piątek, 27 maja 2016

Rozdział XXXXI - Za wszelką cenę

Za wszelką cenę każdy człowiek dąży do ocalenia. Poszukuje go gdzieś daleko a nie zauważa że tym ocaleniem mogą być osoby znajdujące się najbliżej. Ocalenie nie musi jednoznacznie kojarzyć się z przeżyciem cielesnym. Ratunkiem jest spokój duszy. Dopóki nie zrozumiemy i nie sprawimy, żeby była ona zdrowa nic nam nie pomoże. Aby osiągnąć spokój i życiową siłę, musimy spełniać swoje marzenia i zamierzenia. Nie ważne czy są szalone czy głupie. Marzenia to marzenia. Nie szukajmy niepotrzebnych, nieistniejących przeszkód. Nie tłumaczmy się, że nie udało nam się to bo to i tamto. Nie! Od dzisiaj tak nie będzie. Nie dajmy wmówić sobie, że nie jesteśmy czegoś warci. Nie pozwólmy nikomu nas krzywdzić, nawet głupim spojrzeniem. Wiemy ile potrafimy i na ile nas stać. Bóg nas stworzył takimi a nie innymi. Jeśli coś w naszym życiu przytrafia się tragicznego np. nasza choroba, śmierć najbliższej nam osoby, wypadek samochodowy, kalectwo, to pomimo tego, że to ciężkie do zaakceptowania to musimy sobie uświadomić, że Bóg na nasze barki nie daje więcej niż możemy udźwgnąć...

"W czar­nych chmu­rach, pełnych kro­pel deszczu, nałado­wanych pioru­nami, 
on widział nadzieję, gdy in­ni ucieka­li w po­goni za oca­leniem życia."
....
*oczami Natsu*
Stoję już pół godziny pod domem Minervy i mam ogromne opory przed tym, żeby wejść.  Jak to możliwe skoro jestem świadomy tego, że za drzwiami mogę spotkać moją ukochaną? Czy to właśnie ta świadomość hamuje mnie przed zrobieniem kolejnego kroku. To uczucie, kiedy czegoś pragniesz, ale nie możesz tego dostać, bo jesteś za słaby. Bo nie jesteś wystarczająco dojrzały aby to osiągnąć. Czekałem na nią cztery lata, wyglądałem, szukałem a ona mnie znalazła. Więc w czym problem, przecież ją kocham... Zamknąłem oczy i w myślach powtarzałem słowa modlitwy, czekając aż moje nogi zrobią kolejny krok. Czekałem i modliłem się o siłę . W końcu otworzyłem oczy, nie wiedząc kiedy znalazłem się tuż pod drzwiami. Wystarczyło tylko wcisnąć dzwonek. Głęboki wdech. Przycisk. Dzwonek. Kroki za drzwiami. Szybszy puls. Serce w gardle. Minerva.
- Natsu, co tutaj robisz? Nie zaglądałeś do nas kilka lat. Dzieciaki nie mogły się doczekać, żeby się z tobą pobawić. Wejdziesz?
- Oczywiście. - wszedłem do środka. Żyłem. Wszystko w środku pachniało nią. Jej perfumami. Na każdym meblu czułem jej obecność. Wszystko było takie jej, jakby zawsze tu mieszkała, bez żadnej przeprowadzki.
- To co Cię do nas sprowadza?
- Przyszedłem porozmawiać o Lucy.
- Tak też myślałam. Nie mam teraz za dużo czasu, bo powinnam jechać do pracy, ale zadzwonię, że się chwilę spóźnię.
- Dziękuję.
.....
- Nie mogę i nie potrafię odpowiedzieć Tobie na te wszystkie pytania. Sama nie mówiła mi wielu rzeczy, ale to prawda przychodziła tu przez te cztery lata i zajmowała się mną i dzieciakami.
- Nie mogę w to uwierzyć. Mieszkałem na przeciwko dokładnie 30 kroków od tego domu, w którym przebywała. To jakaś paranoja.
- Nie mów tak. Nie wiedziałeś. Przyszedłeś tutaj po jej zniknięciu kilka razy, pamiętasz? Za każdy tym razem mówiłam Ci, że jej tu nie ma i nie kłamałam. Nie było. Pojawiła się w drzwiach tego domu dopiero 6 miesięcy później. Nie spodziewałam się, że będę jedną z tych osób którym poświęci swój czas. A jednak.
