo, co ja tu robię? Co Ty tutaj robisz z tatą? Czemu jest z Tobą a nie ze mną? Błagałam, żebyś mi go tak szybko nie zabierała! 
- Kochanie.. - odezwał się łagodny głos ojca na huśtawce obok. Jude dotknął ramienia swojej małej córeczki i całe ciepło które kumulował wewnątrz siebie przeszło na Lucy. - Teraz jestem szczęśliwy! W końcu mogłem połączyć się z Laylą. Tyle na to czekałem. Nigdy nie chciałem Cię zostawiać, tylko ty mnie trzymałaś po tamtej stronie.  Tylko ciebie miałem. Chcę, żebyś wiedziała, że długo nie cierpiałem. W sumie, to spodziewałem się że kiedyś to nastąpi. Natsu, dzielny chłopak ostrzegł mnie, żebym uważał. Nie chciałem, żeby widział, że się przejmuję, dlatego udawałem, że jest mi obojętne co mówi, ale nie było. Dzięki niemu zdążyłem uratować Minervę i dzieci. Nie chciałem, żeby podzieliły mój losu. 
- Tato... Skoro wiedziałeś, czemu sam nie wysiadłeś i nie uciekłeś? 
- Mam już swoje lata i chęć walki o swoje życie powoli gaśnie. Jak miałem do wybory ich a siebie to wybór był oczywisty wybrałem ich. Jednak mój wybór, nie było do końca bohaterki. Myślałem też o sobie, wiedziałem, że pewnie niedługo przyszedł by na mnie czas, nie chciałem przeciągać tej chwili. Chciałem w końcu zobaczyć światło mojego życia i być z nim na zawsze. - mówiąc to złapał za rękę siedzącą obok żonę. 
- Czyli, Ty .. Ty jesteś szczęśliwy? Nie żałujesz niczego? Nie chciałeś żyć, żeby czegoś naprawić? 
- Tak szczęśliwy jak teraz byłem raz w życiu. Mianowicie wtedy gdy ty przyszłaś na świat. Lucy, żałuję tylko jednego! Żałuję tego, że zacząłem się od Ciebie odizolowywać, żebyś stała się samodzielna. Zacząłem traktować cię przedmiotowo, tego właśnie nie na widzę w sobie... Krzywdziłem Cię swoim zachowaniem i słowami. Wierz mi, nie chciałem tego, ale coś we mnie z dnia na dzień pękało. Może ta dziewczyna, zamiast mnie zabić to tak naprawdę mnie uratowała? To nieważne - dodał szybko widząc zdziwienie na twarzy blondynki. - Chce tylko wiedzieć, żebym mógł zaznać szczęście wieczne, czy Ty mi to wybaczasz, że byłem taki okropny dla Ciebie? Że za późno zrozumiałem swoje błędy...
Po tych słowach Lucy pewnie wybuchłaby płaczem i już się do tego przygotowywała, jednak kiedy chciała otrzeć twarz miała suche ręce. Spojrzała dziwnie na mamę, a ona tylko uśmiechnęła się do niej.
- To jest magiczny świat. Tutaj nie znamy czegoś takiego jak łzy smutku, złość czy nienawiść. Ta dolina charakteryzuje się tym co wspaniałe, tym co jest w naszych duszach. Tak długo czekałam, na twojego tatę. Tak długo czekałam na Ciebie Lucy, ale tak jak twojego tatę, to Ciebie nie mogę zatrzymać. Masz jeszcze przed sobą wspaniałe życie, pełne wielu przygód, szczęścia, ale i przykrości na które jako twoja matka nie mogę patrzeć. To jest zbyt bolesne. Chce, żebyś pamiętała, że słyszę każdy list napisany do mnie. Każdy jest piękny i ma w sobie magię. 
- Kochanie.. - znowu Jude zwrócił się do swojej córki - chce, żebyś uważała na siebie i nie poddawała się tak łatwo. Będziemy tutaj na Ciebie czekać, jednak twoje życie jest tak długie, że nie  wiem czy do tego czasu, nie zanudzimy się z mamą na śmierć. - powiedział śmiejąc się głośno i lekko, ale przyjaźnie klepiąc swoją żonę w ramię.
- Tak, to Ci się udało kochanie.- dodała uśmiechnięta. - zanudzić na śmierć, powiedziała osoba, która spłonęła w samochodzie. Super żartowniś z Ciebie! - dodała kiwając karcąco głową. 
- Przepraszam, ale ja miałem przynajmniej ciekawszą śmierć. Ty umarłaś w szpitalu na stole operacyjnym! - powiedział urażony mężczyzna. 
