piątek, 6 maja 2016

Rozdział XXXX - Papierowe miasta

*oczami Lucy*
Wróciłam, oddycham i żyję. W końcu żyję. Tyle czekałam na te chwilę, po 4 latach życia bez niego mogłam w końcu go ujrzeć. Zmienił się. Jest stanowczy, gotowy wskoczyć na głęboką wodę, odpowiedzialny za swoje czyny słowa i za osoby którymi zarządza. Zmienił się również wizualnie. Jest jeszcze przystojniejszy, bardziej podobny do ojca, ale pozostała mu delikatność jego mamy. Jest piękny, taki którego mogłabym rysować nocami. Mogłabym o nim pisać wiersze. To była tylko godzina a ja czułam się jakbym widziała go tylko sekundę. Chcę więcej i częściej go widywać.
Ukrywałam się w tym samym miejscu przez 4 lata wspierana przez mojego dziadka i rzadziej, ale jednak przez moją babcię. Z Minerwą i dzieciakami mam stały kontakt odkąd mieszkają w naszym starym domu. Bywałam u nich prawie codziennie z wyjątkiem krótkiej wizyty za granicą u cioci i Michelle. Rozmawiałam również kilkakrotnie z Levy, ale widziałam, że prędzej czy później wygadałaby moje miejsce zamieszkania i moją tajemnicę to ucięłam z nią kontakt. Co dzień patrzyłam na to samo miasto z góry wieżowca i widziałam tych wszystkich ludzi, którzy codziennie wykonywali te same rutynowe czynności. Wstawali, jedli śniadanie, żegnali się z dziećmi, jechali do pracy, stali w korku, trąbili, jechali do pracy i siedzieli w tej powalonej korporacji. Po czym wracali zmęczeni po całym dniu zdejmując z siebie wszelkie troski i zrzucając obawę, że ktoś wbije Ci nóż w plecy. Wracali do swojego jedynego schronienie na tym świecie jakim była rodzina. Przytulali dzieci, całowali żonę, jedli obiad, oglądali wspólnie film, przeglądali papiery z pracy i zasypiali i tak codziennie. W kółko i w kółko powtarzał się ten sam schemat, jakby nie umieli inaczej. Przyzwyczajeni do obecnego stanu rzeczy godzili się na wszystko co zostawił dla nich los. Nie próbowali nawet z tym walczyć, nie broni się lecz poddali. Ja nie chciałam się poddać dlatego tu trafiłam. W tym miejscu widziałam cały ten mechanizm działania papierowych miast. Nic co się wydawało prawdziwe nim nie było. Każdy człowiek był jak kawałek papieru, który przy lekkim wietrze mógł odlecieć daleko i już nigdy nie wrócić. Kiedy tylko zarabialiby więcej, nie zostawaliby przy swoich rodzinach tylko wyjeżdżali i się spełniali, gdyby zarabiali więcej, wyjeżdżaliby żeby odpocząć ale nie z rodziną tylko z pracownikami, gdyby zarabiali więcej popadali by w nałogi, gdyby zarabiali więcej jeździli by lepszymi samochodami i zatruwali wszelką roślinność wokół siebie. Byli papierowi. Jak małe żołnierzyki wykonujące czyjeś rozkazy, byli nijacy. Nie chciałam  taka być i nie chciałam aby nasza rodzina taka była a właśnie do tego nieuchronnie zmierzała. Pewnego dnia, gdy siedziałam i patrzyłam przez okno znajdujące się kilkanaście metrów nad ziemią widziałam jego samochód, na pewno był to on. Krążył i jakby czegoś szukał. Serce zamarło mi kiedy zatrzymał się przed budynkiem w którym przebywałam. Widziałam jak wchodził i zniknął w środku. Bałam się przedwczesnej konfrontacji ale byłam gotowa. Wstałam i przygładziłam włosy, wiedziałam, że wjedzie na moje piętro bo zawsze to robił, bo tu miał najwięcej spraw do załatwienia. Zostawiłam dokumenty od Castiela, stanęłam przy biurku i czekałam aż przejdzie korytarzem i zobaczy mnie. Cała ściana była szklana nie mógł by mnie nie zauważyć a jednak, nie zauważył. Przeszedł obok mojego pomieszczenia, z nieobecnym wzrokiem skupionym na jednym punkcie. Był nieobecny duchem. Czekałam aż się odwróci  lecz on przystanął i się uśmiechnął. Byłam pewna że cofnie się i wbiegnie do mojego biura, wtedy go przytulę i ucałuję i przeproszę za wszystko co mu zrobiłam. Ale on tylko uśmiechnął się, uścisnął komuś dłoń i przekazał papiery do podpisu. Był tuż pod moim nosem, ale wiedza o tym co mu zrobiłam, co przed nim zataiłam była moją niemocą. Nie mogłam zrobić kroku w przód choć bardzo chciałam, wiedziałam, że on musi mnie znaleźć pierwszy. To było bardzo ważne. 
