piątek, 22 stycznia 2016

Rozdział XXXIV - Historia szczerością tkana

Po ciężkiej nocy dziewczyna wstała z obolałą głową.  Poszła do łazienki umyła włosy i założyła na nie swój ulubiony różowy ręcznik. Zeszła na dół i poszła do kuchni zrobić śniadanie. Kiedy sięgała po masło do lodówki dostrzegła, jaka cisza panuje wewnątrz 'pałacu'. Słychać było tylko jej tupanie po posadce i nic więcej. Od czasu kiedy Michelle wyjechała na prośbę Lucy dziewczyna spędzała cały czas sama zamknięta w rezydencji. Nie miała zamiaru przepraszać Natsu, za całą sytuację i on najwyraźniej też nie kwapił się, żeby zrobić to pierwszy. Usiadła przy stole, zrobiła sobie kanapki z masłem orzechowym i wypiła gorącą herbatę. Postanowiła poświęcić jeszcze chwilę i zapakowała lunch dla siebie i swoich przyjaciół. Ubrała się w mundurek, który liczył: białą koszulę i szary krawat, szarą spódniczkę i beżowy sweterek. Wychodząc zabrała niebieską torbę i nałożyła białe czeszki. Wyszła z domu zamykając go na klucz. Włożyła go do torby i chyba pierwszy raz od śmierci taty postanowiła wsiąść do samochodu. Otworzyła garaż, wsiadła do auta i wyjechała na podjazd. Chciała już skręcić na drogę, kiedy z naprzeciwka wyjechał jej różowowłosy samochodem Igneela. Dziewczyna wkurzona zatrąbiła na niego i pokazała mu wystawiony palec. Chłopak tylko zrobił kwaśną minę i założyła okulary przeciwsłoneczne. Kiedy znowu dziewczyna chciała ruszać, chłopak również  zwolnił hamulec. Zaczęli wyjeżdżać równocześnie i pewnie by się zderzyli, ale Lucy zahamowała w ostatniej chwili, zaciągnęła ręczny i wysiadła z samochodu. Chłopak zrobił to samo, podszedł do niej nic nie mówiąc. Dziewczyna czekała aż chłopak coś z niesie wykrztusi, ale najwyraźniej mogłaby czekać miesiąc i tak by nic nie usłyszała. W powietrzu wisiała napięta atmosfera. W końcu dziewczyna kiwnęła głową i odwróciła się na pięcie. Wsiadła i najszybciej jak mogła odjechała w stronę szkoły. Kiedy już myślała, że nie będzie musiała na niego wpadać za wcześnie się ucieszyła i kiedy wjeżdżała na parking, chcąc zając ostatnie wolne miejsce przy samym wejściu do budynku, chłopak nie zastanawiając się długo, zajechał jej drogę i wparcelował się na wybrane przez nią miejsce. Czerwona ze złości twarz dziewczyny sprawiała, że nawet najwięksi twardziele w szkole baliby się do niej podejść. Postanowiła zrobić coś, żeby chłopak pożałował swojego zachowania. Kiedy chciał wychodzić i przechodzić przez parking, dziewczyna nagle ruszyła i zatrzymała się przy samych kolanach chłopaka, wyłączyła silnik, zabrała swoje rzeczy i zamknęła samochód.
- Co Ty wyprawiasz? Chcesz mnie zabić, czy jak? 
- Chciałam, ale jakoś w ostatniej chwili coś mnie powstrzymało. 
- Przeparkuj go. - rzucił ze smutnymi oczami patrząc na samochód. 
- Ani mi się śni. - dodała głosem raczej nieznoszącym sprzeciwu. 
- Przecież zablokowałaś mój samochód. Teraz nie wyjadę.
- To trzeba było nie wjeżdżać! Teraz będziesz czekał dopóki nie odjadę. A dzisiaj do szkole planowałam iść do centrum handlowego. Iść! Nie jechać! - powiedziała po czym poszła w kierunku wejścia do budynku. Chłopak podążył za nią wzrokiem i uśmiechną się łobuzersko. 
- Chce wojny, to będzie ją miała! - dodał po czym udał się na lekcje. 
...
- No i jak Ci poszedł test z historii?- zapytał Gajeel uśmiechniętego różowowłosego spoglądającego non stop na blondynkę.
- Świetnie, ale jeszcze lepiej pójdzie mi zatruwanie jej dzisiejszego popołudnia. 
- Co? Kogo? Lucy? - zapytał zdziwiony zachowaniem przyjaciela czarnowłosy. 
- Tak, mojej księżniczki. Ja jej pokażę, jak to jest uprzykrzać komuś życie. 
- Myślałem, że ją  kochasz a nie nienawidzisz. 
- Bo kocham ją jak cholera. Ale to nie jest moja kolej na przeprosiny. Czekam aż ona w końcu zrozumie, że czas nauczyć się wybaczać i umieć dostrzegać własną winę w pewnych sytuacjach. 
- Okey, załatwiaj sobie to jak chcesz, ja się nie będę w to mieszał. Czyli nie idziesz ze mną i z Levy do klubu dzisiaj wieczorem?
- O nie! Wieczór mam zarezerwowany dla niej. 
- Jesteście nienormalni! - dodał po czym poszedł wzdłuż korytarza. 
...
- Lucy, czyli, nie pójdziesz ze mną i Gajeelem dzisiaj do klubu? - zapytała zmartwiona patrząc na wściekłą przyjaciółkę (niebieskowłosa). 
- Nie, na dzisiaj mam inne plany, przepraszam Levy. 
Chwilę później kiedy dziewczyny rozmawiały, Juvia i Gray podeszli do Lucy i niebieskowłosa (Juvia) szepnęła jej na coś na ucho po czym poszła. Blondynka natychmiast odwróciła się i zobaczyła jak Salamander wpatruje się w każdy centymetr jej ciała. W pierwszej chwili poczuła się jakby nie miałam nic na sobie bo jego wzrok był strasznie przenikliwy, ale chwilę później oblała ją fala złości i na nowo jej twarz przybrała kolory czerwieni. Przeprosiła przyjaciółkę i ruszyła w stronę chłopaka. On widząc zbliżającą się dziewczynę wstał z nieschodzącym uśmiechem na ustach.
- Czemu, się tak na mnie gapisz? 