- Nawet mi tego nie przypominaj, to było straszne. Tak tam śmierdziało i...
- O fu! Przestańcie, to jest okropne. Nie licytujcie się kto "fajniej" umarł. 
- Widzisz Lu, my już się z tym pogodziliśmy! Teraz chcemy, żebyś Ty to zrobiła. Gdy patrzymy na Ciebie to zamiast się cieszyć z takiego życia jakie dostaliśmy to zamartwiamy się o Ciebie. - Wstali i podali dłonie swojej córce. Ucałowali ją w czoło i uczynili błogosławieństwo. Dziewczyna nie chciała ich zostawiać, jednak oni nalegali i tłumaczyli że czas jej spotkania dobiega końca. 
- Mamo, powiedz mi tylko jedno, czemu dopiero teraz?
- Czemu dopiero teraz się spotkałyśmy? - zapytała i poczekała aż Lucy kiwnie głową na potwierdzenie, po czym odpowiedziała - Bo dopiero teraz przyszedł odpowiedni czas, ale pamiętaj kochanie, że pomimo tego, że nas nie będzie z Tobą tam na dole, to jesteśmy tutaj - wskazała na miejsce, gdzie znajduje się serce dziewczyny. -Rozumiesz, mnie? Kiedy jesteś rozdarta i nie wiesz co zrobić, wsłuchaj się w głos tam głęboko a nas usłyszysz. 
- Dziękuję mamo! Tak bardzo was kocham! 
- My Ciebie też księżniczko! 
- Czy to już pożegnanie? - zapytała czekając na przeczące słowa, jednak Jude pokiwał głową. - Odprowadzicie mnie? Inaczej znowu się zgubię... 
- Nie możemy iść dalej. Jesteśmy tylko duszami, a tamtą drogą podążają tylko ludzkie egzystencje. Ale wiedz jedno, nie zgubisz się. Tam już ktoś niecierpliwie na Ciebie czeka. Wręcz strasznie się denerwuje. Musisz do niego iść i nieco go uspokoić. - rodzice uśmiechnęli się do dziewczyny a ona natychmiast się zaczerwieniła. 
- Jeszcze o tyle rzeczy miałam się was zapytać. 
- Kochanie, teraz już nie zdążysz, ale chce Cię poprosić o jedną rzecz! Dbaj o siebie i zaopiekuj się Michelle. Ona strasznie ciężko znosi to wszystko. Tylko udaje twardą. I jeszcze jedno, najważniejsze!  Nie chce żebyś po mnie płakała. 
- Nie będę. Pomimo tego, że strasznie cierpię, że nie ma Cię z nami to wiem, że tutaj jesteś szczęśliwy. Zaopiekuję się nią obiecuje! Tato jeszcze jedno! - dodała pospiesznie blondynka czując jak nogi same prowadzą ją do labiryntu. - Wybaczam Ci! Zawsze Cię kochałam i nigdy nie przestałam. Nigdy! 
- Wiem skarbie! A teraz w drogę mała! 
- Papa! TAK BARDZO WAS KOCHAM! - krzyknęła i pomachała na pożegnanie swoim rodzicom. 
- Do zobaczenia kochanie! Wspaniałej życiowej podróży! Niech Bóg ma Cię w swojej opiece! 
Kiedy blondynka weszła z powrotem na krętą ścieżkę, głosy jej rodziców powoli ucichły, jednak słyszała niektóre wymienione między nimi zdania i ich głośny śmiech. Ostatnią rzeczą jaką udało jej się wychwycić, zanim czyjaś ciepła dłoń wyciągnęła ją na ziemię były słowa taty: " Nawet nie wiesz, ile dałaś mi szczęście wydając Lucy na świat. Po twojej śmierci stała się dla mnie najważniejsza!". Po tym dziewczyna nagle otworzyła oczy, lekko przyćmiona i nieświadoma obrotu sprawy obudziła się na zimnej podłodze policyjnego komisariatu. W pewnym momencie blondynka zdała sobie sprawę, że wróciła do rzeczywistości, jednak nie chciała tu być. Ten świat był nieidealny i niepoukładany. Nie było tu szczęścia, chyba, że sobie ktoś je narysował. Jednak jedyną osobą, która dzieliła ją od tamtego stanu był chłopak, który właśnie pomagał jej wstać, obejmując jej biodra silnymi, gorącymi rękami. Wiedziała, że tylko jego obecność trzyma ją przy życiu. Dziewczyna wstała tak szybko jak szybko upadła, jednak tym razem miała przy sobie swojego obrońcę, swojego różowowłosego anioła stróża i wiedziała, że już nigdy więcej nie da jej upaść. 