Widywałam go jeszcze kilkakrotnie. Jedno z takich spotkać odbyło się wtedy, kiedy podjechałam do jego ulubionego sklepu plastycznego, gdzie zawsze kupował szkicownik, najlepsze ołówki i węgiel. Stanęłam przy półce z kolorowymi kredkami, widziałam w nich nie tylko zwykłe kredki, ale piękno tego świata. Kolory, które na nim są, ale ludzie przez swój egoizm ich nie widzą. Ja je widziałam, widziałam je bo nie byłam już trybikiem w chorej grze jaką sobie ludzkość wymyśliła. Nie byłam już częścią szarych papierowych miast. Oderwałam się od schematu. Kiedy tak stałam i patrzyłam się na kredki poczułam znajome ciepło za moimi plecami. Bałam się odwrócić, bałam się że go zobaczę. Nie teraz, nie tutaj, nie tak. Wiedziałam, że to on. Wszędzie poznałabym te włosy, szybko uciekłam na drugą stronę sklepu. Nie pozwoliłam by mnie zauważył, nie tutaj i nie teraz. 
Innym miejscem w którym go widziałam był park. Kiedyś tutaj spacerowaliśmy. Tu znajdowało się nasze liceum i podstawówka mojego rodzeństwa. Zdjęłam buty i stanęłam delikatnie na piasku. Był sypki i zimny. Usiadłam na huśtawce a końce stóp zakopałam w podłożu. Patrzyłam na bawiące się dzieci. Podchodziły do mnie i chciałby żebym się z nimi bawiła. Uścisnęłam je i popędziłam za nimi do piaskownicy żeby lepić zamki z pasku. Wtedy wydawało mi się, że po ścieżce idzie Natsu. Nie mogłam go rozpoznać, szedł z głową w papierach. Trzymając 10 teczek w jednym ręku, kawę i torbę w drugim szedł zmęczony po pracy. Szedł jakby zaraz  miał podstawić głowę pod siekierę kata. Wyglądał tak jakby przybyło mu 30 lat. Gdy go ujrzałam aż serce mi się ścisnęło. Wiedziałam, że to nie jest dobry moment, ale pragnęłam do niego podbiec i pocałować i uciec.
Ostatnim razem kiedy go widziałam szedł z Lissaną. Poczułam bolesne ukłucie w sercu, mówiąc szczerze byłam bardzo o niego zazdrosna. Tego dnia miał odbyć się ślub Castiela, a ja musiałam skompletować strój. Weszłam do pobliskiego sklepu z bielizną chcąc kupić rajstopy. Wtedy zauważyłam go jak patrzył na damską bieliznę a u jego boku stała Lissana. Miałam wielką ochotę wyciągnąć jak za kudły i pokazać kto tu rządzi, ale tego nie zrobiłam. Nie miałam odwagi. Nie miałam prawa. Zniknęłam. Nie byłam już częścią jego życia więc nie miałam prawa w nie ingerować. Wróciłam do domu, ubrałam się na ślub a po powrocie zaniosłam się płaczem, który mogła uspokoić tylko jedna osoba.
Tęskniłam z każdym dniem coraz bardziej, kiedy przyszedł czas aby w końcu się spotkać i powrócić na arenę papierowych miast wiedziałam że muszę być silna. To zdążyliśmy ustalić z Castielem. Mam być silna a on ma mnie w tym umacniać. W końcu był ważną osobą w moim życiu oraz mojej rodziny. Dzięki niemu zachowałam się w ryzach, żeby nie podejść do Salamandra i go nie przytulić. Zakochanemu człowiekowi nie potrzeba wiele aby z miłości zrobić jakieś głupstwo. Szczególnie najłatwiej nam przychodzi robić rzeczy, które mogą wpłynąć na dalsze życie, nie tylko nasze, ale i naszych najbliższych....
Odzyskałam go i nie mam zamiaru go drugi raz stracić. Będę walczyć o niego i wygram w końcu tego nauczyły mnie te 4 lata spędzone tułaczką.


