sobota, 19 września 2015

Rozdział XXVI - To nie może, skończyć się dobrze!

Witam! Zanim zaczniecie czytać, możecie włączyć piosenkę (link poniżej), która idealnie pasuje do tego rozdziału i popłakać razem ze mną kiedy go pisałam. Dziękuję.
https://www.youtube.com/watch?v=P2hM9CLAMu4
......
Karetka zabrała nieprzytomnego Natsu do szpitala. Lucy po telefonie ojca szybko pojechała razem z Michelle na miejsce, gdzie mieli go przywieźć. Wchodząc widziała tylko jak zabierają go do sali i wstrzykują mu coś dożylnie.
- Tato, co się stało? - zapytała gorączkowo blondynka.
- Nie wiem... Poprosiłem go o pomoc w znoszeniu kartonów z gabinetu. Zgodził się, a później po pewnym czasie zasłabł. Nie wiedziałem, że ma problemy ze zdrowiem.
-Bo nie ma! Przynajmniej tak mówił. Teraz to nie jest ważne. Michelle, weź mój telefon i zadzwoń do jego rodziców. Później do Gajeel`a, Gray`a. Levy, Erzy i w sumie to wszyscy. Nie chce, żeby zebrała się tu cała szkoła. Najważniejsze, żeby były najważniejsze dla niego osoby. 
- Dobra. - powiedziała Michelle i rzuciła się w wir dzwonienia. Nie wiedziała jak inaczej może się przydać a bardzo chciała pomóc w jakiś sposób. W tym czasie, blondynka pobiegła do lekarza i chciała zapytać się o stan zdrowia swojego ukochanego, ale panowała wokół niego niesamowita wrzawa. Już miała kogoś zawołać, ale usłyszała słowa, które do końca ją załamały. 
-TRACIMY GO!  - krzyknął lekarz z sali gdzie leżał różowowłosy. Lucy natychmiast pobladła. "Wisiała" na szybie i tylko przyglądała się, jak lekarze go ratują. Zaczęła głośno płakać wręcz krzyczeć. Zauważyła się pielęgniarka i szybko do niej wyszła. 
- Kto panią tu wpuścił? Proszę stąd iść. To nie miejsce przedstawienia. 
- Ale to mój narzeczony. 
- Ale nie mąż więc proszę stąd iść. Natychmiast! - krzyknęła rudowłosa i zaraz po tym ochrona wyprowadziła szarpiącą się Lucy. 
- Zostawcie mnie, sama potrafię iść. 
- Lucy! - krzyknęła od progu mama chłopaka
- Jasmine! - pobiegła i przytuliła się do matki chłopaka. - Nie wiem co się z nim dzieje. Nie chcą mnie wpuścić i nic powiedzieć. Z tego co usłyszałam, jego stan jest krytyczny. 
- Jezu! Co ty mówisz? Przecież nic mu się nie działo. 
- Idę zapytać co się dzieje - rzucił Igneel i pobiegł do rudowłosej pielęgniarki. 
- Wiesz co się stało wgl? Miał wypadek?
- Nie, po prostu zaczął pomagać mojemu tacie znosić kartowy i nagle upadł. 
- Może to ze zmęczenia...
- Nie sądzę. Tata powiedział, że jak stracił przytomność to z nosa i uszu zaczęła lecieć mu krew. Nie wiem czy wiedziałaś, ale wydaje mi się, że to przez te nawroty pamięci. Non stop jak coś sobie przypominał to od razu tracił przytomność, albo upadał. 
- Lucy, wiesz ile razy mu się to zdarzyło....
- Z tego co mi mówił i sama widziałam może jakieś 7 razy...
- Jasmine! - krzyknął Igneel. - Nasz syn  umiera! Potrzebna jest krew ABRh-. 
- No to na co czekamy... 
- Jasmine, ty nie możesz oddać krwi. 
- Mogę i ją oddam. 
- Jesteś za słaba. Poza tym twoja krew się nie nadaje. Robiłaś badania tydzień temu i dwa dni temu je odebrałem. Masz poważne problemy z krwią. Musimy znaleźć kogoś innego. 
- Nie znajdziesz teraz drugiej takiej osoby z tą grupą. A ty Lucy...
- BRh+.... ale podzwonię do wszystkich! Obdzwonię wszystkich znajomych! Znajdę dla niego tą krew, choćbym miała podpisać cyrograf z diabłem! - powiedziała i udała się na hol alby wykonać telefon.
- Nasz syn ma guza w głowie. To przez ten wypadek! Chcą go natychmiast operować. Podpisałem wszystkie potrzebne papiery. Podtrzymują jego życie, ale ta krew musi być dzisiaj oddana inaczej nie ma szans. 
- Nawet tak nie mów, że nie ma on szans! Nawet tak nie myśl! Zabraniam Ci! 
- Przepraszam! Jasmine, zostań tu. Ja zadzwonię do kogoś z rodziny. To jest znikoma szansa, ale warto próbować. 
- Dobrze.
.....
- Rozumiem Mira, dziękuję... Dobrze, dobrze. Jak będę coś więcej wiedziała to napisze! Nie nie musisz przyjeżdżać i tak jest tu spore zamieszanie. Przepraszam Cię, ale muszę jeszcze zadzwonić do jednej osoby.- Lucy się rozłączyła i na ekranie wyświetlił jej się już jeden numer. - Loke
- Cześć Loke, słuchaj, mam do Ciebie pytanie.
- Jeśli chodzi o to czy wrócę do Ciebie, odpowiadam - TAK. Tęskniłem i zrozumiałem...