- Dziękuję, że przy mnie jesteś! - szepnęła mu do ucha, znajdując się w jego objęciach. 
- Jestem na zawsze, tylko twój! 
.....
Już się tłumaczę. Miałam niedobór fantastyki w moich rozdziałach więc musiałam dodać coś co mi w duszy grało od dłuższego czasu. Pewnie więcej taki rozdział się nie przytrafi, ale jak wam się spodoba, to czemu nie :D Rozdział mega spontaniczny, miało go nie być, a na jego miejsce powinien pojawić się już prosto z komisariatu, ale taka mała odskocznia. Dziękuję, że ze mną jesteście <3 Klette

sobota, 7 listopada 2015

Rozdział XXVIII - Ponowne narodziny prawdziwego zła!

W ciągu ostatnich kilkunastu dni Lucy i Natsu spędzali coraz więcej czasu razem. Odwiedzali wspólnie swój nowy dom, do którego Lucy zaczęła nabierać przekonania, urządzali ogniska, imprezowali wspólnie u swoich znajomych. Byli praktycznie nie rozłączni. Różowowłosy, chcąc ostrzec ojca dziewczyny prze chorą grą Mary, powiedział o wiadomości jaką otrzymał. Jude kiedy dowiedział się jaki obrót przybrała sytuacja, wręczył Natsu list, który napisał dla swojej córki w razie gdyby coś mu się stało. Chłopak miał nadzieję, że szybko nie będzie musiał go przekazać. Jednak mylił się. Ta noc przyniosła wszystkim więcej rozpaczy niżby mogło się wydawać. 
Jednak wróćmy do początku....

4 dni wcześniej...
- Lucy skarbie, gdzie położyłaś moje dokumenty odnośnie kupna nieruchomości Pana Waltera? - dopytywał się ojciec jedzącej z dzieciakami śniadanie blondynce.
- Leżą na drugim regale w trzeciej szufladzie w szóstej przegródce po lewej stronie prawej części przegródki. - powiedziała, bez zastanowienia dziewczyna robiąc Haru i Ellie kanapki na podróż.
- Lucinko słońce a gdzie są papiery potwierdzające umowę wyrzeczenia się, przez Panią Walter....
- W komodzie naprzeciwko dużej szafy w piątej szufladzie po lewej stronie prawej przegródki.
- Dziękuję ślicznie.
- Ale tata jest dzisiaj roztrzepany! - powiedziały bliźnięta jedząc płatki owocowe.
- Tata chce żeby wszystko się udało. Musicie go zrozumieć.
- Dzień dobry droga młodzieży. - powiedziała schodząc ze schodów Michelle. - Jak tam gotowi na podróż życia. Do stolicy nudziarzy i wstrętnych zgredów?
- Wszystko słyszałam Michelle i muszę Ci powiedzieć, że nie jestem nudziarzem! A co najważniejsze wstrętnym zgredem! - krzyknął z gabinetu Jude.
- Tak se tłumacz - powiedziała pod nosem złotowłosa. - Lu, może dzisiaj wyskoczysz ze mną i Karrym do kina i oczywiście zgarniesz po drodze Natsu, hmm?
- Wszystko, pięknie, ładnie, ale kim jest Karry?
- Taki przyjeb, że daj spokój, ale zapłacił mi, żebym z nim poszła. No cóż w normalnych okolicznościach bym nie się nie zgodziła, ale no sama wiesz. Chodziłam z dupkiem, nerdem, nudziarzem, gejem to czemu z przyjebem nie spróbować? - zapytała posyłając Lucy znaczące spojrzenie.
- Jesteś nienormalna! - powiedziała kiwając głową blondynka.
- A ty ... A ty .. A ty jesteś dziewicą! - krzyknęła na cały dom Michelle. Lucy natychmiast spaliła buraka. Nawet Minerwa, która pakowała swoje dokumenty w salonie zaprzestała swojej pracy i spojrzała pytająco na Heartfilie.
- No co .. Co w tym złego, że nią jestem? Ja po prosu się nie spieszę....
 - Dobrze, kochanie to się chwali! Jestem z Ciebie dumny, że wytrzymujesz tak ogromną presje. - powiedział ojciec dziewczyny który wszedł do kuchni po mleko.
- To chyba Natsu musi wytrzymywać, żeby mu nie wyskoczyło pod ciśnieniem. Ten to ma dopiero nie fajnie!