- Bo wykorzystuje to czym obdarzył mnie Bóg. I Ty najwyraźniej też to wykorzystujesz. 
- Ja się na ciebie, nie gapię!
- Ale ja nie o tym mówię. - dodał po czym wskazał na odkryte nogi dziewczyny.
- Ale jesteś zboczony! Ochłoń trochę, bo niedługo cała woda w twoim organizmie wyparuje! 
- Spokojnie, poradzę sobie. Ja w przeciwieństwie do Ciebie umiem hamować "emocje". 
- No nie! No po prostu ku*wa nie! Boże czy Ty to widzisz? - powiedział wskazując teatralnie w stronę sufitu.
- Oj księżniczko, Ty się musisz jeszcze wiele nauczyć. - dodał, po czym minął ją muskając jej wystający za bluzki kawałek skóry. Dziewczyna się wzdrygnęła, bo po całym ciele przeszły jej dreszcze. Chwilę po tym jak obudziła się z transu zadzwonił dzwonek i Lucy zdała sobie sprawę, że nadchodzi biologia i znowu będzie musiała współpracować z tym debilem. 
Kiedy weszła do klasy na jej miejscu koło różowowłosego siedziała Lisanna mizdrząc się do Salamandra. -No nie! Co za suka! - pomyślała Heartfilia i ruszyła stanowczym krokiem w stronę swojego - chłopaka? W tej chwili ważne było to, że nie mogła sprawiać po sobie wrażenia złej. Bardziej chciała ukazać, że jest rozbawiona całą sytuacją. Kiedy podeszła do swojego miejsca, na którym tyłek posadziła Strauss, oparła się o stolik i patrzyła się na nią.  Zniesmaczona białowłosa odwróciła wzrok od Natsu i teraz wgapiała się wręcz na Lucy.
- I czego Ty się tak gapisz?  - zapytała zirytowana.
- Bo wykorzystuje to czym obdarzył mnie Bóg. I Ty najwyraźniej też to wykorzystujesz.
- Ja się na Ciebie, nie gapię. - oburzyła się dziewczyna. Blondynka spodziewając się takiej wypowiedzi, zaśmiała się pod nosem. Kątem oka dostrzegła jak chłopak śmieje się z całej sytuacji.
- Ale ja nie o tym mówię. - dodała wskazując na "cycki" dziewczyny. Białowłosa, teatralnie zapięła guzik i zwróciła się do rozbawionego chłopaka. - Powiedz jej coś! Przecież rozmawialiśmy w najlepsze. Halo! Będziesz się tak tylko śmiał?
- Lisanna, idź do siebie, było miło, ale przyszła księżniczka mojego serca. - dodał tym razem patrząc się na blondynkę, która poczuła satysfakcję. Białowłosa na te słowa, wstała z wyraźnym niezadowoleniem i poszła do siebie szturchając barkiem blondynkę.
- Wzięła mnie z bara, co za idiotka!
- Dobre teksty sadzisz piękna!
- Uczę się od najlepszych. - skwitowała Heartfilia. Siadając na swoim miejscu. Niedługo po tym z tyłu dotarła do niej kartka napisana najprawdopodobniej przez Strauss. "Jeszcze będzie mój ty szmato bez wstydu." Blondynka przeczytawszy karteczkę poczuła na sobie ciężkie spojrzenie rywalki. Pomyślała, sobie - No jeszcze tego brakowało, żeby ta ze swoimi przyjaciółeczkami się na mnie uparła. Przekichane. - zgniotła karteczkę i rzuciła do nadawcy. Natsu spojrzał tylko na zirytowaną minę blondynki i wiedział, że nic przyjemnego nie było tam napisane...
....
- Lu, na pewno, nie chcesz przyjść dzisiaj do Gajeel`a? - zapytała niebieskowłosa chcąc się upewnić.
- Levyś skarbie, ile razy mam Ci powtarzać, że poradzę sobie, jestem już dużą dziewczynką.
- Wiem, wiem. Dobrze, ale jakbyś chciała..
- Wiem, znam ten tekst. Jakbym chciała zadzwonić to mam twój numer w szybkim wybieraniu, ale tego nie zrobię, bo nie będę Ci psuć wieczoru. Baw się dobrze. Dawaj mi buziaka na pożegnanie i leć już, bo się spóźnisz.
- Kocham Cię, bardzo mocno wiesz?
- Wynocha, bo ci normalnie kopa w tyłek zasunę. - powiedziała uśmiechając się do przyjaciółki.
- A ty jak zawsze miła...
- Szczera! Trzymaj się mała, pa.
- Pa, do jutra. - Lucy widziała, jak niebieskowłosa jej macha i biegnie w stronę prosto w ramiona swojego ukochanego. Scena była tak śliczna, że dziewczyna omal się nie rozpłakała. Związek jej przyjaciółki nie był tak burzliwy jak jej, ale też nie miała lekko, bo Gajeel nie jest facetem, który zgadza się na wszystko od razu. Żeby przekonać go do jakiegoś pomysłu wymaga nie lada wysiłku. Szczwana bestia z niego, ale to nie zmienia faktu, że bardzo kochał Levy a ona jego. Po każdej kłótni kochali się jeszcze mocniej. Każda rozłąka działała na nich tylko pozytywnie, bo wracając do siebie, świata poza sobą nie widzieli. Z Lucy i Nastu było wprost przeciwnie. Każdy spór dzielił ich jeszcze bardziej tworząc barierę nie do przekroczenia. Dziewczyna stała wpatrując się w swoich przyjaciół i marzyła, żeby dystans między nią a Dragneel`em się zmniejszył i właśnie w tej chwili jej życzenie stało się prawdą, koło niej stanął różowowłosy  w ciemnych okularach i zwichrzonych włosach.
- Gajeel, przestań bo jej język wyrwiesz! - krzyknął do czarnowłosego, na co ten tylko pokazał mu środkowy palec.
- Jaki ty jesteś obleśny. Nie wiem jak mogłam wytrzymać z Tobą tyle czasu. - powiedziała kiwając głową z wyraźnym zniesmaczeniem.
- Nie przesadzaj! Przecież właśnie za to mnie pokochałaś nie? - zapytał poważniej patrząc się prosto w duże, brązowe oczy blondynki.
