czwartek, 30 czerwca 2016

Rozdział XXXXIII - Magia w blasku księżyca

- Niespodzianka! - krzyknęła Lucy wchodząc do mieszkania cioci.
- Moja kochana Lucy. Jak Ty pięknie wyglądasz. - powiedziała gładząc blondynkę po policzku i ocierając łzę. - Jest i mój mały szkrab. Ale Ty wyrosłaś. - dodała kierując wzrok na Jupiter.
- Jestem duża!
- Ale nie za duża na zabawki, nie? - powiedziała pokazując jej nową lalkę.
- Oczywiście, że nie. - odpowiedziała dziewczynka biorąc lalkę i idąc w głąb domu.
- Jest i nasz przystojniak, wejdź i pokaż mi się tutaj. Niech no ja Cię zobaczę.
- Dzień dobry. - przywitał się Natsu dając ciotce buziaka.
- U nas w Ameryce mówi się "Witamy". Aleś Ty wyprzystojniał i ta nieskazitelna buzia.
- Ciociu. - dodała szeptem Lucy widząc zarumienionego Natsu.
- Już dobrze, już dobrze. Wy młodzi nie umiecie przyjmować komplementów. Docenicie to jak będziecie w moim wieku. A teraz zapraszam do środka.
- Natsu, wszystko już wyniosłeś z taksówki?
- Jeszcze została moja walizka i torba z lekami Jupiter. - widząc, że blondynka chce iść na dół i mu pomóc, szybko dodał. - Spokojnie, sam to wniosę na górę. - powiedział i dał jej buziaka.
- Dziękuję.
- No no siostra, z tą ciążą jeszcze ci ładniej.
- Tak myślisz? To chyba jak urodzę musimy postarać się o następne.
- Uważaj bo domu dla nich nie wystarczy. - powiedziała z uśmiechem Michelle przytulając blondynkę. - Tak się cieszę, że jesteście tu wszyscy. Stęskniłam się za wami.
- Wiem. My też. Od kilku dni Jupiter mówiła tylko o wyjeździe.
- Zostawcie swoje rzeczy w pokoju gościnnym a Jupiter w moim. - powiedziała Michelle. - I uprzedzam z góry, że Jupiter śpi ze mną, bo tak się za nią stęskniłam, że nie odstąpię jej nawet na krok.
- W porządku, ale nie przyzwyczajaj jej tak do siebie, bo nie będziemy mogli stąd odjechać. - dodała blondynka uśmiechając się. - No chyba, że pojedziesz z nami. - dodała po chwili. Na twarzy małej dziewczynki bawiącej się wystąpił szeroki uśmiech.
- Tak ciociu, jedź z nami. Będzie fajnie.
- Pomyślimy nad tym a teraz rozpakowujemy rzeczy, bo wieczorem idziemy na spacer.
- Jupi!
....
- Obiad smakował? - zapytała ciekawa Michelle. - Mam nadzieję, że poprawiłam moje zdolności kulinarne. Nie otruliście się?
- Było pyszne Michelle. Naprawdę. - powiedział uspokajająco Natsu.
- Ufff... Kamień z serca.
- Zaraz idę do pracy, bo mam na drugą zmianę. - powiedziała ciocia. - A jeszcze o tyle rzeczy chciałam was zapytać.
- Spokojnie zostajemy jeszcze tydzień. Jeśli oczywiście to nie kłopot?
- No skądże znowu! Nawet nie wiecie jak tu jest pusto jak was nie ma.
- Cieszymy się, że możemy wypełnić puste miejsce i pomóc wam opróżnić lodówkę. W tym jesteśmy dobrzy. - powiedział uśmiechnięty chłopak, puszczając oczko do Lucy.
- Zwłaszcza ja. Jestem w tym najlepsza od kiedy jestem w ciąży.
- Właśnie wgl który to tydzień, bo my nic nie wiemy. Nic nam nie mówicie.
- 6 tydzień a ja zjadłam już tyle, że chyba pęknę zanim urodzę.