*oczami Natsu*
Moje serce zamarło. Poczułem, że wszystko wewnątrz mnie stanęło i przestało prawidłowo funkcjonować. Krew nie dopływała mi do mózgu i nie mogłem racjonalnie myśleć. W mojej podświadomości ten moment widziałem inaczej. Myślałem, że zobaczę ją jako uśmiechniętą, pełną życia kobietę z 5 dzieci i mężem. Cieszę się, że jej takiej nie zobaczyłem. Moja wyobraźnia troszkę przesadziła z czego jestem bardzo zadowolony. Pierwsze wrażenie jakie odniosłem to to, że wyładniała, wyszczuplała i zmężniała. Gdyby nie oni wszyscy tam zebrani, porwałbym ją do miejsca gdzie nikt i nic nie mogłoby nam przerwać. Chciałem się z nią całować, wielbić ją i wznosić ponad wszystko inne. Chciałem ją mieć znowu dla siebie, jak dawniej. Nadal tego chce i do tego będę dążył, nie wiem co przede mną ukrywa, ale dowiem się. Nie spocznę póki jej nie znajdę zanim ona się ze mną skontaktuje. Nie będę czekał cierpliwie, bo w tym czasie może się jeszcze wiele wydarzyć. Moja miłość nawet na chwilę nie zmalała, kocham ją jeszcze bardziej niż wcześniej. Chce spróbować tym razem na poważnie. Budując stałe i solidne fundamenty rozpocząć nowe życie, pełne radości, szczęścia i rodzinnego ciepła. Mieć z nią gromadkę dzieci i prawdziwy dom. Jesteśmy starsi i mądrzejsi o doświadczenia jakie zostawił nam los. Muszę się z nią spotkać i dowiedzieć się wielu rzeczy o których mi nie powiedziała. To godzinne spotkanie z nią uświadomiło mnie tylko w tym, że mógłbym z nią spędzić całe życie.
Zanim zobaczyłem ją w dzień konferencji wydawało mi się, że już wcześniej się minęliśmy i ta myśl i to wrażenie spowodowało, że zacząłem jej szukać. Jeździłem przez kilka dni po całym mieście i zaglądałem w najciemniejsze zakamarki jakie to miasto ukrywało. Po 20 dniach samotnego poszukiwania poddałem się i wróciłem do obowiązków. W między czasie zaczęła jej szukać policja, ale oni też nic nie wskórali. Podjechałem pod najwyższy wieżowiec w tym mieście, gdzie na najwyższym piętrze pracują największe szychy. Musiałem im zawieźć pewne firmowe dokumenty do podpisania. Chciałem to zrobić osobiście, bo odczuwałem taką potrzebę. W głębi duszy czułem, że jak podaję jeszcze raz wokół miasta to ją znajdę, ale tak się nie stało. Kiedy dotarłem windą na sam szczyt nie od razu ujrzałem szefa, postanowiłem pójść prosto korytarzem bo zawsze zachwycał mnie widok z tych okien na całe miasto. Patrzyłem przed siebie, zamyślony, nieobecny. Z jednego z pokoi przebijały się na korytarz silne promienie słoneczne i pomimo tego, że chciałem spojrzeć na nie nie mogłem. Myślałem, że przywidziało mi się, ale w tych silnych promieniach zauważyłem piękną blondwłosą kobietę. Stała tyłem a zachodzące słońce mocno świeciło. Nie mogłem jej poznać. Odpuściłem, bo wiedziałem, że popadam w paranoje. Pożegnałem szefa i wyszedłem. Porażka.
Innym razem kiedy potrzebowałem kupić nowy szkicownik i węgiel, wszedłem do mojego ulubionego sklepu plastycznego i tam przy dziale z kredkami i flamastrami minąłem dziewczynę o różanym zapachu perfum, który niegdyś używała Lucy, gdy odwróciłem się dziewczyny już nie było a w miejscu gdzie stała zobaczyłem małą uśmiechniętą od ucha do ucha dziewczynkę. Podszedłem do niej i zapytałem się jak ma na imię a ona szybciutko i wyraźnie odpowiedziała.
- Jupiter.
Powiedziałem, jej że to piękne imię i dałem jej kupione dla mojej mamy czekoladki. O mało nie wyjąłem bielizny, którą kupiłem w imieniu taty na jej urodziny. Uśmiechnęła się, pomachała mi i powiedziała, że musi uciekać bo ktoś na nią czeka. Taka mała a taka mądra. Poczułem z nią pewną więz i ogromne ciepło bijące z jej serduszka. Może dlatego, że miała takie piękne, kolorem podobne do moich włosy. Wydawało mi się, że widziałem później tą dziewczynkę w parku, ale tego już nie byłem pewien. Byłem zmęczony i właśnie szedłem na samobójczą misję. Musiałem wrócić do domu, gdzie czekali na mnie inwestorzy za granicy. Wracałem i myślałem, że przydałaby się Lucy, ona zawsze była świetna w językach obcych. Angielski traktowała jak język ojczysty o hiszpańskim i niemieckim nie wspominając. Ach, jak to dobrze było mieć ją zawsze blisko siebie. Gdyby zobaczyła mnie takiego natychmiast kazałaby mi wszystko odłożyć, przygotowałaby mi kąpiel a później spędzilibyśmy piękną noc razem. Ale jej nie było i nie miałem co marzyć, o tym że jeszcze kiedykolwiek ją zobaczę, więc szedłem. Szedłem bez celu. Bo jak można chodzić, oddychać i żyć bez kawałka siebie. To tak jakby ktoś zapomniał, zgubił albo został okradziony z kawałka serca, mózgu czy płuca. Bez nich nasze życie jest praktycznie niemożliwe. Moje takie było. Snułem się ale sensu ie widziałem. Tak było dopóki się nie zjawiła w moim życiu po raz kolejny.
Powinienem już rozmawiać z tatą i doradcami firmy, aby załagodzić sytuację z panem Strauss, ale nie miałem na to głowy. Wiedziałem, że tata mniej emocjonalnie do tego podchodzi i lepiej to załatwi. Ja pozwoliłem sobie odpocząć a następnego dnia zabrać się za śledzenie mojej ukochanej. Postanowiłem rozpocząć je od odwiedzin jej macochy, która mieszkała na przeciwko domu rodziców....
.....................
Z góry zaznaczam iż wiem, że liczbę 40 piszemy nie jako XXXX lecz jako IL ale to drugie tak nieładnie wygląda więc postanowiłam nie popadać w skrajność i wybrać to co ładniejsze :* 