- Byłam głupia i tyle. Młoda i naiwna.
- Nadal jesteś młoda. - skwitował chłopak
- Ale już nie naiwna. - rzuciła po czym udała się w stronę miasta. Chłopak stał z kamienną twarzą jeszcze przez chwilę, po czym uśmiechnął się łobuzersko i ruszył powolnym i jakby od niechcenia krokiem za swoją księżniczką. Widział jak wchodzi do pierwszego sklepu, ale nawet nie zdążył wejść za nią, bo ona już wyszła. Trzymał się zawsze kilka kroków za nią jakby chciał zaatakować,  czekając na odpowiedni moment. W końcu znudziło mu się to i wszedł za nią do sklepu z ubraniami. Dziewczyna nieświadoma jego obecności wzięła dość krótką spódniczkę i bluzkę na ramiączka i weszła do przebieralni. Chłopak odczekał dosłownie kilka sekund po czym  rozsunął parawan, żeby zobaczyć, jak owe wybrane urania leżą na niej. Przestraszona dziewczyna ujrzawszy twarz uśmiechniętego od ucha do ucha chłopaka, uderzyła go w brzuch.
- Co Ty, tu do cholery jasnej robisz Ty GŁUPI GŁUPKU!
- Nie krzycz, tak bo ludzie się patrzą. A tak z innej beczki chciałem Ci powiedzieć, że masz bardzo, ale to bardzo ładne nogi od samego pasa. - dodał nie spuszczając z nich wzroku. Dziewczyna zorientowała się, że  zdjęła mundurek, ale zdążyła jeszcze nic na siebie włożyć. Szybko okryła się sweterkiem i czerwona ze wstydu a może złości gniewnie spojrzała na chłopaka.
- Wynoś się stąd. - dodała głosem, nie znoszącym sprzeciwu.
- A to ciekawe. - powiedział po czym wszedł do środa przebieralni, zasłaniając za sobą parawan. Podszedł do niej i natychmiast zaczął ją całować tak gwałtownie, jakby zaraz miał nastąpić koniec świata. Zbliżył się jeszcze bardziej i zewnętrzną stroną dłoni zaczął muskać jej uda. Dziewczyna wzdrygnęła się i poczuła uderzenie gorąca, kiedy jego dłonie wylądowały na jej pośladkach. Natychmiast zapaliła jej się czerwona lampka, oderwała się od różowowłosego i uderzyła go otwartą dłonią w policzek.
- Jesteś skończonym idiotą! Myślisz, że przychodząc tutaj wszytko naprawisz? Mylisz się, jak ja Cię nienawidzę. I co? Myślałeś, że mnie przelecisz w przebieralni? Mylisz się, nie jestem taka jak Lisanna i inne dziunie w naszej klasie.
- O czym Ty gadasz? Chciałem coś zrobić w naszej sprawie. Czy Ty nic nie widzisz? Myślisz, że po co łażę całe po południe za Tobą? Nie chce, żeby coś Ci się stało. Już zapomniałaś, jak ten rzekomy miły policjant, chciał Cię zgwałcić? Nie pamiętasz, jak się go bałaś? Co noc po tym jak mnie wyrzuciłaś nie spałem w nocy tylko siedziałem przy oknie i patrzyłem czy nikt się nie kręci koło twojego domu. Nie widzisz, że dzisiaj prowokuje Cię tylko po to, żebyś zaczęła ze mną rozmawiać? Przecież inaczej byś się do mnie nie odezwała! - zaczął mówić czując narastającą w nim złość. - Zachowuje się jak twój cień, żeby on nie mógł Ci nic nic zrobić. Równie dobrze jakbym chciał mógłbym przespać się z Lisanną, ale tego nie robię, bo nie jestem takim dupkiem za jakiego mnie uważasz. Jestem twój i tylko twój. Nie ma nikogo innego w moim życiu, kiedy Ty to wreszcie zrozumiesz? Nawet gdybym chciał od Ciebie uciec to nie mam gdzie. Wszystkie moje życiowe drogi prowadzą do Ciebie. Kiedy chcę Cię unikać to wpadam na Ciebie. - kontynuował a z każdym słowem dziewczyna widziała w jego oczach wypełniający go smutek. Widziała, jak chłopak poddaje się ciemności i samotności. - Nikt sobie tego nie wyobraża jak ja Cię, kocham! Życie bym mógł za Ciebie oddać a Ty mnie nienawidzisz! Powiem Ci tyle, to co widziałaś to nie było prawdą. Masz racje była u mnie Lisanna, zaczęła mnie całować i właśnie wtedy weszłaś. Sekundę później odepchnąłem ją od siebie jak Ty dzisiaj odepchnęłaś mnie. Musiało Ci to chwilę zająć, nie? Nawet  nie zdajesz sobie sprawy, z tego jaki jestem oddany każdej najdrobniejszej części Ciebie. O co tylko poprosisz ja to zrobię? Nie widzisz tego, że skacze koło Ciebie, jak pies? Na moim miejscu nie jeden by się poddał ze zmęczenia. A ja nie! Ja siedzie przy Tobie wiernie. Tylko, że zaistniał mały problem. Znudziło mi się Lucy! Cholera jasne znudziło mi się i kończę z tym. Radź sobie od tej chwili sama. Gówno mnie obchodzi czy to Ty ze mną zerwałaś czy ja z Tobą. Mów co chcesz bo już daję Ci spokój. Zajmijmy się swoimi sprawami i nie wchodźmy sobie w drogę. Tyle chciałem Ci powiedzieć. Przepraszam Lucy, ale muszę zacząć normalnie żyć jak człowiek a nie jak twój cień. - chłopak ostatni raz spojrzał dziewczynie w oczy i odwrócił się. Zanim wyszedł poczuł na nadgarstku zimną dłoń blondynki.
- Za późno Lucy, jest już za późno. - dodał smutnym głosem i wyszedł ze sklepu. Dziewczyna usidła przyciągając do siebie kolana. Zaczęła płakać dając się ponieść wszechogarniającego ją smutkowi. Dopiero teraz zrozumiała, że przegrała walkę o swoje życie....
...
Chłopak szedł ulicami miasta Fiore i przyglądał się otaczającym jego osobę ludziom. Nie czuł już ciężaru bo wiedział, że zostawił go za sobą w przebieralni sklepu z ubraniami. Zostawił go, żeby Lucy mogła zobaczyć jak piekielnie ciężko go nosić. Teraz mógł zobaczyć jak wygląda samotność i wiedział, że dziewczyna też się o tym przekona. Wiedział równie dobrze jak ona, że są sobie przeznaczeni, ale urodzeni pod nieszczęśliwą gwiazdą sprawia, że ich dusze za życia nie mogą się połączyć. W najgłębszych odmętach swojej duszy czuł, że tylko śmierć moje ich połączyć wieczną nicią. Jego myśli oblewała czarna aura, wiedział, że w normalnych okolicznościach nie przeszłoby mu to przez głowę, ale kiedy człowiek nie ma już nikogo wie, że nie ma sensu żyć.
...
Miasto oddalało się z każdym jego krokiem. Nagle przy branie wyjściowej z miasta zobaczył kłócącą się parę młodych ludzi. Kojarzył ich ze szkoły. Byli w starszych klasach. Dziewczyna prosiła chłopaka by zrozumiał, że nie mogła postąpić inaczej jednak on pozostawał nieubłagalny. Ta scena zasmuciła by go bardziej ale zobaczył, że ostatni wypowiedziany przez dziewczynę argument wykrusza zbudowany przez nich mur i sprawia, że "cegły" pękają na milion kawałków. Para pocałowała się i chłopak mocno objął dziewczynę. Salamander poczuł jakby ktoś uderzył go w brzuch. Bo wiedział, że ta cała scena w przebieralni skończyłaby się tak samo, gdyby dłoń Lucy na jego nadgarstku zdołała go powstrzymać. Chłopak natychmiast zatrzymał się i poczuł nagłą potrzebę pocałowania swojej ukochanej księżniczki jeszcze raz. Wolał spróbować ten ostatni raz zawalczyć o nią niż zatracać się do końca życia ciemność, która pewnego dnia mogłaby go pochłonąć tak bardzo, że chłopak nie wytrzymałby nerwowo i ze sobą skończył. Spojrzał na płynącą po rzece  parę starszych ludzi  trzymających się za ręce. Teraz wiedział, że musi spróbować. Zawrócił się i pobiegł z powrotem w stronę sklepu, zbliżał się wieczór, ale wiedział, że sklep powinien być jeszcze czynny.  Po 10 minutach, które dłużył mu się w nieskończoności dobiegł na miejsce, ale widząc rozbitą szybę i zdewastowany w środku sklep zamarło mu serce. Przedarł się przez tłumy gapiów i wszedł do środka. Zobaczył zakrwawioną ekspedientkę i wbity w jej brzuch nóż. Szybko złapał wiszącą niedaleko siebie sukienkę i próbował zatamować krwawienie. Kobieta, była nieprzytomna, ale że chłopak skończył kurs pierwszej pomocny wiedział jak jej pomóc. Zawołał kogoś z tłumu, żeby mu pomógł. Poinstruował go a kolejną pomoc poprosił o wezwanie policji i karetki. W szoku nagłych wydarzeń przypomniał siebie o najważniejszym powodzie dla którego tu przyszedł. Po kolei zaczął obchodzić cały sklep i znalazła nieprzytomną czarnowłosą dziewczynę, wezwał koleją osobę, żeby pomogła mu a sam dalej zaczął szukać. Po kolei otwierał wszystkie przebieralnie i kiedy została mu ostatnia powoli zaczął tracić nadzieję. Rozsunął kotarę i jego oczom ukazała się blada jak płótno twarz dziewczyny. Siedziała nieruchomo nadal nieubrana i z kolanami pod samą twarzą. Chłopak natychmiast zdjął swoją kurtkę i uklęknął przy niej.
- Lucy, co się stało? Nic Ci nie jest? Proszę spójrz na mnie!
- Natsu... - podniosła wzrok na Salamandra i na jej twarzy natychmiast pojawiły się łzy.
- Jezu, co oni Ci zrobili?
- Nic. Chyba mnie nawet nie wiedzieli. - powiedziała jąkając się. - Co Ty tu robisz? - zapytała zdziwiona. - Przecież mnie nienawidzisz.
- Co za głupoty gadasz! Nigdy nie czego takiego nie powiedziałem. - dodał zdumiony słowami dziewczyny.
- Ale powiedziałeś, że z nami koniec... Ja nie chciałam, przepraszam za wszystko. Proszę Cię nie zostawiaj mnie już więcej.
- Lu... Tak bardzo Cię kocham. - powiedział po czym przytulił mocno roztrzęsioną blondynkę i delikatnie pocałował. - Choć księżniczko muszę Cię stąd zabrać... - okrył Lucy kurtką i wziął na ręce po czym wyszedł ze sklepu po tym jak zjawiła się policja i karetka. Wytłumaczył, że zawiezie dziewczynę do szpitala, bo będzie tam szybciej niż karetką i dał swój numer telefonu funkcjonariuszowi. Wsadził dziewczynę na tylne siedzenie i zakrył kocem. Sam wsiadł na fotel kierowcy i udał się prosto do domu, ich wspólnego domu...


niedziela, 17 stycznia 2016

Rozdział XXXIII - Rób co musisz...

Była godzina 7:30 i dzień wolny od szkoły. Natsu patrząc na zegarek, nie wierzył, że potrafi tak wcześnie wstać w dni kiedy nie trzeba spieszyć się do szkoły. Próbował usnąć, ale jego mózg nie pozwalał mu na to. Przewijało się przez niego milion myśli na minutę między innymi to, że wczoraj Lucy pojechała samochodem w nocy i do tej pory nie wróciła. To, że jej kontakty z tym zaborczym policjantem się zacieśniają a on nie może nic poradzić. Natychmiast ogarnęła go złość ale jednocześnie troska. Chciał chwycić za telefon i do niej zadzwonić, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Postanowił wziąć zimny prysznic i pójść pobiegać. Założył dresy, koszulkę na ramiączka, słuchawki i sprzęt do  mierzenia tętna. Wyszedł zrobił rozgrzewkę i zaczął biegać przez osiedle. Przebiegł przez Magnolie,  Lamia Scale i już miał zawracać, kiedy na czerwonych światłach stanął samochód jego dziewczyny, który prowadziła z siedzącym pasażerem. Natomiast szanownym pasażerem jak się okazało był nikt inny, jak sam policjant Ethan. Natsu tak się zdenerwował, że jego sprzęt badający tętno tak przyspieszył, że alarm było słychać na całym skrzyżowaniu.
Nie zwracając na niego uwagi wpatrywał się w auto Lucy, do czasu kiedy ona nie zwróciła uwagi na zamieszanie jakie się wokół niego zrobiło. Każdy z przechodniów zaczął dopytywać się co się stało, czy dobrze się czuje. Salamander jednak zerwał sprzęt i wrzucił go do pobliskiego kosza po czym udał się w kierunku domu. Będąc w nim przebrał się i umył twarz, zjadł szybkie śniadanie i gdy wsiadł na swój motor akurat Lucy wjechała na podjazd swojego domu. Nie mogąc się powstrzymać różowowłosy niewiele myśląc podbiegł do niej i zapytał:
- Gdzie byłaś w nocy?
- Nie twój interes. - rzuciła zdenerwowana Lucy.
- Nie mój powiadasz? A to ciekawe, jak nie mój to czyj? Ethana? Serio?
- To moja sprawa z kim się spotykam i u kogo nocuje. A tak się składa, że nocowałam u Levy. Chcesz -dzwoń. 
- Pfff.. Jasne
- No dzwoń ku*wa jak mi nie wierzysz. - krzyknęła wściekle, zwracająć uwagę swoich sąsiadów. 
- Nie potrzebuje dowodów, ja w przeciwieństwie do Ciebie martwię się. Wyjeżdżasz w nocy, nie wracasz na noc. A jakbyś miała wypadek? Kto by Ci pomógł w nocy? Pół nocy nie spałem bo się martwiłem.
- To Ty już w domu, nie masz nic lepszego do roboty, tylko pilnowanie mnie? Natsu zacznij żyć własnym życiem. Nie moim. 
- Tego chcesz? 
- Spadaj
- Odpowiedz! - nalegał donioślej.
- Żegnam. - rzuciła po czy udała się w stronę domu. Salamander zdenerwowany wsiadł na motor i udał się w miejsce, gdzie nikt go nie znajdzie. Udał się do domu...
......
*oczami Levy*
Nad ranem przyjechała do mnie Lucy. Przeprosiła mnie za wszystko co mi powiedziała. Była taka kochana. Nawet zgodziła się zostań na noc. Boli mnie jednak to, że nic nie powiedziała Natsu. Jej plan jest chory. Bardzo mi się to nie podoba, ale nic nie mogę poradzić obiecałam, że nie będę się mieszać. Nie chcę znowu jej stracić. Zresztą powinnam pilnować własnych spraw, gdyż ostatnimi czasy Gajeel zachowuje się coraz dziwniej. Nie mam pojęcia co się z nim dzieje, nie umiem do niego dotrzeć. Boję się, że ma problemy z hazardem. Boję się, że znowu zaczął grać w te uzależniające gry i już nie skończy. Dopiero co zaczęło nam się układać i czar pryska jak bańka mydlana. Nie pozwolę mu się stoczyć tak jak pozwoliłam zrobić to Lucy. Muszę wziąć sprawy w swoje ręce zanim będzie za późno, dlatego umówiłam się z osobą, która zna równie dobrze jak ja. Umówiłam się z jego najlepszym przyjacielem....
- No heeej! - przywitałam radośnie różowowłosego, który siedział na końcu kawiarni na fotelu przy oknie. Na mój widok od razu wstał i podszedł do mnie dając buziaka w policzek. W tak upalny dzień, kiedy nikomu nie chce się nigdy wychodzić, zgodził się ze mną spotkać. Byłam mu wdzięczna - nawet nie wiedział jak. Jednak zrobiło mi się przykro jak pomyślałam, że ja jemu nie mogę pomóc. 
- Siemasz! Czemu chciałaś się spotkać? 
- Przepraszam, pewnie wyciągnęłam Cię, ale to zajmie dosłownie chwilę. 
- No dobrze, wybierałem się do domu, ale dla Ciebie, tak wspaniałej dziewczyny, zawsze znajdę czas. 
- Pochlebiasz mi, dziękuję. No ale przechodząc do tematu. Wiesz może co się dzieje z Gajeelem?
- Zauważyłem zachowuje się dziwnie. Ma podkrążone oczy, siniaki na kostkach - oznaka, że się z kimś bił, w niedzielę miał wielkiego siniaka na oku, ale wysłałem go do mamy, żeby mu go pomalowała do szkoły, zrywa się z lekcji, stał się strasznie leniwy - nawet przestał pisać ściągi. Jak mam być szczery, to ma kłopoty, ale mnie się na pewno do nich nie przyzna.
- Też to zauważyłeś? Czyli jednak coś jest na rzeczy. Martwię się o niego...
- Doskonale Cię rozumiem. Równie dobrze znasz to słowo jak ja. Postaram Ci się pomóc, jak będę mógł najbardziej, ale próbowałem od niego coś wyciągnąć, ale jest uparty. Nic mi nie powiedział. Twarda sztuka, ale nie takie się rozbrajało. Spokojnie poradzę sobie z tym. Możesz na mnie liczyć. - dodał lekko unosząc kąciki ust ku górze, jednak jakby sobie przypomniał coś smutnego natychmiast je opuścił i skierował swój wzrok na okno. Też spojrzała się w tamtym kierunku, ale jedyne co zobaczyłam to plac zabaw i huśtające się dzieci. Zaczęłam się zastanawiać, skąd u Natsu tyle spostrzegawczości. Widzi więcej niż się mi wydaje i wie więcej niż mu się wydaje. Przez chwilę wspólnie patrzyliśmy w tym samym miejscu, jednak moje pytanie przerwało ciszę, która trwała od 5 minut. 
- Czy mógłbyś... no jak to powiedzieć... 
- Chcesz, żebym go śledził? - zapytał, wyręczając mnie. Teraz spojrzałam na niego, jednak on nie odrywał swojego spojrzenia, które było dość odległe. Jakby jego myśli znajdowały się w innej galaktyce. Słuchał mnie jednak i odpowiadał na każde moje pytanie. Nie chowałam więc urazy, że nie raczy na mnie spojrzeć. Znajdował się w takiej samej sytuacji jak ja, ale on starał mi się pomóc a ja nawet takiej pomocy nie zaoferowałam. Od razu zrobiło mi się wstyd i dotknęłam delikatnie jego dłoni potakując. 
- Natsu, jeśli mogę Ci jakoś pomóc to po prostu powiedz. Zrobię wszystko co w mojej mocy. 
- Radzę sobie, ale dziękuję Levy. - odparł odsuwając swoje dłonie od mojej i chowając je do kieszeni. 
- Nocowała u mnie jeśli Cię to nurtuje. Wiem, że martwiłeś się. 
- Powiedziała mi to. 
- Uwierzyłeś?
- Tak. Wierzę w każde jej słowo. Kocham ją. I ufam że mówi prawdę. Mam nadzieję, że w końcu zobaczy, że zależy mi na niej. 
- Na pewno. Daj jej czas. 
- Levy, przepraszam Cię, ale troszkę się spieszę. Na koniec chciałem tylko powiedzieć, że zrobię wszystko co będę mógł, żeby Ci pomóc. Będę go śledził, pilnował i częściej i poważniej z nim rozmawiał. Wszystko się ułoży zobaczysz. A teraz trzymaj się mała. - powiedział po czym zostawił 20 zł płacąc za swoją wodę i mój sok. Wstał i pożegnał mnie buziakiem w czoło i wyszedł. Widziałam tylko jak przechodzi przez drogę i przystaje przy placu zabaw, po czym otrząsając się kieruje się w stronę parkingu. Wtedy widziałam go po raz ostatni w tym tygodniu. Do naszego kolejnego spotkania miało dojść tydzień później .....
.....
*oczami Natsu*
Wsiadłem i pojechałem przez moją ukochaną aleję pełną magnolii i pięknych, kolorowych kwiatów. Alei pełnej życia. To dla niej wybrałem dom, który znajduje się na końcu tej drogi. Chciałem, żeby przez całą ścieżkę do domu, mogła podziwiać wspaniałość przyrody. Chciałem, żeby ta część miasta znowu tętniła życiem jednak gdy otworzyłem drzwi skrzypnęły głośno a podłogi zaczęły trzeszczeć. Dom, który kupiłem dla nas, zamieniał się w ruderę tak jak nasz zawiązek. Tylko jedno mogło go uratować, jej obecność w nim. Dom potrzebuje serca - wiecznego źródła radości, a ona daje to wszystko. Budynek zarówno jak i ja potrzebował remontu. Rozejrzałem się i postanowiłem dłużej nie zwlekać. Zadzwoniłem po fachowców i zacząłem go naprawiać, tak jak postanowiłem naprawić nasz związek. Cegiełka po cegiełce aż zbuduję barierę, która nie pozwoli nikomu zepsuć tego co uda mi się uratować. Spędziłem w tym domu cały tydzień aż nadszedł poniedziałek i musiałem wracać do codzienności. Do szarej, wyblakłej rzeczywistości. Do kolejnego dnia bez niej ...

Tak jak obiecałem Levy śledziłem też Gajeela. Wiedziałem, że nie mogę pozwolić mu się zatracić w tym co robi. Codziennie jeździłem za nim jak się okazało później non stop w to samo miejsce. Do kasyna znajdującego się 150 kilometrów od Magnolii. Teraz go miałem. Musiałem tylko go podejść i schywtać, co nie wydawało się łatwe... Jednak wiedziałem, że muszę to zrobić najlepiej jak potrafię. 

wtorek, 5 stycznia 2016

Rozdział XXXII - Klucz do nadziei

*oczami Lucy*
Właśnie spadła kolejna kartka tego cholernego nieudanego roku. Minął właśnie kolejny popieprzony dzień i zaczyna się kolejny równie masakryczny. Nie widuję się chyba z nikim, nie chodzę do szkoły. Za miesiąc egzaminy a ja jestem w czarnej dupie. Wyrzuciłam z domu Michelle bo jej obecność i to ciągłe mówienie o tacie w mojej obecności sprawiało mi straszliwy ból. Myślałam, że się pogodziłam, ale chyba sama siebie przestałam już oszukiwać. Dłużej tak nie potrafię. Straciłam wszystkich już na tym świecie. Zmieniłam dom w potworne zamczysko i kiedy dzieciaki mają koło niego przejść omijają go szerokim łukiem i przechodzą na drugą stronę. Jestem potworem, który nie potrafi kochać i nie umie być kochanym. Cierpię w ciszy i osamotnieniu czekając na jedno jedyne wybawienie. Jednak wybawienie, na które czekam odepchnęłam od siebie zbliżając się do tego policjanta. Dlaczego? - Sama nie wiem. Nie chciałam, żeby Natsu cierpiał patrząc jak się z tym męczę. Jak boli mnie to co się wokół mnie dzieje. On mnie nienawidzi. Nie wybaczy mi nigdy tego, jak się bawię jego uczuciami, ale to jedyne wyjście, żeby przynajmniej on mógł żyć normalnie. Czy żyje normalnie? - dobre pytanie. Nie mam z nikim kontaktu i to mnie zabija. Z dnia na dzień mnie niszczy a ja w odwecie niszczę wszystko inne. Widzę go, jak wychodzi codziennie rano do szkoły, jak zerka w stronę mojego domu, widzę jak patrzy najpierw na kuchnię, gdzie często razem siedzieliśmy a później na okno w mojej sypialni. Tęskni. Ja też tęsknię. A może to mi się tylko wydaje? Jestem niepoukładanymi puzzlami, które rozsypały się i trudno je zebrać. Czekam w ciemnym kącie aby ktoś mnie znalazł i uratował od zapomnienia do którego dążę. Czekam i czekam a nic niezwykłego nie następuję. Chce zrobić pierwszy krok ale czuję się jakbym tonęła w mule. Nie mogę wyciągnąć nogi, więc czekam na pomoc.
Wiem, że kiedy przeżywałam swoje załamanie, nie tylko Natsu nade mną czuwał. Była zawsze jeszcze jedna osoba - starszy pan, z którym obiecałam się spotkać, jednak obietnicy nie dotrzymałam. Przyjechał do mnie tydzień po pogrzebie i przyjeżdża do dzisiaj. Jest przemiłym staruszkiem z bardzo eleganckiego domu, pełen kultury i elokwencji.  W tych trudnych chwilach, właśnie szukałam kogoś takiego, kto będzie oderwaniem od rzeczywistości, osoby, która, ma za kruche serce, żebym chciała je zranić. Osoby, która okazała się moją najbliższą rodziną - mojego dziadka. 
........
Lucy leżała na łóżku a jej blada, delikatna dłoń opadła powoli na podłogę. Kiedy myślała, że już zaśnie, usłyszała dźwięk wiadomości na Skypie. Od niechcenia zwlekła się z łóżka i podeszła ociężale do biurka. Usiadła na fotelu i uchyliła klapę laptopa. Światło, które padło na ciemny pokój sprawiło, że musiała zmrużyć oczy. Zauważyła na wyświetlaczu zdjęcie niebieskowłosej przyjaciółki i nie myśląc za wiele odebrała.
- Halooo? - zapytała zaspana.
- Lu? Spałaś? Obudziłam Cię?
- 3 razy tak. Przechodzisz dalej....
- Przepraszam, że Cię obudziłam, ale chciałam się dowiedzieć, kiedy będziesz w szkole.
- Nauczyciele się pytają?
- Ja się pytam Lu, chce znowu z Tobą porozmawiać, chce być przy Tobie a Ty mnie odpychasz od siebie. Cokolwiek nie zrobię to robię to źle. Nie wiem jak mam rozmawiać.
- To idź do psychologa, jak nie wiesz.
- Lucy, może Ty powinnaś pogadać z psychologię. To się już ciągnie zbyt długo, skończy się depresją. Kocham Cię i nie chcę, żebyś tak cierpiała. Powiedz, tylko co mam dla Ciebie zrobić a ja to zrobię.
- Spierdalaj. - Blondynka z hukiem zamknęła laptopa i zeszła na dół. Spojrzała jak wygląda i chyba odpowiadał jej jej wygląd bo pomalowała usta czerwoną szminką i wyszła z domu.
.........
Samochód zatrzymał się na chodniku niewielkiego domu. Dziewczyna zgasiła silnik, wyszła z auta i podeszła do drzwi. Zapukała 7 razy w okno z tyłu domu wystukując jakiś rytm. Drzwi się otworzyły prawie natychmiast i wyszedł z nich chłopak w okularach. Było ciemno, ale dokładnie wiedział kto do niego przyjechał.  Podszedł do dziewczyny i pogłaskał ją po twarzy a później mocno do siebie przytulił.
- Nadal pamiętałaś nasz znak? - zapytał Loke z niekrytym uśmiechem na twarzy.
- Zawsze będę go pamiętała. Takie chwile zdarzają się raz w życiu. - powiedziała dziewczyna lekko skrępowana.
- Bardzo się cieszę, że zechciałaś do mnie przyjechać. Chciałabyś pogadać, czy pospacerować w ciszy?
- Sama nie wiem po co tu jestem. Jakoś instynktownie tu przyjechałam. Przepraszam, ale chyba to był głupi pomysł.
- Okey, no to pospacerujemy w ciszy, co Ty na to?
- A nie przeszkadzam Ci?
- Ty? - Nigdy! Chodź pójdziemy na huśtawkę.
- Założyłeś huśtawkę, jak byłam tu ostatnio to jej nie było. - powiedziała zdziwiona blondynka, idąc pod bok z złotowłosym.
- Pamiętałem, jak bardzo chciałaś, żebym  to zrobił. Zresztą, nie tylko to. Jak będziemy blisko to zamkniesz oczy to pokażę Ci coś jeszcze. - dziewczyna zgodziła się i szli w milczeniu przez jakiś czas, dopóki chłopak nie uderzył jej lekko w ramię na znak, żeby zamknęła oczy. Lucy posłusznie wykonała rozkaz i chwilkę później kiedy je otworzyła przeżyła szok. Cała zesztywniała nie mogąc wyjść z podziwu tak pięknemu widokowi jaki ujrzała. Szła po kamiennej dróżce ogrodzonej belkami. Rozświetlonej lampami ogrodowymi, które znajdowały się również koło pięknych kolorowych kwiatów. Drzewo na którym wisiała huśtawka znajdowało się w centrum i było tak ogromne, że ciężko było je całe ogarnąć wzrokiem. Zszokowana dziewczyna spojrzała z podziwem na twórcę.
- Sam to zrobiłeś?
- Zawsze mi mówiłaś, że mam dryg to takich rzeczy, więc postanowiłem spróbować. Kiedy się rozstaliśmy, to zdałem sobie sprawę, ze tego co straciłem i wiedziałem, że już Cię nie odzyskam. Brakowało mi Ciebie. Zawsze byłaś najbliższą mi osobą. Nie wiem czemu zacząłem spotykać się z Angel, to była głupota życia.
- Nie mówmy już o tym. Było - minęło. Teraz trzeba myśleć o tym co jest teraz.
- W końcu to powiedziałaś Lucy. A umiesz się do tego zastosować? - zapytał patrząc się na dziewczynę, poważnymi oczami, pełnymi współczucia.
- Nie chciałam o tym z Tobą rozmawiać.
- Moim zdaniem w głębi swojej podświadomości, właśnie o tym. Boisz się tego powiedzieć a jak już powiesz to próbujesz od tego uciekać. Słowa są cenne, ale jeszcze cenniejsze są czyny, wykonane w tym kierunku.
- Loke, czemu ja do jasnej cholery, nie umiem być na Ciebie zła. Levy już dzisiaj spławiłam krzycząc na nią o to samo. Tobie natomiast nie umiem zaprzeczyć.
- Nigdy nie umiałaś mi odmawiać. - powiedział dumnie.
- Spadaj! - powiedziała po czym uderzyła go przyjaźnie w ramie.
- Mówiłem. Opowiedz, mi co powiedziałaś Levy i jak wyglądała sytuacja.
- Dobra, jak Ty mi opowiesz, co robicie w szkole.
- Okey, to Ty zaczynaj....
.....
- "Nie ma już oca­lenia dla is­to­ty tak sprzecznej w so­bie jak ja.." Niszczę wszystko na swjej drodze. Jestem jak potwór...
- Nie jesteś potworem! - zaprotestował rudzielec.
- Nie przerywaj mi. Wiesz jak tego nie lubię i do tego w tak poważnym monologu.
