poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Rozdział XXXIX - Przeżyć dla niej

Natsu zabiłeś nasze dziecko, nasze dziecko zabiłeś je! Tak bardzo chciałam je mieć a Ty je zabiłeś. Nie potrafię Cię kochać, po takim czymś. - widząc jak dziewczyna odchodzi z walizkami i zamyka za sobą drzwi chciał zareagować, ale nogi miał jakby przymocowane do podłogi. Nie mógł się ruszyć, nieważne jak bardzo by chciał.
- Nie odchodź! Przepraszam Lucy, wiesz jak bardzo Cię kocham! Nie zostawiaj mnie samego! Nie teraz! - krzyczał i miotał się nie mogąc zrobić kroku w końcu coś z hukiem uderzyło o ścianę. Natsu nie był już w domu, który kupił dla siebie i Lucy, ale w starym pokoju w domu rodziców.
- Kochanie, to tylko zły sen. Już spokojnie - dodawała mu otuch mama, która w piżamie wbiegła do jego pokoju i przytuliła go, gładząc jego włosy. - to tylko koszmar...
- Jestem mordercą. Zabiłem swoje dziecko.
- Kotku, nie wiedziałeś, że Lucy jest w ciąży.
- Boże, czemu jestem takim potworem?
- Kochanie, to przeszłość. Zapomnij o tym. Weź tabletki, leżą na stoliku nocnym.
- Miał albo miałaby już 4 lata.
- Śpij..
- Moja Lucy. Tak ją kocham.
- Kochanie, minęły 4 lata. Nie wiedziałeś jej przez 4 lata.
- Zawsze będę ją kochał. Jak powiedziałem, moje serce należy tylko do niej. Wolę się zabić niż być z kimś innym.
- Przestań wciąż to powtarzać. Pomyśl o nas. Kochamy Cię! Wiesz jak przeżywałam to jak chciałeś podciąć sobie żyły... Jak Cię znalazłam w tym domu samego, całego we krwi. Wiesz jak cierpiałam. Jeszcze chwila a straciłabym Cię na zawsze. Wiem że cierpisz, ale nie rób tego więcej. Matczyne serce tego nie wytrzyma. Nie moje.
- Przepraszam mamo. Ja po prostu..
- Wiem kochanie, wiem. Jeśli kocha Cię naprawdę to wróci. Daj jej czas.
- Minęły 4 lata, nawet nie wiem czy żyje. Boże, nic nie wiem. Policja przeszukała cały kraj i nic.
- Ona wróci...
.....
Po wspólnym rodzinnym śniadaniu Natsu z rodzicami udali się do rodzinnej firmy, która miała już nowy szyld i nową załogę. Dzisiaj miała odbyć się konferencja i kolacja, na której miał być powitany nowy udziałowiec - Strauss. Człowiek, który podczas 2 lat zdobył ogromną popularność i wniósł swój kapitał w podtrzymanie firmy. Jednak firma wyszła ze wszystkich poprzednich problemów z pomocą tajemniczego inwestora, który wniósł swój kapitał wartości dwóch milionów złotych. Jednak ani rodzina Dragneel ani Strauss nie wiedzą, kto to jest. Udziałami, które stanowią 40 procent kieruje jedna osoba, znana pod pseudonimem Castiel. Pojawia się tylko podczas ważnych uroczystości, podpisywaniu istotnych kontraktów czy wspólnych konferencji. Jasmine i Igneel, których udział łącznie stanowi 20 % nie mają pojęcia, cóż za bogaty człowiek stoi za inwestowaniem pieniędzy w ich upadający biznes.
Kiedy nadszedł czas konferencji w pomieszczeniu przy ogromnym stole zasiedli Jasmine, Igneel, pan Strauss, jego córka Lissana, tajemniczy udziałowiec i dwóch prawników przestrzegających przepisów. Natsu wszedł jako ostatni i usiadł na miejscu prezesa. Poprawił fotel i poważnie spojrzał na Castiela, po chwili wstał i zwrócił się do zebranych.
- Jak sami państwo już wiecie ten oto dystyngowany i wysokiej klasy mężczyzna wraz ze swoją córką dzisiaj zostaną oficjalnymi działaczami w naszej firmie. Zaraz dojdzie do podpisania dokumentów, proponuje je dokładnie przeczytać zanim je państwo podpiszą. Oczywiście wszystko pieczołowicie sporządzał prawnik więc wątpię, żeby była tam jakaś pomyłka lub uchybienie. Mam nadzieję, że postawione warunki są korzystne dla państwa i zawiążemy dzisiaj oficjalnie współpracę. - po swojej przemowie różowowłosy usiadł i wrócił do przyglądania się tajemniczemu mężczyźnie. Miał wrażenie, że zna go, że dobrze go zna. Nie wiedział jednak skąd. Wpatrywał się w niego a mężczyzna chcąc uniknąć tego przenikliwego spojrzenia założył okulary przeciwsłoneczne. Z transu wyrwała go koperta położona przez Lisannę. Zdziwiony szybkim podpisem jaki złożyła, zapewne nie przeczytawszy do końca zasad, uwag i warunków, wstał i odsunął jej krzesło.