- Czemu pani mnie nie zawiadomiła? Wiedziała pani jak mi zależy.
- Wiem. Ale wiedziałam, jak jej na tym zależy żebyś nie wiedział. Miała  w tym swój cel. Po roku kiedy przekonaliśmy się o czymś, namówiłam ją, żeby się z tobą skontaktowała, ale odmówiła. Mi też nie kazała dzwonić do Ciebie.
- O czym się przekonaliście? Co się stało? Czy Lucy jest chora?
- Nie nie, to nie o to chodzi. Skoro Ci jeszcze tego nie powiedziała, to ja też nie mam prawa tego robić.
- Muszę z nią porozmawiać i to jak najszybciej. Gdzie może być teraz. Proszę mi powiedzieć na pewno pani wie.
- Wiem. Ale najpierw jedz do jej dziadka i porozmawiaj z nim. On na pewno powie Ci więcej co Cię zainteresuje a jej dasz czas, żeby przygotowała się na spotkanie z tobą.
....
- Skąd te wszystkie tajemnice? - zdenerwowany ciągłą grą i odsyłaniem mnie w przeróżne miejsca nakrzyczałem na dziadka Lucy.
- Natsu, tłumaczyłem Ci z Lucy nie było najlepiej. To wydarzenie bardzo ją zestresowało a wiesz, że ona ma słabe serce. Była bardzo chora, ale udało nam się to wszystko naprawić. Postanowiłem, że powinna wyjechać do ciotki do Ameryki. Micheel była uradowana z jej wizyty. Ten odpoczynek bardzo dobrze jej zrobił. Zapomniała o tym wszystkim. Oderwała się od rzeczywistości lecz jak to na Heartfiliów przystało, nie potrafiła tak żyć. Ciągnęło ją tutaj. Nie mogłem nic zrobić. Dałem jej schronienie, pózniej pomogłem znalezć pracę. W miedzy czasie obmyślaliśmy sposoby walki z kryzysem w twojej firmie. To co wymyśliła z Castielem przeszło moje oczekiwania. Dla ratowania Ciebie poświęciła wszystko co miała, cały swój majątek. a gdyby ten szalony plan nie wypalił? Nic by jej nie zostało oprócz...
- Wiem. To było niepoważne z jej strony. Jestem na nią za to wściekły. Nigdy bym o nic takiego nie poprosił.
- Ona doskonale o tym wiedziała, ale czy nie na tym polega prawdziwa miłość? Żeby pomagać osobą, które nawet o to nie proszą?
- Chce z nią o tym pogadać. Proszę już tyle czekam.
- A czy czekanie pomogło zrozumieć Ci siebie samego?
- Znowu filozoficzne myśli... Każdy to samo, najpierw Minerva, później pana sekretarka teraz pan. Czy to jest jakaś wskazówka od niej?
- Zastanów się. Usiądź i poukładaj wszystkie kawałki. - z braku sił na dalszą przepychankę słowną zrobiłem jak polecił. Usiadłem w poczekalni i składałem wszystko do kupy.
1. Jutro może nie nadeJść a my nadal tkwimy w tym przeświadczeniu, że ono musi nastąpić. - cytat z książki, którą mi czytała.
2. Uszy wytęż i słUchaj co szepcze Ci wiatr. - wiatr nic nie szepcze do cholery jasnej. Wiatr to wiatr. Dajcie spokój jestem tylko facetem.
3. Powoli, kroczek za kroczkiem udaje się tam gdzie sPędzaliśmy wsPólnie czas. - Super wskazówka, byliśmy chyba we wszystkich miejscach w Magnolii -.-
4. I stopnIowo zapadam sIę, głębIej i głębIej aż w końcu pozostanIe po mnIe wspomnIenIe tych cudownym chwIl.
5. "Tupot małych sTóp. "
6. Echo dawnEgo i nowEgo życia tętni tu. Starzy oddają miejsca młodym.
7. Rozumienie samego siebie znaczyna się w tym miejscu, jeśli tu nie zdasz sobie sprawy kim jesteś, nie uda Ci się zrobić kolejnego kroku. - Może jestem jakiś nie tego, ale w ogóle  jej nie rozumiem. Z frustracji zacząłem rwać włosy z głowy.
- Myśl młody człowieku. Ona nie będzie tam wiecznie na Ciebie czekać. Dała Ci już chyba dość jasne wskazówki.