- Może to ciąża urojona albo spożywcza. - powiedziała ze śmiechem złotowłosa.
- No naprawdę zabawne Mich. - skarciła ją ciotka. Masz 22 lata a zachowujesz się jak 15 - latka. Do tego nie masz chłopaka.
- Auć.- rzuciła Lucy.
- Dla twojej wiedzy mamo, mam kogoś.
- Doprawdy? Czemu się nim nigdy nie pochwaliłaś? - zapytała zaciekawiona ciotka.
- No, bo jakoś nie było okazji. - dodała zakłopotana Michelle.
- Okazja jest zawsze.
- Nie było odpowiedniej.
- Yyy... - zaczęła Lucy widząc narastające napięcie. - Ja pozmywam, Natsu pójdzie na zakupy, Michelle zostanie z Jupiter a ciocia idzie do pracy. Wszystkim pasuje?
- Jak najbardziej. - powiedziała Lobster.
- No to do roboty.
Kilka minut później Lydia poszła do pracy zostawiając młodzież samą w domu. Natsu tak jak zapowiedziała Lucy poszedł na zakupy, do których listę wcześniej sporządziła. Michelle bawiła się z małą w salonie a Heartfilia zmywała naczynia. Mich włączyła telewizor akurat kiedy leciała bajka "My little pony". Nie trzeba było dwa razy przekonywać Jupiter, żeby ją obejrzała. W tym czasie złotowłosa postanowiła wykorzystać wolny czas i porozmawiać z siostrą.
- Serio masz chłopaka?
- Ty też mi nie wierzysz? - zapytała przegryzając musli
- Oczywiście, że Ci wierzę. Myślałam, że po tych wszystkich nieudanych związkach skończyłaś z chłopakami. Zresztą sama tak powiedziałaś.
- Bo skończyłam.
- Czy ja dobrze rozumiem...- powiedziała po chwili zastanowienia - czy Ty chcesz mi powiedzieć, że jesteś lesbijką?
- A nawet gdyby to co?
- Nic, oczywiście, że nic. Ja nie mam z tym problemu.- dodała szybko, żeby jej słowa nie mogły zranić siostry - ale wiesz że ciocia to konserwatystka. Dlatego jej nie mówiłaś tak?
- Lucy, ja żartuje. Nie jestem homo. Spokojnie.
- No co mi ku*wa mówisz, że jesteś. - powiedziała czują jak z serca spada jej ogromny ciężar.
- Mamo. - krzyknęła z salonu Jupiter. - Co to jest "ku*wa"?
- Chyba kto. - zażartowała Michelle.
- Nawet nie zaczynaj. - rzuciła patrząc się na Lobster. - Jest za mała.
- To bardzo nie ładne słowo, którego mamusia nie powinna powiedzieć.
- Ale powiedziałaś.
- Bo się zdenerwowałam na ciocię, ale Ty nie możesz tego powtarzać.
- Dlaczego?
- Bo nie możesz i tyle.
- Ku*wa, ku*wa, ku*wa. Widzisz mamusiu mogę. Chyba wiek nie ma ograniczenia. - powiedziała odkrywczo Jupiter.
- No pięknie. - dodała ze śmiechem Michelle.
- I wychowuj tu dziecko w takiej rodzinie. - powiedziała Lucy wracając do sprzątania w kuchni. - Jupier, lepiej przestań tak gadać bo tata jak to usłyszy zabierze Ci lalkę.
- Już nie będę.
Po chwili drzwi wejściowe się otworzyły i do salonu wszedł Natsu trzymając w rękach po 10 toreb z zakupami. Michelle chciała wstać, żeby wziąć od niego połowę, ale w tej chwili jedna z nich wypadła mu z ręki i słoik z powidłami potłukł się na śnieżno białym dywanie.
- Ku*wa! - krzykną zdenerwowany i zmęczony Natsu.