- Bardzo się cieszę, za zaufanie. Zapraszam razem z rodzicami na uroczystą kolację, która odbędzie się jutro wieczorem.
- Bardzo mi mi... - zaczęła Lissana wdzięcząc się do Salamandra, jednak jej flirt przerwał jej Castiel wstając ze swojego miejsca.
- Przykro mi, jednak ja oraz moja przełożona nie będziemy w stanie przybyć na miejsce, ponieważ jej samolot przylatuje dopiero w piątek.
- Yyy... Słucham? - zapytał zdziwiony śmiałością udziałowca. - Że kto przyjeżdża w piątek?
- Wasz główny udziałowiec. No chyba młody człowieku, nie myślałeś, że to ja jestem nim? A jednak! - powiedział, widząc oniemiały wyraz twarzy Natsu. - Muszę Cię zmartwić, to nie ja zarządzam tymi 40%, to moja szefowa, na której zlecenie działam. Przyjeżdża w piątek i chce się spotkać ze sztabem firmy, to chyba pana nie dziwi, prawda?
- Oczywiście, że nie. Z chęcią poznamy naszego Anioła Stróża. - dodała pospiesznie Jasmine, aby zatuszować zdziwienie syna. Uścisnęła rękę Castielowi i zaprowadziła go do wyjścia...
....
- Przyjeżdża w piątek... bla bla bla. Musi być na kolacji... bla bla bla, to wasz ANIOŁ STRÓŻ. - powtarzał Natsu w drodze do domu rozmawiając przez telefon z Gajeel`em. - Kim on do cholery jest ten anioł? Nie wierze w anioły. Nie wierze w nie! I do tego ta jego wyniosłość, co to miało być?
-  Daj spokój jemu. Pomyśl tylko: JAKI PAN TAKI SŁUGA. Wydaje mi się, że w piątek poznasz gorszą osobę niż ten pryszcz Castiel.
- Nie jest pryszczaty - sprostował Natsu.
- Stary to nieważne. Tak się tylko mówi. - westchnął zmęczony rozmową Gajeel.
- Czy ty nie jesteś zmęczony naszymi rozmowami? Nie uważasz, że dzwonię za często? W końcu do 3 raz dzisiaj...
- Nie... nie przejmuj się tym... I tak nie mam co robić.... ciekawszego! - dodał czarnowłosy z ironią. - Nie mówię, że mógłbym ten czas spędzić z moją dziewczyną czy coś. Nie, wcale.
- Dzięki... - rzucił Salamander skręcając w dzielnicę Magnolii. - Czy ja słyszałem? - obudził się nagle słysząc szum wody. - No tylko nie gadaj, że podczas naszej rozmowy siedziałeś na kiblu?
- No co, przycisnęło mnie. Co miałem zrobić? Musiałem tam iść.
- Stary! To Ja Ci się zwierzam, serce wykładam na dłoni a Ty do cholery srasz w tym czasie?
- No... tak ( xDDDDD)
- Super! - dodał uśmiechając się w duchu różowowłosy. - Jak będziesz uprawiał sex z Levy to mnie uprzedź to zadzwonię i weźmiesz na głośnomówiący.
- Ble! To było tak obleśne jak to co zrobiłem przed chwilą.
- Ty głupi pojebie! Nara.
- Trzymaj się Laska. - Dragneel rozłączył się i zaczął się śmiać sam do siebie. (Debil- pomyślał)
Piątek
- Spotkanie rozpoczyna się o 17. Mam nadzieję, że pan i pana szefowa przybędą na czas....Tak....Tak.. Bylibyśmy zobowiązani.... Dobrze.... Dziękuję za telefon. Do widzenia. 
- Igneel, Natsu, gotowi? - zapytała czekająca przy wyjściu Jasmine. - No dłużej stoicie przed lusterkiem w łazience niż ja. Ruszcie się panowie!
- Przepraszam skarbie. - odpowiedział Igneel dając buziaka swojej żonie. - Jestem gotowy i bardzo zmęczony. Mam dosyć tych gierek i tych tajemnic. Dobrze, że to wyjaśnimy w końcu.
- Zgadzam się, tylko panowie bez nerwów. Nie można niczego załatwiać krzykiem. Dyplomacja. Zostawcie to mnie. 
- Nie wiem czy to dobry pomysł. - rzucił Natsu zakładając buty. 
- Najlepszy! Kobieta zawsze kobitę zrozumie. I pozna co jej w duszy gra. 
- Skoro tak twierdzisz.
....
- Godzina 17:00. Czemu ich jeszcze niema. - dodał zirytowany Natsu siedząc przy stole w restauracji, obok Lissany.Chłopak bardzo się niecierpliwił i już wszystkie trybiki w jego głowie ruszyły. Lissana próbowała z nim rozmawiać, jednak był on zbyt zdenerwowany. 