- Pan żartuje z tego nic nie wynika.
- Bo patrzysz zbyt ogólnikowo na nie. Nie widzisz w nich nawiązania do swojego życia.
- Co te wskazówki mają na celu?
- To chyba jasne. Wyznaczają cel i miejsce spotkania.
- .....
- Młody człowieku, spójrz na to normalnie, racjonalnie, nie szukaj drugiego dna
- Ja nawet pierwszego nie znalazłem.
- Przestań się nad sobą użalać. Czytasz to na opak. Spójrz na to w kolejności i czytaj od góry do dołu.
- Przecież to robię.
- Jeśli nadal będziesz taki powolny to ją stracisz.
- Znajdę ją, słyszysz? - wykrzyknąłem zdenerwowany.
- No to zrób to. Ps. spadła Ci jeszcze jedna karteczka. - po jego słowach spojrzałem w dół, ale tam niczego nie było. Zdenerwowany na staruszka miałem mu nakopać do .... no wiecie czego, ale jego już nie było. Tam gdzie stał, na podłodze leżała karteczka.
"Zabawa to sposób na życie. To oderwanie się od rzeczywistości. Tam możesz zapomnieć o wszystkim co Cię dotyka. I przypomnieć sobie imię, które masz w pamięci."
- Imię, które mam w pamięci.... Zabawa to sposób życia.... oderwanie od rzeczywistości. Wiem! Przecież to najłatwiejsza rzecz pod słońcem!
1. Jest to cytat z książki jaką mi czytała to fakt. Jednak ważne jest tu, gdzie mi ją czytała. Zawsze w tym samym miejscu.
2. Szum wiatru, zawsze tak wspaniały tylko w jednym miejscu.
3. Jest to drugie najwspanialsze miejsce w Magnolii, gdzie uwielbialiśmy razem przesiadywać.
4. Zawsze uwielbiała zakopywać stopy w piasek. A istniało jedno miejsce, gdzie to zawsze robiła.
5. Tupot małych stóp to faktycznie film który oglądaliśmy z bliźniakami, jednak to chodzi o tupot małych dzieci. Zawsze najintensywniejszy jest w tym miejscu.
6. Tu przecież nie chodzi o szkołę. Kiedyś były tam dzieci, ale one wyrosły i są już dorosłe, więc tam, nie chodzą.
7. Jeśli będąc dziećmi nie zdamy sobie sprawy kim jesteśmy w dorosłym życiu nie będziemy umieli tego zrobić.
Wszystko sprowadza się do dzieci. A gdzie najczęściej przebywają dzieci z Magnolii. W parku z placem zabaw. To było nasze ukochane miejsce spotkań, oczywiście oprócz łóżka w sypialni. Ono było o niebo przyjemniejsze.
 A co z tym imieniem? Ono jest moim celem?
Imię, które ma w pamięci. Mam w pamięci tylko jej imię. Poza tym to musi mieć związek z tymi literami.
....
....
...
 Czytaj od góry do dołu.....
J
U
P
I
T
E
R
......
*oczami Lucy*
Słońce chyliło się ku zachodowi i powoli robiło się zimno. Spojrzałam w stronę bawiących się dzieci i szeroko uśmiechnęłam się do pięknej różowowłosej dziewczynki. Pomimo ogromnego smutku spowodowanego jego nieobecnością starałam trzymać się w ryzach. Nie chciałam dać po sobie poznać rozczarowania, żeby nie zawieść Jupiter. Siedziałam na huśtawce i przyłapałam się na tym że zagrzebuje nogi w piasek. Zawsze to robiłam. Nawet nie wiedziałam kiedy podbiegła do mnie moja córka.
- Mamusiu kiedy przyjdzie tata?
- Chyba wgl nie przyjdzie. Pewnie coś mu wypadło.
- Ale obiecałaś...
- Wiem i przepraszam. To nie był dobry pomysł. Wracamy do domu, co?
- Jeszcze nie! - oburzyła się ślicznotka i tupnęła nóżkami.
- Kotku musimy wracać. Jest już zimno.
- Jeszcze nie!
- No już Jupier zbieraj się. - powiedziałam stanowczo wstając z huśtawki.
- Jeszcze nie! - krzyknęła po czym uciekła do grupy dzieciaków.
- Jupier, choć szybko do mnie. Musisz założyć sweterek. - zdjęłam z siebie wełniany sweterek, założyłam jej przez głowę i zawinęłam rękawki. - Jeszcze 10 minut i idziemy. - Przystanęłam oparta o karuzelę i patrzyłam na moją córeczkę gdy nagle odezwał się głos za mną.
- Upór ma po tobie. - zamarłam. Od razu rozpoznałam ten głos i te ciepło jego ciała. Przeszedł mnie dreszcz, który nie chciał ustąpić. Bałam się odwrócić i spojrzeć mu w oczy. Wiedziałam, że otrzymam cios, który zaboli milion razy mocniej niż wszystko inne. Chyba domyślił się, co czuję, bo sam obszedł mnie i stanął twarzą twarz ze mną. - Ale włosy po mnie.
- Włosy zdecydowanie są po tobie.
- Cześć. - powiedział urokliwie.
- Hej. - rzuciłam pilnując serca, żeby nie wyskoczyło mi z piersi przy każdym słowie.
- Czy to znaczy, że mam córeczkę?
- Wszystkie znaki na Niebie i Ziemi na to wskazują. - dodałam powstrzymując się od płaczu.
- Czy ja mogę, no wiesz..?
- Chcesz do niej pójść?
- Yyy.. tak.
- Od dawna na to czekała. - powiedziałam i rozpłakałam się jak małe dziecko. Zanim podszedł do niej, obdarował mnie pocałunkiem w policzek i swoją kurtką. Potem odwrócił się i powolnym krokiem udał się w jej stronę. Patrzyłam jak moja córeczka uśmiecha się i rozmawia ze swoim tatą. Patrzyłam jak mój ukochany bawi się z naszą córką. Czy może być coś piękniejszego w świecie jak miłość ojca do córki? Jak miłość od pierwszego spojrzenia?





piątek, 6 maja 2016

Rozdział XXXX - Papierowe miasta

*oczami Lucy*
Wróciłam, oddycham i żyję. W końcu żyję. Tyle czekałam na te chwilę, po 4 latach życia bez niego mogłam w końcu go ujrzeć. Zmienił się. Jest stanowczy, gotowy wskoczyć na głęboką wodę, odpowiedzialny za swoje czyny słowa i za osoby którymi zarządza. Zmienił się również wizualnie. Jest jeszcze przystojniejszy, bardziej podobny do ojca, ale pozostała mu delikatność jego mamy. Jest piękny, taki którego mogłabym rysować nocami. Mogłabym o nim pisać wiersze. To była tylko godzina a ja czułam się jakbym widziała go tylko sekundę. Chcę więcej i częściej go widywać.
Ukrywałam się w tym samym miejscu przez 4 lata wspierana przez mojego dziadka i rzadziej, ale jednak przez moją babcię. Z Minerwą i dzieciakami mam stały kontakt odkąd mieszkają w naszym starym domu. Bywałam u nich prawie codziennie z wyjątkiem krótkiej wizyty za granicą u cioci i Michelle. Rozmawiałam również kilkakrotnie z Levy, ale widziałam, że prędzej czy później wygadałaby moje miejsce zamieszkania i moją tajemnicę to ucięłam z nią kontakt. Co dzień patrzyłam na to samo miasto z góry wieżowca i widziałam tych wszystkich ludzi, którzy codziennie wykonywali te same rutynowe czynności. Wstawali, jedli śniadanie, żegnali się z dziećmi, jechali do pracy, stali w korku, trąbili, jechali do pracy i siedzieli w tej powalonej korporacji. Po czym wracali zmęczeni po całym dniu zdejmując z siebie wszelkie troski i zrzucając obawę, że ktoś wbije Ci nóż w plecy. Wracali do swojego jedynego schronienie na tym świecie jakim była rodzina. Przytulali dzieci, całowali żonę, jedli obiad, oglądali wspólnie film, przeglądali papiery z pracy i zasypiali i tak codziennie. W kółko i w kółko powtarzał się ten sam schemat, jakby nie umieli inaczej. Przyzwyczajeni do obecnego stanu rzeczy godzili się na wszystko co zostawił dla nich los. Nie próbowali nawet z tym walczyć, nie broni się lecz poddali. Ja nie chciałam się poddać dlatego tu trafiłam. W tym miejscu widziałam cały ten mechanizm działania papierowych miast. Nic co się wydawało prawdziwe nim nie było. Każdy człowiek był jak kawałek papieru, który