- Tylko nie dywan. - dodała łapiąc się za głowę Lucy. Za to Jupiter chyba spodobała się zaistniała sytuacja bo szybko zeszła z fotela i zaczęła bawić się powidłami mówiąc w kółko.
- Ku*wa, ku*wa, ku*wa.
- Brawo tatusiu, dopiero co ją tego oduczyłam.
- Jupiter nie mów tak bo... zabiorę ci pilot od telewizora. - pogroził Salamander.
- Teraz tatusiu to przesadziłeś. - zostawiła powidła i usiadła z powrotem na kanapie.
Kiedy reszta domowników otrząsnęła się, Lucy poszła wytrzeć zabrudzoną dżemem dziewczynkę, Michelle zajęła się zmywaniem dywanu a Natsu pakowaniem zakupów do lodówki i do szafek kuchennych. Kiedy dywan wyglądał już przyzwoicie, postanowili położyć tam jakąś zabawkę różowowłosej, żeby ciocia nie zauważyła plamy, która została pomimo największych starań jej zmycia. Cała trójka usiadła razem w kuchni i rozmawiała przy kawie.
- No to w końcu, masz tego chłopaka czy nie masz?
- No mam.
- No to mów, kto to jest? Znam go?
- Nie znasz. Poznałam go w barze, gdzie jestem barmanką.
- Długo jesteście już razem?
- Od dwóch lat.
- Czemu nie powiedziałaś mi tego wcześniej?
- Czym tu się chwalić? To tylko chłopak.
- Michelle, coś przed nami ukrywasz. Co się dzieje?
- Nic po prostu.... nic.
- Mich.- powiedziała blondynka łapiąc siostrę za rękę. - Zachowujesz się jakoś inaczej. Nie jesteś tą samą osobą co kiedyś, która zmieniała chłopaków jak rękawiczki i mówiła otwarcie o swoich uczuciach.
- Bo ja chce, żeby tym razem to było coś poważnego.
- Myślisz, że jak nikomu o was nie powiesz, to tak właśnie będzie? Poznałaś w ogóle jego rodzinę?
- On nie ma rodziny. Jego rodzice zginęli a rodzeństwa nie miał. Jest jedynakiem.
- Skądś to znam. - powiedziała współczująco Lucy.
- Masz nas. - dodał Natsu, gładząc Lu po plecach.
- Wiem. - odpowiedziała uśmiechając się. - Wiesz co Mich wydaje mi się, że najwyższy czas żebyśmy go poznali.
- Ale on jest.... aktorem.
- No i co w związku z tym?
- Nic. - odparła szybko Lobster. - Może wybierzemy się na jakiś spacer, bo później będę musiała iść do pracy.
- Pewnie, gdzie proponujesz?
- Znam jedno bardzo fajnie miejsce, ale lepiej zapakujcie ubrania na zmianę.
- No to w drogę.
....
- Co to jest tato?
- To jest fontanna, ale nie mam pojęcia jak się nazywa. Może ciocia nas oświeci.
-  Buckingham  Fountain. Tak się nazywa. Czyż nie jest piękna?
- Jest wspaniała. - szepnęła Lucy, na której fontanna zrobiła ogromne wrażenie.
- Mamo chodź bliżej.
- Zaraz pójdę, tylko porozmawiam z ciocią, dobrze? Niech tata z tobą pójdzie a ja was dogonię.
- Chodź Mała idziemy się zamoczyć troszkę.
Kiedy odeszli dziewczyny znalazły sobie wolną ławkę, która była sucha i usiadły. Rozmawiały o chłopaku Michelle i o jej planach na przyszłość. Lucy zaczęła ją namawiać do przyjazdu do Magnolii razem z chłopakiem, ale Mich stawiała opór.
- Dlaczego tak się przed tym bronisz?
- Czuję, że tu jest moje miejsce. Tu w Chicago. Kiedyś najchętniej bym stąd uciekła a teraz zrobię wszystko, żeby tu zostać.
- To przez niego?
- Nie wiem. Wydaje mi się, że znalazłam tu swoją bezpieczną przystań.