- Natsu czy Ty mnie w ogóle słuchasz? - zapytała szepcząc mu do ucha. Salamander się wzdrygnął spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem i tylko kiwnął lekko głową.
- Szczerze to nie. A coś ciekawego mówiłaś o czym bym nie wiedział?
- Czemu jesteś taki niemiły?
- Ach... przepraszam. Po prostu bardzo się denerwuje tym spotkaniem. Nie wiem kogo mam się spodziewać a przecież dzięki niemu albo niej mamy tę firmę. Ten anioł nas uratował i coś na pewno będzie chciał w zamian. I tu nasuwa się pytanie, co?
- I tu nasuwa się odpowiedź NIC. - w czasie kiedy chłopak rozmawiał z Lissaną do pomieszczenia weszła szczupła, niska blondynka, w wysokich szpilkach, eleganckiej czarnej spódniczce ze złotymi koralami zawieszonymi na szyi. On od razu poznał jej głos, nie od razu jednak się odwrócił. Pozwolił aby jego wyobrażenie jej osoby, kiedy ostatni raz ją widział powróciło do niego. Poczuł jej dłoń na swoim ramieniu i pragnął  tylko uściskać ją mocno i nigdy więcej nie wypuszczać ze swoich objęć. Spojrzał na nią a ona patrzyła na niego. Ich oczy się odnalazły, ich serca znowu zaczęły bić jednym rytmem, dla  siebie.
- To przeznaczenie. - Wyszeptał.
- To tylko interesy. - Powiedział Castiel stojąc obok nieco zmieszanej blondynki. Dotknął jej pleców i odprowadził na jej miejsce. Usiadła i chwilę jeszcze wpatrywała się w Salamandra po czym poczuła czyjąś lodowatą dłoń na udzie. Wzdrygnęła się i przeszła do sprawy.
- Także chyba nie muszę się przedstawiać, bo wszyscy mnie tutaj znają, niektóry nawet za dobrze. - I tu ewidentnie spojrzała na wpatrzonego w nią różowowłosego, który nie mógł wydusić z siebie słowa. - Wsparłam tą firmę, bo od zawsze w nią wierzyłam, od zawsze ją wspierałam i ją podziwiałam. Cztery lata temu zanim zdarzyło się to co się zdarzyło, byłam w tej firmie i rozmawiałam z niejednym pracownikiem. Jednak spotkanie z jednym z nich uświadomiło mi cały mechanizm działania tej branży. Oczywiście to co robicie podobało mi się bardzo jednak sposób wykonywania nijak się miał do postawionego celu. Więc jeśli nie mogłam wam pomóc tam chciałam wam pomóc tu. Tak naprawdę wiedziałam dzięki Castielowi, waszemu pracownikowi z działu informatyki i informacji, że firma prędzej czy później zbankrutuje. Wiedziałam, że nie dacie sobie pomóc bo macie założone różowe okulary i nie myślicie racjonalnie...
- Młoda damo - przerwał ojciec Lissany. - Nie wydaje mi się aby takie słowa przystały w rozmowie z dorosłymi, doświadczonymi biznesmenami. Więc..
- Nie przerywaj jej proszę, niech mówi. Ma absolutną rację. - dodał szybko Igneel, po czym dał znak aby kontynuowała.
- Tak więc przez to co się stało miałam powód aby wyjechać więc to zrobiłam. Z bólem serca zostawiając jedyną rodzinę jaką miałam czy mojego narzeczonego Natsu i was. Moich przyszłych - niedoszłych teściów i moich przyjaciół. - kiedy Lucy wypowiedziała te słowa, Salamander spojrzał na jej palec na którym zawsze nosiła pierścionek i zobaczył, że nadal tam jest. Nieruszony, jakby wgl nie zmienił nawet o milimetr miejsca od chwili kiedy go tam włożył. - Jest mi przykro, że  opuściłam was bez słowa. W tym czasie i tak nie miałyby one znaczenia. Postawiłam sobie jeden jedyny cel, wytrwałam w nim a teraz mam swoje owoce. To był sukces nas wszystkich ale naprawdę nie udał by się od bez wsparcia Castiela, pośrednika, przyjaciela, pomocnika i doradcy, który naprawdę ma ogromną wiedzę a którego zwolniliście. Zniszczyliście sobie drogę wyjścia a on ją odbudował. Także uważam że całe brawa należą się jemu, ja byłam tylko człowiekiem, który mu w pełni zaufał i zainwestował wszystkie swoje pieniądze w jego szalone plany. Chciałabym tylko z tego miesca, tu i teraz odkupić reszte udziałów od rodzinny Strauss i zakończyć naszą współpracę na tym etapie. Płacę z góry, umowę oficjalną przygotowałam. Mam nadzieję, że to nie robi państwu różnicy czy podpiszemy to tutaj czy w biurze?
- Słucham? - wzburzył się - Dziecko. - dodał prześmiewczo - Nie masz nawet grama mojej wiedzy na temat biznesu i zarządzania. Co zamierzasz zrobić? Zainwestować w jakieś podrzędną reklamę, rozdać biednym czy kupić sobie coś ładnego? hmm?