- Jakie napięcie? - zapytała Ellie.
- Nie słuchajcie jej, gada jakieś głupoty. - szybko sprostowała sytuację mama.
- Dobra kanapki gotowe. Śniadanie zjedzone. Walizki spakowane. To tylko umyć zęby i zakładać buty.
- Ja też już wszystko spakowałam a Ty skarbie?
- No prawie. Jeszcze tylko...
- Dokumenty o sprzedaż działki Lamia Scale znajdują się w twoim sejfie w schowku numer 117. - dokończyła za ojca dziewczyna.
- Ach, co ja bym bez Ciebie zrobił? - zapytał otwierając sejf. - Ja już mam wszystko. Reszta rodzinki gotowa? No świetnie! To ruszamy, nie? Chodźcie do mnie moje piękne dziewczynki. Pod moją nieobecność, proszę nie sprowadzać mi żadnych gachów ani innych no jak to powiedzieć frajerów, bo jak się dowiem to im nogi z du... - miał dokończyć, ale spojrzał na zaciekawione twarze dzieci i zrezygnował. - z duszy nogi powyrywam. Właśnie z duszy, no a teraz buziaka zgredowi i do swoich zajęć.
- Pa tatuś! - powiedziały siostry.
- Lu, zrobimy, przytulaśne misie? - zapytała Ellie
- Pewnie! - dziewczyna złapała bliźnięta i wyściskała je najmocniej jak mogła. Na drogę wręczyła lizaka i dała buziaka. - Do zobaczenia Minerwo. - Powiedziała dziewczyna i lekko ale przyjaźnie objęła macochę. Ta zamiast jak zawsze stawiać opór lekko odwzajemniła uścisk.
- Zostawiłam wam w kuchni 600 zł. Nie będzie nas tydzień, także żeby wam starczyło. No to trzymajcie się i nie rozwalcie domu pod naszą nieobecność!
- Postaramy się! - rzuciła z uśmiechem Lucy.
- To akurat nie było śmieszne! - skwitowała zamykając drzwi Michelle. - To podchodziło pod taką... no jakby to nazwać... ukrytą groźbę.
- Powiem tak, śmieszne to może nie było, ale chciała być uprzejma i powiedzieć coś zanim wyjdzie. A że padły takie słowa jakie padły, no to nie jej wina. Poza tym, to nie była ukryta groźba, tylko jawna i to jak cholera! - dodała ze śmiechem dziewczyna po czym poszła do salonu obejrzeć telewizję.
Tego samego dnia wieczorem umówiła się z Natsu i razem jak wcześniej była mowa poszli z Michelle i jej przyjebem do kina. Naprawdę był walnięty ten koleś. Podrywał wszystko co się porusza i nie szczędził zbędnych komentarzy na temat wyglądu Lucy, co zdecydowanie nie podobało się Salamandrowi. Cała impreza się skończyła, kiedy owy "koleś" imieniem Karry, podszedł i złapał Lu za tyłek. Żart się skończyły, dostał  soczysty prawy sierpowy od różowowłosego i już po tym nie mógł się podnieść. Michelle próbowała jeszcze zeskrobać go z ziemi, ale po pewnym czasie twierdziła, że to nie ma sensu i kopnęła go na "do widzenia". Dragneel odwiózł dziewczyny do domu, po czym dostał zaproszenie zostania na noc na co oczywiście się zgodził. W między czasie kiedy musieli chodzić do szkoły chłopak zawoził i odwoził siostry. Spędzał z Lucy każdą wolną chwilę, kiedy trzy dni później zadzwonił dzwonek do drzwi...
- Lucy tym razem ty otwierasz, ja robiłam popcorn a Natsu kolację! - powiedziała przytulona do poduszki złotowłosa, najwidoczniej przerażona po obejrzeniu horroru. 
- Ale srasz w majty Mich! - rzuciła wstając i idąc do holu. Poprawiła ubrania i przygładziła włosy. Kiedy po drugiej stronie zobaczyła funkcjonariusza policji mocno się zdziwiła. - Dobry wieczór! Chyba nie byliśmy na tyle głośno, żeby komuś przeszkadzać prawda? - zapytała uśmiechając się do młodego i mega przystojnego policjanta. 
- Mam przyjemność z panią Lucy Heartfilia? 
- Tak, to ja. Przepraszam, czy coś się stało? 
- Mam dla pani złą wiadomość. Znaleźliśmy ciało pani ojca w samochodzie jadącym w stronę Berlina.... 