- Dialogu.
- Próbuję wygłosić monolog głąbie.
- A to sorry, próbuj jeszcze raz.
- A więc jestem potworem....
- Wielkim, ogromnym z kłami!
- Zamkniesz się? - dodała uśmiechnięta blondynka. - Monolog, pamiętasz?
- Jasne. - przytaknął radosny chłopak poprawiając swoje okulary.
- Więc...
- Nie uczyli Cię, że zdania nie zaczyna się od "więc"?
- Że tak powiem, zaraz Ci przypierdole! Nie żartuje! - zakrzyknęła roześmiana dziewczyna.
- Bęęęęk. Od "że" też się go nie zaczyna.
- Bóg widział, że się hamowałam. - rzuciła po czym uderzył Loke`go w kark.
- Aaaa! Bolało! Ty zła kobietooo!
- Miało szmaciarzu. - nie mogąc wytrzymać ze śmiechu położyła się na mokrej trawie. - Brakowało mi tego. - westchnęła głęboko.
- Chcesz mnie przytulić? - zapytał rozbawiony z nutką ironii w głosie chłopak.
- Chcę Ci przywalić, to się liczy?
- Ach, kochana jak zawsze. - złapał ją za rękę po czym ucałował wierzch jej dłoni. - Zimne!
- W końcu jestem Królową Śniegu. Do czegoś to zobowiązuje.
- Racja, potworze. Będę twoim Kajem. "W po­piole spa­lonych nadziei, w og­nisku Twe­go mil­cze­nia zna­lazłam ser­ce Twe. Oca­lało. Wszakże ono z kamienia."...
.....
- W szkole życie płynie wolno, jak Ty na zawodach pływackich w podstawówce.
- Żartowniś.
- Nie żartuje. Mega wolno pływałaś, ale trener nic nie mówił, żeby nie było Ci przykro.
- Spadaj.
- No dobra. Tak więc wracam do tematu. Ogólnie to nic ciekawego się nie dzieje. Każdy jest raczej podbity myślą o egzaminach na które nikt nic nie umie. Super fajnie. Z matmy nic nie rozumiem i Ty też nic nie zrozumiesz, jak nie będziesz w szkole. Radzę Ci, żebyś się z łaski królewskiej mości pojawiła. Chyba, że dupa już za ciężka do podźwignięcia?
- Loke, Loke. Zapomniałeś już, że zawsze byłam o krok przed Tobą złotko? Całki i te inne wielomiany to ja mam skarbie w małym paluszku. Nie rozumiem jak Ty możesz tego nie ogarniać. Przecież to jest ...
- Takie proste!
- No widzisz?! Czemu więc narzekasz?
- Bo mi smutno...
- Oooo.... opowiedz mi o tym. - rzuciła ironicznie blondynka.
- Baruje mi Ciebie...
- Bo się rozpłacze.
- Serio mi Ciebie brakuje Lu. Bez żartów, bez podtekstów. Chciałbym, żebyś wróciła. Żebyś w szkole przezywała mnie od głąbów, żebyś znowu na matmie ze mną siedziała. Żebyś uderzała mnie zeszytem jak coś źle zrobię. Chcę widzieć Cię znowu uśmiechniętą i trzymającą za rękę Natsu. Jesteście cudowną parą. Nawet nie wiesz jak on teraz wygląda. Widać, że ta sytuacja mu nie służy. Wiem, że zabiłby mnie gdybym Ci powiedział, ale już dwa razy w ciągu miesiąca zasłabł w szkole. Chłopakowi to nie przystoi tak sobie wiesz no... mdleć, ale on nie ma z tym problemu. Dwa razy przewrócił się na środku korytarza. Słaby jest jak nie ma Ciebie przy sobie, jak nie wie co się z tobą dzieje. Nie radzi sobie z tym tak jak Ty. Jest gorzej rozbity niż Ty. I pomimo tego, że powinienem go nienawidzić i nastawiać przeciwko tobie, to nie mogę. On obdarzył Ciebie taką miłością i tak się tobą zaopiekował, że ja bym nie był zdolny do czegoś takiego. Ma ogromne serce i choć ciężko mi będzie patrzeć na was trzymających się za ręce,przytulających, całujących, szepczących sobie słówka na lekcjach to chce, żebyście byli razem. Rozumiesz? Chce tego a skoro ja tego chce to Ty powinnaś tym bardziej. Wiesz, że jestem twardsza od niego? Jak wrócisz to Ty będziesz dla niego oparciem nie on dla Ciebie. Proszę Lucy, wróć. Wróć, bo to jest jedyny ratunek dla was obojga. Tylko razem możecie się ocalić...
......
Hearfilia trzymając za rękę chłopaka wyszła z pięknego ogrodu i udała się w stronę samochodu. Zanim wsiadła podziękowała chłopakowi i mocno go przytuliła dając mu buziaka w policzek. Loke szepnął jej coś jeszcze i pozwolił wsiąść jej do samochodu. Pomachał na pożegnanie i pomimo tego, że stracił z oczy auto Lucy to nadal wpatrywał się w horyzont i wypatrywał nadchodzącego słońca. Minęła może godzina albo dwie a dostał wyczekiwaną wiadomość od Lucy, właśnie kiedy słońce zaczęło wschodzić.
- Rozmawiałam z Levy i przeprosiłam ją za wszystko. O dziwo po moim zachowaniu wybaczyła mi wszystko. Pierwsze co zrobiła bo mnie przytuliła.Po prostu bez słowa zawahania mnie przytuliła. Obiecałam, że zacznę chodzić do szkoły od następnego tygodnia. Miałeś rację mówiąc, że "szczęście jest jak słońce - trzeba tylko poczekać na jego wschód". Poza tym chyba pierwszy raz widziałam jego wschód. Dziękuję, za wszystko! Strasznie Cię kocham i nigdy nie przestałam :*
- "Dla spie­czo­nego sa­mot­nością ser­ca oca­leniem stać się może naj­mniej­sza krop­la dob­re­go słowa...
Uko­jenie i ochłoda... "
- Prawdziwy z Ciebie przyjaciel <3
- Uczcijmy minutą ciszy, kolejnego towarzysza poległego we FRIENDZONIE....
- Loke Ty durniu xDDDD