- Skończyła pan? - wtrącił się Natsu. - Nie chce być niegrzeczny, ale ja jako największy udziałowiec zaraz po Lucy i jako właściciel mam do tego prawo zgodnie z umową podpisaną pana nazwiskiem. Prosiłbym o większą cierpliwość, więcej pokory i cierpliwe wysłuchanie. Te 5 minut pana nie zbawi a jednak może dać więcej światła na tematy poruszane. Także proszę usiąść i się nie gorączkować. A i zanim ja usiądę, prosiłbym aby pan przeprosił Lucy. - ostatnie słowa Dragneel wypowiedział tak stanowczo, że nawet jego mama która wpatrywała się w niego ze współczuciem poczuła lekki dreszczyk.
- Doprawdy cóż za brak kultury i dobrego wychowania młody człowieku. Wielce się tobie dziwię, mając na względzie twoich rodziców, których obdarzam głębokim szacunkiem.
- Powtórzę to co wcześniej powiedziałem. Chce aby pan przeprosił.
- Nie trzeba Natsu. - dodała lekko drżącym głosem, patrząc na niego znad okularów, które dopiero teraz zauważył. - Wolałabym szybko to skończyć tak aby można było wrócić do innych spraw. Mogę dalej?
Tak więc życzyłabym sobie aby pan to podpisał, umowa rezygnacji jest tak sporządzona aby wyszedł pan żegnając się z nami z zyskiem większym niż pan wniósł czterokrotnie. Doprawdy zapewniam pana, że lepszej oferty pan by nie dostał nigdzie.
- Mój ojciec się nie zgadza. Dociera to do twojej małej blond główki? Czy już wszystko Ci wyżarło to poczucie winy?
Na słowa obelgi wypowiedziane przez Lissane, Lucy się wzdrygła, przygryzła wargi i trzymając się mogno za oparcie krzesła podniosła się. Natsu wpatrywał się w nią, ale nie mógł poznać dawnej Lucy. Był pewien, że już jej nigdy nie odzyska.
- Jak to jest możliwe, że jesteś taką wredną, egoistyczną, zakłamaną dziewuchą kiedy twoja siostra to anioł w ludzkiej postaci? Jak powiedz mi? Jak można dać tak sobą sterować? Kiedyś trzeba powiedzieć nie tatusiowi! Chyba, że to właśnie od tatusia jest się uzależnionym. Hmm? Może nie od tatusia tylko jego pieniędzy? - powiedziała kąśliwe, rzucając na białowłosą wściekłe spojrzenie.
- Ty szmato, jakim prawem wtrącasz się w moje życie? Jak możesz mnie krytykować samemu nie będąc lepszą. Zabiłaś swoją matkę, ojca a teraz dziecko. W międzyczasie zabiłaś jeszcze babcię i dziadka czy ich oszczędziłaś? - dodała zadowolona z siebie. - Ja nie jestem mordercą.
Lucy zastygła w bezruchu. Nie wiedząc co odpowiedzieć na tak bolesną prawdę zaciskała zęby i głęboko oddychała aby się nie rozpłakać.  - Nie teraz. Proszę nie płacz. Ona na Ciebie liczy, czeka w domu i liczy na Ciebie! Nie zepsuj tego. - powtarzała sobie w głowie. Nawet nie poczuła jak ktoś o ciepłych dłoniach obejmuje ją i podtrzymuje.
- To co wymieniłaś Lissano, to wszystko moja wina. Nie Lucy i ty doskonale o tym wiesz. Tylko mnie być nie potrafiła tego powiedzieć, bo się we mnie podkochujesz i widzisz w Lucy swoją konkurencję. Otóż nie powinna nią być. - odpowiedział Natsu zniżając głos. Lucy poczuła, że jej szansa już zgasła z chwilą kiedy odjechała i go zostawiła. Była pewna, że teraz liczy się dla niego tylko Lissana, jednak wtedy Salamander dokończył swoje słowa. - Ona nigdy nie była twoją konkurencją, bo ja Ciebie nigdy nie kochałem. Zawsze kochałem, kocham i będę kochać tylko ją. Z mojej strony nie masz na co liczyć, bo nie widzę świata poza nią. - Blondynka spojrzała mu prosto w oczy i z ogromną siłą powstrzymywała się żeby go nie pocałować. Zacisnęła pięści i próbowała być twarda. - Chciałbym żebyśmy zakończyli te obrady, bo wszyscy są zdenerwowani. - kontynuował patrząc tylko na nią, jakby nikt inny nie istniał na tym świecie. - Także uważam nasze spotkanie za zakończone, o kolejnym zostaną państwo poinformowani korespondencyjnie. - Po tych słowach oburzony Strauss i jego córka opuścili salę rzucając na prawo i lewo niestosowne komentarze. Kiedy wyszli do Lucy natychmiast podbiegła Jasmine i przytuliła ją mocno, dziewczyna nadal lekko oszołomiona odwzajemniła uścisk a Igneel poszedł do syna i poklepał go po plecach.