przy lekkim wietrze mógł odlecieć daleko i już nigdy nie wrócić. Kiedy tylko zarabialiby więcej, nie zostawaliby przy swoich rodzinach tylko wyjeżdżali i się spełniali, gdyby zarabiali więcej, wyjeżdżaliby żeby odpocząć ale nie z rodziną tylko z pracownikami, gdyby zarabiali więcej popadali by w nałogi, gdyby zarabiali więcej jeździli by lepszymi samochodami i zatruwali wszelką roślinność wokół siebie. Byli papierowi. Jak małe żołnierzyki wykonujące czyjeś rozkazy, byli nijacy. Nie chciałam  taka być i nie chciałam aby nasza rodzina taka była a właśnie do tego nieuchronnie zmierzała. Pewnego dnia, gdy siedziałam i patrzyłam przez okno znajdujące się kilkanaście metrów nad ziemią widziałam jego samochód, na pewno był to on. Krążył i jakby czegoś szukał. Serce zamarło mi kiedy zatrzymał się przed budynkiem w którym przebywałam. Widziałam jak wchodził i zniknął w środku. Bałam się przedwczesnej konfrontacji ale byłam gotowa. Wstałam i przygładziłam włosy, wiedziałam, że wjedzie na moje piętro bo zawsze to robił, bo tu miał najwięcej spraw do załatwienia. Zostawiłam dokumenty od Castiela, stanęłam przy biurku i czekałam aż przejdzie korytarzem i zobaczy mnie. Cała ściana była szklana nie mógł by mnie nie zauważyć a jednak, nie zauważył. Przeszedł obok mojego pomieszczenia, z nieobecnym wzrokiem skupionym na jednym punkcie. Był nieobecny duchem. Czekałam aż się odwróci  lecz on przystanął i się uśmiechnął. Byłam pewna że cofnie się i wbiegnie do mojego biura, wtedy go przytulę i ucałuję i przeproszę za wszystko co mu zrobiłam. Ale on tylko uśmiechnął się, uścisnął komuś dłoń i przekazał papiery do podpisu. Był tuż pod moim nosem, ale wiedza o tym co mu zrobiłam, co przed nim zataiłam była moją niemocą. Nie mogłam zrobić kroku w przód choć bardzo chciałam, wiedziałam, że on musi mnie znaleźć pierwszy. To było bardzo ważne. 
Widywałam go jeszcze kilkakrotnie. Jedno z takich spotkać odbyło się wtedy, kiedy podjechałam do jego ulubionego sklepu plastycznego, gdzie zawsze kupował szkicownik, najlepsze ołówki i węgiel. Stanęłam przy półce z kolorowymi kredkami, widziałam w nich nie tylko zwykłe kredki, ale piękno tego świata. Kolory, które na nim są, ale ludzie przez swój egoizm ich nie widzą. Ja je widziałam, widziałam je bo nie byłam już trybikiem w chorej grze jaką sobie ludzkość wymyśliła. Nie byłam już częścią szarych papierowych miast. Oderwałam się od schematu. Kiedy tak stałam i patrzyłam się na kredki poczułam znajome ciepło za moimi plecami. Bałam się odwrócić, bałam się że go zobaczę. Nie teraz, nie tutaj, nie tak. Wiedziałam, że to on. Wszędzie poznałabym te włosy, szybko uciekłam na drugą stronę sklepu. Nie pozwoliłam by mnie zauważył, nie tutaj i nie teraz. 
Innym miejscem w którym go widziałam był park. Kiedyś tutaj spacerowaliśmy. Tu znajdowało się nasze liceum i podstawówka mojego rodzeństwa. Zdjęłam buty i stanęłam delikatnie na piasku. Był sypki i zimny. Usiadłam na huśtawce a końce stóp zakopałam w podłożu. Patrzyłam na bawiące się dzieci. Podchodziły do mnie i chciałby żebym się z nimi bawiła. Uścisnęłam je i popędziłam za nimi do piaskownicy żeby lepić zamki z pasku. Wtedy wydawało mi się, że po ścieżce idzie Natsu. Nie mogłam go rozpoznać, szedł z głową w papierach. Trzymając 10 teczek w jednym ręku, kawę i torbę w drugim szedł zmęczony po pracy. Szedł jakby zaraz  miał podstawić głowę pod siekierę kata. Wyglądał tak jakby przybyło mu 30 lat. Gdy go ujrzałam aż serce mi się ścisnęło. Wiedziałam, że to nie jest dobry moment, ale pragnęłam do niego podbiec i pocałować i uciec.
Ostatnim razem kiedy go widziałam szedł z Lissaną. Poczułam bolesne ukłucie w sercu, mówiąc szczerze byłam bardzo o niego zazdrosna. Tego dnia miał odbyć się ślub Castiela, a ja musiałam skompletować strój. Weszłam do pobliskiego sklepu z bielizną chcąc kupić rajstopy. Wtedy zauważyłam go jak patrzył na damską bieliznę a u jego boku stała Lissana. Miałam wielką ochotę wyciągnąć jak za kudły i pokazać kto tu rządzi, ale tego nie zrobiłam. Nie miałam odwagi. Nie miałam prawa. Zniknęłam. Nie byłam już częścią jego życia więc nie miałam prawa w nie ingerować. Wróciłam do domu, ubrałam się na ślub a po powrocie zaniosłam się płaczem, który mogła uspokoić tylko jedna osoba.
Tęskniłam z każdym dniem coraz bardziej, kiedy przyszedł czas aby w końcu się spotkać i powrócić na arenę papierowych miast wiedziałam że muszę być silna. To zdążyliśmy ustalić z Castielem. Mam być silna a on ma mnie w tym umacniać. W końcu był ważną osobą w moim życiu oraz mojej rodziny. Dzięki niemu zachowałam się w ryzach, żeby nie podejść do Salamandra i go nie przytulić. Zakochanemu człowiekowi nie potrzeba wiele aby z miłości zrobić jakieś głupstwo. Szczególnie najłatwiej nam przychodzi robić rzeczy, które mogą wpłynąć na dalsze życie, nie tylko nasze, ale i naszych najbliższych....
Odzyskałam go i nie mam zamiaru go drugi raz stracić. Będę walczyć o niego i wygram w końcu tego nauczyły mnie te 4 lata spędzone tułaczką.


*oczami Natsu*
Moje serce zamarło. Poczułem, że wszystko wewnątrz mnie stanęło i przestało prawidłowo funkcjonować. Krew nie dopływała mi do mózgu i nie mogłem racjonalnie myśleć. W mojej podświadomości ten moment widziałem inaczej. Myślałem, że zobaczę ją jako uśmiechniętą, pełną życia kobietę z 5 dzieci i mężem. Cieszę się, że jej takiej nie zobaczyłem. Moja wyobraźnia troszkę przesadziła z czego jestem bardzo zadowolony. Pierwsze wrażenie jakie odniosłem to to, że wyładniała, wyszczuplała i zmężniała. Gdyby nie oni wszyscy tam zebrani, porwałbym ją do miejsca gdzie nikt i nic nie mogłoby nam przerwać. Chciałem się z nią całować, wielbić ją i wznosić ponad wszystko inne. Chciałem ją mieć znowu dla siebie, jak dawniej. Nadal tego chce i do tego będę dążył, nie wiem co przede mną ukrywa, ale dowiem się. Nie spocznę póki jej nie znajdę zanim ona się ze mną skontaktuje. Nie będę czekał cierpliwie, bo w tym czasie może się jeszcze wiele wydarzyć. Moja miłość nawet na chwilę nie zmalała, kocham ją jeszcze bardziej niż wcześniej. Chce spróbować tym razem na poważnie. Budując stałe i solidne fundamenty rozpocząć nowe życie, pełne radości, szczęścia i rodzinnego ciepła. Mieć z nią gromadkę dzieci i prawdziwy dom. Jesteśmy starsi i mądrzejsi o doświadczenia jakie zostawił nam los. Muszę się z nią spotkać i dowiedzieć się wielu rzeczy o których mi nie powiedziała. To godzinne spotkanie z nią uświadomiło mnie tylko w tym, że mógłbym z nią spędzić całe życie.
Zanim zobaczyłem ją w dzień konferencji wydawało mi się, że już wcześniej się minęliśmy i ta myśl i to wrażenie spowodowało, że zacząłem jej szukać. Jeździłem przez kilka dni po całym mieście i zaglądałem w najciemniejsze zakamarki jakie to miasto ukrywało. Po 20 dniach samotnego poszukiwania poddałem się i wróciłem do obowiązków. W między czasie zaczęła jej szukać policja, ale oni też nic nie wskórali. Podjechałem pod najwyższy wieżowiec w tym mieście, gdzie na najwyższym piętrze pracują największe szychy. Musiałem im zawieźć pewne firmowe dokumenty do podpisania. Chciałem to zrobić osobiście, bo odczuwałem taką potrzebę. W głębi duszy czułem, że jak podaję jeszcze raz wokół miasta to ją znajdę, ale tak się nie stało. Kiedy dotarłem windą na sam szczyt nie od razu ujrzałem szefa, postanowiłem pójść prosto korytarzem bo zawsze zachwycał mnie widok z tych okien na całe miasto. Patrzyłem przed siebie, zamyślony, nieobecny. Z jednego z pokoi przebijały się na korytarz silne promienie słoneczne i pomimo tego, że chciałem spojrzeć na nie nie mogłem. Myślałem, że przywidziało mi się, ale w tych silnych promieniach zauważyłem piękną blondwłosą kobietę. Stała tyłem a zachodzące słońce mocno świeciło. Nie mogłem jej poznać. Odpuściłem, bo wiedziałem, że popadam w paranoje. Pożegnałem szefa i wyszedłem. Porażka.
Innym razem kiedy potrzebowałem kupić nowy szkicownik i węgiel, wszedłem do mojego ulubionego sklepu plastycznego i tam przy dziale z kredkami i flamastrami minąłem dziewczynę o różanym zapachu perfum, który niegdyś używała Lucy, gdy odwróciłem się dziewczyny już nie było a w miejscu gdzie stała zobaczyłem małą uśmiechniętą od ucha do ucha dziewczynkę. Podszedłem do niej i zapytałem się jak ma na imię a ona szybciutko i wyraźnie odpowiedziała.
- Jupiter.
Powiedziałem, jej że to piękne imię i dałem jej kupione dla mojej mamy czekoladki. O mało nie wyjąłem bielizny, którą kupiłem w imieniu taty na jej urodziny. Uśmiechnęła się, pomachała mi i powiedziała, że musi uciekać bo ktoś na nią czeka. Taka mała a taka mądra. Poczułem z nią pewną więz i ogromne ciepło bijące z jej serduszka. Może dlatego, że miała takie piękne, kolorem podobne do moich włosy. Wydawało mi się, że widziałem później tą dziewczynkę w parku, ale tego już nie byłem pewien. Byłem zmęczony i właśnie szedłem na samobójczą misję. Musiałem wrócić do domu, gdzie czekali na mnie inwestorzy za granicy. Wracałem i myślałem, że przydałaby się Lucy, ona zawsze była świetna w językach obcych. Angielski traktowała jak język ojczysty o hiszpańskim i niemieckim nie wspominając. Ach, jak to dobrze było mieć ją zawsze blisko siebie. Gdyby zobaczyła mnie takiego natychmiast kazałaby mi wszystko odłożyć, przygotowałaby mi kąpiel a później spędzilibyśmy piękną noc razem. Ale jej nie było i nie miałem co marzyć, o tym że jeszcze kiedykolwiek ją zobaczę, więc szedłem. Szedłem bez celu. Bo jak można chodzić, oddychać i żyć bez kawałka siebie. To tak jakby ktoś zapomniał, zgubił albo został okradziony z kawałka serca, mózgu czy płuca. Bez nich nasze życie jest praktycznie niemożliwe. Moje takie było. Snułem się ale sensu ie widziałem. Tak było dopóki się nie zjawiła w moim życiu po raz kolejny.
Powinienem już rozmawiać z tatą i doradcami firmy, aby załagodzić sytuację z panem Strauss, ale nie miałem na to głowy. Wiedziałem, że tata mniej emocjonalnie do tego podchodzi i lepiej to załatwi. Ja pozwoliłem sobie odpocząć a następnego dnia zabrać się za śledzenie mojej ukochanej. Postanowiłem rozpocząć je od odwiedzin jej macochy, która mieszkała na przeciwko domu rodziców....
.....................
Z góry zaznaczam iż wiem, że liczbę 40 piszemy nie jako XXXX lecz jako IL ale to drugie tak nieładnie wygląda więc postanowiłam nie popadać w skrajność i wybrać to co ładniejsze :*