- Michelle, jaki z Ciebie romantyk.
- Lucy... zastanawiałam się...
- Tak?
- Nie boisz się?
- Hahahah, czego Mich? - zapytała rozbawiona. - Chyba nas tu nikt nie zabije.
- Nie o to chodzi. Nie boisz się przed ślubem?
- Ani trochę. - powiedziała bez wahania. - Nie mam żadnych wątpliwości, że kocham Natsu. Tyle czekałam na ten dzień i wprost nie mogę uwierzyć, że to już za 4 dni. - dodała patrząc na bawiących się dalej bliskich. - Zobacz jak on ją kocha? Czy mogłabym wymarzyć sobie lepszą osobę do spędzenia wspólnie życia?
Po słowach Lucy, Michelle zebrało się na płacz. Z trudem powstrzymywała łzy mocno zaciskając zęby. Żeby się nie rozkleić przy siostrze, zmieniała temat rozmowy.
- Może zrobimy niespodziankę Natsu? W końcu jutro ją jego urodziny? Chyba, że planowałaś randkę we dwoje.
- Jak już to w troje, bo dzieciątko w brzuszku wybrałoby się z nami. - powiedziała rozbawiona gładząc swój nadal płaski brzuch. - Jednak myślałam, że po prostu zrobię pyszną kolację dla nas wszystkich.
- To tandetne. - powiedziała Mich. - Natsu lubi robić szalone rzeczy. Pamiętasz jak kiedyś rozwalił automat szkolny, bo nie chciały Ci wylecieć żelki? Albo kiedy wyskoczył przez okno w sali biologicznej, bo zapomniał się nauczyć na klasówkę? Albo kiedy wbiegł do damskiej przebieralni żeby powiedzieć Ci, że Cię kocha i że tęskni, pomimo tego, że mieliście siedzieć razem na następnej lekcji? Albo to, że wybaczył Ci po 4 latach twojej nieobecności i kłamstwa? To ostatnie było chyba najbardziej szaloną rzeczą zrobioną przez niego. Musimy pomyśleć coś takiego, żeby zapamiętał ten dzień na całe życie.
- Co niby? - powiedziała zrezygnowana Lucy, która wiedziała, że nie jest typem osoby zdolnej do wymyślania szalonych rzeczy.
- Dziewczyno, to jest Ameryka, tu wszystko ma własne życie. - odparła puszczając oczko siostrze.
- Michelle, chyba nie chce usłyszeć tego co wymyśliłaś.
- Zdaj się na mnie, już ja mu zorganizuje urodziny, których nie zapomni do końca życia.
- Mamo! - krzyknęła Jupiter. - Chodź do nas, zobacz jak tu fajnie.
- Już idę Słonko. - pomachała dziewczynce i wstała z ławki. - Ufam Ci, ale bez żadnych gołych panienek.
- Jedna?
- Zero! Ja mu muszę wystarczyć. - odparła uśmiechając się i idąc w stronę dziewczynki.
Michelle postanowiła posiedzieć chwilę sama i przemyśleć kilka ważnych dla niej spraw. Wpatrywała się w bawiącą się, szczęśliwą rodzinę. Patrzyła jak jej siostra przeżywa miłość do Natsu z każdym dniem coraz mocniej i mocniej, jakby z każdym dniem dowiadywali się o sobie nowych rzeczy, jakby odkrywali się na nowo. Oparła się na ławce i poczuła wibracje w kurtce. Wyjęła telefon i spojrzała na wyświetlacz. - Dylan.
- Cześć Skarbie. - przywitała chłopaka
- Witam najpiękniejszą kobietę na całym świcie i chce jej oznajmić że strasznie za nią tęsknię.
- Ta kobieta, choć nie najpiękniejsza chce Ci powiedzieć, że również tęskni, nawet nie wiem czy nie bardziej od Ciebie.
- Wątpię, ale ustąpię. Dzwonię, bo jestem ciekawy, czy przyjechała do Ciebie siostra, czy jednak zrezygnowała?
- Przyjechała i mówiła, że chce Ciebie poznać.
- Brzmi zachęcająco, ale powiedz jej,  że jestem wolny za miesiąc. Do tego czasu pojedzie tak?
- Nie chcesz jej poznać?
- Przecież wiesz, że chcę. Tylko Ty nie chcesz, żebym poznał twojej mamy, to co dopiero mówić o siostrze.
- Zmieniałam zdanie. Chcę, żeby poznał Cię cały świat. Chcę, żeby wszyscy wiedzieli, że jesteśmy razem.
- Co to za nagła zmiana? To ona tak na Ciebie działa?
- Możliwe.
- To koniecznie muszę poznać dziewczynę, która wprowadza tak radykalne zmiany w twoim życiu.
- Dasz radę przyjechać jutro?
- Już jutro? Nawet nie dasz mi czasu na mentalne przygotowanie się do tego?
- Już miałeś za dużo tego czasu.
- Racja. - powiedział rozbawiony. - Całe dwa lata.
- No więc? Pasuje?
- Powiedz tylko gdzie i kiedy. Strasznie Cię kocham i dziękuję.
- To ja dziękuję Tobie i Ty doskonale wiesz za co....

piątek, 17 czerwca 2016

Rozdział XXXXII - Jak być ślepym na te łzy?

Do kolejnego spotkania Lucy i Natsu doszło następnego dnia po południu, kiedy chłopak po całej nocy przemyśleń postanowił ponownie zobaczyć się ze swoją córką. Przez ten krótki czas jaki spędzili razem poprzedniego wieczora był pewien, że nie chce stracić z nimi kontaktu. Zamienił z Lucy kilka słów, które były dla niego trudne, ale potrzebne. Wiedział, że nie widzi świata poza nią więc nie ma sensu znowu jej unikać. Nie chciał, znowu jej stracić kiedy właśnie ona sama pozwoliła się odzyskać. Właśnie przeglądał zdjęcia, które wczoraj zrobił z córką i uśmiechał się mimowolnie. "Jaka ona jest piękna i na całe szczęście podobna do niej. No dobra włosy ma po mnie" . Nie dowierzał, że przez tyle lat zadręczał się tym, że zabił ich maleństwo i skrzywdził ukochaną  sobie osobę. Los jednak zgotował mu inne życie. Dał mu drugą szansę, którą zamierzał w pełni wykorzystać. Po wczorajszej rozmowie wiedział, gdzie ma jej szukać. Pojechał do domu jej dziadka. Zapukał a drzwi niemal od razu się otworzyły.
- Dzień dobry, zastałem Lu?
- Jak to wspaniale brzmi, myślałem, że w ciągu tych 4 lat nigdy tego nie doczekam. Oczywiście, że jest, ale jeszcze się ubiera, poczekaj w salonie. Dotrzymałbym Ci towarzystwa, ale muszę jechać do pracy i zawieźć Jupiter do szkoły.
- Ja to zrobię.
- Co? Pojedziesz za mnie do pracy? No wiesz chętnie, ale ...
- Panu jak zawsze trzyma się żarcik.
- Ach synu, gdybym nie żartował to bym dawno nie żył.
- Tata? - zawołał dziecięcy głos z wnętrza domu a chwilę później słychać było tupot małych stóp na posadzce.
- Jupiter?
- Jesteś! Wiedziałam, że przyjdziesz! - Podbiegła do niego i objęła go za szyję dając buziaka w usta. Natsu poniósł ją i mocno objął. - Choć pokarzę Ci moje zabawki.
- Widzę, że  już nie jestem potrzebny. - dodał z uśmiechem starszy pan po czym dał prawnuczce buziaka w czółko. Bawcie się dobrze. Jupiter, pamiętaj o śniadaniu. - wychodząc uścisnął Natsu rękę i pojechał do szpitala.
- Tato, tu mam kucyki pony. Zobacz. Te dwa dostałam od dziadka, te dwa od mamy a te dwa od cioci.
- Piękne są i te kolorowe skrzydła. A wiesz? Ja też coś dla Ciebie mam.
- Ja kocham prezenty!
- Każdy je kocha. Proszę.
- Czy to domek dla kucyków? Domu jeszcze nie mam!
- Teraz już masz! - dodał głaskając ją po główce.
- Ja nic dla Ciebie nie mam.
- Ja niczego nie potrzebuje już mam wszystko.
- Ale powiedziałeś, że kochasz prezenty.
- Już dostałem najlepszy prezent na świecie. Ciebie.
- Podoba Ci się?
- Prezent?
- Tak.
- Bardzo. Lepszego nie mogłem sobie wymarzyć. - powiedział i objął dziewczynkę a ona dała mu buziaka po czym ugryzła w szyję. - Ała! Gryzoniu mały !
- Jupiter, mówiłam Ci, że masz nikogo nie gryźć.  - powiedziała Lucy schodząc schodami. Podbiegła do dziewczynki i wzięła na ręce podrzucając do góry. - Tym razem Cię, nie złapię. - groziła dziewczynce za każdym porzuceniem co wywołało w małej tyle śmiechu co nie miara. Natsu siedzący obok wpatrywał się ze szczerym uśmiechem. Po chwili odłożyła różowowłosą na dywanik i pozwoliła jej się bawić. Nastąpiła krępująca chwila, kiedy przyszedł czas przywitać się ze swoim narzeczonym. Lucy spojrzała na niego i chciała dać mu buziaka w policzek jak on zrobił to wczoraj jednak on miał inne plany. Kiedy dziewczyna zbliżyła usta do jego policzka on szybko się odwrócił tak że trafiła prosto w usta.
- Zachowujesz się jak dziecko. - powiedziała zadowolona.
- Każdy ma w sobie coś z dziecka. Masz dzisiaj czas?
- Cały dzień, przygotowany specjalnie dla Ciebie, choć troszkę się obawiam, że nie dotrwam nawet do drugiej rundy starcia.
- Kto tu mówi, że będzie jakieś starcie? Ja nie zamierzam na Ciebie napadać. Chcę tylko dowiedzieć się tylu rzeczy, co robiłaś przez ten czas, gdzie byłaś, jak się czułaś w ciąży, jak znalazłaś pracę. Chcę po prostu uzupełnić lukę w naszej historii informacjami o Tobie i Małej.
- Przepraszam. Po prostu byłam pewna, że będziesz krzyczał, złościł się i kłócił za to wszystko co zrobiłam a ja nawet nie mam logicznego argumentu aby się obronić. Przez co ogarnia mnie niemoc.
- Nie po to was odzyskałem, żeby teraz was stracić. Nigdy do tego nie dopuszczę.
- Nie dopuść. - powiedziała obdarzając go ciepłym uśmiechem.
- Może zrobię jakieś śniadanko? - zapytał unosząc na zmianę swoje brwi na znak zachęty.
- Czy Ty chcesz mi powiedzieć, że przez te 4 lata nauczyłeś się gotować?
- Dokładnie to chciałem Ci powiedzieć. Dumna?
- A jakże miałabym  nie być. Skoro taki z Ciebie kucharz, to kuchnia jest twoja a ja spakuje Jupy do żłobka.
- Nie może zostać w domu z nami? - zapytał zawiedziony.
- A chcesz, żeby została?
- No to już było pytanie z serii tych głupich.
- Spadaj. - rzuciła uśmiechając się. - Nie chcemy się narzucać.
- Jupiter zostaje, ja robię śniadanie a Ty.... hmm...
- Przyniosę coś z sypialni. - dopowiedziała wstając z kanapy.
- Dobra myśl, ale z tym mogłabyś zaczekać na mnie. Chętnie obejrzę całą a w szczególności łóżko.
- Poczekajmy do wieczora. Zmieniłam już pościel. - dodała kokieteryjnie puszczając mu oczko. Salamander zaczerwienił się i szybko poszedł do kuchni, żeby nie wyjść na jakiegoś napalonego zboka.