- Dobrze sobie z tym poradziłeś. Bardzo chciałbym porozmawiać z Lucy i tajemniczym ratownikiem ale wydaje mi się, żeby chcielibyście zostać sami, więc może zostawimy was.
- Możemy porozmawiać, czy po tylu latach nie chcesz mieć już ze mną nic wspólnego? - zapytał zrezygnowany zdając sobie sprawę w jakiej jest beznadziejnej sytuacji.
- Nie wydaje mi się, żeby... - zaczął Castiel, ale Lucy mu przerwała.
- Chcę.
- To my was zostawimy i skontaktujemy się może w milszych okolicznościach. Co powiecie na obiad?
- Chętnie. - uśmiechnęła się dziewczyna, po czym spojrzała na Natsu.
- Lucy... ja...
- Nic nie mów. To tylko i wyłącznie moja wina. Znienawidzisz mnie po tym jak Ci coś powiem.
- Ciebie? Nigdy? Cokolwiek byś nie zrobiła nigdy Cię znienawidzę! Kocham Cię i oddałbym wszystko aby być z Tobą! Tylko z Tobą!
- Natsu ja wszystko zepsułam. Zawaliłam rozumiesz? Te cztery lata bez Ciebie były jak najgorsza kara. Przy życiu utrzymywała mnie tylko jedna osoba i jedna myśl.... Musze ci coś powiedzieć. To bardzo ważne.
- Lucy! - powiedział z naciskiem Castiel. - Musimy JUŻ iść. Teraz!
- Yyy...Nie widzisz, że rozmawiamy? Naprawdę wszystko inne może poczekać. Wgl  bardzo Ci dziękuję za to co zrobiłeś, ale to co jest w pracy zostaje w pracy. Teraz próbujemy odbudować to co się zawaliło. - szybko dodała patrząc na chłopaka stojącego za nimi. Lucy też na niego spojrzała i chyba odczytała spojrzenie jakie jej posłał.
- On ma racje. Muszę iść.
- Ale dlaczego? Lucy dopiero co się odnaleźliśmy a teraz.
- Wiem i przepraszam. Naprawdę muszę iść. Zadzwonię albo napiszę.
- To powiedz przynajmniej gdzie mieszkasz.
- Nie mogę.
- Lucy, nie zostawiaj mnie znowu. - zawołał za nią błagalnie, kiedy znajdowała się przy wyjściu.
- Obiecuję, że już nigdy tego nie zrobimy....
...................
Aż się boję waszych komentarzy. Nie przeczytam ich za bardzo się, że mnie zwinczujecie. A na pewno to zrobicie. Po prostu musiałam to zrobić. Nie mogłam inaczej. Czytajcie dalej, bo akcja się dopiero rozkręca :* Kocham was, ale się was boję xDDD



czwartek, 7 kwietnia 2016

Rozdział XXXVIII - Odnaleźć zegar nieskończoności

3 tygodnie później...
Lucy obudziła się, po tym jak Natsu wyszedł do pracy. Przesiedziała w łazience godzinę przyglądając się swojemu brzuchowi i mówiąc do niego ciepłe słowa. Wierzyła, że może zostań dobrą, szczęśliwą mamą i żoną dla Salamandra. Kochała go i chciała mieć z nim dziecko, ale nie skończyła jeszcze liceum i to było jej największe utrapienie. Martwiła się jak będzie wyglądała jej przyszłość w szkole, kiedy będzie w zaawansowanej ciąży, jak będzie się uczyć jak zda maturę. Wiedziała, że będzie bardzo ciężko, ale postanowiła dać z siebie wszystko i wytrwać z pomocą Natsu. Czas do godziny 17 minął jej zaskakująco szybko. Nawet dobrze się nie przygotowała emocjonalnie na rozmowę z Natsu o ich dziecku. Nie wiedziała jak zareaguje i w jakim będzie humorze. Czekała cierpliwie z odgrzaną kolacją. Jedzenie stygło a chłopak się nie pojawiał. Lucy zadzwoniła na jego komórę, ale włączyła się poczta. Lekko zdenerwowana sama zjadła nie czekając na narzeczonego i poszła do salonu pracować nad swoją książką, jakieś pół godziny później drzwi domu się otworzyły i do pokoju wszedł Natsu.
- Nawet nic nie mów. Dobrze wiem, która jest godzina. - powiedział ewidentnie zdenerwowany patrząc na dziewczynę a konkretnie na jej reakcję. Blondynka niewzruszona spojrzała na niego i wróciła do pisania. 
- Cieszę się, że masz zegarek i orientujesz się, że pora kolacji minęła. Jak chcesz to sobie coś przygotuj. 
- Nie zostało nic dla mnie? - zapytał nadal ze zdenerwowaniem z głosie.
- Nie, nie zostało! Jak chcesz to sobie sam stój przy garach i gotuj dla dwóch osób a później czekaj aż łaskawie twoja druga połówka się zjawi na czas. 
- To przez problemy w pracy. Tata nie mówił, że firma ma takie kłopoty i potrzebuje wspólnika. Szlak by to. - rzucił na kanapę teczkę i poszedł do kuchni. Lucy widząc jego złość poszła za nim i objęła go kiedy stał przy otwartej lodówce. 
- Przepraszam, nie chciałam być taka wredna. Kolacja czeka w mikrofalówce. Zrobię Ci kawy, napijesz się? 
- Tak dziękuję. Nie chciałem tak krzyczeć na wstępie, ale myślałem, że zrobisz awanturę. 
- Miałam, ale nie dlatego, że siedzisz w pracy do tej godziny, ale że nie odbierałeś ode mnie telefonów. Martwiłam się. 
- Byłem zajęty. Ty wczoraj też ode mnie nie odebrałaś. 
- Ale pojawiłam się na czas. Idealnie na kolację a Ty się spóźniłeś, dlatego ja miałam większe powody do zmartwień - upierała się blondynka. Stanęła przed nim i spojrzała na niego swoimi wielkimi brązowymi oczami. Dotknęła delikatnie jego twarzy i musnęła wierzchem dłoni jego policzki. 
- Tęskniłem za tym. Tęskniłem za tobą. Tak Cię kocham a tak mało czasu poświęcam Tobie. Beznadziejny ze mnie narzeczony... 
- Daj spokój. Jest jak jest, nie mogę od Ciebie wymagać niestworzonego. Jak będziesz mógł będziesz przyjeżdżał wcześniej. 
- Obiecuję. 
- No to nie ma sprawy. Natsu, jak zjesz chciałabym o czym z tobą porozmawiać. 
- Oj kochanie, możemy zaczekać z tym do jutra? Jestem skonany.
- Wolałabym nie, ale dobrze. Mamy dużo czasu na rozmowę o tym. 
- To wspaniale. Zjem i kładę się spać. Jutro będę miał kolejną dawkę zmartwień o tym jak prosperuje ta firma. 
- Może mogłabym pójść do niej z Tobą, chciałabym zobaczyć jak pracujesz i jak to wszystko wygląda. 
- Zanudzisz się tam na śmierć. 
- Ty nie wiesz jak ja się nudzę w domu. Proszę, jak będzie nudno to wrócę i tyle. Pojedziemy oddzielnie. 
- Pojedziemy razem a później firmowy szofer Cię odwiezie jak będziesz chciała. 
- Dobrze! To zjedz i odpoczywaj ja popracuję trochę nad moimi bazgrołami. 
.....
- Gotowa? - zapytał stojący na dole schodów chłopak patrząc na zegarek. 
- Już wychodzę. 
- Pospiesz się skarbie od rana mam umówione spotkania z inwestorami z kraju i z zagranicy. Jako prezes muszę być na nich i doradzić ojcu. 
- Przecież już schodzę. - dodała schodząc po schodach w obcisłych, skórzanych, czarnych spodniach w brązowych litach i beżowej koszuli. - Nie denerwuj się tak, zdążysz. - dodała całując chłopaka w usta. - Zapalaj samochód ja pójdę po laptopa. - kiedy już miała pójść do salonu, chłopak obrócił  ją do siebie i przyciągną bliżej. 
- Kochanie jak Ty pięknie wyglądasz. Bardzo bym chciał dzisiaj wcześniej wrócić z pracy i spędzić z Tobą miło czas w naszej sypialni. 
- A ja bym chciała zegar nieskończoności ale go nie mam. 
- Co to? 
- To atrybut bohaterki mojej książki. To Zegar, który zatrzymuje czas w miejscu. Pozwala chwilą trwać wiecznie. 
- Cudowny przyrząd - ciągnął dalej Natsu całując blondynkę po szyi. Kiedy chciał rozpiąć jej pierwszy guzik u koszuli, Lucy uderzyła go w rękę i pokiwała głową. 
- Spieszymy się zapomniałeś. 
- Praca może poczekać. 
- Nie może! 
.....
- Danielu, oto moja piękna narzeczona Lucy. Kochanie, Daniel jest moim pomocnikiem i umawia wszystkie moje i taty spotkania także jeśli chcesz być zła za to że wracam późno to tylko na niego.
- Dziękuję Natsu, żę przedstawiłeś mnie od takiej strony. Miło mi panią poznać.
- Mnie również. Mów mi Lucy w końcu jesteśmy w podobnym wieku.
- Racja. Dziękuję.
- Daniel będzie mi dzisiaj potrzebny, ale z racji tego, że chciałem pokazać Ci biuro wypożyczam Ci go na kilka godzin. Jak będziesz już wolny to przyjdź do gabinetu.
- Oczywiście.
- Do zobaczenia w domu kochanie. - powiedział całując narzeczoną w policzek.
- To od czego zaczynamy?
- Hmm... Może od przedstawienia mi jak firma funkcjonuje a później jak można zniwelować narastający kryzys.
- Nie wiem czy powinienem o tym mówić. W końcu..