- Nie o to mi chodziło!!! Mam inne pytanie! Będę szczera i nie będę owiać w bawełnę ... Jaką masz grupę krwi? 
- Czemu pytasz? Coś Cię się stało? 
- Raczej, jakby mi się coś stało, to chyba bym nie była w stanie zadzwonić! Chodzi o Natsu. Natychmiast potrzebuje krwi. I to nie jest czas na kłótnie czy urazy z przeszłości potrzebuje ABRh-. 
- Lu... zdajesz sobie sprawę, że to jest rzadka grupa krwi? 
- Loke, nie musisz mi o tym przypominać. Trochę się w tym orientuje. Czyli jaką masz grupę?
- ARh+... przykro mi... naprawdę...
- Dobra już sobie daruj! - powiedziała wściekła
- Lucy, zaczekaj! Chyba znam kogoś z taką grupą krwi.- dziewczyna już miała się rozłączać, jednak szybko chwyciła z powrotem za słuchawkę.
- Kto to jest? 
- Lu... nie chce Ci dawać nadziei. Ale jestem pewien, że ona ma tą samą grupę co Natsu. Tylko będzie mały problem. 
- W tej chwili, zrobię wszystko o co mnie by nie poprosiła w zamian! 
- No się musisz być na to przygotowana, bo ona zawsze odbiera to co jest jej! 
- Kto to? 
- Natsu pewnie kojarzy tą osobę. Chodzi o Mary! - Lucy usłyszawszy imię dziewczyny pobladła. 
- Yyy.... Okey, dziękuję że mi pomogłeś. 
- Lu, nie jedź tam sama! To jest niebezpieczna dzielnica! 
- Dziękuję, za pomoc. Trzymaj się! 
- Luuuu..... 
....
- Wiem kto ma taką grupę krwi! - krzyknął dziewczyna do zapłakanej matki chłopaka. Kiedy ona to usłyszała natychmiast wstała i  podbiegła do niej! 
- Kto to jest? Pomoże nam?
- Tego nie wiem! Wiem tylko tyle, że jest taka osoba i wydaje mi się, że jeśli jej zapłacę to się zgodzi. 
- Kto to? 
- Mary. 
- Jaka Mary? Tylko nie mów mi, że....
- Właśnie ta! Ale wierzę, że dam radę. Przekonam ją i pomoże nam! 
- Lucy, to jest zły pomysł. Nie znasz jej, poza tym, nie wydaje mi się, żeby jej krew była do jakiegokolwiek użytku. 
- Warto spróbować. - powiedział Igneel. - W końcu sama powiedziałaś, że nie warto tracić nadziei. Lucy pojadę z Tobą. 
- Nie! Lepiej będzie jak państwo tu zostaną. Sama to zrobię. 
- Nie ma mowy. To jest niebezpieczna dzielnica! - dodał Gajeel. - Znam takich co tam mieszkają. To sami menele, prostytutki, narkomani. 
- Gdyby Cię tam zobaczyli, nie skończyłoby się to dobrze...- dodał Gray. - Ja na pewno nie puszczę Cię samej! 
- Dobra nie ma czasu na debaty. To kto ze mną pojedzie? - Kiedy Lucy zadała pytanie ręka Gray`a, Gajeel`a, Erzy i Levy widniała w górze. Kiedy Gajeel zauważył Levy od razu kiwnął głową. 
- Ty tu zostajesz. Nigdzie nie jedziesz! 
- Ale dlaczego?! - zapytała zdenerwowana dziewczyna
- Dlatego! Jesteś mała a tam jest niebezpiecznie! Nie będę Cię narażał. 
- Sama umiem o sobie zadbać. 
- Z pewnością, ale nie w takim miejscu. - Lucy zobaczyła wściekłą Levy i tylko położyła jej rękę na ramieniu. 
- Gajeel, ma rację. Levy tam będzie zbyt niebezpiecznie poza tym, mus być miejsce, żeby zabrać do samochodu Mary. Mam dla Ciebie lepsze zadanie. Prawda, że jesteś dobra z informatyki? 
- A co ma teraz informatyka do tego w takiej sytuacji? 
- Uwierz mi, że mnóstwo..... 
....
- Jakie jej dałaś zadanie? 
- Jeszcze trudniejsze od naszego! Nie może dać się złapać. 
- Cooo? W co ty ją wciągnęłaś?
- Spokojnie. Poradzi sobie. Poza tym widziałam jak patrzy się na nią ten student.
- Jaki znowu student? Zostawić was na chwilę. 
- Spokojnie Gajeel. Troszkę go pobajeruje i włamie się do systemu głównego. 
- Co zrobi? - wszyscy jak jeden mąż odwrócili się patrząc w osłupieniu na Lucy. 
- Po pierwsze Gray, natychmiast się odwrócić i patrz na drogę. Po drugie, potrzebuje pewnej informacji o pacjencie tego szpitala. 
- Kogo?
- Mary Hughes! 
....
Wbrew sprzeciwu przyjaciół Lucy przebrnęła przez zapuszczoną dzielnicę zwaną Korpus Legionu i weszła do drzwi o numerze 69. Wszystko było stare w domu unosił się nieprzyjemny zapach. Mało tego, gdzie się nie spojrzało wszędzie było pełno brudu. Śmieci leżały porozrzucane po całym pokoju. Lu, nie mogąc dłużej na to patrzeć, weszła po schodach na górę. Uchyliła jedyne znajdujące się tam drzwi i zobaczyła leżącą na łóżku pół nagą fioletowowłosą dziewczynę. Ona usłyszawszy skrzypiącą podłogę wstała i wrzuciła się na dziewczynę. 