....
- A na tym zdjęciu jestem z Jupy w Ameryce u Michelle.
- Mamo co to Ameryka?
- Hmm... zrozumiesz jak będziesz starsza. Nie mam pojęcia jak Ci to wytłumaczyć.
- Dobra, ale pamiętam, że tam było fajnie.
- Tak? - zapytał Natsu. - Podobało Ci się? To może jeszcze kiedyś tam pojedziemy, co?
- Tak! - krzyknęła dziewczyna wskakując mu na kolana.
- A tutaj pierwsza wizyta u lekarza.
- Bolała mnie rączka. Nie chce tam więcej iść.
- Jak będzie trzeba to pójdziemy jeszcze raz.
- Nie! - zaprotestowała dziewczyna.
- Tak kochanie, dziadek starał się jak mógł, żeby Cię nie bolało.
- Bolało.
- Ach, zawsze musi zaboleć, żeby później mogło przestać.
- Wrrr - warknęła dziewczyna. - idę się bawić. Nie będę tego oglądać.
- To nie oglądaj jeśli nie chcesz cwaniaro. Zobaczysz jeszcze mnie kiedyś poprosisz, żebym Ci je pokazała.
- Nie!
- Łobuz. Ooo a to jest moje ulubione zdjęcie, jak byliśmy w zoo i Jupy pogłaskała małpkę.
- Cieszę się, że wszystko udokumentowałaś. Teraz czuję się jakbym niczego nie opuścił. Jakbym zawsze był z wami.
- Zawsze byłeś. - powiedziała zarumieniona i rozpięła guzik koszuli żeby wyjąć naszyjnik pod nią schowany. Był w kształcie serca a gdy się go otworzyło ukazywały się dwie osoby - Natsu i Jupiter. - Kiedy miałam zły dzień i nie mogłam sobie z niczym poradzić, zawsze czułam że jesteś ze mną. Wystarczyło tylko otworzyć serduszko i widziałam twoją rozpromienioną twarz. Przez te 4 lata tylko tym żyłam, twoim jednym zdjęciem. Czekałam aż dodasz coś na Fb, żeby móc zobaczyć jak wyglądasz obecnie, ale domyśliłam się, że wycofałeś się z wirtualnego świata. Nie mogąc już wytrzymać bez Ciebie musiałam jak najszybciej zaangażować nasze spotkanie. - dodała i do oczu napłynęły jej łzy.
- Lucy..
- Nic nie musisz mówić. Zmarnowałam Ci życie a teraz nagle się zjawiam nie wiadomo po co. Natsu chcę żebyś wiedział, że niczego od Ciebie nie oczekuje. Nie mam do niczego prawa. Chciałam, żebyś wiedział, że masz córeczkę i chciałam żeby Jupiter wiedziała, że ma ojca.
- Lu...
- Poczekaj. Chcę powiedzieć, że sobie damy radę i jeśli ułożyłeś już sobie życie z kimś innym to nie będę miała do Ciebie pretensji, bo wiesz.... miałeś prawo. Zostawiłam Cię i oszukałam. Wiedz, że nie będę zła jak no ten wiesz...
- Oj Lucy zamknij się już. - powiedział i namiętnie pocałował przyciągając ją coraz bliżej siebie - tak, że nie było wolnej przestrzeni między nimi. Ledwo co zdołali się opanować, kiedy kątem oka spostrzegli, że różowowłoda dziewczyna stoi z boku z pochyloną głową i wpatruje się w nich. Natychmiast odsunęli się od siebie i uśmiechnęli się do niej szeroko.
- Co tam skarbie, już się nie bawisz?
- Co robicie?
- Hmmm, dziękujemy sobie i przepraszamy się. - powiedziała Lucy.
- Okazujemy sobie miłość. - uzupełnił Natsu.
- To jest złe. - powiedziała z obrzydzeniem dziewczynka.
- Nie to wcale nie jest złe, jeśli obie osoby tego chcą.