- Spokojnie Danielu. Jestem narzeczoną pana Dragneel`a, poza tym chcę zdziałać coś w tej sprawie chce jakoś pomóc.
- Żeby jej pomóc, potrzeba bogatych udziałowców, którzy wniosą swój kapitał do spółki. Później należy popracować nad marketingiem i reklamą. Sporządzić statystyki z każdego miesiąca i roku, pouzupełniać kartoteki i przenieść stare dokumenty do archiwum. Ale żeby to zrobić trzeba najpierw mieć pieniądze, na wybudowanie porządnego budynku roboczego, najlepiej przylegającego do firmy od strony zachodniej, żeby nie zakłócał krajobrazu firmy. Sama rozumiesz, trzeba dbać i wygląd,  żeby ludzie przychodzili.
-  Oczywiście. Widzę, że doskonale wiesz jak pomóc tej firmie, przedstawiłeś swoje pomysły Natsu?
- Nie, nie śmiał bym się wtrącać. I tak nadwyrężam swoje stanowisko, jestem tylko pomocnikiem, nie powinienem nawet o tym rozmawiać.
- Przestań. Uważam, że to co mówisz jest świetne. Powinieneś powiedzieć to Igneel`owi albo Natsu.
- Nie, skądże. To tyle pracy a firma ma coraz mniej pieniędzy od czasu kryzysu na rynku. Notowania spadły i ciężko jest się wybić, dodatkowo ten budynek, który był budowany, przez ekipę poleconą przez naszą firmę jest w ruinie. Teraz jesteśmy na jednym wielkim dnie. A dokumenty są w rozsypce, dział reklamy to porażka. Komputery w sali inżyniera i w dziale analiz powinny pójść do wymiany bo są stare i zawirusowane.  Jestem przerażony bo zapewne szykują się zwolnienia a ja nie jestem na to gotowy. Chciałbym zachować tą posadę bo zawsze marzyłem, żeby pracować w tak ogromnej firmie budowlanej. W najsłynniejszej firmie w całym kraju. To dla mnie prestiż.
-  Doskonale Cię rozumiem. Również chcę, żebyś zachował tę posadę a nawet awansował na zastępcę kierownika. Albo za samego kierownika.
- To niemożliwe.
- Wszystko jest możliwe Danielu, kiedy się chce osiągnąć swój cel. Może teraz, żeby o tym nie rozmawiać oprowadzisz mnie po firmie i pokażesz mi jej stan, dobrze? Jestem ciekawa, na jakiej zasadzie to wszystko się odbywa.
Po ponad dwóch i pół godzinach oprowadzania poszli do kawiarni na przeciwko firmy wypić herbatę i zjeść ciasto. Teraz kiedy znali się troszkę lepiej już nie krępowała ich wspólna rozmowa. Daniel zaczął mówić do Lucy po imieniu a Lucy coraz bardziej interesowała się losami firmy.
- Danielu, uważam, że wiesz więcej o tej firmie od Salamandra.
- Kogo? -  zapytał rozbawiony przegryzając pączka z toffi.
- To pseudonim artystyczny Natsu. Rzadko tak do niego mówię, ale przyzwyczaiłam się, że mogę przy innych go tak określać.
- Długo już się znacie?
- Ponad rok. Kończą się wakacje a my kończymy to samo liceum. Mam wrażenie, że minęło 10 lat.
-  Po roku znajomości oświadczył Ci się?
- A co? Ty byś tego nie zrobił?
- Oczywiście, żebym zrobił. Dla takiej dziewczyny... - na twarzy chłopaka pojawił się rumieniec, co nie umknęło uwadze Lucy. Uśmiechnęła się do niego i chcąc wyciągnąć go z zakłopotania powiedziała w końcu.
- Porozmawiam dzisiaj z Natsu, że powinien bardziej z tobą współpracować. Jesteś jednym z najbardziej wartościowych pracowników jakich znam. Z pewnością o 100 razy lepszym niż Ci z działu reklamy.
- Porażka, nie?
- Totalna. - dodała ze śmiechem i dopiła resztę swojej herbaty. Po 10 minutach opuścili razem kawiarnie i Daniel odprowadził blondynkę do gabinetu swojego młodszego szefa.
- To tutaj.
- Dziękuję. - zapukała i usłyszawszy zaproszenie weszła do środka. - Hej przystojniaku. Jak tam się sprawy mają?
- Cześć misiek, nie wiedziałem, że jeszcze tu jesteś. - dodał lekko zdziwiony - Poważnie chciało Ci się tyle tu siedzieć?
- Tak zainteresowała mnie ta firma. Podoba mi się i chciałabym jakoś pomóc, jeśli mogę.
- Chyba nie ma za bardzo jak. Radzimy sobie doskonale.
- Mówisz serio? Czy oszukujesz mnie tylko dlatego, żeby nie wyszło, że ojciec wciągną Cię do firmy kiedy ta ma kryzys.
- To nie kryzys tylko dołek.
- Chyba kanion! Kochanie, widzę co tu się dzieje. Mam oczy i to co zobaczyły to przeszło moje oczekiwania. Tu jest gorszy rozgardiasz, niż u mnie w rodzinie.