- Co ty do cholery robisz? Kim jesteś? - krzyczała i uderzyła w twarz blondynkę. Ona szybko się podniosła, uderzyła Mary w żebra i popchnęła na podłogę. Przygwoździła ją i sprowadziła do parteru. 
- Jestem Lucy Heartfilia i chyba znam twojego byłego chłopaka.
- Jaśniej? 
- Nastu Dragneel. - powiedziała dziewczyna i puściła Hughes wolno. 
- Takiej damy, nie nauczyli w domu, że kiedy wchodzi się do innych trzeba zapukać?
- Nie bądź już taka drobiazgowa. Nie przyszłam się z Tobą spierać. Mam sprawę, która nie może czekać. 
- No proszę, a może ja właśnie miałam iść do pracy?
- Już w niej jesteś, śpiąc koło tego starucha! Nikt by Ci nie dał innej pracy. Nie wierzę, że Natsu mógł kiedykolwiek być z Tobą! 
- Oj, ty jeszcze nie wiesz, jaki on wcześniej był. Nieźle umiał się zabawić! 
- Możesz sobie darować. I tak mnie do niego nie zniechęcisz! Jestem tu w innej sprawie! 
- Ty, masz do mnie sprawę? No proszę, zamieniam się w słuch!
- Potrzebuje twojej krwi! 
- Jaka bezpośrednia. Proszę, proszę! A kto miałby być tym szczęśliwcem z moją krwią? 
- Nasz wspólny znajomy. 
- Och, mój ukochany Natsu! Hhahahah, śmieszna jesteś, wierząc, że tu przychodząc osiągniesz cel. 
- Zapłacę tyle, że będziesz mogła zacząć życie od nowa! Będziesz mogła kupić sobie dom, załatwić sobie fałszywe papiery i wyjechać z kraju. 
- No proszę, znalazł sobie, bogatą dziewczynkę. I co spełniasz jego zachcianki? Kupujesz, mu alkohol, papierosy, narkotyki? 
- Nie, on się zmienił! Nie jest taki, jakim go pamiętasz! 
- Natsu się zmienił.... to ciekawe... Chciałabym go zobaczyć odmienionego! 
- Ile chcesz kasy?
- Słucham? Ty tylko myślisz o pieniądzach. A może, jestem bardzo uczciwą obywatelką i oddam krew dobroczynnie bez żadnego ale... No powiedzmy, że na wzgląd dawnej znajomości.
- Jakoś Ci, nie wierzę. 
- No dobra, będę szczerza. Wcale nie widzi mi się to oddawanie dla niego krwi. Mógłby zdechnąć jak dla mnie, ale widzę tu pewną korzyść dla siebie więc. Zgadzam się! 
- Tak po prostu? No to co to za haczyk?
- Zerwiesz z nim, tak abym ja mogła do niego wrócić. I zapłacisz mi 10 000 tysięcy, a co. W końcu jesteś bogata. 
- Coooo? To jest chyba jakiś żart.
- Cicho bo obudzisz tego starucha i wtedy zrobi się nieprzyjemnie. Powiedziałam, że to jest mój warunek. Pod innym się nie zgodzę. A ty chyba nie masz wyboru, pewnie jego czas się kończy. Po co go marnować, na głupią kłótnię. Załatwmy sprawę od ręki. Zgadzasz się?
Lucy tak zależało na Natsu, że nie mogła odmówić. Wolała widzieć go żywego u boku innej dziewczyny, niż tylko jego grób. Mogła nawet oddać swoje życie za to, żeby on mógł żyć. Był dla niej wszystkim.
- Zgoda. - Heartfilia wyszła sama, bo Mary, musiała jeszcze coś wziąć. Przechodząc przez ulice zaczepiło ją kilku bezdomnych dopominając się pieniędzy. Dziewczyna rzuciła im 100 zł i przyspieszyła kroku. Zaraz koło niej pojawili się inni i zaczęli żądać tego samego. Dziewczyna próbowała się wyrwać, ale nie mogła. Poczuła, silną dłoń na swoich plecach. Zgięła się i wylądowała na ziemi. Później poczuła piekący ból na policzku, twarzy, brzuchu. Widziała kilka osób nad sobą. Jedna zaczęła zdejmować z niej ubrania. Wszyscy się śmiali. Jedynym wyjściem na jakie Lucy miała jeszcze siłę, był krzyk. Chwilę później zjawili się jej przyjaciele. Gray i Gajeel zabrali się za 4 typków a Erza zaczęła tłuc się z jakąś kobietą. Lucy teraz mogła zobaczyć, jaka jej przyjaciółka jest silna. Wcale jej teraz nie dziwiło, że w gimnazjum mówili na nią Tytania. Szkarłatnowłosa pomogła jej wstać. Wzięła za ramię i odprowadziła do samochodu. Sama wróciła się, żeby pomóc kolegom. Kilka chwil później wszyscy byli już w samochodzie czekając na Mary. 
- Wiedziałem, że tak będzie kiedy puścimy Cię samą! Jak się czujesz? Jeśli tak jak wyglądasz, to cieszę, się, że jedziemy prosto do szpitala. - powiedział Gray
- Co Cię boli? - zapytała przejęta stanem zdrowia blondynki - szkarłatnowłosa. - Możesz chodzić? 
- Ja nie jestem teraz ważna. Liczy się tylko Natsu. Nic więcej nie ma znaczenia. 
- Kiedy przyjdzie ta Mary, bo nie mamy czasu - zaraz po tym drzwi się otworzyły i do auta wsiadła fioletowowłosa. 
- No to na co czekamy. Chyba musimy uratować mojego chłopaka? 

6 komentarzy:

  1. Rozdział genialny!
    Po prostu brak mi słów, aby opisać to co czuję, po przeczytaniu tego rozdziału. Tak się wzruszyłam, że nie mogę T-T Ale wiem jedno...tą Mary mam ochotę zatłuc, ale po tym jak odda krew dla Natsu. Coś czuję, że jak Lucy będzie z nim zrywać, to się jeszcze bardziej poryczę ;-; (Chociaż mam małą nadzieję, że nie posłucha tej małpy i z nim nie zerwie).
    Przesyłam dużo weny, czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam ^-^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że się spodobał, bo miałam pewne obawy przed jego opublikowaniem :* Również serdecznie pozdrawiam :>

      Usuń
  2. Rozdział super. Bardzo mi się podobał. Taka nagła zmiana akcji. Mam nadzieję, że nic nie będzie Natsu. Tak było pięknie pomiędzy nim, a Lu. Ta Mary to ziółko z niej jest. Jak ona może mieć takie wymagania. Niech kasę sobie weźmie,ale od Natsu wara.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Przesyłam wenki jak najwięcej. Do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie i przesyłam buziaczki i pozdrowionka :*

      Usuń
  3. Super piszesz opowiadania. Uwielbiam Fairy Tail jak i Inuyashę, a twój blog jest po prostu boski. Czekam na next i mam nadzieję, że Natsu nic nie będzie.

    OdpowiedzUsuń