Dziewczyna zrobiła się tak biała jak ściana w przedpokoju. Po ciele przeszły jej dreszcze i natychmiast zrobiło jej się słabo. Czuła, że ziemi rozpada się pod jej stopami, jak niebo w którym była rozpada się na milion kawałków i rozsypuje po całym świecie pozostawiając po sobie tylko czarną plamę. Zachwiała się, ale silne ręce Salamandra ją podtrzymały. Dziewczyna straciła przytomność. Chłopak natychmiast położył ją na sofie znajdującej się w salonie. Zaprosił komisarza do środka i poprosił o wyjaśnienie zajścia. 
- O wypadku dowiedzieliśmy się 5 godziny temu. Zanim przyjechałem poinformować córkę denata o tragedii musiałem mieć pewność, że ofiarą jest na pewno ta osoba. Strasznie przykro mi to mówić, ale po samochodzie nie zostało praktycznie nic. Ciało było tak zmasakrowane, że ciężko było je zidentyfikować. Teraz czekamy na analizę przyczyn wypadku, ale ze wstępnych ustaleń wiem, że przyczynom wypadku a raczej jedną z przyczyn był przecięty przewód hamulcowy. - powiedział ze spokojem policjant spoglądając na leżącą blondynkę. - Nie chciałem aż tak brutalnie tego powiedzieć. Nie wiedziałem, że może stać się taka sytuacja. Jestem nowy na służcie i pierwszy raz musiałem mówić o takich strasznych rzeczach tak młodej, pięknej i delikatnej dziewczynie. 
- Ta piękna, delikatna młoda dziewczyna to moja dziewczyna, która przeszła w ostatnim czasie więcej niżby się to komuś wydawało! Dopiero co odzyskała ojca a teraz znowu go straciła. To jest dla niej tragedia. 
- Domyślam się, strasznie mi przykro. Nie będę dłużej zajmował czasu.  Chciałbym tylko żeby przekazał pan, jeśli pana dziewczyna poczuje się lepiej, żeby przyjechała na komisariat w celu złożenia zeznać. Jeśli nie będzie w stanie... Proszę zadzwonić to ja przyjadę. Niedługo również odwiedzą państwa kryminolodzy i detektywi. Na ten czas, zostawię numer telefonu, proszę się ze mną skontaktować jak tylko panienka poczuje się lepiej. 
- Tak, tak... Dobrze. Odprowadzę pana. - kiedy pożegnał funkcjonariusza, mocno oparł się plecami o drzwi i schował głowę w dłonie. Był załamany. Nie wiedział co ma powiedzieć, zrobić, nie wiedział dokładnie jak teraz będzie wyglądało jego życie. Lucy straciła wszystko. Rodziców, rodzeństwo, dziadków. Został jej tylko on i Michelle. Szybko ogarnął się, otarł łzy i poszedł do salonu. Światło było zgaszone a w kącie siedziała kiwając się na boki złotowłosa. Chłopak zobaczył, że Michelle wcale nie jest w lepszy stanie. Traktowała Jude jak własnego ojca. Równie mocno przeżyła jego stratę jak Lucy. Salamander podszedł do niej i mocno ją przytulił. Dziewczyna nie mogła opanować płaczu. Na początku wyrywała się z objęć chłopaka, ale on tylko zacieśniał uścisk. W końcu dała spokój i odpuściła wtulając się ciepłe ciało chłopaka. Stała wtulona w niego dobry kawałek czasu, non stop próbując coś powiedzieć. Wszytko co wyszło z jej ust, było nielogiczne i nieskładne. Różowowłosy, kazał dziewczynie pójść spać do swojego pokoju, ale natychmiast odmówiła, tłumacząc się opieką nad Lucy. 
- Ja się nią zajmę Mich. Idź do swojego pokoju. Proszę Cię! 
- Natsu, ja tam nie usnę. Ja... ja zostanę tu z wami. Przenocuje na kanapie. Dobrze?
- W porządku. Może lepiej, jak będę miał wzgląd na was dwie. - w mgnieniu oka dziewczyna usnęła. Różowowłosy przykrył Lobster kocem i usiadł obok swojej śpiącej królewny. Salamander nie miał pojęcia, co ma powiedzieć kiedy się przebudzi. Chciał żeby to wszystko było tylko złym snem.Jednak życie nie jest bajką i teraz miał tego idealny przykład. W pewnym momencie dziewczyna obróciła się na bok i mruknęła przez sen "Kocham Cię tato. Proszę - nigdy mnie już nie zostawiaj!" ...