- Kto Ci opowiedział takie głupoty? Chyba nie Daniel? A może jednak? Ambicja go zżera.
- Przestań. Sama widzę jak to wygląda. To fakt Daniel powiedział mi to i owo, wspomniał także o kryzysie na rynku, ale doprawdy, nie wiedziałam, że jest aż tak tragicznie.
- Dramatyzujesz.
- Doprawdy?  Faktycznie może to robię, może masz rację, ale nie przyszło Ci do głowy, dlaczego to robię?
- Bo jesteś kobietą. Wszystkie to robią. Albo jej się paznokieć złamał, albo bluzkę poplamiła lakierem.
- Słucham? - Lucy usłyszawszy spostrzeżenia chłopaka na temat płci żeńskiej nie wytrzymała i wybuchła. - No powiedz jeszcze raz, jak powiedziałeś o mnie? Że jestem egoistką?
- Nie to miałem na myśli.
- A jednak! Jednak właśnie to. Po co ze mną zamieszkałeś i po co się zaręczałeś skoro masz o mnie takie zdanie. Jesteś totalnym kretynem.
- Daj spokój Lu! - ruszył ze swojego miejsca widząc jak dziewczyna udaje się w stronę drzwi. Złapał ją za łokieć i odwrócił do siebie. Blondynka bezskutecznie próbowała się wyrwać, ale uścisk chłopaka był silniejszy. - Powinniśmy ochłonąć. Ty powinnaś iść do domu i się uspokoić a ja powinienem zostać w pracy.
- Tak uważasz? Poważnie?
- Tak myślę, że to najlepsze rozwiązanie.
- A wiesz, co ja myślę, że powinieneś wsadzić sobie ten pierścionek w dupę skoro tak mnie kochasz.
- Kocham Cię! Wątpisz w to?
- Oczywiście, że wątpię! Masz mnie gdzieś od dnia, kiedy zaciągnąłeś się do pracy tutaj. Mam dosyć tego, bo zamieniasz się w mojego ojca. Nie odbierasz moich telefonów, wracasz późno z pracy, nic mi nie mówisz, masz swoje sekrety. Nie wpuszczasz mnie do swojego życia a ode mnie oczekujesz, że się przed tobą otworzę.
- Posłuchaj... - zaczął, ale dziewczyna była w takim stanie, że nic nie mogło jej przeszkodzić.
- Ty mnie lepiej posłuchaj. Kochałam Cię, nadal Cię kocham, ale nie pozwolę, żeby na moich oczach ta praca niszczyła twoją rodzinę! Rozumiesz? Kiedy w końcu pojmiesz. Od jakiegoś czasu próbuje z tobą porozmawiać. Co stoi na przeszkodzie? - No oczywiście, że ta firma. Nie wiem czy unikasz specjalnie tego co chcę Ci powiedzieć, czy stajesz się zapatrzonym egoistą. Próbuję Ci od pewnego czasu powiedzieć, że...
- Lucy, dosyć! Koniec z nasz kłótnią. To nie ma sensu. Zrobię co mam do zrobienia w firmie i przyjadę do Ciebie. Czekaj na mnie i porozmawiamy.
- Nie będę z tobą rozmawiać, jak Ty nie słuchasz sukinsynu!
- Lu ty nigdy tak się nie odzywałaś, co się s tobą dzieje! - krzyknął a dziewczynę aż przeszedł zimny dreszcz po karku. Cofnęła się o krok, ale nadal trwała w uścisku swojego narzeczonego, który zdawał się coraz mocniejszy. A może to ona słabła? Spojrzała na niego swoimi wielkimi oczami, w których widniał smutek. Przypomniały jej się słowa Mary, które powiedziała w szpitalu. "On się nie zmieni. On będzie zawsze nieobliczany, taki jaki był wcześniej. To jego przeszłość, nie ucieknie od tego." Choć Lucy znała prawdę i wiedziała że Natsu taki nie jest to słowa przewijały się przez jej głowę, jak wspomnienia.
- Puść mnie.. - szepnęła, jednak różowowłosy zdawał się niewzruszony.
- Lucy, Ty nic nie rozumiesz. To moja przyszłość, moja kariera.
- Puść...
- Tak Cię kocham, ale to silniejsze ode mnie. Nie pozwolę Ci odejść, bo Ty jesteś moim  życiem. Jesteś osobą, dla której to wszystko robię. Chcę, żeby twój mąż był kimś wielkim. Wyciągnę to na prostą i....- dziewczyna momentalnie opadła na podłogę i poczuła mokrą palmę na podłodze. Spojrzała w tym kierunku i zobaczyła kałużę krwi. - Luu... Boże...- krzyknął różowowłosy.
- Nasze dziecko...
- Pomocy! Zadzwońcie po pogotowie!
- Zabiłeś nasze dziecko. - powtarzała w kółko patrząc pustym wzrokiem na krew, dopóki nie straciła przytomności...
C.D.N