- To jest złe jeśli mała dziewczyna na to patrzy. - rzuciła Jupiter i skrzyżowała ręce.
- Zadzwonię po nianię, żeby zawiozła ja do żłobka.
- Dobry pomysł.
....
- Dziękuję Lizz, że przyjechałaś. Zawieziesz ją do żłobka? No chyba, że masz tyle czasu, żeby pójść z nią na spacer albo do Bajlandii.
- Bajlandia. - krzyknęła dziewczynka.
- No to chyba nie mam wyboru. - powiedziała opiekunka. - A pieniądze?
- A tak pieniądze. Zapomniałam o nich. Już Ci daje.
- Ja zapłacę i nie Lucy - powiedział widząc, że dziewczyna chce się sprzeciwić. - nie zabronisz mi. Proszę.100 zł wystarczy?
- Damy radę. - dodała kobieta z uśmiechem i wyszła z domu.
- Nie musiałeś.
- Ale chciałem. Możemy wracać do tego co zaczęliśmy.
- Zapomniałam na czym skończyliśmy.
- Myślę, że możemy zacząć od początku.
- Dobra myśl. Salon czy sypialnia.
- Kuchnia. - rzucił uśmiechnięty. - Tam nas jeszcze nie było.
.....
- Nie wiem jakim sposobem z kuchni znaleźliśmy się w sypialni na górze.
- Ze mną wszystko jest magiczne. - dodał gładząc jej brzuch.
- Oj tak. Prawdziwy z Ciebie czarodziej.
- Możesz zostać moją asystentką.
- Ależ z Ciebie łaskawca. Muszę się zastanowić czy chce być dalej wykorzystywana przez szefa.
- To zastanów się szybko, bo wyczuwam drugą rundę.
- Nie dość, że czarodziej to jeszcze jasnowidz.

Miesiąc później....
- Jupiter. Podjęliśmy z mamą decyzje, że po powrocie z Ameryki przeprowadzamy się do naszego starego domu.
- Tato zamieszkasz z nami?
- Zgadza się. - powiedział z uśmiechem.
- Jupi! - krzyknęła dziewczyna rzucając się na szyję Salamandrowi. Przytuliła go mocno a po chwili puściła, żeby objąć jeszcze Lucy. - Kocham was.
- My Ciebie też Słoneczko.
- Z wyjątkiem tego, że mnie gryziesz, kopiesz, plujesz na mnie groszkiem przy obiedzie
- Lucy!
- Mamo!
- No co? Tego w Tobie nie kocham. - powiedziała z uśmiechem.
- Za to ja kocham w Tobie wszystko. - dodał dumnie Salamander.
-  Znalazł się. Zobaczymy co powiesz, jak Ty będziesz musiał wcisnąć jej groszek do buzi.
- Ja zamiast groszku zaproponuje hamburgera i frytki.
- Tak!
- Nie ma mowy! Nie w moim domu.
- Poczekamy zobaczymy. - rzucił różowowłosy puszczając oczko do Lu. - Proponuje, żebyśmy się spakowali, bo samolot nam ucieknie.
- To przyjadę po Ciebie jak się już spakujemy z małą.
- Nie, spokojnie ja przyjadę. Spakuję się pierwszy.
- Jak chcesz, tylko pamiętaj, żeby wyjąć z samochodu dziadka fotelik małej.
- Jasna sprawa. To pa moje Słonka. - powiedział czule i dał buziaka swoim dziewczynom.
- Przecież zaraz się widzimy.
- To nie zmienia faktu, że mogę pełnoprawnie dawać wam buziaki.
- Jupiter tak, mnie jeszcze nie. - dodała drocząc się z nim.
- Jeszcze tydzień i będę twoim pełnoprawnym mężem. A tym czasem jestem tylko wielkim fanem.
- Zboczonym fanem, przez którego spóźnimy się na samolot, jeśli zaraz nie wyjdzie.
- Do zobaczenia za godzinę.
- Do zobaczenia kochanie.