6 komentarzy:

  1. Fajny rozdział. Taki z dwóch perspektyw. Byli tak blisko siebie, a jednocześnie tak daleko. Załamuje się myśląc o tym, że powoli to będzie koniec tego opowiadania. A ja je tak uwielbiam, z pewnością niejednokrotnie wrócę do niego.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Przesyłam wenki jak najwięcej. Do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Popłakałam się przez Ciebie. Nie mam pojęcia, jak to skomentować. Po prostu czekam na następny rozdział. Pozdrawiam i życzę wenki

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest po prostu genialny.
    Wiele przemyśleń Lucy i Natsu.

    Denerwuje mnie to że Lucy zniknęła na kilka lat...mimo że miała Natsu na wyciągnięcie ręki a mimo to unikala go, Natsu szukał Lucy, ale mu się nie udawało.

    Teraz gdy Lucy postanowiła się pokazać przed Natsu.
    To on ma za nią ganiac?

    To Lucy powinna walczyć o Natsu.

    Pozdrawiam i życzę weny oraz czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  4. Aguniu, co ja ci mogę napisać. Nigdy nie wiem, jak skomentować Twoje rozdziały. Ten mi się bardzo podobał, zresztą jak każdy inny, nie ma co ukrywać :) Tylko że w tym niby nic się nie działo, tylko ich przemyślenia, ale ten rozdział był taki... prosty. Ale pięknie prosty. No bardzo smutny. Kurde blaszka, jak ja czytam o ich cierpieniu to aż mnie w środku skręca. Nie mogę przeboleć ich bólu. Poważnie, ten rozdział bardzo działa na emocje i jest to tylko i wyłącznie zasługa wspaniałej autorki. Tak więc składam pokłony i nie mogę się doczekać co dalej :)
    Twoja wierna i zawsze czytająca (z pewnym opóźnieniem niestety) fanka Patryśka :D :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie chce Cię smucić, ale rozdział mi się nie za bardzo podoba. Bohaterowie dużo myślą za mało robią. Skupiasz się na rozgrywkach umysłowych, a nie na akcji, co nie przypada mu do gustu. Ale nie martw się jako tako przyjemnie się czytało.
    Pozdrawiam i dużo weeeny ;3

    OdpowiedzUsuń
  6. Popieram komentarz Lucy, który jest wyżej. Wolałabym akcje, a nie przemyślenia i juz mi się trochę że za wyjaśniło xd. Weny i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń